Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia żydowska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia żydowska. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 17 listopada 2009
Indycza wątróbka po żydowsku
Jak zobaczyłem wątróbkę i serca indycze w gieesie w Paździerzownicy, to się nie powstrzymałem i zanabyłem większa ilość. Dawno ich już nie jadłem, a specjał to niepośredni, nie gorszy, niż z cielęciny. Wątróbkę podzieliłem i zrobiłem po żydowsku i po mojemu, o czym nie omieszkam opowiedzieć wam, truskaweczki majowe, jutro lub też wszelako pozajutro. Serducha póki co się mrożą się, ale zrobię je na modłę serc jagnięcych, w delikatnym gulaszu. A dzisiaj na żydowską modłę delikatne jak chmurka wątróbki pełne chorestenolu, ale też aromatu niebywałego i konsystencji niecodziennej. Z tymiankiem i cząbrem, z winnym posmakiem.
Składniki:
▪ 25 dkg wątróbek indyczych,
▪ 1 cebula,
▪ garść rodzynek,
▪ kawałek jabłka, tak z ćwiartka średniego,
▪ 1 szklanka białego wina
▪ 1 łyżka masła,
▪ 2 ząbki czosnku,
▪ 1 łyżeczka cynamonu,
▪ tymianek, cząber, pieprz, sól.
Rodzynki zalewamy winem na 15 minut. Patelnię mocno rozgrzewamy, wkładamy kawałek smalcu drobiowego. No dobra, ja dałem olej. Przekrojone na pół wątróbki (które wcześniej moczyły się w mleku, por supuesto) oprószamy delikatnie w mące i prędziutko obsmażamy na brązowiuchno. Chciałbym zaznaczyć, że na wątróbki z indyka to już wystarczy. Pokroić w plajsterki, ociupinka soli, aj, jakie pyszne, delikatne, prawie nie czuć, że dużo tam żelaza, bo brak im charakterystycznego wątrobianego posmaczku. Nawet jak ze środka troszkę krwi wycieka, nic to, bo smak... Marzenie.
No, ale my robimy po żydowsku, więc zdejmujemy mięso, a na smak wrzucamy pociętą w piórka cebulę. Podsmażamy cały czas mieszając do zeszklenia, dodajemy cynamon, posiekany czosnek, wlewamy wino od rodzynek i prędko odparowujemy. Pod koniec odparowywania wrzucamy rodzynki i pokrojone w kostkę jabłko. Kiedy płynu już nie ma, a jabłko zaczyna mięknąć, dodajemy sól pieprz, zioła i łyżkę masła.Wyłączamy gaz pod naszą kucheneczką. Jeśli wolimy stuprocentowo wysmażoną wątróbkę, możemy ją teraz ułożyć gdzieś z brzegu patelni żeby sobie doszła. Czekamy kilka minut żeby masło wytworzyło sos i wydajemy, soląc wątróbkę już na talerzu.
Oczywiście na koniec nasze podroby można wmieszać w słodko-winną mieszankę; ja wolę oddzielnie, żeby mączna skórka nie straciła chrupkości. Bagietka w dłoń, kieliszek wina też, i delektujemy się.
Właściwie to nie wiem, dlaczego do tego dania używa się wątróbek indyczych. Są one tak delikatne, że nawet rodzynki potrafią przygłuszyć ich fenomenalny aromat. O tym, że jemy wątróbkę, świadczy bardziej ich kremowa konsystencja. Smak wydobywa się spomiędzy cebuli i rodzynek, delikatnie masując nasze podniebienie w asyście wina i cynamonu. Rewelacja i oczarowanie. I ten powiew słodyczy i wina nawet kilkanaście minut po posiłku...
Subskrybuj:
Posty (Atom)