Zima będzie wczesna, kuchenni blogierzy zaczęli gotować jesienne potrawy. Gotuję i ja ażeby ktoś nie pomyślał, że jakaś popierdułka jestem, a nie prawdziwny kuchenny blagier. Tfu, blogier. No to dzisiaj kontynuuję jesiennienie kuchni. Będzie solidnie, choć zwiewnie. Gdybym miał zgadywać, po włosku więcej. Albo po angolańsku, bo czy to wiadomo, co w takiej Angoli warzą? Może i kulki z indyka. Przepis skradłem Grzesiowi z Mniammniama.
Składniki:
▪ 0,5 kg mielonej piersi indyka,▪ 15 dkg wędzonego boczku,
▪ 0,5 l soku pomidorowego,
▪ 100 ml czerwonego wina,
▪ 2 cebule,
▪ 10 dkg sera topionego,
▪ 10 dkg sera pleśniowego (ja wziąłem niebiewski Lazur, bo lubię),
▪ 10 dkg czarnych oliwek,
▪ 1 jajko,
▪ po garści natki pietruszki i tymianku,
▪ 3 ząbki czosnku lub 3 łyżeczki pasty włoskiej,
▪ sól, pieprz.
[Listonic]
Boczek drobno siekamy lub międlimy w blenderze. Siekamy oliwki. Łączymy mięso indycze z boczkiem, oliwkami, jajkiem, ziołami, połową czosnku, połową serów. Solimy, pieprzymy, ładnie wyrabiamy (ale serów nie wgniatamy w masę zbyt dokładnie, białe oczka fajnie wyglądają) i odstawiamy żeby czosnek i zioła zrobiły swoje.
Cebulę podduszamy na oliwie, a kiedy zmięknie wlewamy sok pomidorowy i wino (sok wykombinowałem w ostatniej chwili, bo zostało mi pół kartonu po tym jak robiłem żeberka z fasolą), dusimy z 15 minut żeby płyn nieco odparował. Przyprawiamy, blendujemy na gładką masę, dodajemy małe klopsiki uformowane z masy mięsnej, dusimy ok. 10 minut. Kulki wyjmujemy z czerwonego sosu pachnącego winem i pomidorami, odparowujemy go do uzyskania gęstości lejkiej śmietany, dodajemy resztę serów, które dadzą nie tylko znakomity smak, ale też przyjemną konsystencję. Dokładamy pozostały czosnek lub przechodzoną pastę włoską. Wkładamy z powrotem klopsiki, wuala.
Oczywiście kulki można upanierować w bułce tartej i usmażyć przed włożeniem do sosu, wtedy są brązowiutkie i też smakowite, ale ja miałem lenia i ochotę na coś delikatnego, więc wciepłem do gara surowiznę.
Podajemy z makaronem albo z kartochlami lub też z kaszą albo z ryżem, ewentualnie z bagietką albo bez nic. Ja zrobiłem z makaronem razowym. No i co? No i zima może mi... nafiurkać, o.
Tak se myślę, że takie klopsiki byłyby też dobre z rybą zamiast indyczyny. Mus spróbować.
A kiedyś, jak nie miałem lenia i obsmażyłem pulpeciki (ale miałem innego lenia, bo to były raczej wielkie pulpeciska, żeby nie powiedzieć kotleciuchy), to wtenczas wyglądały tak:
Cóż mi pozostaje, jeśli nie uruchomienie drukarki i sporządzenie listy brakujących składników? :)
OdpowiedzUsuńA! Pastę włoską mam, bo robiłam, ale zapomniało mi się pochwalić Cię Antoś za to cudo - co teraz naprawiam:))
Pasta prima sort! :))
Róbta ją ludziska, póki czosnek jeszcze soczysty!
No, przy takim daniu to zima ucieknie na pewno ! Symfonia smaków ! Zapamiętam je sobie :)
OdpowiedzUsuńAntośku, ja na razie zamykam owoce w słoikach i jeszcze nie gotuje jesiennie - zimowo. Ja się zastanawiam czy ja w ogóle tak gotuję...raczej nie - robię to, na co mam czas zazwyczaj. Ale te Twoje pulpeciki i w ogóle Twoje propozycje konkretów zawsze mnie kuszą:)
OdpowiedzUsuńGrażynko, wiesz, że swojego bloga chciałam nazwać "Symfonia smaków"?
Serdeczności:)
z prosiaczkiem też są dobre...
OdpowiedzUsuń;)
No fajne takie pulpeciki i nie tylko na zwykłą jesień, a na jesień życia wręcz, bo i zębami memłać nie trzeba, wszystko już przememłane :D
OdpowiedzUsuńPoproszę coś do gryzienia :D
Aa widzisz, Dikejko, prawda, że znakomita? Ja dlatego ją przy każdej okazji promuję, bo to niezastapiona w kuchni rzecz jest: i do zup, i do sosów, i na zagrychę.
OdpowiedzUsuńGrazynko, a już uciekła, patrzaj, kapuśniak na schodki na noc wystawiłem i nie zamarzł był.
Ja to zamykam kurki na noc i świnki jak w szkodę pójdą, za karę. A co dla Ciebie te owce zrobili, że Ty je zamykasz w słoikowej ciurmie?! Bo widzisz, Ewelajno, ja taki do bólu konkretny jestem. Jak mówię, że idziem po flaszkie do Maciaszczyka, to zawsze bardzo konkretnie i zdecydowanym tonem ;)
Gutku, jeśli dobrze pamiętam, to drugie zdjęcie jest ze świnki właśnie :) Fakt, też pycha.
Hehe, Magento, no tak, memłać nie trzeba. I dla emeryta, co szczękę zgubił zdałoby się, i dla rekonda... renkondw... no, dla tego, co z choroby wychodzi, pod szklaneczkę śliwowincji podać można, bo to musi być zdrowotne. Smakuje jakby było pełne witamin i minielementów. Czort, zrobiłem zdrowotne żarcie. Sołtys Szuwaśko jak nic wypisze mnie z wioski.
Jutro klopsiki bedą grane po raz drugi:-)
OdpowiedzUsuńPyszne są!:)
Nie miałam lenia, toteż ukulałam maleńkie klopsinki (34 sztuki), które wypieściłam w tartej bułce i lekko podsmażyłam.
Oliwek dałam 7 dag, bo więcej nie miałam, a do sosu pomidorowego sypnęłam płaską łyzeczkę ziół prowansalskich.
CYMES!!! Dlatego jutro powtórka musi byc :)))
Dzięki Antoś :)