No to tak. Miałem dziś zrobić sałatkę cesarską. Wiecie, sałata, pomidory, kurczak, oliwki, grzanki. A to dlatego, że kilka dni temu zobaczyłem taką piękną sałatkę u Oli na Mikserze i pomyślałem „ohoho, warto by było”. Stanąłem jak co dzień w kuchni, nasadziłem rękawice wzmacniane drutem, gumowy fartuch i wodery wdziałem, kask z zasuwaną szybką wsadziłem na głowę, ściany i podłogę zasłałem folią, a częściowo obiłem nierdzewną blachą. I myślę, teraz do kucharzenia jestem gotowy, gdyż zrobiłem co w mojej mocy aby podczas tego żmudnego procesu wyrządzić jak najmniej krzywdy sobie i otoczeniu. Obiecać, że żadne zwierzę nie ucierpi nie mogłem, bo ten kurczak... No, rozumiecie, żywy to on nie był, cholerka. Ale co tam. Zacząłem przyrządzać wszystko jak należy, gdy nagle bez uprzedzenia i ze znienacka, a więc konfundując mnie nieco, myśl błyskotliwa bardziej niż zwykle w łeb mnie pizgła ziuuuch: przecież mamy organizowany przez uśmiechniętą Olgę Sezon Ziemniaczany! Zajrzałem do piwniczki, zamieniłem grzanki chlebowe na ziemniaczane, i już. No to teraz wiecie, dlaczego ta sałatka nazywa się „Olga”. Przez kartochli! Posłuchajcie, jak to leciało.
Składniki:
▪ 1 pierś kurczaka,
▪ kilka liści sałaty (ja wziąłem lodową, ale może być rzymska, karbowana),
▪ 1 mała cukinia,
▪ 2 pomidory,
▪ 2–3 ziemniaki,
▪ garść albo i dwie czarnych oliwek,
▪ pół pęczka szczypioru,
▪ sok z cytryny,
▪ 2 ząbki czosnku,
▪ 2 łyżki posiekanego koperku,
▪ sól, pieprz, rozmaryn, kmin rzymski, czerwona słodka papryka w proszku.
Kurczaka kroimy w cienkie plastry i marynujemy w oliwie z dodatkiem soku cytrynowego, ząbka czosnku, soli, pieprzu, kminu i koperku. Cukinię plasterkujemy, solimy, kminujemy, podlewamy lekko oliwą. Ziemniaki kroimy w kostkę wielkości grzanki. Sałatę kroimy w paski, pomidory w kostkę. Palców nie kroimy wcale, o ile to możliwe. Oliwki i szczypiorek siekamy.
Ziemniaki smażymy na niedużej ilości oliwy na złoto, pod koniec posypując dla koloru papryką w proszku i rozmarynem i wrzucając ząbek czosnku. „Grzanki” gotowe. Cukinię i pierś smażymy na patelni grillowej.
Na sałatę lejemy trochę oliwy, soku z cytryny, sypiemy rozmaryn, szczypiorek i oliwki. Na talerzu lub w miseczce układamy kupkę sałaty, na to idą pasiaki, czyli cukinia i kurczak, obkładamy pomidorami, na wierzch jeszcze trochę oliwek i rozmarynu, i na koniec nasze ziemniaczane grzanki. Zasmażki nie. Jak kto umie ładnie układać, to wyjdzie mu ładnie, a jak nie umie, to wyjdzie tak:
Na zdjęciach sałaty ni chuchu nie widać, ale daję słowo, że jest. Schowała się pod kurczakiem i cukinią jak zacząłem to całe dobro w miednicy układać. Nieśmiała jakaś, czy co... Na szczęście mimo niespecjalnej aranżacji obiad dzisiejszy był bardzo niekiepski. Może bardziej letni, niż jesienno-zimowy, ale przecież dobrze sobie choć przez chwilę powspominać szelest liści głaskanych lipcową bryzą o zachodzie słońca. Te kartofelki, powiem wam, to tam fajnie robią i mają ładny kolor od papryki.
I tak to, świderki moje kochane, Ziemniaczane Sezony inspirację kulinarną w narodzie rozbudzają, za co cześć i chwała. Lecę na gumno bo mi się śruta rozsypała.
Nazwa sałatki mnie skusiła do przeczytania :D Zgłodniałem, niedobrze, bo późno :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z tymi ziemniakami, na pewno sałatka była wyśmienita :) Muszę wypróbować to połączenie.
OdpowiedzUsuńNo to wymyśliłeś super sałatkę! Godna i cesarza i uśmiechniętej Olgi :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna :) Nie dziwię się, że się zdecydowałaś na nią :)
OdpowiedzUsuń