Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapusta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapusta. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 listopada 2010

KUK: Sznycel wieprzowy z ragout z warzyw sezonowych i musem ziemniaczanym, czyli po naszemu schaboszczak z kapuchą i tołkanicą
















Drogie moje sąsiedzi, przyjaciele i znajomki z klubokawiarni. Dzisiaj, ponieważ nie mogę już patrzeć jak zapychacie się smażoną pasztetową albo hamerykańskimi sieciowymi hamburgierami ze szczura i papieru, będziemy kontynuatorować edukację kuchenną ażebyście zdrowiej i lepiej jadali. Jutro jest ważna patriatyczna data dla upamiętnienia czasu kiedy my się wyrwaliśmy z łap Ruskich i tych różnych co śwargoczą i stawiają krasnale w ogródkach. A więc zatem opowiemy sobie o jedzeniu polskim. Już ja dobrze wiem, że przedkładacie martadelę po duńsku z boczkową kruszonką nad polskiego, rodzimego, kochanego biało-czerwonego łososia w sosie gorgonzolowym z kaparami. No to ten-tego-ten, jedziemy z Koszelewskim Uniwersytetem Kuchennym.

Na obiad obowiązkowo zróbcie sobie jutro schabowego, gdyż ten heroiczny czyn wyrazi waszą obywatelską postawę, a poza tym to o niebo lepsze od kotleta z krowich wymion. Ubierzcie się ciepło i spożyjcie go pod stakana, w cieniu majtającej się narodowej flagi. Albo może lepiej nie, bo jak wy wszyscy jecie tak rozrzutnie jak nasz sołtys, to ufajdacie kapuchą sztandar i będzie wstyd zamiast podniosłości. No to tego, jedzcie w kuchni. Stół tylko nakryjcie świeżą ceratą i przetrzyjcie taborki, bo święto wszak.

Składniki:
plajster schabu z kością albo i bez,
20 dkg kapusty kiszonej,
1 cebula,
pół małego koncentratu pomidorowego,
20 dkg ziemniaków,
masło albo śmietana,
mąka, bułka tarta, jajo na panierkę,
kminek, sól, pieprz.

[Listonic]

Na oliwie szklimy posiekaną cebulę, dodajemy kapustę (samą kiszoną albo pół na pół ze świeżą), posypujemy obficie kminkiem i dusimy do miękkości, co chwilę trwa. W międzywywczasie można zająć się darciem pierza albo łuskaniem fasoli. Żeby tylko z tego łuskania dla was jakiś traktat nie wyszedł jak wy się zadumacie. Kapucha się przypali i ochotnicza straż pożarna będzie musiała przerwać partyjkę rozbieranego durnia, a latoś dwie baby u nich nastały, to oni mogą niechętnie od gry odrywać się. No, chyba że jak raz przegrywać będą. Na koniec dobawiamy koncentrat pomidorowy, posiekany czosnek, ewentualnie czerwoną paprykę w proszku dla koloru. Solimy, pieprzymy.

Kartofle gotujemy do miękkości, a następnie przy pomocy tłuczka zmieniamy w tołkanicę po dodaniu masła albo śmietany w ilości pozwalającej uznać paciaję za rozkosznie pulchną.

Mięso rozbijamy tłuczkiem albo ręką wyobrażając sobie, że to biur... baba z ZUSu. Albo nie, może lepiej wyobraźmy sobie coś przyjemniejszego: komornika, mafijnego windykatora lub zakapiora ze sprężynowcem: kotlet powinien wszak pozostać w jednym kawałku, a nie rozbryzgnąć się po całej chałupie. Solimy, pieprzymy, obtaczamy delikatnie w mące, maczamy w roztrzepanym jajku a następnie w bułce tartej. W miejsce bułki można użyć zmielonych migdałów, orzechów, pomiętolonych płatków kukurydzianych albo i otrębów. W różnych konfiguracjach. Ja tutaj daję jednak przepis podstawowy, bo zakałapućkacie się. Gdybym opowiadał o zbyt ekstragaganckich składnikach, to wy byście się pozawieszali i naszykowali sobie chleba ze słoniną zamiast porządnego obiadu.

Kotleta smażymy na oleju aż zrobi się cudownie brązowiutki. Walimy wszystko na tarełki, albo i na rodowe porcelany, i wsuwamy aż się nam uszy trzęsą. No i tego, nie zapomnijcie pod wieczór odśpiewać uroczyście, po staropolsku „o mój ty rozmarynku, ty się zaś rozwijaj wspaniale”. Maciaszczyk dobro naszykowane ma, dla nikogo nie zbraknie, tak i dla mnie widzi się, że pośpiewamy my jutro, oj, pośpiewamy. Czego dla nas wszystkich szczerze życzę z wyjątkiem Baciuka.

A teraz czas zarobić na litra gazu do mojej emailowanej kucheneczki gazowej:

  ***       Reklamowa zagajka       ***  

Po widnemu i ciemaku
samogończyk pij, chłopaku!
Likier z głogiem i maliną
dzień i noc se sącz, dziewczyno!

Czy o zmierzchu, czy o świcie,
ma Maciaszczyk zdrowie picie.

MACIASZCZYK.
Samo zdrowie z serca bagien.

  *** Koniec reklamowej zagajki ***  

czwartek, 25 marca 2010

Tatowe biesiady: Kulebiak

















Myśleliście może, że to szarlotka? A to kulebiak — taki pieróg. Można go robić z różnymi farszami: z mięsem, z rybą, z warzywami. Na Podlasiu, a pewnikiem także w innych regionach naszego oszałamiająco pięknego kraju, kulebiak z kapustą i grzybami był tradycyjnym, obowiązkowym gościem na wielkanocnym stole. Trochę o tym zapominamy, a szkoda. A więc, ponieważ Wielkanoc coraz bliżej, przedstawiamy kandydata na talerze, mistera sytości przez delikatność, profesora aromatyczności stosowanej, drożdżowego miszczunia. Przed państwem kuuu-leeee-biaaaaaak!

Składniki
Nadzienie:
80 dkg kapusty kiszonej
3—5 dkg grzybów suszonych
5 dkg cebuli
3 dkg tłuszczu

Ciasto:
25 dkg mąki
2 żółtka
1 jajo, sól
2 dkg drożdży
łyżka cukru
3—4 łyżki śmietany
7 dkg masła
2 dkg masła do formy.

[Listonic]

Jak dobry to pieróg, wie każdy, kto go kosztował, a kto nie kosztował — niech se czym prędzej zrobi. Tym razem tatko wykonał nowopoznaną wersję ciasta, drożdżowo-kruchą. Dodatek masła sprawia, że jest ono delikatne, pulchne, nie takie gęste jak drożdżowe.Od zwykłego drożdżowego różni się tym, że każdy chce kawałek z brzega żeby było więcej ciasta.

Grzyby namoczyć, umyć, ugotować wyjąć z wywaru, posiekać. Cebulę obrać, drobno posiekać, usmażyć na jasnozłoty kolor,dodać kapustę, posiekane grzyby z wywarem, smażyć pod przykryciem, aż kapusta będzie miękka. Doprawić pieprzem, cukrem, ewentualnie maggi.

Blachę wysmarować masłem, posypać mąką. Drożdże rozmieszać z cukrem, zostawić na 2—3 minuty. Mąkę przesiać,włożyć masło, posiekać nożem, dodać całe jajo, 2 żółtka, szczyptę soli, rozczyn z drożdży i śmietanę. Ciągle siekać nożem, a następnie wyrobić na jednolitą masę.



















Rozwałkować w prostokąt odpowiedni do formy, nałożyć nadzienie, skleić ozdobnie. Nawet jeśli w cieście zrobią się dziurki, nie jest to powód do szukania żyletki. Można przed rozwałkowaniem zostawić sobie grudkę ciasta, którym uzupełni się rozdarcia.














Postawić w ciepłym miejscu. Gdy ciasto podrośnie, posmarować rozmąconym jajkiem i wstawić do dobrze nagrzanego piekarnika. Piec około 1 godziny. Upieczony zrumieniony kulebiak wyłożyć na półmisek, podzielić na porcje i w ciszy, w gronie rodziny lub przyjaciół, pod szklaneczkę czego dobrego kontemplować jego staropolski smak.














Oj, dobre!

To była normalna wersja przepisu. Poniżej wersja dla poczochranych. 

Runda pierwsza: Ciasto usieczone, ale knuje
W czerwonym narożniku trener Drożdż naradza się przez kilka minut ze swoim pomocnikiem Cukrem, bo ubiegłoroczny triumfator tutrnieju, Mąka Pszenny czegoś się sypie. Przesiewają informacje, wnikają w psychikę swojego podopiecznego i konstatują, że bez fizjoterapeuty, Masła Ześmietany, nie obejdzie się. Mąka się opiera, ma inną strategię na pojedynek, na szczęście masażysta, pan Nóż Blacha-Kuchenny łagodnie, lecz stanowczo namawia Mąkę na masaż. O dziwo, masaż odnosi świetny skutek, ciało zawodnika nabiera sprężystości, mięśnie nie są już takie zbite, mistrz nie jest już rozlazły, a bardziej pozbierany i ogólnie wypasiony. Czyżby uwierzył w sukces?

Jeszcze tylko dodatkowy masaż Jajkiem. Intendent Śmietana wachluje błyszczące od wysiłku ciało Mąki, a trenerzy Drożdż i Cukier udzielają ostatnich wkazówek. Żeby tylko za bardzo nie zamieszali mu w głowie.

Runda druga: Kapusta garuje i się sposobi
Przenosimy się do narożnika niebieskiego, gdzie pręży czuprynę mistrz wagi lekkiej, ale wielki zadziora, postrach blokowisk oraz niemieckich bazarów i garów, Kapucha „Czort” Kiszony. Jego trener, zasłużony dla boksu partyzanckiego pan Grzyb, choć zasuszony, jednak wciąż niezły prawdziwek, spocony z wysiłku, z emocji aż się polał wodą z cebrzyka. Na szczęście nieco zmiękł i już tak nie trzeszczy, więc do pracy może przystąpić masażysta ekipy, Olej Rzepacki. Drugi trener, Cebula Chlip, dwoi się i troi, a nawet pięciorzy. Wszędzie go pełno, ciągle wykrzykuje założenia taktyczne. Ostry gość. Wyskakuje poza ring, nie przerywając jednak perory. Do gorącej dyskusji dołącza się, choć mokry, pierwszy trener i wszyscy razem burzliwie naradzają się. Niestety, nie słyszymy, o czym rozmawiają, bo przykryli się ręcznikiem. Coś mi tu śmierdzi. A nie, to Cebula się piekli. Ale ale, nie rozumiem, co się dzieje, do rozmowy przyłącza się pomocnik trenera Mąki, Cukier! Czyżby jakieś machloje? Zawsze mówiłem, że ten Cukier to jakiś szemrany typ.

Runda trzecia: Klincz, czyli szczepa
Rozpoczyna się walka. Zawodnicy mierzą się wzrokiem. Kiszony, jako że jest mocno rozgrzany, natychmiast próbuje ataku ze znienacka, jednak Mąka jakby tylko na to czekał. Rozpłaszcza się na ringu próbując się weń wtopić, czeka aż Kapucha z całym impetem przypuści atak i, niebaczny na okrzyki trenera Grzyba gdzieś spomiędzy włosów swojego przeciwnika, jednym ruchem zakłada mu piekielny chwyt. Proszę państwa, co za emocje, Kapucha dosłownie zniknął w objęciach Mąki, ale nie jest to uścisk przyjacielski, o nie! Coś tam popiskuje, syczy, zawodnikowi z niebieskiego narożnika chyba nawet coś pociekło, ale nie poddaje się, jeszcze próbuje wyjść z tego zwarcia, choć są to już chyba tylko próby pro forma. Massakra!














Temperatura spotkania cały czas rośnie, widownia podgrzewa nastroje zgrzytając sztućcami i wznosząc okrzyki „na-stół-go” mając oczywiście na myśli, że Mąka powinien rzucić Kapuchę na deski, co byłoby fantastycznym zakończeniem pojedynku. Ale popatrzmy, coś tam się dzieje, Mąka poczerwieniał z wysiłku, jego mięśnie stwardniały, czyżby Kiszony podjął próbę wyjścia z uścisku? To już jest jazda na najwyższych obrotach! O k...piiiiik, trochę się zapiekli.

Runda czwarta: Nokaut przez rozkosz (koniec marzeń o obojętności)
Chyba zbliżamy się do końca tych pasjonujących zmagań. Do akcji przystępuje zblazowana część publiczności. Oto przed nami wielbiciele kuchni molekularnej, którzy nigdy na raz tyle jedzenia nie widzieli. Myślą, że to jakiś ogromny magazyn wojskowy, bo przecież jedna porcja obiadowa potrafi zgubić się pod paznokciem. Za nimi miłośnicy jedzenia, na które się patrzy, a nie je, którzy dotąd sądzili, że ziemniaczki robi się ze styropianu. No i oczywiście zagorzali mięsożercy. To ci, którzy nie jedzą niczego, co kiedyś samo nie biegało. Przyznajmy, piękne są ich stroje w rozmiarach plandeki, to robi wrażenie! Ach, przepraszam, nie zauważyłem, liczna reprezentacja wymoczonych fascynatów anoreksji schowała się za wiaderkiem. Cóż to, przecierają oczy, że żywność to nie tylko trawa i szczaw! Chwileczkę... tak, wóz, słyszę cię wyraźnie... proszę państwa, otrzymałem informację, że szczaw nie, bo ma w sobie coś, czego nazwy nie umiem powtórzyć.

Nie-prawdo-po-dobnee, jak oni wszyscy się opierają, jak się wzdragają, tu i ówdzie widać próby ucieczki, ale peleton jest bezlitosny, w końcu dlaczego ktoś miałby mieć lepiej. Służby porządkowe siłą przymuszają opornych do otwarcia ust i wpychają im wspaniałe, kruche, delikatne ciasto z kapustą... Co ja widzę?! Proszę państwa, to jest coś niesamowitego! Oniemienie! Wszyscy są zdezorientowani, wygląda na to, że im smakuje! Jeden, drugi, a tam, proszę tylko spojrzeć, cała grupa zblazowanych testerów wyrywa ochronie widelce z dłoni i zaczyna domagać się więcej! Przedstawiciel mięsożerców w walce o spory kawałek miota anorektyczką, która w locie próbuje jeszcze chwycić kawałek ciasta. Drodzy słuchacze, to jest nookaaaut!  Tego jeszcze w kompleksie Piekarnik Arena nie było. W czwartej rundzie Kulebiak Kapuściak wygrywa przez zdruzgotanie kubków smakowych.

Po tych emocjach musimy ochłonąć. Najlepiej przy reklamie na nutę ludową. Zostańcie państwo z nami.

  Tyrdrydindrildriri! Reklaamaaa. Trindyndrylindry!
 
  Łoj dana, łoj dana, rzecz to niesłychana, 
  Maciaszczyk pracuje od nocy do rana. 
  Pracuje, pracuje, drożdży nie żałuje, 
  jak mu się zapieni, pięknie zdestyluje. 
  Hej hej! Hajda! 
  Wnet się gąsiorkami piwniczka napycha, 
  świat cały się cieszy, woła „Pycha, pycha”! 
  Hej, hej, hola!
  Koszelewska śliwowincja. Niech się łosie pochowają.
  
  Tyrdrydindrildriri! Reklaamaa to byłaa. Trindyndrylindry!

I ty możesz mieć taką reklamę. Zgłoś się do Studia Antonio&konsortes i złóż zamówienie. Koszt to tylko litr gazu do kucheneczki gazowej. Uwaga, promocja! W przypadku przedpłaty do chałupy, litra rozwala się zaodraz pod słoninkę.

piątek, 18 grudnia 2009

Król zimy bigos w roli słodziaka















Ech, lubię ten rodzaj jedzenia, które im dłużej obrabiane, podgrzewane, tym coraz lepsze i coraz większa ślinka leci żeby już, szybciej, niech się rozmraża! W zimowy wieczór kiedy zza okna izby dobiega zawodzenie wichru a w piecu huczy ogień, nie masz jak miska parującego tygodniowego bigosu. Tak się robi przytulasto, bezpiecznie... O, bigos to potęga, ale najlepiej tę potęgę pokazuje po kilku dniach podgrzewania, przymrażania, odgrzewania, może czasem przywarcia do dna garnka, że i lekkiego przypalenia dozna, a konsystencja robi się atłasowa, a aromat gęstnieje, a w brzuchu burczy na samą myśl...

No no, bo się tu rozwojażę. Bigos najlepszy jest na gęsinie. Nie wiem, na czym to polega, ale na innym mięsie nie taki dobry on jest. Do tego skrawki mięsa gęsiego, wieprzowego, wołowego, dziczyzny jeśli jest, kawałki kiełbasy, suszone grzyby, śliwki albo żurawiny. Tym razem, ponieważ miałem korpusik gęsiowy, dodałem żurawinek właśnie i powstała wersja słodkawa dla łasuchów, i delikatna w smaku, bez drapieżności, którą potrafi czasem mieć. Lubię robić bigos, bo to potrawa ze swadą i nawet robi się go z błyskiem w oku. Taki kuchenny zawadiaka.

Składniki
kości gęsi,
pałka podlejszej kiełbasy,
mięso różnego rodzaju,
1 kg kiszonej kapusty,
3 cebule,
2 małe puszeczki koncentratu pomidorowego,
3 garści suszonych grzybów,
2 garści żurawin,
5 ząbków czosnku,
kminek, cząber, tymianek, sól, pieprz.

Najpierw wywar. Najlepszy będzie korpus gęsi z końcówkami skrzydeł i szyją, bo resztę upieczemy na święta albo z okazji że sąsiad przyjszedł. Robimy ciemny bulion. Ciemny bulion powstaje przez solidne przypieczenie kości i długie, powolne gotowanie. Temperatura w piecu na maksa, wrzucamy kości i pieczemy aż zbrązowieją (lubię dorzucić listki laurowe, ziele angielskie i kilka gałązek tymianku, bo zapach robi się kosmiczny). Jeśli nie jedliście jeszcze gęsich żeberek, to jest odpowiednia chwila. Po porządnym przypieczeniu te małe kostki stają się chrupiące i kruszeją. Trochę sólki i mamy ekstraśne czipsy.

Po upieczeniu kości wkładamy do garnka z dużą ilością wody, wlewamy wytopiony płyn, dokładamy liść laurowy, ziele angielskie, ziarenkowy pieprz i gotujemy kilka godzin na minimalnym gazie. Potem wyjmujemy wszystkie stałe składniki i odparowujemy aż zostanie litr gęstego, silnie pachnącego wywaru.

Na patelni krótko, ale intensywnie przysmażamy cebulę. Jeśli brzeżki gdzieś tam zbrązowieją, to i lepiej. Do garnka z bulionem wkładamy cebulę, suszone zioła, pociętą kapustę i powolutku gotujemy do miękkości. Oczywiście można dodać też surowej kapusty, jak kto lubi.

Kiedy kapucha miękka, dodajemy obskubane z gęsi mięcho, inne mięsa (ja miałem tych mięs całą kupę, bo od razu napiekłem więcej kości żeby zrobić też zwykły bulion, który po odparowaniu poporcjowałem w plastikowych kubeczkach i zamroziłem na zaś), kiełbasę, grzyby, żurawiny, koncentrat pomidorowy, posiekany czosnek, suszone zioła. Dusimy to jeszcze z pół godzinki żeby się wszystko dobrze zmieszało, i ziuch na mróz.

Następnego dnia przynosimy garnek, czyścimy z czapy śniegowej i powolutku, na małym gazie rozmrażamy. Podgrzewamy z pół godzinki i z powrotem na dwór. Tylko stawiajcie daleko od chlewika żeby wam warchlaki obiadu nie wyżarły.

Po kilku dniach konsystencja ujednolica się i tylko grzyby się pysznią, a żurawiny puszczają oko. Płyn całkowicie wchłania się w składniki i oto mamy najlepsze, co można wyczmonić przy użyciu kapuchy. Ba, to w ogóle jedno z lepszych jedzeń. Lubię, lubię! Do zobaczenia się z państwem.

piątek, 5 czerwca 2009

Zawijaski koszelewskie

Dzisiaj, moje wy basałyki, powiem wam, jak narobić wybornych zawijasków golonkowych. Młodą kapustę mieć musicie, stara tu na nic. Jeden chłop pod Paździerzownicą ma dobrą. A mówić mi zaraz, kto wziął moją bronę spopod obórki? Wezmą i potem oddają przez cztery niedzieli. Co za czorty.

Składniki
0,5 kg golonki bez skóry i kości, samo chude,
młodziuchna, zieloniuchna kapusta,

Bejca
2 łyżki sosu sojowego,
1 łyżka oliwy,
3-4 ząbki czosnku,
pół cytryny,
cząber, tymianek, pieprz.

Sos

bulion warzywny
100 ml czerwonego wytrawnego wina,
kilka łyżek śmietany,
cząber, rozmaryn, tymianek, pieprz,
2 łyżki czerwonej słodkiej papryki,
1 łyżeczka cukru,
1 łyżka mąki.

Golonkę podzielić na słupki (1 kawałek = 1 zawijasek). Zabejcować. No dzie mnie tę samogonkę ciągnie, no, pytam się, dzie! Było "się zabejcować"? A nie, sam na karteluszku dopisałem "przygotowano przy wydatnym wsparciu wódki marki Finlandia - czysta wyborowa. Spożycie w trakcie przygotowywania bardzo wskazane". Dobra, wyciągajta te flaszki. Aa, to i mnie polejcie.

Golonka moczy się kilka godzin - to i wy pomoczta się, kiedy już poleliście - a potem smaży się na dobrze rozgrzanej patelni na dość rumiano. Kapustę sparzamy, ale nie za długo - młoda kapusta lubi jak z nią delikatnie. Kawałki golonki zawijamy w liście kapusty. Można spiąć nieużywanymi wykałaczkami.

Smak od golonki połączyć z bulionem i winem, i zredukować. Wystarczy żeby sos sięgał połowy zawijasków, nie musi go być dużo. Teraz przyprawy i śmietana, chwilkę jeszcze gotujemy i przystępujemy do finiszu: wkładamy zawijaski i przez kilka minut dusimy w winnym sosie, obracając je delikatnie i troskliwie polewając.

Mnie najlepiej smakują takie zawijaski jedzone palcyma. Bierzesz, hyc do gęby. Sos wtedy najdelikatniej głaszcze podniebienie. Bardzo miłe połączenie smaków. Zwłaszcza pod wódeczkę, czego z całego serca życzę i pijcie dużo płynów, jutro będzie lżej.