Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia arabska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia arabska. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 lipca 2010

Pasta z bakłażana

Zostało mi trochę pasty tahini po robieniu hummusu (o hummusie jeszcze będzie, bo jest szalennie pyszny), a ponieważ w lodówce badział się ładny bakłażan, postanowiłem ponownie zrobić coś ala arabskiego. Oni wiedzą, co najlepiej jeść w upały. Mam nadzieję, że nie pogwałciłem żadnego Ważnego Kanonu Kuchni Arabskiej. Dziś bez zdjęcia, bo ta pasta wygląda... no, jak breja, a nie jest moim celem zniechęcać nikogo, tylko wprost przeciwnie (no dobra, zapomniałem zrobić fotę, a pasta szybko wyszła).


Składniki:
1 średni bakłażan,
3 łyżki gęstego jogurtu,
3 łyżki pasty tahini,
3 ząbki czosnku,
pęczek pietruszki lub kolendry,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
1 łyżeczka garam masala,
1 łyżka czerwonej papryki,
pół cytryny,
sól, curry.

[Listonic]

Bakłażana przekrajamy wzdłuż, polewamy oliwą i pieczemy pod grillem aż lekko zbrązowieje i zmięknie. Łyżką wyjmujemy miąższ, wkładamy go do blendera, a skórkom pozwalamy polatać po gumnie, z czego kurki powinny być raczej zadowolone, dodajemy posiekany czosnek, pietruchę, jogurt, tahini, przyprawy, sok z cytryny i blendujemy. Gotowe. Jak na mój gust pasta powinna być kwaskawa, pikantna (użyłem ognistej curry, którą kiedyś dostałem od serwisu na1000sposobów.pl za zorganizowanie konkursu,  w którym można było wygrać przyprawy; dobra rzecz - curry, choć serwis także, bardzo pikantna, ale i aromatyczna).

Do tej pasty najlepiej pasuje pita, ale i zwykła kajzerka lub bagietka też może być. Jedzenie takiej pasty też jest fajne, bo nabiera się ją pitą, a jeszcze jak po wierzchu polejemy dobrą oliwą albo czosnkową pastą włoską, to w ogóle jest czad i opad majtasów.

Tahini można kupić w sklepach z orientalnym papu albo zrobić samemu: ziarna sezamu przyprażamy lekko na suchej patelni i blendujemy z dodatkiem oliwy na gładką masę. Jeśli robimy na zapas, dobrze jest dodać też czosnku, soku z cytryny i soli, dłużej postoi. W warunkach domowych nie jest ona taka gładka jak kupna, ale to w niczym nie przeszkadza. Może i lepsza taka, bo wyraźniej czuć smak sezamu.

Dzisiaj z Radziulisem Czesławem wsiadamy w traktorka i dujemy na ukochaną Suwalszczyznę, gdzie będziem napawali się urokliwością przyrodniczą oraz miejscowymi wyrobami przełamującymi państwową monopolizację. A w sobotę będzie blogowe spotkanie z niektórymi Kumami z Koszelewa, czyli z Buruuśką, Moniką i Zemfiroczką (tu i tu). I nie w żadnym modnym stolycznym lokalu, o nie, we Frąckach nad Czarną Hańczą nieopodal Serw, znad których muszelki są przechowywane, czy tam butelki, jak mówi piosenka. Oj, z nurtem rzeki popłynie pieśń o rozmarynie! Czego i dla was życzę, kochanieńkie moje sowizdrzałki, ale żeby uprzyjemnić wam weekend, przygotowałem wpisa o jeżu. Zapuszczę tam wiersza, ale takiego żartobliwego do pośmiacia się, a nie do refleksyjności. Ojejku, to miał być krótki wpis! No to już se idę.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Falafele, falafele, na piąteczki i niedziele! Koomuuu, komu komu?!

















Pragnę uprzedzić, iż poniższy przepis, choć do kategorii „Krótka Forma” na festiwalu „Opowieści-Rzeki” nie zakwalifikowałby się, wszelako nie jest tak krótki jak receptura parówki-krok-po-kroku-dla-zabieganych-japiszonów-v. skrócona 1.234.77, gdyż zbytnio zagubia się w meandryczności słowotoku. Tylko po co ja to mówię? Słowotok jak słowotok, a w innych wpisach to niby inaczej? Kto odważny albo też poczyprakować lubi, niechaj wbija.

Ojejku, niech będzie: możliwe, że nie mówi się falafele, tylko falafle (albo jak bufetowa Danuta, falafli), językowo trochu obświadomiony jestem, toż po księdzu proboszczu i kościelnym Koszelewskim ja prawie że najwięcej uczony w naszej wiosce jestem, ponieważ prawie że dostałem się przecież do maturalnej klasy technikum rolniczego. I mówię poważnie, byłbym się dostał, ale, gadziny, zamki pozmieniali. Ale ja nie o tym. A właśnie, jak wy takie wykształciuchy jesteście, weźcie znajdźcie rym do "falafle", cwaniaki, aha! Falafle twarde jak kafle? To nie może być.

Na wszelki wypadek, dla zażegnania sporów linguinistycznych, będę pisał o tych fala... tego, ten, będę o nich pisał w liczbie pojedynczej. Czyli że na ten przykład zrobiłem jednego falaf... fala... No więc dziś będzie o kotlecikach z cieciorki.

Składniki
40 dkg namoczonej na noc cieciorki,
3 marchewki,
1 czerwona cebula,
1 jajko,
mały gęsty jogurt,
5 ząbków czosnku,
1 cytryna,
2 pęczki pietruszki/kolendry,
garść bazylii,
garść mięty,
garść tymianku,
pół pęczka szczypiorku,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
sól, pieprz.

Najpierw cieciorka. Namoczoną zalewamy nową wodą i wstawiamy do ugotowania. Oczywiście można użyć cieciorki z puszki, ale to jakby jeść puszkowanego ananasa albo chłostać Baciuka przez blachę. Samodzielnie ugotowana lepsza..

Dipek musi się przegryźć, zatem nie zwlekajmy, gdyż dla ostatnich polewają z dna gąsiorka. To będzie coś silnie ziołowego. Pół ząbka czosnku przecieramy z solą i razem z posiekaną garścią pietruszki, szczypiorku, mięty, tymianku, które mogą być oczywiście dowolne, choć mięta i pietruszka/kolendra są raczej pewnymi (przepraszam za wyrażenie) członkami tego peletonu, wsypujemy do miseczki z jogurtem. Można przy okazji trochę popieprzyć, zwłaszcza jak kto do chałupy wlezie i zagajkę strzeli. Sosek do lodówki. Jak zagajający przynudza, jego też. Tylko na pustą półkę, bo słoninę wyżre po ciemaku.

Marchewkową surówkę też dobrze zrobić wcześniej, aby z marchewki zrobiły się ładne, giętkie makaronki. Świeża marchewka jest sprężysta niczym krok Pocielskiej Kazimiery (ale w sensie że chód, a nie to, co wy - już ja was, huncwoty, znam - pomyśleliście), która jak chodzi, to słychać jak dla niej muskulatura się spina. Od cepowania tak ma.

Jak kto lubi żeby chrupało, niechaj zajada na świeżo, ale marchewkę, gdyż z Pocielską Kazimierą niejednemu już się nie udało i zasilił szeregi poetów. Tłuszczu odrobinkę do marchwi dać, bo tylko wtedy korzyści odnaszamy z betakaretonu. Dla Pocielskiej Kazimiery najlepiej dać tiramisu i likier brzoskwiniowy, gdyż po nich najwięcej łaskawa bywa. Ja tam nie wiem, ale tak gadają.

Makaronki z dwóch marchewek wyciąłem nietolerancyjnym narządziem do wycinania makaronków z marchewek. Nietolerancyjne narządzie do wycinania makaronków z marchewek wygląda tak, że trzeba być ekwilibrystą albo prestididi... ekwilibrystą żeby użyć go lewą ręką. Czekajcie, jeszcze zrobię paradę mańkutów (o, przepraszam, praworęcznych inaczej) w centrum miasta, z którego przyjeżdżają letniki!

Tak więc nietolerancyjnemu narządziu do wycinania makaronków z marchewek dałem radę, z wyjątkiem tego, że skończył mi się zapas bandażów i plajstrów. Bandaży? Czort, nie mogli tatulo z mamulą emigrować do Anglii? Szprechałbym sobie teraz językiem skomplikowanym jak język plemion polodowcowych z okolic Kromanją, i miałbym luz.


Pociętą ładnie marchewkę uzupełniamy skórką otartą z cytryny (również użyłem nietolerancyjnego narządzia, ale tym razem krwotok zatamowałem gazetą, bo bandaże wyszły), odrobiną soku, brązowego cukru, soli i pieprzu, dodajemy posiekany ząbek czosnku. Zalewamy kapką oliwy i odstawiamy w chłodne miejsce.

To teraz klu. Pod koniec gotowania cieciorki wrzucamy ostatnią marchewkę aby ją zblanszować, ale zaraz wyjmujemy. Jak ziarenka miętkie i jędrne jak pośladki Solskiej Ludwiki, osączamy i międlimy w robocie z dodatkiem pozostałej pietruszki, czosnku, soku z cytryny do smaku, a także kminu rzymskiego, soli, pieprzu, jajka i tego, co nam przyjdzie do głowy (ale nie lucerna, ani nie Baciuk, bo on nóg nie myje). Osobno ścieramy na tarce lub blendujemy na niezbyt drobno półmiękką marchewkę i cebulę, które oczywiście dodajemy do cieciorki, bo inaczekj bez sensu by było je ciąć. Mieszamy wszystko razem i formujemy zgrabne kotleciki, które smażymy na oleju na brązowo po obtoczeniu w sezamie. Zasadniczo podaje się je w picie, ale przy tym upale nie chciało mi się stać przy gorącej kuchni.

No, fajny obiad. Falaflowe kotleciki są bardzo sycące. Można je też zrobić z surowej cieciorki, na przykład tak, jak u Moniki. Myślę, że następnym razem zrobię je właśnie tak. To na koniec przepraszam za przynudzanie i nadmiar literek