Składniki:
1 średni bakłażan,3 łyżki gęstego jogurtu,
3 łyżki pasty tahini,
3 ząbki czosnku,
pęczek pietruszki lub kolendry,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
1 łyżeczka garam masala,
1 łyżka czerwonej papryki,
pół cytryny,
sól, curry.
[Listonic]
Bakłażana przekrajamy wzdłuż, polewamy oliwą i pieczemy pod grillem aż lekko zbrązowieje i zmięknie. Łyżką wyjmujemy miąższ, wkładamy go do blendera, a skórkom pozwalamy polatać po gumnie, z czego kurki powinny być raczej zadowolone, dodajemy posiekany czosnek, pietruchę, jogurt, tahini, przyprawy, sok z cytryny i blendujemy. Gotowe. Jak na mój gust pasta powinna być kwaskawa, pikantna (użyłem ognistej curry, którą kiedyś dostałem od serwisu na1000sposobów.pl za zorganizowanie konkursu, w którym można było wygrać przyprawy; dobra rzecz - curry, choć serwis także, bardzo pikantna, ale i aromatyczna).
Do tej pasty najlepiej pasuje pita, ale i zwykła kajzerka lub bagietka też może być. Jedzenie takiej pasty też jest fajne, bo nabiera się ją pitą, a jeszcze jak po wierzchu polejemy dobrą oliwą albo czosnkową pastą włoską, to w ogóle jest czad i opad majtasów.
Tahini można kupić w sklepach z orientalnym papu albo zrobić samemu: ziarna sezamu przyprażamy lekko na suchej patelni i blendujemy z dodatkiem oliwy na gładką masę. Jeśli robimy na zapas, dobrze jest dodać też czosnku, soku z cytryny i soli, dłużej postoi. W warunkach domowych nie jest ona taka gładka jak kupna, ale to w niczym nie przeszkadza. Może i lepsza taka, bo wyraźniej czuć smak sezamu.
Dzisiaj z Radziulisem Czesławem wsiadamy w traktorka i dujemy na ukochaną Suwalszczyznę, gdzie będziem napawali się urokliwością przyrodniczą oraz miejscowymi wyrobami przełamującymi państwową monopolizację. A w sobotę będzie blogowe spotkanie z niektórymi Kumami z Koszelewa, czyli z Buruuśką, Moniką i Zemfiroczką (tu i tu). I nie w żadnym modnym stolycznym lokalu, o nie, we Frąckach nad Czarną Hańczą nieopodal Serw, znad których muszelki są przechowywane, czy tam butelki, jak mówi piosenka. Oj, z nurtem rzeki popłynie pieśń o rozmarynie! Czego i dla was życzę, kochanieńkie moje sowizdrzałki, ale żeby uprzyjemnić wam weekend, przygotowałem wpisa o jeżu. Zapuszczę tam wiersza, ale takiego żartobliwego do pośmiacia się, a nie do refleksyjności. Ojejku, to miał być krótki wpis! No to już se idę.
Fajna ta pasta, akurat na upały !
OdpowiedzUsuńOj, zazdroszczę Wam tego spotkania... Ja ruszam jurto na południe :)
A ja w piątunio pakuję plecaczek i wsiadam skoro świt w sobotkę w Pojazd Koszmarnie Pośpieszny i śpieszę na rozmarianka z rechotkami ;)
OdpowiedzUsuńGrażka, miłego wyjazdu do Pragi :) Ale duchowo bądź z Kumoterstwem ;)
Lubie bardzo. Podgladalam kiedys jak robi te paste moja kolezanka z Libanu: kladzie cale baklazany na kuchence gazowej i opieka je bezposrednio na gazie.
OdpowiedzUsuńAntoni, a w przypadku nielubienia baklazanow czym mozna je zastapic?
OdpowiedzUsuń-)
taka pasta smaczna jest, zwłaszcza z makaronem :) jak wiesz ja wszystko z makaronem mogę jeść ;)
OdpowiedzUsuńGrażynko, spotkanie było superowe. Ech, tylko krótkie :)
OdpowiedzUsuńZaświadczam, że Zemfi z pełnym sukcesem dała radę całej pekapeizacji i rozmariana rozwijała należycie :) Czekamy na relacjękumy Grażynki!
Miss Coco, widziałem to opalanie w którymś programie kulinarnym. Ale to trzeba stać i trzymać ;) więc wolę wrzucić do piekarnika i zapomnieć na kwadrans.
Klaro, wydaje mi się, że można by użyć cukinii, tylko trzeba pokombinować, bo ona ma dużo wody. Żeby pasta nie była zbyt luźna.
Aga, o tak, wiem ;) A ciekawe, jak by Ci poszło spożycie maciaszczykowej czereśniówki z makaronem. A nie, zły przykład, czereśniówka jest smaczna ;)
Graża, cho na Kumy i rechotaj, o czym szumią na Moście Karola.
OdpowiedzUsuń