Też tak macie, że jedzenia robicie jak dla wojska? Ja mam, ale wcale się z tego nie cieszę. Co to za przyjemność dwa tygodnie jeść kapuśniak, i to od śniadania, przez drugie śniadanie, podobiadek, obiad, podwieczorek, kolację, aż do posiłku przed snem ażeby w nocy nie wstawać. Jak ostatnio robiłem kulki indycze, też naprodukowałem jakbym z Pałąkową w konkury przy kateringu szedł. Szczęściem surowe mięso dało radę zamrozić. Właśnie łaziłem po kuchni, podciągając kalisony ażeby kroku w kolanach nie mieć, i dumałem, co by do tego pachnącego mielonego na obiad wyczmonić, kiedy usłyszałem człapanie Szuwaśki w sionce.
Naści, kochanieńki, dynia, tyle że niekompletna, wychrzęścił jak tylko wlazł i usadowił się na zydelku. I mówi, że umęczył się jak kobyłka orką, i żeby dla niego napić się co dać. Nu, śliwowincji u mnie braknąć nie braknie prawie nigdy. Nalałem po stakańczyku, popróbowaliśmy, czy wanilią zanadto nie wania, i pytam jego, skąd on taką wybrakowaną bańkę wziął. Dziurawa jakaś, niepełna, a nawet pusta we w środku... Może w gieesie wysprzedaż była?
Rozumiesz, kochanieńki, wymruczał powoli i poczochrał resztki czupryny pod czapką, był u mnie wczoraj taki jeden malec, ale niewyjściowy silnie. Stoi popod furtką, łepek zadziera, i mówi, że cukierek albo psikus, albo cuś w podobie, i wyciąga do mnie czapeczkę ze słodkościami. No, dzieciakowi odmówić nie po bożemu, bo wyglądał jakby jego z cyrku zabyli, to poszkodowałem ja jego. Ale sam wiesz, że ze słodyczy to tylko słoninę w miodzie uważam, tak co będę dzieciakowi cukierki wybierał kiedy nie zjem. Mówię, dziękuję tobie, maleńki, za cukieraska, sam ty jego zjedz, posilisz się nieco. Ale psikusa jak tak chcesz, to ja dla ciebie zrobić mogę, co mi tam. Nu, Antoni, dynia jest dla ciebie, gdyż wiesz, że ja takich postnych rzeczy do pyska nie sadzam.
▪ składniki jak na kulki indycze, albo na dowolnego hamburgiera,
▪ 0,5 kg dyni,
▪ 1 ząbek czosnku,
▪ sok z cytryny,
▪ sól, pieprz.
[Listonic]
Dynię kroimy na kawałki, obieramy ze skóry, kładziemy na blasze, skrapiamy oliwą, sokiem z cytryny, solimy, opieprzamy i wsadzamy do gorącego piekarnika. Kiedy miętka jak bufory Wisiorek Aldony, miksujemy z ząbkiem czosnku na piure, ewentualnie dosmaczamy cytryną, solą czy czym tam sobie chcemy (wszyscy lubią konkretne przepisy, co nie?). Zastępstwo dla kartochla - wyborne. U mnie wyszedł bardziej mus dyniowy, bo warzywo było soczyste. Taki pomarańczowy sosek dyniowy do kotleta. Miodas. A właśnie, a gdyby tak dodać miodu? A pomarańczy gdyby? Co by to było?
Z mięsa formujemy kotlety i smażymy na patelni grillowej. Połączenie bardzo pyszne. Pojadłem jak panisko.
Już po obiedzie byłem, akuratnie nalewałem sobie szklaneczkę głogówki na trawienie, a tu wpada Pałąkowa. Zdyszana, z liściami we włosach i z mchem wyłażącym z gumiaków, bo w młodniaku zająca z procą tropiła; zerknęła podejrzliwie na resztki dyni, i drze się: dawaj śliwowincji, Antoni, ponieważ albowiem afera we wiosce wybuchęła! Ktoś dzieciakowi wójta dynię helołinową zakosił, a dodatkowo za koszulinę kompostu nawpychał i psem poszczuł. Teraz wójt lemuzyną służbową marki Tavria jeździ w te i nazad, winowajcy poszukując! Ładuj lepiej te dyniowe resztki do parnika, bo nieszczęście gotowe.
Widzicie, jak to człowiek całe życie się uczy. Wydało się, że młodzianek nie chciał dać, tylko dostać cukieraska. Psikusa z kolei otrzymać nie zamiarował. To nie było zaodraz tak gadać, czort? Żeby on powiedział jak człowiek, to przecież sołtys by dla niego słoniny z miodem nie pożałował, szczególnie gdyby wiedział, że u wójta w chałupie nie przelewa się i dzieci po prośbie chodzić zmuszone są! Najgorzej, że wójt miał jakoś teraz dotacje przydzielać, a jak sołtysowy psikus się wyda, to o asfaltowej drodze do Gliniewic możemy zapomnieć, jejbohu. Póki co, Szuwaśko przemyka przez Koszelewo przebrany za garbatą murzynkę w ciąży i udaje, że wróży z kaszanki. Mówią, że z powodzeniem, ale o tym opowiem wam jak tylko skończę jeść kapuśniak.
▪ ▪ ▪
Na koniec trochę poważniej, choć długaśny wpis wychodzi i gotowiście pousynać. Dzielna mama jednego Kuby pięknie wykorzystuje nowoczesne zdobycze techniki ażeby pomagać swojemu synkowi. Jej zaangażowanie, pomysłowość i determinancja nie pozwalają mi pozostać obojętnym. Poczytajcie sobie
tutaj i pomóżcie jeśli możecie. Zobaczycie, że wkrótce spotka was nagroda za dobre serce. Mućka się ocieli, albo żyto zakwitnie drugi raz w tym roku. Ja liczę na to, że ozimina dla mnie wybuja tak, że aż z powiatu będą przyjeżdżać podziwiać, więc kupiłem na Allegro dwie świetne książki, w tym zbiór opowiadań, który pasuje mi szczególnie z racji tematyki typu poetyka i prozaiczność hulaszcza, ale też oddałem na aukcję chartytra... no, na aukcję oddałem trzy tomiszcza kultowego tasiemca „Millennium” Stiega Larssona. Miałem do antykwarwiatu dać albo Szuwaśce za gąsiorek śliwowincji opylić, bo korytko warchlaków się dla niego chita (jak w domu zostawię, to sami wiecie, jeszcze sąsiedzi mnie o czytelnictwo, kryptowykształciuchostwo albo co gorszego jeszcze posądzą i z wioski przepędzą), ale zamaniło się dla mnie coś bez interesowności zrobić.
Aukcja jest tutaj i jeszcze do następnej soboty pobędzie, więc zdążycie z kapuchy wyskoczyć. W sensie że nie z kapuśniaku, a z mamony. Na życzenie zwycięzcy będę odbijał z pomocą towotu łatkę Raciatej... tfu, psia mać, ratkę Łaciatej na pierwszej stronie każdego tomu. Że ekstralibris taki niby.
Słowo honoru, to miał być normalniejszy wpis żeby nie wyglądało, że z poważnych rzeczy robię sobie podśmiechujki, ale nie poradziłem, no nie poradziłem. Bywajcie i pojedzcie solidnie, moje śmidrygiełki.