czwartek, 9 lipca 2009

Roladki rybne w boczku z fasolą mung, z sosem paprykowo-chrzanowym
















Kiedy dacie zwartą rybę, będzie smakować jak schab. Kiedy dacie marną rybę, będzie pyszna. Kiedy dacie naprawdę dobrą rybę... Niee, naprawdę naprawdę dobrą rybę zrobiliście na grillu polaną oliwą i posypaną bazylią, z pieczonym pomidorem i bagietką potraktowaną grecką oliwą. Cóż, to nie jest odcinek o naprawdę dobrej rybie. Ale o smacznej.

Składniki
filet z ryby,

2 szerokie, ale za to cieniuśkie plastry wędzonego boczku,
czerwone pesto z suszonych pomidorów,
dratwa ;)
0,5 szklanki fasoli mung,
1 zielona papryka,
1 ząbek czosnku,
garść zielonej pietruszki, bazylii,
łyżka chrzanu,
cząber, tymianek, sól, pieprz.

Na
plastrach boczku układamy filety (jeśli były mrożone, rozmrażamy). Ja użyłem jakiejś ryby o gęstym mięsie, ale lepszy byłby dorsz, mintaj albo panga, bo nie miałby konsystencji schabowego. Ryba powinna być na tyle cienka, żeby się zwinęła. Ale jeśli macie grube płaty, też nicht szisen: przekrajacie wzdłuż na cieńsze i już. A nie muszą one być równe, ani nawet w jednym kawałku. Hmmm... a gdyby je wcześniej posiekać i połączyć z czosnkiem i ziołami? Ciekawe.

Tak przygotowaną układankę smarujemy czerwonym pesto z suszonych pomidorów. Chcecie przepis? A puknijcie do mnie w okieneczko, albo i w futrynkę, to dam. No, i zwijamy. Ciaśniutko, ale żeby środek nie wycisnął się. W środek można jeszcze dać siekaną bazylię albo piórka szczypioru. No. Obwiązujemy z dwóch stron dratwą i na patelnię. Smażymy ze wszech stron na uroczo brązowiutki, apetyczny kolor. Ryba przechodzi wędzonką i pesto z pomidorów, a więc pomidorami, bazylią, pietruszką i czosnkiem. Nieźle.

W międzyczasie, albo wcześniej, trzeba nam przyrządzić fasolę i sos. Tylko nie sugerujcie się fotą poniżej: zagapiłem się Linuksa zgłębiając, i fasola mi się rozgotowała, więc zrobiłem jakieś takie siakie piure aby ukryć porażkę.

Powiem, jak miało być. Więc tak: fasolę mung gotujemy na małym gazie. Wiecie, fasola mung to są takie ziarenka, oliwkowe maleństwa wielkości ziaren ryżu, tylko uroczo okrąglutkie, słodkie i delikatne. Jak nasza Pyza Wędrowniczka. (Nie trzeba jej moczyć, tylko pilnować kiedy miękka, ty głupia pałko.) To było do mnie. Ona nawet sama z siebie słonowata w smaku jest, więc z solą ostrożnie albo w ogóle. No, i jak się ugotuje szczęśliwie, to na koniec wysypujemy na talerz i wszyscy pytają "ojejku, a co to takie pyszne?".

Sos. Sos nam połączy delikatność fasoli z boczkiem i pesto. Zieloną paprykę pozbawiamy w wiadomy sposób skóry i wnętrzności (kto nie wie jak, puka) i miksujemy z chrzanem, dorzucając czosnek i zieleninę (bazylia, pietrucha, dużo). Soląc i pieprząc ile komu fantazja przyda. Pamiętajmy tylko, że fasola delikatna, ale boczek i pesto - nie.

Na koniec usuwamy dratwę z roladek, przekrajamy na pół pod skosem nowomodną metodą, wykładamy na talerz, lekko sypiemy obok fasolkę, dookoła soskiem paprykowo-chrzanowym, posypujemy zieleniną (bazylia, oregano, szczypior, ale i rozmaryn, a co? co tam kto ma).

A jak kto nie umie fasoli dopilnować, to wygląda tak, jak niżej (z czapką czerwonego pesto).














Tytułem PS.: W jak różny sposób można sfotografować tę samą potrawę, na tym samym talerzu ;)

1 komentarz:

  1. Czypraku Antoni, jestes inspiracja! Uzywaj gazu, uzywaj, dolaczam Twoje przepisy do ulubionych :-)))

    OdpowiedzUsuń