Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czosnek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czosnek. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Włoska pasta, czyli posolony czosnek

A zapytajcie mnie, jaki dodatek do potraw i do kanapek najbardziej lubię. No, zapytajcie. Słucham? A, jaki dodatek do potraw i do kanapek najbardziej lubię? Hmmm... skoro już pytacie, to po zastanowieniu powiem, że myślę, że chyba pastę włoską. Niesamowity, niepowtarzalny aromat lekko ukiszonego, słonego do bólu czosnku sprawia, że zapomina się o nieprzyjemnym zapachu z ust, tylko chce się więcej i więcej – a jestem zwolennikiem ograniczania soli w diecie. Właśnie zrobiłem słoiczek. Wpadnijcie, duszki, za dwa tygodnie – pod wódeczkę idzie jak nie wiem i co.

Swoją drogą, zapach z ust jest znacznie mniejszy niż w przypadku czosnku świeżego (jak 1 do 3 w skali Czypraka). Ten w paście jest jakby ciut sfermentowany, po trzech miesiącach zmienia kolor na bursztynowy i nie daje tak silnego „aromatu”. Teraz jest dobry czas: czosnek jest młody, klejący, soczysty, więc będzie pyszny. Ale jesienią warto powtórzyć produkcję żeby na zimę starczyło. Wtedy wchłonie więcej oliwy i będzie mniej sprężysty, ale nadal nieprzeciętny.

Dziś zamiast opisu składników, zdjęcie składników (w tej buteleczuńce to nie śliwowincja od Maciaszczyka jest, bo do takich małych naczyń to i szkoda nalewać dobry napój, tylko oliwa; dobra oliwa):























Produkcja jest nader prosta. Proporcje na słoik po majonezie. Trzy główki czosnku obieramy i przeciskamy przez praskę. Dodajemy 3 słuszne łyżeczki soli (jak się próbuje, ma być o wiele bardziej słone, niż bylibyśmy w stanie uznać za stosowne) i duży pęczek posiekanej natki pietruszki. Mogą być dwa. Wszystko układamy w słoiczku i zalewamy dobrą oliwą dwa palce powyżej poziomu czosnku. Wstawiamy do lodówki na co najmniej dwa tygodnie, w międzyczasie ze dwa razy mieszając. Trochę oliwy wsiąknie w masę czosnkową – dolewamy. Tylko mi tam nie podjadać. Po 2-3 tygodniach czosnek zmięknie, lekko zmieni kolor i straci smak surowizny. To znak, że można wydawać. Noo, teraz zaczyna się czosnkowa orgia!

Raz. oliwę znad czosnku używamy do: sałatek, surówek (skosztujcie koniecznie kapusty kiszonej z tym cudem). Maczamy pędzelek i smarujemy kromki bagietki przed zapieczeniem (świeży czosnek i oliwa przy tym to jakiś żart jest). Można delikatnie chlebek pod kiełbaskę potraktować zamiast masła. A usmażcie na tym kartofelki albo polejcie fasolkę szparagową ugotowaną na parze! Jak ubędzie oliwy, dolewamy nowej i następnego dnia jest gotowa.

Dwa. masę czosnkowo-pietruszkową z lubością używamy do: położenia małej ciupinki na upieczonych już bagietkach (ciupinki, bo smak wyjątkowo silny). Do dodania do gulaszu szegedyńskiego, golonki, do zamarynowania piersi kurczęcia przed smażeniem. Do sałaty ze szpinaku z oliwkami. Do zmieszania z adżyką żeby nowy smak z tej wyśmienitej gruzińskiej pasty wydobyć. A czasem to i do zanurzenia łyżeczki w słoiczku i zlizania tego, co nie spłynęło. Mmmm...

Trzy. Doobrze jest.

Jeden miły obywatel, który przed laty nawiedzał moją chałupę i nie był jakimś letnikiem, że kieliszeczek winka i lulu, to jak skosztował kiedyś odrobinkę, to łyżkami jadł. No, wypity był, zjadł prawie wszystko. Jeeej, mnie następnego dnia to tylko łeb na... znaczy się chleb słony był, a on jeszcze do tego tego słonego czosnku pojadł. Ojoj, miał wtedy fazę na pieniste, miał. Po co ja wam to mówię? Ano po to, żebyście poskromili nieskromne zapędy i po organoleptycznym zapoznaniu się, nie rzucali się na tę wyśmienitość jak szczerbaty na suchary, tylko żebyście powoluśku dozowali przyjemność płynącą ze spożywania piekielnie słonego, potwornie czosnkowego cudeńka. No, i nie dawajcie dziś żywinie kartofli, burza idzie.

Ta mikstura trzymana w lodówce postoi i pół roku. Dłużej nie sprawdzałem, bo już nie dałem rady ;) Świeża wygląda tak (pietruszki powinno być więcej; a, dodam za tydzień):























Ja tam do takich dobrych rzeczy to używam najlepszej oliwy. Tutaj: grecka z Kritsy. Grecka oliwa jest najlepsza. Nie wali kwasem czy jabłkami, rzadko bywa cierpka. Oliwa z Kritsy wygląda tak:























Aha, ten przetwór warzywny wykonałem w ramach akcji Spiżarnia 2009 na durszlak.pl