Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sałatka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sałatka. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 lutego 2012

Sałatka z rukolą i indykiem, ale taka, że się talerz wylizuje





Naprawdę! Garłuszko Kazimierz, któren zwyczajowo wielgachną kulturę zaposiadywuje i z dokładnością do jednego stopnia odgina mały palec jak pije śliwowincję, wyszedł z talerzem do kuchni i dokładnie go oczyścił, bo się nie mógł powstrzymać. Już potem kotu do zmywania dawać nie musiałem, taki był czysty. Talerz, bo Kazimierz miał nos w sosie. Posłuchajcie, jeśliście ciekawi. Aha, przepisa z pełną bezwzględnością skradłem ze strony Degusto. Fajne rzeczy oni tam pichcą.

Składniki:
 1 opakowanie rukoli,
  0,5 kg piersi z indyka,
  10 dkg żółtego sera albo gorgonzoli,
  pół albo 1/3 ogórka, tego długaśnego,

 3-4 łyżki miodu,
 1 łyżka octu balsamicznego,
  3 łyżeczki musztardy,
  dobry ser dojrzewający,
 sok z połowy cytryny,
 pół ząbka czosnku,
 1 łyżeczka cukru,
  rozmaryn, sól, pieprz.

Indyka solimy, pieprzymy, wstawiamy na godzinkę do lodówki, po czym smażymy na oliwie aż zbieleje. Wtedy wlewamy miód, ocet balsamiczny i smażymy aż się skarmelizuje i ładnie zbrązowieje.

Z musztardy, oliwy, cytryny, cukru, czosnku i drobno posiekanego rozmarynu przygotowujemy słodko-kwaśny winegret. Polewamy nim umytą i osuszoną rukolę (ja dodałem też garstkę świeżego szpinaku). Mieszamy, dodajemy pocięty w słupki ogórek i ser (następnym razem zrobię z odrobiną gorgonzoli zamiast żółtego sera; mimo że jest tu dużo smaków, ten pyszny ser nie zawadzi). Obkładamy dookoła indykiem, polewamy po wierzchu pozostałym na patelni miodowo-balsamicznym sosem, skrapiamy lekko oliwą, suto posypujemy starkowanym serem (u mnie wyborny, słodkawy, głęboki w smaku i lekko szczypiący w język litewski Dziugas). Podajemy z grillowaną bagietką posmarowaną oliwą i czosnkiem.

W tytule przepisu na degusto.pl stało, że to jest sałatka doskonała. Najpierw się uśmiechnąłem z politowaniem, ale im dłużej wyobrażałem sobie te różnorodne połączenia, tym się uśmiechałem mniej, za to z większym zaciekawieniem. W końcu, kiedy już ją zrobiłem a Garłuszko Kazimierz łakomie spoglądał na mój talerz aby i ode mnie wylizać resztki winegreta połączonego z miodowym soskiem, wiedziałem, że coś w tym jest, ale na pewno nie przesada w tytułowaniu przepisu. O tak, w to mi graj! Czego i dla was życzę oddalając się zrobić porządki na stryszku, bo myszy harcują. Nu, bywajcie zdrowi.

piątek, 24 czerwca 2011

Letnia sałatka ze wszystkiego z łososiem

















Rach ciach! otwarłem lodóweczkę, ciabass! wygartłem co tam było, szast prast! pociapałem, wymieszałem, i pyszna letnia sałatka gotowa. Tak to się robi jak się listonosz z zapomogą spaźnia. Istny przegląd resztek, ale pysznościowy. I nic się nie marnuje. Tylko łososia podebrałem Baciukowi, bo nie miałem.

Składniki:
wędzonego łososia ile się uzbiera,
dwie garście młodego szpinaku,
pół kalarepki,
kaparów ile będzie w słoiku,
dymka,
kiełki rzodkiewki (najlepiej własnej hodowli, bo po niemieckich podobno wzdyma, czy tam coś),
zioła wszelakie,
sok z cytryny,
sól, pieprz.

Części składowe sałatki myjemy dokładnie (łososia i kaparów to może nie, ale surowe warzywa), kalarepkę tarkujemy, zioła i szczypiorek z cebulką siekamy. Mnie do tego zestawu świetnie smakował lubczyk. Szpinak, o ile młody, dajemy w całości, bo śliczny. Łączymy wszystko razem cuzamen do kupy, polewamy oliwą i sokiem z cytryny, solimy, opieprzamy, minut pięć i sssruuu! gotowe.

Najwięcej dzierlatki takiemu jedzeniu rade są, gdyż one troszczą się o jakąś linię (nawet nie pytajcie, co to za linia, ale nie energetyczna zdaje się). Teraz już wszystkie chłopy powinni skojarzyć, co i jak naszykować żeby przychylność panien na wydaniu uzyskać i żeby randka owocna była, mimo że warzywna. No, marsz do roboty! Wszak, że tak obleśnie powiem, ruch w interesie być musi, czy nie tak, co?

środa, 21 kwietnia 2010

Sałata ze szpinaku, pieczarek i smażonej kiełbasy

















Kochani moi sąsiedzi oraz mieszkańcy całego gliniewickiego powiatu. Żebyście jedząc obiad nie zakrztusili się suchym chlebem z salcesonem, będę wam tu czasem pokazywał proste przepisy ażebyście jakoś urozmaicili swoją dietę. Wiecie, warzywa, owoce, kurze łapki i takie tam. Mówi się, że nie tylko zwierzęta parzystokopytne wcinają trawę, ale że człowiek też może. Czy trawi, to tego już nie wiadomo. Na wszelki wypadek wolę nie ustosunkowywać się do tej tezy, bo jak za jakiś czas wszystkim zaczną rosnąć ratki i ogony to będzie na mnie, ale takie potrawy z żarciem dla królików fajnie wyglądają i mogą stać na stole dla ozdoby, a potem dacie je chomikowi. Pamiętajcie, wdzięczność chomika droższa pieniędzy.

Będą się pewnikiem ze mnie śmiać w całej blogostrefie, że ja tu takie durnoty wypisuję, bo ludzie na blogach to mają takie cudeńka, że hoho!, ale nie mogłem już patrzeć jak się zapychacie tą kaszanką i tłustym boczkiem. Od czegoś trzeba zacząć, więc na razie prościuśkie dania, a o frykadelkach pogadamy po żniwach jak nauczycie się odróżniać szpinak od brokuła. Wprowadzić muszę trochę uświadomienia żeby dla mnie wstyd nie było przed światowymi ludziami. Nazwałem to Koszelewski Uniwersytet Kuchenny, co się skraca KUK.

Na początek sałatka ze szpinaku, który jest zdrowy i niezwykle smaczny. U nas w gieesie bywa hiszpański, młody, ale nie tam, gdzie dobre tanie wina stoją, to i mogliście go nie zauważyć. Oo, tego szpinaka to można wcinać z samą oliwą i sokiem z cytryny. No, szczypiorku dodać nie zawadzi, a jak znajdziecie trochę pieczarek od krów z pola wracawszy, to i pieczarek. Kiełbasy podsmażanej można dać też żebyście szoku nie przeżyli, i sałatka gotowa.

Składniki
25 dkg szpinaku,
25 dkg pieczarek,
10 dkg najzwyczajniejszej kiełbasy,
czerwona cebula,
szczypiorek,
tymianek,
2 łyżki ciemnego sosu sojowego,
oliwa,
sok z cytryny,
sól, pieprz.

A nie zapomnijcie umyć i osuszyć szpinaku. Pieczarki kroimy na ćwiartki i wrzucamy na bardzo mocno rozgrzaną suchą patelnię. Smażymy na podwójnym gazie żeby zdążyły się zrumienić zanim puszczą sok. Kiedy jeszcze suche, ale już przyrumienione, dolewamy sosu sojowego żeby dał słoności, koloru i skarmelizował się.

Zdejmujemy grzyby, wlewamy kapkę oliwy (no dobra, póki co możecie dać łyżkę smalcu kaczego) i nadal na bardzo silnym ogniu podsmażamy pociętą w piórka cebulę. Chwilkę dosłownie, żeby pozostała chrupiąca a straciła ostrość. Z minutkę.

Teraz kiełbasa. Robimy z niej chrupiące ciasteczka.

Koniec bliski, ale jakże spentankuralny. No dobra, normalny, ale trzeba promoncję uskuteczniać, czy nie tak, co? Do miski wkładamy szpinak, pieczarki, kiełbasę i cebulę, posypujemy posiekanymi szczypiorkiem i tymiankiem, polewamy oliwą, sokiem z cytryny, troszkę solimy, pieprzymy. Na zdjęciu nie widać ziół, bo to zdjęcie produkcyjne. Kiedy skończyłem robić tę sałatkę, wypadł obiektyw z mojej Smienki i nie mogłem zrobić ostatecznej wersji dania. A że znikło szybko jak Szuwaśko kiedy flaszka się skończy, to i sami rozumiecie.

No to ten, wysypiajcie się żebyście nie mieli zapuchniętych oczu, i nie jedzcie tyle pasztetowej.

poniedziałek, 29 marca 2010

Stek

















Na spotkanie z Kumami z Koszelewa narobiłem steków. O naszej balandze opowiem jak zgrabię siano w lewego sąsieka, a tera bedzie papu. Zachciało mi się dobrej wołowiny po tym jak Robert zwany Gutkiem pokazał u siebie stek z prawdziwej krowy stekowej typu limuzyna. Byłem akurat w gieesie, a tam wysprzedaż przedświąteczna i nie za drogo steki z krów argentyńskich były. No i powiem wam, że różnicy nie zauważyłem, czy taka zamorska, czy u rzeźnika albo na hali mięsnej kupiona mućka. Może to być, że swoje lata to mięso miało, przy uboju nie byłem. A może po prostu Argentyńczyk do Argentyńczyka powiedział „Juan, a słyszałeś, że podobno w Polsce jedzą mleczne krowy? Dawaj, puścimy im kilka ton, może wyjdziemy na tym lepiej, niż na karmie dla psów”. No ale jedziemy, bo stygnie, a niesmaczne to to nie było, o nie. Steki podałem z obowiązkowym masełkiem rozmarynowym, a także sałatą rzymską z mandarynkowym winegretem. Paluchy wylizywać!

Składniki:
steki z wołowiny,
sól, pieprz, oliwa.

masełko:
masło,
rozmaryn,
czosnek,
sól, pieprz.

sałata:
sałata rzymska,
pół czerwonej cebuli,
1 duża mandarynka,
pół cytryny,
0,3 szklanki oliwy,
pół ząbka czosnku,
pół pęczka pietruszki,
2 łyżki musztardy gruboziarnistej
2 łyżki kaparów,
parmezan,
tymianek, sól, pieprz.

[Listonic]

Jak zrobić masełko, to i Szuwaśko wie: posiekany i roztarty ząbek czosnku razem z pieprzem i posiekanym rozmarynem mieszamy z masłem, zawijamy w folię, formujemy kiełbaskę i schładzamy. Jak widać na zdjęciu, ja miałem zamrożone i za późno wyjąłem z zamrażalnika, więc kiepsko się rozpuszczało.

Winegret mandarynkowy przyszedł mi do głowy kiedy spróbowałem ryby w kapuście z poprzedniego wpisu. Robimy więc normalny winegret, tylko zamiast cytryny dajemy wyciśniętą mandarynkę albo pomarańczę. Świetny cytrusowy aromat. Teraz mandarynki są już kwaśne, ale jeśli trafi się słodka, zawsze można dobawić soku z cytryny. A więc miksujemy sok z oliwą, czosnkiem (druga połówka ząbka przyda nam się do smarowania mięsa), solą, pieprzem, do uzyskania białawej emulsji. Dosypujemy posiekaną pietruszkę, musztardę, mieszamy.

















Steki myjemy, osuszamy, skrapiamy oliwą i wmasowujemy pieprz. Sól można dodać teraz albo później. Nie jestem przesądny, ale wolę smak steku kiedy sól jest dodana po usmażeniu i jeszcze trochę chrupie. Kładziemy na potwornie rozgrzaną patelnię grillową i na podwójnym gazie smażymy z obu stron. Ja smażyłem po 3-4 minuty, bo lubię kiedy środek nie jest już surowy, ale ze wypływa z niego sok i krew. Odstawiamy mięso na kilka minut dla odpoczynku.

Na talerz wykładamy pociętą w paski sałatę rzymską zmieszaną z popiórkowaną cebulą, polewamy winegretem, posypujemy kaparami, gałązkami tymianku i struganym parmezanem. Za tym serem nie przepadam, ale chciałem żeby było bardziej śródziemnomorsko.

No i koniec, na mięsku układamy krążek masła rozmarynowo-czosnkowego, kładziemy obok sałaty i do roboty! Uch, nie ma to jak kawał krwistego, czerwonego mięsa.

środa, 27 stycznia 2010

O mój panie, ziarenkowe chrupanie. Sałatka z brokułów i indyka

















Dzisiaj czyprakowanie odwołane, bo mam lenia i wyszła mi z piwniczki śliwowincja, i jeszcze pekaes z Gliniewic uciekł mi i musiałem w letnich gumiakach brnąć przez zaspy żeby zdążyć do chałupy na wieczorny obrządek. Ponadto Szuwaśko, czort, polazł gdzieś. A miał mi odwieźć krajzegę i zapukać nogą. Mam nadzieję, że znowu czegoś nie popsuł jak ostatnio kiedy pożyczał pilnik. Jassne, nie wiedział, że pilnik nie służy do mieszania budaprenu. No i jak żyć, jak żyć...


Ale do roboty, bo my tu gadu gadu, a papu stygnie. Ja tam lubię taką prostą sałatkę z brokułów, indyka, z dodatkami, które znajdą się pod ręką. Miesza się to byle jak, i niekiepski obiad gotowy. Dziś za radą Agi dodałem ziarenek i okazało się, że tak niepozorny dodatek podkreślił smaki, dodał swoje i sprawił, że sałatka z dobrej stała się wyborna. Mała rzecz, a cieszy. Posłuchajcie.

Składniki
1 mały brokuł,
40 dkg piersi indyka,
5 plastrów boczeczku,
1 papryka,
20 dkg pieczarek, 
2 mandarynki,
pół cebuli,
0,5 opakowania serka topionego,
1 szklanka mleka,
kawałek sera pleśniowego,
2 łyżki majonezu, 
3 ząbki czosnku,
kawałek imbiru,
garść pestek słonecznika albo dyni, płatków migdałowych, 
2 łyżki sosu sojowego,
0,5 cytryny,
curry, rozmaryn, cukier, sól, pieprz.

Robimy szybko marynowaną paprykę: kroimy ją na spore kawałki, dodajemy pocięty grubo czosnek, imbir, sos sojowy, 2 łyżki oliwy, łyżeczkę brązowego cukru, sok z połowy cytryny, pieprz i odstawiamy na kilka minut żeby czosnek się uruchomił. Mieszanka powinna być słodko kwaśna, bo ta papryka będzie robić za przełamywacz słodyczy brokuła i pieczarek. Mięso kroimy w nie za małą kostkę i posypujemy ziołami i solą albo ulubioną mieszanką przypraw, skrapiamy sokiem z jednej mandarynki. Brokuła dzielimy na różyczki i dotujemy do półmiękkości na parze. Pieczarki kroimy na ćwiartki (jeśli małe, zostawiamy w całości) i posypujemy curry i solą.

Sos będzie taki, jak tu, tu albo tu. Wychodzi na to, że go lubię. Miałem niby zrobić najzwyczajniejszy pyszny sos z jogurtu z czosnkiem, miętą i estragonem albo cząbrem, ale tak mi się chciało rozmarynu, że zrobiłem sos serowy (do jogurtowego rozmaryn mi nie leży i nic na to nie poradzę), ale dodałem majonezu. Dobry wybór. Mleko wlewamy do rondla, dodajemy gałązki rozmarynu, przekrojony na pół ząbek czosnku, curry i gotujemy chwilę aż rozejdzie się cudowna żywiczna woń. Wtedy dokładamy ser pleśniowy i topiony i czekamy aż ładnie się rozpuszczą. Dodajemy pieprz, miksujemy blenderem i odstawiamy w chłodne miejsce do ostygnięcia. Kiedy ledwo ciepły, dodajemy majonez i cieszymy się serowo-majonezowym sosem pachnącym łanem rozmarynu.

Na mocno rozgrzaną patelnię wrzucamy po kolei pestki i płatki migdałów i rumienimy. Zdejmujemy, wkładamy naszą marynowaną paprykę i gazując ile wlezie, redukujemy brązowy sos aż zniknie. Patelnię z papryką wkładamy do piekarnika (100 st.) żeby sobie doszła. Równolegle na drugiej, suchej, mocno rozgrzanej patelni podsmażamy pieczarki. Powinny się zbrązowić, ale zdejmujemy je zanim puszczą sok i skapcanieją. Po zdjęciu pieczarek na patelnię wrzucamy pokrojony w grubą kostkę wędzony boczek i szybko go obsmażamy. Zdejmujemy pachnące skwareczki, wrzucamy mięso, które przysmażamy solidnie (albo jak kto woli, na miękuchno).Pod koniec, kiedy mięso już przyrumienione, wciskamy sok z drugiej mandarynki. Nada to mięsu lekko cytrusowy aromat.

Mieszamy brokuły z papryką, pieczarkami, boczkiem i indykiem, dodajemy posiekaną cebulę, polewamy obficie sosem (powinien być z tych rzadszych, wtedy na dnie powstaje pyszny ekstrakt). Po wierzchu sypiemy ziarenka i już. No dobre jak nie wiem i co. Przypieczone pestki, indyk, kwaskawa papryka, sos... Ten sosek z dna najlepszy, przesycony aromatami innych składników, silnie serowy. I rozmarynowy. To już chyba uzależnienie. Dobranoc, jelonki uroczyste.

sobota, 16 stycznia 2010

Jarmużowo-łososiowa sałatka serowa dla pani Kasi












Wspominałem już, że lubię jarmuż? Nie? A, może dlatego, że sam nie wiedziałem. Teraz już wiem, bo spróbowałem. Jutro zrobię na parze, bo mówią, że też świetny, a wczoraj podsmażyłem na oliwie. Podpieczony, czipsowaty, lekko kapustny, łamliwie delikatny zrobił na mnie spore wrażenie. Może nie takie jak dynia kilka miesięcy temu, ale poczułem się miło zaskoczony. Proste smaki zaznawane po raz pierwszy potrafią zafrapować. Jak tylko go spróbowałem, już wiedziałem, co będzie na kolację. Kiedyś robiłem już podobną sałatkę, ale z jarmużem smakuje inaczej.

Składniki (2 osoby) 
4 garści jarmużu,
0,5 szklanki mleka,
0,5 serka topionego,
kawałek sera pleśniowego,
2 ząbki czosnku,
pół cebuli,
wędzony łosoś,
sok z cytryny,
rozmaryn, curry, pieprz.

Najpierw mój ulubiony sos serowy. Do rondelka wlewamy mleko i wkładamy gałązkę rozmarynu i przekrojony na pół czosnek. Podgotowujemy dwie minuty, dokładamy sery i posypujemy curry i pieprzem. Gotujemy aż ser się rozpuści a nasz serowy sos nieco zgęstnieje. Kiedy uzyska pożądaną konsystencję, wrzucamy posiekaną cebulę i wyłączamy gaz. Cebula straci dzięki temu nieco swej ostrości.














Z jarmużu po umyciu wycinamy łodygę, a listki dzielimy na mniejsze kawałki. Na rozgrzaną patelnię wlewamy nieco oliwy i wkładamy zieleninę. Można dodać ociupinkę soli, ale sery i łosoś są słone, więc ostrożnie. Cały czas mieszając podgrzewamy go na dość silnym gazie aż straci surowość, nabierze głębokiego, wyśmienitego smaku i stanie się leciuśko chrupiący. Właściwie nie chrupiący, tylko taki mniej miękki. Podobno jak się podgrzewa za długo, robi się gorzki. Taki podsmażony jarmuż już jest rewelacyjny. Wystarczy posypać odrobiną soli, może kapka soku z cytryny i jesteśmy szczęśliwi. Tym razem jednak idziemy na bogato.

Na talerki wykładamy jarmuż, polewamy serowo-cebulowym, pachnącym rozmarynem sosem, układamy kawałki wędzonego łososia, kropimy sokiem z cytryny i już. Muszę zapamiętać, bo to niezłe danko na lekką letnią kolację. Zamiast łososia, tak mi się przynajmniej wydaje, dobra by była kiełbasa chorizo. Może z lekka przyrumieniona?

Teraz wam, życzliwości wy moje, powiem, dlaczego ta sałatka nazywa się dla pani Kasi. Ano bo na Durszlaku jest taka akcja, że szykujemy papu dla pani Kasi Cichopek, która uczy się gotować, gdyż tańcować i aktorzyć już umie. Ta sałatka jest taka prosta (przygotowanie zajmuje ok. 15 minut) i taka smaczna (a jednocześnie zdrowotna), że świetnie nadaje się jako wprawka przed nauką przyrządzania skomplikowanych dań w rodzaju faszerowana gęś po polsku czy te nowomodne specjały, co to człowiek nie wie, czy dostał je do jedzenia, czy ma się tylko pogapić. Kojarzycie te śmichotki, które Modesty Amary robią: obcharkają śledzia czymś w rodzaju spienionej śliny i są z siebie nie wiedzieć czemu zadowolone.

Wam wszystkim i pani Kasi życzę smacznego i spadam. Bazyluk Kazimierz z małżonką proszą dziś na kosztowanie nowej nalewki na rdeście. Zajrzę tylko po drodze, czy u Maciaszczyka wszystko w porządku. Pogadamy z Bazylukami o życiu, może zaśpiewamy jakieś ziołowe pieśni... A głosy nasze czyste przejrzyste pójdą po rosie jak radziulisowa kasztanka do koryta z wodą. Co ja gadam, po jakiej rosie, toż minus pitnaście, to chyba po grudzie raczej. Nu, bywajcie. Sprawdźcie, czy kurnik domknięty.

niedziela, 15 listopada 2009

Sałatka farmerska























Przyjechali przyjaciele. W południe jakoś, bośmy się dawno nie widzieli i do pogadania mieliśmy że hej. Wznieśliśmy toast za spotkanie, pogadaliśmy, pojedliśmy obiad, zapiliśmy, opowiedzieliśmy sobie niusy sprzed pięciu lat, popiliśmy, zrobiliśmy kolację, a potem to już było normalnie: gadaliśmy i wznosiliśmy toasty. Nagle patrzymy, a tu jasno i w kościele na Anioł Pański biją. Wydało się, dlaczego byliśmy głodni. Ja do lodówki, a tam nie za bardzo. Jak nie kombinowałem, i do kaczki po pekińsku, i do przepiórki w sosie truflowym czegoś brakowało. Wziąłem, co znalazłem i tak powstała ta sałatka. Było to z dziesięć lat temu, a sałatka nadal cieszy się uznaniem. Podaję wersję podstawową; można z niej tworzyć dziesiątki kombinacji. 

Składniki:  
20 dkg wędzonego boczku,
20 dkg zwykłej kiełbasy,
1 czerwona papryka, 
1 puszka czerwonej fasoli,
1 mała puszka kukurydzy,
1 cebula,
1 łyżka majonezu, 
pęczek szczypiorku,
pęczek pietruszki,
1 ząbek czosnku,
odrobina soku z cytryny,
pieprz, ulubione zioła.

 
Paprykę podsmażamy na oliwie, a najlepiej prędziutko marynujemy. Boczek kroimy w niezbyt drobną kostkę i podsmażamy na ciasteczko, czyli żeby był twardawy, pięknie chrupał i był ciemnobrązowy. Tak samo postępujemy z kiełbasą.

Z patelni, na której smażyliśmy, odlewamy nadmiar tłuszczu zostawiając mniej więcej łyżkę. Rozgrzewamy mocno i wrzucamy pokrojoną w piórka cebulę. Ciągle mieszając smażymy na silnym gazie, ale króciutko: tyle tylko żeby cebula straciła ostrość, a zachowała jędrność. Minuta wystarczy. Teraz w misce łączymy podsmażone mięso, cebulę, odsączoną z zalewy fasolę i kukurydzę, dodajemy majonez (ma tylko złączyć składniki, żadnej zbędnej taplaniny), posiekany czosnek, pieprz i zioła (pasują chyba wszystkie, więc do wyboru, do koloru). Posypujemy siekaną zieleniną, skrapiamy odrobinką soku cytrynowego (nie za dużo, bo papryka już kwaśnowata) i gotowe.

To jest taka sałatka do pojedzenia, a nie gapienia się. Chociaż nie powiem, ładnie wygląda: brązowe boczkowe ciasteczka, czerwień papryki, żółć qqrydzy, zieleń szczypioru i pietruszki. Smakiem także odpowiada polskiemu podniebieniu, bo ta kiełbasa z boczkiem...

Jak wspomniałem, to jest wersja podstawowa. Do tego możemy teraz dodawać, co nam się żywnie podoba, albo co znajdziemy w lodówce. A nie, surową wątróbkę zostawmy na jutro. Tak więc można dodać trochę świeżego szpinaku albo sałaty lodowej, jakiejś rukoli, brokuła, ser żółty, marchewkę, oliwki, selera naciowego, pieczarki, smażone talarki ziemniaczane. Zamiast kiełbasy można dać szynkę, wtedy mamy wersję dietetyczną. Kiełbasę można też wymienić np. na bejcowaną i grillowaną pierś kurczaka. Oprócz kiełbasy można by też zabrać boczek, cebulę i fasolę, ale wtedy wyjdzie inna sałatka.

Z powodzeniem można tę sałatkę przygotować wcześniej, wtedy w ostatniej chwili dodajemy tylko szczypiorek i pietruszkę. Taka to tolerancyjna sałatka, którą tworzy świetne połączenie boczku, fasoli i cebuli.

Życzę smacznego i pozdrówcie ode mnie Radziulisa Czesława gdybyście go spotkali.

wtorek, 13 października 2009

Cesarska sałatka "Olga"













 


No to tak. Miałem dziś zrobić sałatkę cesarską. Wiecie, sałata, pomidory, kurczak, oliwki, grzanki. A to dlatego, że kilka dni temu zobaczyłem taką piękną sałatkę u Oli na Mikserze i pomyślałem „ohoho, warto by było”. Stanąłem jak co dzień w kuchni, nasadziłem rękawice wzmacniane drutem, gumowy fartuch i wodery wdziałem, kask z zasuwaną szybką wsadziłem na głowę, ściany i podłogę zasłałem folią, a częściowo obiłem nierdzewną blachą. I myślę, teraz do kucharzenia jestem gotowy, gdyż zrobiłem co w mojej mocy aby podczas tego żmudnego procesu wyrządzić jak najmniej krzywdy sobie i otoczeniu. Obiecać, że żadne zwierzę nie ucierpi nie mogłem, bo ten kurczak... No, rozumiecie, żywy to on nie był, cholerka. Ale co tam. Zacząłem przyrządzać wszystko jak należy, gdy nagle bez uprzedzenia i ze znienacka, a więc konfundując mnie nieco, myśl błyskotliwa bardziej niż zwykle w łeb mnie pizgła ziuuuch: przecież mamy organizowany przez uśmiechniętą Olgę Sezon Ziemniaczany! Zajrzałem do piwniczki, zamieniłem grzanki chlebowe na ziemniaczane, i już. No to teraz wiecie, dlaczego ta sałatka nazywa się „Olga”. Przez kartochli! Posłuchajcie, jak to leciało.

Składniki:
1 pierś kurczaka,
kilka liści sałaty (ja wziąłem lodową, ale może być rzymska, karbowana),
1 mała cukinia,
2 pomidory,
2–3 ziemniaki,
garść albo i dwie czarnych oliwek,
pół pęczka szczypioru,
sok z cytryny,
2 ząbki czosnku,
2 łyżki posiekanego koperku,

sól, pieprz, rozmaryn, kmin rzymski, czerwona słodka papryka w proszku.  

Kurczaka kroimy w cienkie plastry i marynujemy w oliwie z dodatkiem soku cytrynowego, ząbka czosnku, soli, pieprzu, kminu i koperku. Cukinię plasterkujemy, solimy, kminujemy, podlewamy lekko oliwą. Ziemniaki kroimy w kostkę wielkości grzanki. Sałatę kroimy w paski, pomidory w kostkę. Palców nie kroimy wcale, o ile to możliwe. Oliwki i szczypiorek siekamy.

Ziemniaki smażymy na niedużej ilości oliwy na złoto, pod koniec posypując dla koloru papryką w proszku i rozmarynem i wrzucając ząbek czosnku. „Grzanki” gotowe. Cukinię i pierś smażymy na patelni grillowej.

Na sałatę lejemy trochę oliwy, soku z cytryny, sypiemy rozmaryn, szczypiorek i oliwki. Na talerzu lub w miseczce układamy kupkę sałaty, na to idą pasiaki, czyli cukinia i kurczak, obkładamy pomidorami, na wierzch jeszcze trochę oliwek i rozmarynu, i na koniec nasze ziemniaczane grzanki. Zasmażki nie. Jak kto umie ładnie układać, to wyjdzie mu ładnie, a jak nie umie, to wyjdzie tak:



Na zdjęciach sałaty ni chuchu nie widać, ale daję słowo, że jest. Schowała się pod kurczakiem i cukinią jak zacząłem to całe dobro w miednicy układać. Nieśmiała jakaś, czy co... Na szczęście mimo niespecjalnej aranżacji obiad dzisiejszy był bardzo niekiepski. Może bardziej letni, niż jesienno-zimowy, ale przecież dobrze sobie choć przez chwilę powspominać szelest liści głaskanych lipcową bryzą o zachodzie słońca. Te kartofelki, powiem wam, to tam fajnie robią i mają ładny kolor od papryki.

I tak to, świderki moje kochane, Ziemniaczane Sezony inspirację kulinarną w narodzie rozbudzają, za co cześć i chwała. Lecę na gumno bo mi się śruta rozsypała.

piątek, 28 sierpnia 2009

Zawszepolkowa sałatka łososiowa. Ze śpinakiem













Lubicie odwiedzać blogi o kucharzeniu? Nawet nie gadajcie, wiem, że lubicie. Ja też. Sobie, jak to letniki mawiają, serfuję. Blogów dużo na świecie, i dużo dobrego jedzenia tam można znajść. Jak zobaczę co ciekawego, a już szczególne u moich koszelewiaków, to zaraz do Ulubionych, i mam. Co jakiś czas robię przegląd i wybieram coś fajnego. Czasem jakiś przepis utkwi w głowie i mruczy „zrrrrób mnieee”, jak kot jaki normalnie. Mam ja tego w Ulubionych, oj, mam. Jak się tak serfuje, to się nazbiera tyle, że człowiek mógłby sam nie wymyślać, tylko pichcić i pichcić co mądre i utalentowane ludzie zrobią.

Dzisiaj padło na sałatkę, która pięknie się zapowiadała odkąd przeczytałem jej składniki, i chodziła za mną jak Bura za kościelnym Koszelewskim w porze karmienia. Ulubiony szpinak, ulubiony łosoś, cytrynka, pomidory, samo dobre. Miałem nawet ładnego łososia prosto znad morza - wędzonego na zimno, ciemnoróżowego, a pysznego! Ale wyszedł był zanim znalazłem szpinak. Ile można czekać w końcu. No nigdzie śpinaku nie było, psia mać. W końcu Pałąkowa na targu w Paździerzownicy u baby kupiła, ale niemłody był. Co robić, lepiej stary, niż ma się dla mnie danie po nocach śnić, czy nie tak, co?

Sałatka jest autorstwa Zawszepolki, z bloga Arontkicientable. Zajrzyjcie, bo pysznie tam jest okrutnie.

Powiem ja wam, że dobrze się dla mnie wydawało, że musi to fest smakować. Połączenie kaparowego winegreta ze szpinakiem, łososiem, awokado i jajkami daje kompozycję niebagatelną. Zazdrośćcie mi, że miałem okazję się rozkoszować, albo wpadajcie szybko: dla jednego głodnego jeszcze będzie. Tylko migusiem, bo nie wieczerzałem jeszcze, a oskoma mię chwyta i łakomie na niedobitki do kuchni zerkam. Ponieważ nie zmieniałem składników, po dane odsyłam Was do strony z przepisem. Tak, tędy, trochę w lewo, za bardzo, o, to tu. No, można po prawdzie dać ząbek czosnku i więcej kaparów i soku cytrynowego do winegreta.

O, wiem, niezadługo jubiliantem ja będę, to zrobię dla was tego dobra trochę. Schowamy tylko przed Szuwaśką, bo zapluje chałupę jak zobaczy, że nie ma w tym golonki ani słoniny. Dla Szuwaśki usmażę cycki krowiacze w panierce z pokruszonego smażonego boczku. Bywajcie, muszę jeszcze gumiaki opukać. Kalarepę rwałem, a dżdżyło.

wtorek, 16 czerwca 2009

Sałatka z soczewicy i boczku
















W ramach akcji „Lunch Box”, czyli po naszemu „Śniadanko do pracy” na durszlak.pl przygotowałem dziś swojsko smakującą, sycącą sałatkę z ziarenek. Można ją zapakować do pojemnika i potem grzecznie spożyć w czasie przerwy technologicznej albo między papierosem a czwartą kawą. Jest niekłopotliwa w jedzeniu, wystarczy widelec. Nie ma potrzeby wstawać wcześniej żeby przygotować śniadanie do pracy, bo najlepiej smakuje po nocy spędzonej w lodówce. Wadę ma tylko jedną: każdy na zakładzie zechce spróbować i rzadko poprzestanie na jednym kęsie.

Składniki
30 dkg soczewicy (ja wolę czerwoną),
30 dkg wędzonego boczku,
2 małe cebule,
pęczek pietruszki,
pęczek szczypiorku,
1 cytryna,
3 łyżki musztardy,
4 łyżki oliwy,
pieprz, majeranek, tymianek, oregano.

W garnku zagotowujemy wodę (można też bulion, ale moim zdaniem różnica w smaku jest niewyczuwalna) i wsypujemy soczewicę. W jedną cebulę wbijamy 3-4 goździki i także wkładamy do garnka. Gotujemy na małym gazie aż soczewica przestanie być surowa (tylko bądźcie czujni - chwila nieuwagi i z ziarenek zrobi się papka). Nie ma być miękka, później sobie dojdzie. Wykładamy na durszlak i przelewamy zimną wodą.

W międzyczasie na patelni podsmażamy pokrojony w kostkę lub w słupki boczek. Kiedy już ładnie chrupiący, odlewamy nadmiar wytopionego tłuszczu, troszkę dla smaku jednak zostawiając, i wsypujemy soczewicę. Podsmażamy na niezbyt silnym ogniu aż ziarenka zmiękną i nabiorą boskiego aromatu boczeczku.

W misce mieszamy musztardę i sok z cytryny, po czym powoli wlewamy oliwę i mieszamy do uzyskania gładkiej emulsji. (Jeśli sałatkę przygotowujemy do zjedzenia w domu albo jeśli nie lubimy kolegów z pracy, dodajemy posiekane 2 ząbki czosnku.) Wrzucamy zawartość patelni, mieszamy i dodajemy siekaną cebulę, szczypior i pietruszkę. Doprawiamy pieprzem i ziołami (wszystkimi albo wybranymi, np. tylko dużą ilością majeranku). Sól – tylko w razie potrzeby, boczek zazwyczaj jest mocno solony.

I już, koniec roboty. Ten przepis wklepuję dłużej, niż robiłem sałatkę. Można zjeść na ciepło albo odstawić na kilka godzin do lodówki, jednak najlepiej poczekać ciut dłużej i dopiero następnego dnia delektować się fantastycznym, winegretowym połączeniem aromatu ziarenek, boczku i majeranku.

W ramach PeeSa: jeśli dobrze pamiętam, przepis na tę sałatkę dostałem onegdaj w jakimś kulinarnym newsletterze. Gdyby ktoś skojarzył, proszę o sygnał - dopiszę źródło.