Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 6 grudnia 2011
Letni makaron z sosem oliwkowym z pomidorów
A jednak okazało się, że Mikołaj do nas zawitał o czasie. Pozawczoraj falstart był, a nawet nie falstart, bo to nie on, tylko straż ogniowa przemknęła jak się w Kaźmirówce stodoła fajczyła. Nawet wybuchi byli, bo chłop popod siankiem półroczny zapas samogonki trzymał na okoliczność wojny. No a dzisiaj poznajdowaliśmy przy kominie różne fajne rzeczy. Sołtys Szuwaśko słój ogórców dostał, u Pałąków była wielgachna torba landrynek i grzebień, a Radziulis Czesław wzbogacił się o całe mnóstwo gazet na podpałkę. To znaczy on myślał, że dostał te gazety, ale potem doszedł, że sam je przy piecu zostawił, a od Mikołaja otrzymał różową fufajkę. Tylko że kiedy on się spostrzegł, że fufajka zahaczyła się o gwózdek w kominie, to za późno było, ponieważ w piecu już buzowało i z fufajki marne resztki ostały się, w dodatku takie więcej czarniawe.
Dla mnie Mikołaj litr gazu do mojej emailowanej kucheneczki gazowej i książeczkę z przepisami przyniósł. Widzi mi się, że Pałąkowa w tym palce maczała, bo raz że jej paluchy na obkładce odbite, a dwa że niezadawno temu ona na pokazie garnków była, co to potem dwa dni po wiosce latała i wiszczała, że jak można za garnek żądać tyle mamony, że i traktor kupiłby. Używany to używany, ale zawsze. A tę książeczkę to ten sam producent, co te garnki toczy, wydał, więc może moja sąsiadka podciągnęła cichaczem ze stolika. Karola Okrasy receptury tam są. Dietetologiczne. Takich naszemu sołtysowi i pokazać nie można, bo zaraz sarka, pluje i złorzeczy. On jak coś nietłuste jest, to go wzdryga.
I tego, zaraz umyśliłem przyrządzić coś z tej książeczki, bo Okrasa po kuchni fajnie hasa i ma chłopak polot. Padło na przeuroczy makaron z sosem z pomidorów i oliwek. Bo to, rozumiecie, na jesień dwie metody są: albo ją satyrką i bigosem, albo takim daniem, że powąchasz, zamkniesz oczy, i jakbyś, nie przymierzając, na stokach Toskanii znajszedł się, albo i popod Paździerzownicą w czas żniw. To daję, co nie?
Składniki:
▪ 20 dkg makaronu,
▪ 5 dkg wędzonego boczku,
▪ 6 pomidorów,
▪ 5 pomidorków koktajlowych,
▪ po garści zielonych i czarnych oliwek,
▪ 1 pęczek bazylii,
▪ 2 ząbki czosnku,
▪ nie za duża cebula,
▪ 1 łyżka masła,
▪ 2 łyżki twardego sera.
Na patelnię wlewamy oliwę z oliwek (ja lubię dać ciut więcej, niż potrzeba, bo potem ona tak pięknie błyszczy i dodaje subtelnego smaczku), krótko podduszamy pokrojony boczek, a potem dorzucamy i szklimy szklimy posiekaną cebulę i czosnek. Dodajemy obrane ze skórki i pokrojone w kostkę pomidory. Dusimy na niezbyt dużym gazie. Kiedy pomidory się rozgotują, dorzucamy przepołowione pomidorki koktajlowe oraz oliwki, połowę posiekanych, połowę w całości. Całość doprawiamy solą, pieprzem, dorzucamy masło i wyłączamy gazowanie. Kiedy się masło roztopi, dorzucamy posiekaną bazylię, mieszamy z makaronem i już (ja dałem nitki, bo innego nie miałem, tagliatelle byłyby lepsze). A nie, jeszcze starkowanego sera na wierzch sypiemy. Robi się to tyle czasu, co się kluski gotują. Ach, ten aromat... radosny, słoneczny, pełny. A poszła ty, jesieni, w kibieni, że poetycznością polecę.
Po prawdzie, teraźniejsze grudniowe pomidory to się do zakwaszania octu jedynie nadają, ale zawsze można użyć takich z puszki. I tak zaodraz letnie ciepełko człowieka owionie, ciemne myśli pójdą precz, i aż się będzie chciało nad rzeczkę plażować iść. Byle się w porę opamiętać, bo zapalenie płuc i odmrożenie schabów gotowe. Ale o schabie opowiem wam jak skończę jeść budyń.
sobota, 5 lutego 2011
Ptak uduszony z pomidorową konfiturą
Olaboga! Patrzajcie, jaki się ze mnie wegatarian zrobił! Wiecie, kiedy ostatnio ja tu mięcho dałem? 10 listopada! O ludzi złote, święci pańscy, rety! Całe szczęście, że się obejrzałem, bo jeszcze by mnie z Klubu Wielbicieli Słoniny wypisali. Fakt faktem, że wolę ostatnio warzywka, a za rybą wręcz przepadam, więc w katalogu ze zdjęciami co rusz cukinia albo czerniak czy tam inna makrela. Żeby tylko sołtys tego nie zauważył, bo nie przyjdzie więcej samogonką konesrować się. To nie to żebym mięsa nie wcinał. Wcinam, a jakże, ale cięgiem to samo: tylko boczek i golonka, ile można.
To jak tu tak jarosko, to dzisiaj mięcho, ale na początek chudzieńkie, takie dla odchudzających się albo dla chorych na trzuchę. Na grillowaną słoninę ze skwarkami z boczku przyjdzie czas. Mimo chudości i niezwykłej delikatności mięsa, zdecydowane w smaku i aromatyczne. Poczytajcie.
Składniki:
▪ pierś z indyka,
▪ 2 garści suchych suszonych pomidorów,
▪ 2 garści oliwek,
▪ 200 ml białego wina (reszta butelki dla kucharza),
▪ gałązka rozmarynu,
sałatka ze szpinaku:
▪ młody szpinak,
▪ cebula,
▪ rozmaryn.
Pomidory namaczamy w winie aby zmiękły. Na patelni albo w rondlu rozgrzewamy oliwę, wrzucamy pomidory z winem, oliwki, rozmaryn, dokładamy mięso. Dusimy na wolnym ogniu bez przykrycia aż płyn w całości odparuje, w międzyczasie obracając. Pomidory zmiękną do imentu i zrobi się taki jakby dżemik pomidorowy. Jeśli pomidory polskie, można trochę posłodzić, bo w połączeniu z winiuchem walą siarą... to znaczy się, tego, kwasem.
Szpinak krótko blanszujemy, układamy na talerzu, posypujemy posiekanym rozmarynem, cebulą (tak sobie myślę, że ona tu nie jest konieczna; no, ale dałem, to piszę, nie?), solidnie skrapiamy oliwą, solimy, pieprzymy. Oczywiście można zwyczajowo dać soku z cytryny, ale przy intensywnie aromatycznych i kwaskawych pomidorach moim zdaniem nie jest to konieczne. Czerwone z zielonym, czyli intensywne z mdłym ładnie się w tym daniu łączy.
Układamy plajstry drobiu, dokładamy mięciutkich, bardzo aromatycznych pomidorów z oliwkami, i ju.
Chyba nie muszę dodawać, że sałata ze szpinaku jest opcjonalna, co nie? No, idę odpocząć, gdyż wczoraj cały dzień łaziłem w te i nazad po naszej szutrówce aby przyszpanić sikorkom nową fufajką i się od tego nicnierobienia okrutnie zmachałem, łeb mnie napaździerza i pić się chce. Ta śliwowincja, co nią Maciaszczyk dla zdrowotności częstował, bo on też lansu zażywał, słona być musiała.. Chyba że to od owsianki...
czwartek, 28 października 2010
Na pohybel zimie: klopsiki indycze w winno-pomidorowym sosie
Zima będzie wczesna, kuchenni blogierzy zaczęli gotować jesienne potrawy. Gotuję i ja ażeby ktoś nie pomyślał, że jakaś popierdułka jestem, a nie prawdziwny kuchenny blagier. Tfu, blogier. No to dzisiaj kontynuuję jesiennienie kuchni. Będzie solidnie, choć zwiewnie. Gdybym miał zgadywać, po włosku więcej. Albo po angolańsku, bo czy to wiadomo, co w takiej Angoli warzą? Może i kulki z indyka. Przepis skradłem Grzesiowi z Mniammniama.
Składniki:
▪ 0,5 kg mielonej piersi indyka,▪ 15 dkg wędzonego boczku,
▪ 0,5 l soku pomidorowego,
▪ 100 ml czerwonego wina,
▪ 2 cebule,
▪ 10 dkg sera topionego,
▪ 10 dkg sera pleśniowego (ja wziąłem niebiewski Lazur, bo lubię),
▪ 10 dkg czarnych oliwek,
▪ 1 jajko,
▪ po garści natki pietruszki i tymianku,
▪ 3 ząbki czosnku lub 3 łyżeczki pasty włoskiej,
▪ sól, pieprz.
[Listonic]
Boczek drobno siekamy lub międlimy w blenderze. Siekamy oliwki. Łączymy mięso indycze z boczkiem, oliwkami, jajkiem, ziołami, połową czosnku, połową serów. Solimy, pieprzymy, ładnie wyrabiamy (ale serów nie wgniatamy w masę zbyt dokładnie, białe oczka fajnie wyglądają) i odstawiamy żeby czosnek i zioła zrobiły swoje.
Cebulę podduszamy na oliwie, a kiedy zmięknie wlewamy sok pomidorowy i wino (sok wykombinowałem w ostatniej chwili, bo zostało mi pół kartonu po tym jak robiłem żeberka z fasolą), dusimy z 15 minut żeby płyn nieco odparował. Przyprawiamy, blendujemy na gładką masę, dodajemy małe klopsiki uformowane z masy mięsnej, dusimy ok. 10 minut. Kulki wyjmujemy z czerwonego sosu pachnącego winem i pomidorami, odparowujemy go do uzyskania gęstości lejkiej śmietany, dodajemy resztę serów, które dadzą nie tylko znakomity smak, ale też przyjemną konsystencję. Dokładamy pozostały czosnek lub przechodzoną pastę włoską. Wkładamy z powrotem klopsiki, wuala.
Oczywiście kulki można upanierować w bułce tartej i usmażyć przed włożeniem do sosu, wtedy są brązowiutkie i też smakowite, ale ja miałem lenia i ochotę na coś delikatnego, więc wciepłem do gara surowiznę.
Podajemy z makaronem albo z kartochlami lub też z kaszą albo z ryżem, ewentualnie z bagietką albo bez nic. Ja zrobiłem z makaronem razowym. No i co? No i zima może mi... nafiurkać, o.
Tak se myślę, że takie klopsiki byłyby też dobre z rybą zamiast indyczyny. Mus spróbować.
A kiedyś, jak nie miałem lenia i obsmażyłem pulpeciki (ale miałem innego lenia, bo to były raczej wielkie pulpeciska, żeby nie powiedzieć kotleciuchy), to wtenczas wyglądały tak:
sobota, 1 maja 2010
Taco z indykiem i czarną fasolą
A miały być naleśniki... Naleśniki to są jedne z lepszych placków, czy nie tak, co? No i patrzajcie sami, jak na złość kurki nieść się przestali i w piwniczce w dziale „jaja, homary i kawior” pustka u mnie wyzierywała — samo rychtyk jak w domu kultury podczas prelegencji o kryzysie wartości w modernistycznej poezji albańskiej. Nawet odkładam tam lucernę dla Łaciatej żeby miejsce nie marnowało się (w piwniczce, nie w domu kultury, bo w domu kultury to by tej lucerny weszło oohoohoo!). Do gieesu wtenczas nie było co iść, bo akuratnie Dzień Wiolonczelistów odprawował się i wszystkie sklepy dookoła Koszelewa zamknięte były na cztery spusty ażeby po wioskach świętowanie zbytnie nie odbywało się. Bo to, rozumiecie, ja dzisiaj tych naleśników robić nie zamiarowałem, tylko czas jakiś temu nazad to było.
Musiałem prędko coś wykombinować, bo zachciało się dla mnie tych naleśników, aż w oczy szczypało. A nie, to dym z pieca szczypał, bo kawki łajdaczki gniazdo założyli na kominie. Odwdzięczyłem się ja dla nich pięknym za podobne, ale niesmaczne jakieś były. Może bez to, że pióra się do gęby brali i w gardło łachotali?
Ale przecież nie o tym ja. No więc poszperałem po chałupie i znalazłem łódeczki tortillowe. Sklepowe. Nawet niestare jeszcze, ledwie dwa lata po terminie. Podgrzewa się je w piecu i są uroczo chrupiące. No dobra, pomyślałem, mogą być. I okazało się, wyobrażajcie sobie, że jak podumałem, tak zrobiłem! To dopiero konsekwencja i przewidywalność przyszłości.
Składniki
naleśniki, papier ryżowy, fillo albo cokolek żeby fasola nie wysypywała się,40 dkg czarnej fasoli,
0,5-1 serek topiony,
40 dkg indyka (ale nie skóry),
3 łodygi selera naciowego,
2 garści czarnych oliwek,
1 cebula,
4 ząbki czosnku,
1 łyżeczka cynamonu,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
sos sojowy,
sok z cytryny,
pikantność,
2 pozbawione skórki i pestek smaczne pomidory albo mała puszka koncentratu pomidorowego.
Fasolę moczymy na noc w wodzie, odlewamy, wrzucamy do dużej ilości zimnej wody, gotujemy na małym gazie do miękkości. Na patelni z oliwą podsmażamy krótko seler, dodajemy cebulę, posiekany czosnek, chwilę dusimy, zdejmujemy z patelni.
Zamarynowanego w sosie sojowym, oliwie, połowie kminu i soku cytrynowym indyka wkładamy na mocno rozgrzaną patelnię, dodajemy oliwki, przysmażamy.
Kiedy przyrumieniony, ale jeszcze nie zacznie się pocić, dajemy resztę kminu, cynamon i pikantność. Podlewamy sosem sojowym, przyrumieniamy, dodajemy ugotowaną fasolę, warzywka, wyłączamy gaz. Tak, ten podwójny też, ale na chwilkę tylko. Dokładamy pogrudkowany paluchami serek topiony, mieszamy. Ser powinien zmięknąć i otulić lekko całość, ale nie rozpuścić się do końca, tylko błyszczeć białymi perełkami smaku, bo taki niedotopiony będzie pięknie angażował kubki smakowe. Oczywiście zamiast topionego można dać fetę albo i niebieski zepsuty. Jak kto światowy i ma, kolendra siekana niezła byłaby. A jak kto tutejszy, pietruszka też pójdzie.
No to co, koniec. Powinno to być lekko płynne, coś jak sos chiński. O ile konsystencja za sucha, można dobawić łyżkę wody z odrobiną mąki kukuruźnianej, która to mąka jest najzaje... najwyczesańszym zagęszczaczem. Zaraz po otrębach.
Czyli podajemy, nie? Jak kto ma Decopena, to kwaśną śmietaną posmyra, a kto ma dobry wzrok i cierpliwość, to nawet ostrość może ustawi... Albo zrobi budyń na karmelu z czarnuszką i jabłkiem lub ananasem. Byle nie z puszki, bo odór blachi po gębie dwa dni chodzi.
wtorek, 16 marca 2010
Fillologia
O cieście fillo dzisiaj będzie. Pomysłowe ono jest że hej, jak — nie przymierzając — sieczkarnia, co ją Garłuszko Witold pobudował zeszłej wiosny, tylko że ona jedynie wybujale wyglądała, ale pracować czegoś nie pracowała. Kto by pomyślał, takie niewinne cieniuśkie płatki. Ot, posmarować każdy płatek oliwą, połączyć, zawinąć i włala. Farsz można dać jaki kto chce: mięso, mięso z oliwkami, mięso z oliwkami i pomidorami, mięso z olliwkami, pomidorami i serem, mięso... wrrróććć! No więc można dać misz-masz mięsny, albo szpinakowy (o, szpinakowy dobry jest!), albo jaki sobie kto zażyczy. Takie demokratyczne ciasto to jest, a nawet anarchistyczne, bo dajta co chceta. Co by nie dać, wychodzi coś delikatnego, pysznego, co najmniej jak wyśmienity placek Rybaczko Wandy, bufetowej w naszej klubokawiarni, znacie może. A nie, bufetowa nie z ciasta fillo, tylko z francuskiego robi swój placek, i nie mięso w środku, tylko śliwki. Ale poza tym podobnie.
W cieście fillo największą trudność sprawia zdobycie go. Znalazłem w jednych tylko delikutasach. Nie mogę napisać, w których, bo jak do nich poszedłem ażeby u mnie na blogu reklamowali się, to obaj właściciele za głowę złapali się i Piotr przez Pawła krzyczeć zaczął, że może to i lepiej żebym ja nie pisał, bo to czort jeden wie, co ja tam naczmonię, a oni nie chcą przeze mnie zębami i oczami przed klientelą błyskać. Nie to nie. No ale dobra. Jak już tę największą trudność pokonamy, to już jesteśmy w domu. To znaczy będziemy jak nam ostatni pekaes nie ucieknie i ktoś przed nocką do chałupy podrzuci.
To żeby po porządku było, to ja dla was teraz, mgiełki lipcowe, opowiem, jaką to ucztę fillową zafundowałem sobie z okazji tego, że jeszcze przed wiosennym pól nawożeniem za dobrą cenę zakontraktowałem marchew i ochrę na jesień. To będzie tak:
Pierożki kurczakowo-oliwkowe
Kiedyś jadłem takie pierożki w jednej fajnej knajpie w naszej stolicy, czyli tam, gdzie letnicy mieszkają, jak to u nas we wiosce mówi się. Zapłaciłem ja wtedy za te pierożki tyle, że od Maciaszczyka mógłbym tydzień nie wychodzić. Ale dobre były: grillowany kurczak, oliwki, pomidory, wszystko otulone roztopionym serem topionym. Że to był ser topiony wiem, bo zapytałem. Jak być może widzicie, moja wersja nie za bardzo wygląda na pierożki, bardziej na krokieciki albo gołąbki. Cóż, Pan Bóg dla jednego dał zdolności manualistyczne, dla drugiego garba, i tak to życie się toczy na tej planecie trzeciej od słonka. Trzeciej, prawda? Bo kiedyś jak Szuwaśko na święty Jan popił suto, to z osim naliczył zanim do Ziemi z wyliczanką doszedł.
Do tych niby że pierożków — pozwólcie, że powyobrażam sobie jeszcze, że wyszły mi śliczne trójkąciki — używałem kawałków wielkości 1/6 arkusza. 4 warstwy są okiej. Każdy płat smarujemy oliwą, nakładamy farsz, zawijamy, po wierzchu jeszcze suto oliwą i wkładamy do pieca na 15—20 minut aż się zrumieni.
Składniki farszu są tak proste, że i nie ma co dokładnie pisać (zresztą, każdy może zrobić dowolną własną mieszankę): kurczak pocięty w małą kostkę, zgrillowany solidnie z kminem rzymskim i chili, do tego wypestkowane i odskórkowane, pokrojone w małą kostkę pomidory, papryka, posiekane grubo oliwki. Na to po kawałku sera topionego. Ja dałem taki normalny, zimny, ale nie do końca zmieszał się on z resztą składników farszu. Myślę, że lepiej by go było najpierw nadtopić w rondelku, może z dodatkiem jakiegoś zepsutego sera.
Do maczania zrobiłem sos na wzór tych chińskich czerwonych sosów w butelkach. Paprykę słodką i chili, czosnek, imbir, odrobinę cynamonu gotowałem przez dłuższą chwilę w wodzie, tak z pół godziny. Zmiksowałem, zaprawiłem mąką ziemniaczaną, solą, dużą ilością cukru i soku z cytryny, i wyszedł niezły słodko-kwaśny paprykowy sosek do maczania.
Nie-wiem-jak-to-się-nazywa ze szpinakiem
Mogę się założyć, że taka zapiekanka ma swoją nazwę. Ale cóż, prosty chłop jestem z prawie zdaną maturą i chamskim podniebieniem, nie wiedzieć prawo mam. Kuchnia grecka, więc pewnikiem jakieś jajcarskie nazwanie to-to ma. No więc tym razem bierzemy większe płaty, z całego arkusza. Osiem warstw najmniej, lepiej dziesięć. Ja dałem cztery i to było za mało. Każdy płat, jak poprzednio, posmarowany oliwą. Na jedną połowę nakładamy warstwę szpinaczanej pasty (ot, na przykład takiej), przekładamy fetą i gorgonzolą, przykrywamy wolną częścią płata, robimy zakładkę żeby farsz nie poszedł na spacer, smarujemy po wierzchu oliwą i do pieca. Też proste, co nie? A jakie pyszne! Dla mnie co prawda samego młodego szpinaku dasz i będę szczęśliwy, ale trzeba tu jasno powiedzieć, że szpinak, feta i ciasto fillo lubią się bardzo. I oliwki do kompanii z nimi też.
Fajne jest to, że masy szpinakowej nie musimy starać się wysuszać. Nawet mocno wilgotna nie przechodzi przez warstwy ciasta, a za to po zrobieniu mamy chrupiące płatki na zewnątrz i wilgotny środek. Mlasku.
Deserowe ciasteczka krówkowo-jabłkowe
O, to dopiero paśnik, jak mawiają podlotki! Słodkie w cholerę, ale aromatyczne, ale wyborne! Może lepiej by było zrobić coś w rodzaju gęstego budyniu karmelowego (może z dodatkiem serka typu mascarpone, hm?), ale kiedy wpadłem na pomysł, piekarnik był już gorący, więc wyjąłem puszkę z masą krówkową, którą trzymałem na ciemne chandrowo-deprechowe dni, posypałem brązowym cukrem pokrojone w kostkę jabłka, które zaraz potem potraktowałem bardzo rozgrzaną patelnią. Dodałem cymamonu, soli (słodycze kochają sól!) i zrumieniłem. Kiedy cukier zaczął się przypalać, dodałem ciupkę masła, które rozprowadziło ładnie karmel po owocach. I teraz na kawałkach fillo układałem te jabłka, dodawałem masy krówkowej (mmmm!) i zawijałem jak pierożki kurczakowe. Uważajcie, nie ma się tego dość, a kalorie wyciekają na podłogę. Lepiej zrobić mniej, bo i tak zje się wszystko.
O, i tak to zaprzyjaźniłem się z ciastem fillo. Znaczy się że osobiście, bo wcześniej jadałem tylko jak ktoś inny zrobił. Teraz będę fillował, czy gdzieś go nie rzucili, i się będę dalej zaprzyjaźniał, czego i wam, wy moje fillutki, z serca życzę. Jak wy byście znali jakieś jedzenie z fillem, dawajcie znać. Chfillowo zaś się oddalam się.
A jeszcze w formie PeeSa: daję tu linka do strony Majki, która zrobiła takie oto cudeńko z ciasta fillo.
sobota, 31 października 2009
Odkrywanie dyni: sałatka ze szpinakiem i indykiem
Jest to spokojna sałatka, żadne tam mecyje, ale ładnie wygląda, bo miesza się w niej soczysta zieleń szpinaku z żółciuchną pieczoną dynią, czarnymi oliwkami, czerwoną cebulą. Jest to też moje pierwsze podejście do tematu „dynia”, a zostało sprowokowane przez Festiwal Dyni. Jakoś dotąd warzywo to kojarzyło mi się wyłącznie ze słodką zupą z kluseczkami i ze smaczną słodką marynatą do mięs. No i, rzecz jasna, ze źródłem pysznych pestek. A tu proszę, zaskoczenie, w dodatku jakie miłe.
Trafiła mi się odmiana, której nie trzeba było obierać, bo skórkę miała miękką, o pięknym pomarańczowym kolorze, nieco bardziej intensywnym niż miąższ. Bardzo ładna.
Na początek polałem kostki dyni wyśmienitą oliwą z Kritsy, opieprzyłem i osoliłem, nasypałem rozmarynu i upiekłem na blasze. I to już było wspaniałe. Prosta upieczona dynia polana kilkoma kroplami soku z cytryny wprawiła mnie w błogostan i pomyślałem "jeszcze".
Dalej zrobiłem pesto szpinakowe z resztek nibymarynowanej papryki i szpinaku, który został na durszlaku po przygotowanych dzień wcześniej kotlecikach drobiowych. Trzeba tylko było zmiksować je oddzielnie i wymieszać już zmiksowane, wtedy kolory by się nie wymieszały (ja zmiksowałem oba składniki razem i wyszło troszkę buro). Na kawałek dyni nakładałem szpinakowe, kwaskawe pesto, listek rozmarynu i kawałek smażonego indyka. I było to całkiem niezłe.
Na koniec wykonałem sałatkę. Z dyni oczywiście, szpinaku, indyka, czarnych oliwek, czerwonej cebuli, rozmarynu i polałem oliwą zmieszaną z sokiem z cytryny. Odniosłem wrażenie, że dodałem o jeden składnik za dużo albo o jeden za mało. Dynia i szpinak są raczej łagodne i pozostałe składniki nie zrównoważyły ich. Cholerka, może suszona żurawina? Może kapary? Dopiero poznaję dynię, więc mam jeszcze kłopot z doborem, ale może ktoś bardziej obyty zapoda jakąś sugestię, za którą zresztą będę wdzięczny, bo szkoda by było tej dość uroczo wyglądającej sałatki.
Teraz, kiedy mnie to przepiękne warzywo zauroczyło, przysiądę do przepisów podanych w ramach akcji kulinarnej „Festiwal Dyni” na Durszlaku, bo widziałem tam mnóstwo wspaniałych potraw. Pamiętajcie, akcje Durszlakowe są bardzo fajowe. Oraz: jedzcie dynie. Kto je dynie, ten nie zginie. I tym optymistycznym akcentem, do usłyszenia się z Państwem wszelako.
środa, 28 października 2009
Kotleciki drobiowe z marchewką
Głowy nie dam, ale być może to są najlepsze kotlety, jakie jadłem. Mówię to jako kotletożerca i pochłaniacz kotlecisków wszelkiej maści. Przepis znalazłem na świetnym blogu Majki, której z tego zydelka dziękuję pięknie za inspirację i wyszperanie tej receptury. Wyszło coś szalenie delikatnego, a dzięki pietruszce i marchewce – pięknego. Marchewka zrobiła tu też taką dobrą robotę, że nadała słodczy i przemiłej delikatności. W efekcie wyszło to, co lubię najbardziej: silnie chrupiąca skórka, a w środku mięciutko, słodko i delikatnie.
Składniki:
▪ 60 dkg kurczaka (ja dałem pierś),
▪ 1 duża marchewka,
▪ 1 cebula,
▪ 2 ząbki czosnku,
▪ 1 jajko,
▪ 1 kajzerka,
▪ 0,5 pęczka pietruszki,
▪ kmin rzymski, sól, pieprz.
▪ 1 nieduża garść młodego szpinaku na osobę,
▪ błyskawicznie zamarynowana papryka,
▪ garść oliwek,
▪ rozmaryn,
▪ pół łyżeczki mąki ziemniaczanej.
Kotlety zrobiłem tak, jak radzi Majka, tylko dodałem maggi, kmin i czosnek, bez którego nie umiałbym żyć. Zamiast sosu musztardowego zrobiłem natomiast sałatę ze szpinaku z prędko zamarynowaną papryką i azjatyckim winegretem. Tak więc bułkę namaczamy w wodzie lub mleku, odciskamy. Mięso drobno siekamy, dorzucamy startą na tarce jarzynowej marchewkę, drobno posiekaną cebulę, roztarty ząbek czosnku, jajko, posiekaną pietruszkę, kmin, sól i pieprz. Kminu nie za dużo, w małej ilości dodaje pewnej tajemniczości naszym kotlecikom. Dodałem jeszcze odrobinę Maggi dla podkręcenia aromatu.
Mieszamy ładnie. Można pozwolić odetchnąć z godzinkę i dać czosnkowi zrobić swoje. Formujemy kotlety. Powinno wyjść około 12. Obtaczamy w bułce tartej i smażymy najnormalniej na świecie, niedługo, bo kurczak ścina się szybko.
W międzyczasie przygotowujemy karmelizowaną paprykę. Robimy do niej więcej bejcy (miałem chętkę na coś orzeźwiającego, więc wybrałem wersję azjatycką z sosem sojowym, curry i imbirem), której nie wlejemy wraz z papryką na patelnię, tylko wykorzystamy do zrobienia winegreta do sałaty szpinakowej. Wlewamy tę resztę na patelnię i redukujemy o połowę. Dostajemy gęsty, brązowy, słono-słodko-kwaśny płyn. Wlewamy na to rozrobioną w połowie szklanki wody mąkę ziemniaczaną. Mieszamy aż uzyskamy sos o konsystencji niezbyt gęstego kisielu.
Już prawie gotowe. Na talerzu układamy pocięty grubo młody szpinak, posypujemy go posiekanymi (lub nie) oliwkami (na zdjęciu oliwek nie ma, bom sierota sklerotyczna), polewamy słodko-kwaśnym sosem, obkładamy jeszcze ciepłą marynowaną papryką, posypujemy siekanym rozmarynem i już. Wuala, pyszne delikatne kotleciki, przełamane kwaskowatą papryką i winegretem, który wbrew pozorom nie zagłusza mięsa, podkreślone oliwkami gotowe. Komu dokładka?
niedziela, 18 października 2009
Tatowe biesiady: Solanka. Zupa lekka, a solidna

Taka to zupa, że aż strach. Je się, jakby wodę się piło, choć kalorii i chorestenolu w niej w bród. Nie dla cieniasów. Słona, kwaśna, pikantna. Nie dziw, że za wschodnią granicą na kaca polecają. Kto jak kto, ale one o kacu pojęcie mają. Ale nie bójcie się, ludzie trzeźwe od pokoleń tak samo jej dobroć docenią, tylko gdzie ich spotkać. Luksus to jest, bo to nie fastfud. Dwa dni wcześniej robienie się zaczyna. Pieści się ją, pieści... A potem ona nawzajem. Pieści, pieści... Ach!
czwartek, 28 maja 2009
Śródziemnomorski dip paprykowo-serowy

Wyrazisty, intensywny, śródziemnomorski smak. Do ciemnego chleba, świeżych chrupiących warzyw; do spożywania z chlebkiem pita albo jako dodatek do kanapek.
Składniki
▪ papryka czerwona świeża - 1 szt.
▪ papryka czerwona (słodka) w proszku - kilka łyżek
▪ feta - 1/2 kostki
▪ twardy tarkowany ser włoski o ostrym smaku - 2 łyżki
▪ oliwki czarne - 15 szt.
▪ oliwki zielone - 5 szt.
▪ kmin rzymski mielony - 2 łyżeczki
▪ czosnek - 1 ząbek
▪ sok z cytryny - 1 łyżka
▪ sól, chilli - do smaku
▪ papryka czerwona (słodka) w proszku - kilka łyżek
▪ feta - 1/2 kostki
▪ twardy tarkowany ser włoski o ostrym smaku - 2 łyżki
▪ oliwki czarne - 15 szt.
▪ oliwki zielone - 5 szt.
▪ kmin rzymski mielony - 2 łyżeczki
▪ czosnek - 1 ząbek
▪ sok z cytryny - 1 łyżka
▪ sól, chilli - do smaku
Paprykę kroimy na kawałki. Wszystkie składniki z wyjątkiem papryki w proszku wkładamy do blendera i dokładnie miksujemy. Dodając po 2-3 łyżki stołowe papryki w proszku mieszamy do uzyskania konsystencji gęstej śmietany albo niezbyt gęstego hummusu (po godzinie mikstura ciutkę zgęstnieje). I już. Gotowe.
Dopisał ja po chwili: Tak mnie po łbie chodziło, że cuś nie tak z tym przepisem jest. Ale od Pałąkowej z kajetu maminego dokładnie zdaje się spisywałem. No i odgadł ja, czort. Toż co to za przepis, co nie gotowany na gazie był! Toż to jakieś popierdułki dla oczadziałych są i tyle.
niedziela, 17 maja 2009
Kurczak z cukinią i surówką ze szpinaku

Z cyklu „Dziś na obiad”. Mięsko z chrupiącą skórką, w środku delikatne i soczyste. Cukinia stawia lekki opór, a szpinak cichuteńko szeleści. Melodyjnie, pysznie, wiosennie.
Składniki na 1 osobę
▪ udko kurczaka,
▪ 1/2 cukinii,
▪ garść oliwek,
▪ garść świeżego szpinaku,
▪ kilka listków bazylii, kilka - kilkanaście igiełek rozmarynu,
▪ sok z cytryny,
▪ sos sojowy, curry, czerwona papryka w proszku, sól.
Mięso obtaczamy w curry, soli (lub ulubionej mieszance ziół wzbogaconej różnymi „E” ☺), posypujemy posiekanym rozmarynem, skrapiamy sokiem z cytryny, oliwą i sosem sojowym i po przyjacielsku poklepujemy mięso żeby mokre składniki połączyły się z suchymi. Odstawiamy w misce do przegryzienia.
Cukinię - po umyciu rzecz jasna i obcięciu końcówek - kroimy wzdłuż na piękne, cienkie plastry, a następnie każdy plaster (znowu wzdłuż) na długie paski. Powstanie makaron z cukinii. Skrapiamy go oliwą, sokiem z cytryny, solą, papryką w proszku i curry i również odstawiamy.
Szpinak myjemy. Kilka ładnych listków zostawiamy w całości dla ozdoby, resztę grubo kroimy. Bazylię siekamy drobno, a oliwki - w plasterki.
Włączamy piekarnik na 140 st. Patelnię rozgrzewamy mocno i wlewamy odrobinę oliwy. Kiedy się rozgrzeje i zacznie lekko dymić - wkładamy kurczaka. Smażymy krótko z obu stron do ślicznego przyrumienienia, po czym - ziuuuch na 5-10 minut do piekarnika razem z patelnią, o ile patelnia to zniesie.

Po tym czasie patelnię wyjmujemy z piekarnika i pozwalamy mięsku dojść, i szykujemy cukinię, czyli krótko smażymy ją na silnym ogniu. Powinna być już nie surowa, ale nie rozłażąca się, al dente.

Na talerzu układamy niepocięte listki szpinaku.

Na to nakładamy makaron z cukinii i kurę. Posypujemy siekanym szpinakiem, oliwkami, rozmarynem i bazylią, skrapiamy pozostałym po moczeniu cukinii soskiem (jeśli nie zostało, to oliwą, sokiem z cytryny, ew. odrobiną sosu sojowego). Koniec. Smacznego i niech moc będzie z wami.

wtorek, 12 maja 2009
Quesadillas z kurczakiem. Z salsą to niezły trójkącik
Składniki
▪ cyca kury,
▪ 100 g startego żółtego sera,
▪ 100 g fety albo sera topionego, pokrojonego w grubą kostkę,
▪ garść posiekanych czarnych oliwek,
▪ sok z cytryny,
▪ oliwa,
▪ kmin rzymski,
▪ papryka w proszku,
▪ sól, pieprz.
Sos majonezowy
▪ kilka łyżek majonezu,
▪ trochę posiekanej ostrej papryczki,
▪ łyżeczka brązowego cukru,
▪ łyżka albo i dwie słodkiej papryki w proszku,
▪ sporo kminu rzymskiego,
▪ ząbek czosnku,
▪ sól do smaku.
Składniki sosu majonezowego mieszamy ze sobą i wkładamy do lodówki celem przegryzienia się. Robimy salsę.
Bierzemy cycki kurzęce. Kroimy je tak, jak lubimy (najlepiej w cieniuśkie plasterki), polewamy sokiem z cytryny, oliwą z oliwek, dodajemy przetarty czosnek i kmin rzymski. Ja daję też rozmaryn, ale nie przejmujcie się, dodaję go do każdej potrawy. Wsypujemy, nie żałując, paprykę - zagęści całość. Zalewa ma oblewać mięso, nie powinno być suche. Drób lubi pić :) więc jak wysycha, polewamy ulubioną oliwą z oliwek i skrapiamy sokiem z cytryny. Mrr, piersi lądują w lodówce obok sosów. Można je przykryć folią, bo zapach silny. Nie każdy lubi kiszkę pasztetową o zapachu czosnku i rozmarynu.
Sos i mięsko potrzebują przynajmniej pół godziny żeby się upysznić. Oczywiście, im dłużej, tym lepiej. Teraz najlepsze. Kurczaka wrzucamy na suchą, potwornie rozgrzaną patelnię, masakrowaną od spodu najmocniejszym płomieniem, jaki możemy uzyskać. Smażymy do bólu, ciągle mieszając albo podrzucając na patelni jak Stefanowa na stołówce w remizie. To nie ma być kurak soczysty, tylko smaczny. A więc - na brązowiutko, heej!
Jednocześnie na drugiej, rozgrzanej patelni, na tyle dużej żeby zmieściła placek tortilli - hmmm... podgrzewamy tortille. Przepis na nie podam jak nabiorę sił (bo jutro idziemy z kościelnym, Koszelewskim Zdzisławem, kosić oziminę na paszę dla jenotów), ale te ze sklepu ostatecznie też mogą być - do czasu kiedy przygotujemy sami, bo odtąd te kupne będą ciągnące, bez smaku i nijakie - już lepiej kartochli nagotować. Kościelny mawia, że chlieb i samogonka najlepsza swoja.
Tortilki układamy na blacie. Na jednej połówce układamy kawałki serka (pod wpływem temperatury lekko się nadtopi i będzie znakomity), na to wysmażonego kuraka, posypujemy startym serem i polewamy lekko sosami. Przykrywamy drugą połówką i voila, co się dziwisz, kesadijas gotowy. Można go jeszcze pomęczyć w piekarniku, ale ja wolę jak gorące składniki mieszają się z zimnymi. Aha, ten ser topiony czy tam fetę to można po wyłączeniu gazu (a jakże!) wrzucić na patelnię z kurczakiem. Lekko oblepi kawałki mięsa i będzie uroczo aksamitny.
Życzę smacznego i oszczędzajcie surowce naturalne. Z Bogiem.
▪ cyca kury,
▪ 100 g startego żółtego sera,
▪ 100 g fety albo sera topionego, pokrojonego w grubą kostkę,
▪ garść posiekanych czarnych oliwek,
▪ sok z cytryny,
▪ oliwa,
▪ kmin rzymski,
▪ papryka w proszku,
▪ sól, pieprz.
Sos majonezowy
▪ kilka łyżek majonezu,
▪ trochę posiekanej ostrej papryczki,
▪ łyżeczka brązowego cukru,
▪ łyżka albo i dwie słodkiej papryki w proszku,
▪ sporo kminu rzymskiego,
▪ ząbek czosnku,
▪ sól do smaku.
Składniki sosu majonezowego mieszamy ze sobą i wkładamy do lodówki celem przegryzienia się. Robimy salsę.
Bierzemy cycki kurzęce. Kroimy je tak, jak lubimy (najlepiej w cieniuśkie plasterki), polewamy sokiem z cytryny, oliwą z oliwek, dodajemy przetarty czosnek i kmin rzymski. Ja daję też rozmaryn, ale nie przejmujcie się, dodaję go do każdej potrawy. Wsypujemy, nie żałując, paprykę - zagęści całość. Zalewa ma oblewać mięso, nie powinno być suche. Drób lubi pić :) więc jak wysycha, polewamy ulubioną oliwą z oliwek i skrapiamy sokiem z cytryny. Mrr, piersi lądują w lodówce obok sosów. Można je przykryć folią, bo zapach silny. Nie każdy lubi kiszkę pasztetową o zapachu czosnku i rozmarynu.
Sos i mięsko potrzebują przynajmniej pół godziny żeby się upysznić. Oczywiście, im dłużej, tym lepiej. Teraz najlepsze. Kurczaka wrzucamy na suchą, potwornie rozgrzaną patelnię, masakrowaną od spodu najmocniejszym płomieniem, jaki możemy uzyskać. Smażymy do bólu, ciągle mieszając albo podrzucając na patelni jak Stefanowa na stołówce w remizie. To nie ma być kurak soczysty, tylko smaczny. A więc - na brązowiutko, heej!
Jednocześnie na drugiej, rozgrzanej patelni, na tyle dużej żeby zmieściła placek tortilli - hmmm... podgrzewamy tortille. Przepis na nie podam jak nabiorę sił (bo jutro idziemy z kościelnym, Koszelewskim Zdzisławem, kosić oziminę na paszę dla jenotów), ale te ze sklepu ostatecznie też mogą być - do czasu kiedy przygotujemy sami, bo odtąd te kupne będą ciągnące, bez smaku i nijakie - już lepiej kartochli nagotować. Kościelny mawia, że chlieb i samogonka najlepsza swoja.
Tortilki układamy na blacie. Na jednej połówce układamy kawałki serka (pod wpływem temperatury lekko się nadtopi i będzie znakomity), na to wysmażonego kuraka, posypujemy startym serem i polewamy lekko sosami. Przykrywamy drugą połówką i voila, co się dziwisz, kesadijas gotowy. Można go jeszcze pomęczyć w piekarniku, ale ja wolę jak gorące składniki mieszają się z zimnymi. Aha, ten ser topiony czy tam fetę to można po wyłączeniu gazu (a jakże!) wrzucić na patelnię z kurczakiem. Lekko oblepi kawałki mięsa i będzie uroczo aksamitny.
Życzę smacznego i oszczędzajcie surowce naturalne. Z Bogiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)