Wywołany do tablicy przez urocze blogerki, dokonałem stanięcia na uszach ażeby zdobyć przepis na nalewkę na rdeście, co o niej onegdaj nieopatrznie napomkłem ja tu. Skaranie boskie z tymi dziewczętami. Twarde są. Zbywanie ani krygowanie się na nic się zdało. Ohoo, to nie Ludwiczak Jadwiga. Nie popuściły ani o piędź. Wiłem się, kluczyłem, a one nic tylko rdestówka i rdestówka. Ugłem się, bo przecież przewierciłyby na wylot. Aha, wiśta wio, łatwo powiedzieć! Receptura na taką rdestówkę w oknie gieesu nie wisi wszak.
Najsamwpierw poszedłem byłem do Bazyluka Kazimierza, bo ostatecznie to jego wypusk rdestowy był, a on do mnie, że a idź ty w kibieni, jaka receptura, jaka rdestówka, oczadział ty ze wszystkim, czy może trochu jeszcze nie do końca puknięty. Obśmiał się jak mysz z nietoperza i mówi, że nieźle nabąblowany musiałem ja być skoro dla mnie zdawało się, że na rdeście nalewkę piłem. Pić to owszem, piliśmy tęgo, ale wytrawną waniliową ryżówkę. No bo kto by, sapał majtając orczykiem, bo z targu wrócił właśnie i ogierka wyprzągał, kto by rdestu do dobrej samogonki dodawał, to chyba pomylony jakiś tylko. Nasłuchałem się, nie powiem. Dobrze, że choć uraczył tą ryżówką. Nu, może to i to samo, czym my wtenczas delektowaliśmy się...
Maciaszczyk, do którego poszedłem zaraz potem ażeby maluśki gąsioreczek na myślenie zanabyć i któremu przedstawiłem kłopocik, zdjął czapkę, podrapał się po łysinie i, przymrużywszy dociekliwie oczy, swoim zwyczajem powolutku produkując słowa wycedził, że on dla mnie może zwiększyć zniżkę, co ja ją na śliwowincję u niego posiadam jak dla mnie za drogo, ale żebym więcej nie pił barbeluchy na karbidzie od Grzegorczyka Józefa, bo na mozgi rzuca się ona.
No a Pałąkowa to i patrzeć na mnie nie chciała po tym, jak my z Radziulisem Czesławem podczas ostatnich rozgrywek w durnia i we wojnę przywiązaliśmy dla niej bronę do nogi, ona tego nie zauważyła i wróciwszy do chałupy narobiła tą broną bałaganu. Zduna wzywać musiała, że o szklarzu nie wspomnę. Przebłagałem ja ją później nowymi workami jutowymi na kartofli i karczochy, ale o rdestówce to my wtenczas nie pogadaliśmy.
Ostatnią deską ratunkową stał się tatulo, który, jak wy może wiecie, światowy jest człowiek i z niejednej gospody chyłkiem wymykać się musiał. Myślę, kultywatory po całym Sowieckim Sojuzie rozprowadzał, a radziecki człowiek to pewnikiem ze wszystkiego toczył jakie dobro oprocentowane należycie. Widzi mi się jednakowoż, że rodziciele moi nie pojęli, o co dla mnie rozchodziło się, bo mamula zaraz rękę do czoła dla mnie przyłożyła, rumianku z melisą parzyć chciała i kazała wodzić oczami za palcem.
Tfu, psia jucha, przepisa nie zdobyłem, a Baśka, Monika i Oczko zapalczywe są i nie popuszczą, mowy nie ma. Wiecie, jak to z kobitami. Lepiej już komornika pod swój dach przyjąć, niż z babą na udry iść. Ot, popadł ja w kałabaniu a czort karty rozdaje. Zostałem zdany na siebie i własny pomyślunek. No ale z drugiej mańki, podumać niby że możno, podumałem; wspomaganie u mnie jest, a i koncept pojawić się potrafi ze znienacka... No bo na ten przykład, kto zeszłego lata do budyniu z malinami dodał przyprawy do ogórców, rozmarynu, kaparów, otrębów i surowego śledzia? Jeść nikt tego nie chciał, ale nowatorsko było, że cie nie mogie. Modestyamary miękną normalnie.
Podrapałem się po głowie i po klacie, i poczłapałem do kościelnego Koszelewskiego. Żywiny dużo on trzyma i ma we workach różnego ziela nasuszonego moc. Najpierw mówi, rdest kiszony tylko ma, ale na co dla mnie kiszony kiedy ja nalewkę robić zamiaruję. Pogmerał w stodole i znalazł kilka worków nienapoczętych. Opróżniliśmy zatem gąsiorek, co ja go na wymianę przyniosłem, ale tylko jeden, bo Koszelewski na mszę na szóstą szedł, to rozwojażyć się nie mógł ażeby księdzu proboszczowi barbeluchą w nos nie chuchać. O, nasz ksiądz proboszcz silnie wyczulony na aromaty spożywcze i jak co od kogo poczuje, dawaj pogadankę obświadamiającą rozpoczynać, a gadane ma jak mało kto.
No to co było robić, poszedłem do domu, na chwilkę tylko wstępując po drodze do Szuwaśki, bo coś dla mnie w gardle utkło, jakiś kłaczek czy cuś, i przepłukać chciałem żeb zakażenie nie wdało się. Następnego dnia z samego rana jak tylko doszedłem do chałupy, rozpocząłem eksperymenta. Próbowałem i tak, i tak, ale najwpierw musiałem sprawdzić, czy samogonka w każdym jednym gąsiorku smakuje tak samo. Olaboga, co tam dla mnie powychodziło! W jednej miednicy ta rdestówka pyrkała i pryskała na fitalowo, ta z wiadra znoweś wysunęła macki i zapytała, którędy na Galapagos. Trochę bieganiny miałem, bo walało się to dziadostwo po całej chałupie, a suszony rdest chrzęścił pod gumiakami.
Nieudane wersje wylałem do głębokiego dołu z dala od studni i przywaliłem kamieniami żeby psy nie dorwały się i nie świeciły potem oczami jak te badyliszki. A tę, która najwięcej udała się, zapodaję ja tu i z wrodzonej przekorności życzę smacznego.
Składniki
▪ miska suszonego rdestu,▪ gąsiorek barbeluchy,
▪ wanilia i trzy laski... a nie, trzy laski wanilii,
▪ 7 łyżek wody różanej,
▪ 50 dkg boczku wędzonego,
▪ chleb albo kartochli.
Do gąsiorka dodajemy 5 łyżek wody różanej i wanilię, zmniejszy to ogólny caping. Odstawiamy na dni kilka. Rdest namaczamy we wodzie z dodatkiem 2 łyżek wody różanej. Wody tylko tyle, żeby rdest namókł i się rozbył. Odstawiamy na godzinę. Boczek kroimy w plajstry, chleb albo kartochli jakkolek.
I teraz tak: o ile ktoś koniecznie musi, garstkę tego rdestu wrzuci niech do gąsiorka, ale nie za dużo, bo hadki okrutnie i trawą daje. Resztę namokniętych badyli wwalamy do parnika i zadajemy świnkom, a zawartość gąsiorka sączymy przegryzając skwarkami boczkowymi i kartochlami albo chlebem, i wydłubując zielsko spomiędzy zębów, jak kto ma.
A na przyszłość pizgnijcie mię w łeb jak ja durnoty z sufitu o wymysłach bimbrowniczych pisać znoweś zacznę, pomorek.
A czy ten boczek wędzony i kartochli z wodą różaną się nie kłócą? Może zagryzać ją paluszkami krabowymi albo krewetkami w winie na przykład? No, jak Szuwaśko nie będzie widział :)
OdpowiedzUsuńNo i dało się. Ty Tak Antoni nie narzekaj na baby, my Twoje muzy natchniuzy są przeca.
OdpowiedzUsuńJedna rzecz tylko... bo mnie Baśka z Moni każą się uczyć filtrować syrop na poczet nalewencji. A ja tutaj widzę dużo badyli w kielichu. Filtracji jakoby nie było - zdaje się. No i ten teges... wygląda trochę jakby zaczerpnięte z kałabani... Ale ta woda różana, ho ho ale luksusy.
No to chluśniem...!
A tak w ogóle to przyleciałam bez płot, bez pole, najszybciej jak mogłam, kędy ja zobaczyłam, że rdestówką częstujesz.
OdpowiedzUsuńAle drink elegancki :D Jeszcze palemki brakuje...
OdpowiedzUsuńRdest ma piękne, proste kwiaty. W dzieciństwie robiłam z nich bukiety.:)
OdpowiedzUsuńAle się napracowałeś Antoni przy tej Rdestówce. Nachodziłeś, wątrobę nadpsułeś... Wielki Szacun!:)
Rdest dobrze robi na żołądek, w ogóle działa przeciwzapalnie. jakby co migdałki można płukać... więc wszystko się zgadza.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie chlapnąłeś, że chodziło o rdest himalajski, bo nadal byłbyś w drodze po składnik w tamtą stronę... :)
Ja bym jeszcze kaparka dodała :)
No Antoni, mniód - malyna normalnie! (na ten jeden akapit i Ty dobrze wiesz który litościwie przymknę oko..;>)
OdpowiedzUsuńOczko, no przeca pisze, że przez zęby tu się filtruje ;-)
:-)))
Ach Monika mnie wywolala do odpowiedzi, bo ja cichaczem podczytuje, a komentowac cos dzisiaj humoru nie mialam...
OdpowiedzUsuńStanal Antoni na wysokosci adania, a ilu sasaidow odwiedzil i ile kielchow trzymal w dloni, to juz nikt nie pyta... Ale, ale jak ktos musi tego rdestu dodac :) Skad ja wezme suszony rdest w srodku zimy, pojde odkopac spod zaspy - no!
A filtrowanie: ja sie bede czepiac i powiem Oczku, z enalewka prawie klarowna, tych smieciorow co tam troszku plywa to taki klimat zadaje, ale ona klarowna, neico letko zaziolowana, no!
Antoni, polej, bo mam teraz właśnie potrzebę błyskawicznej poprawy humoru ! Na zagrychę przyniosłam białą kiełbasę w piwie :)
OdpowiedzUsuńchyba trudno byloby zebrac skladniki by samemu zrobic w domu, ale czytalo sie pysznie:)
OdpowiedzUsuńBasia, mówisz, że ona taka ma być ala ziołóweczka, że niby tylko dla zdrowotności, nie że dla procentów. Aha... ;)
OdpowiedzUsuńAntoni!
OdpowiedzUsuńnikt lepszego przepisu nie poda
pozdrawiam cieplutko
Uuu, roboty moc, bo to i knury trzebić, i płoten nareperować, i kombajna ze słomy oczyścić, uch. No ale jestem.
OdpowiedzUsuńGrażynko, ale to chodzi właśnie o to, ażeby nie pasowało! Jak, nie przymierzając, boczek do drynka.
Zemfi, huechuech, fakt, muzy natchniuzy, i jest rym do "rajtuzy". ;) No a skąd miało być zaczerpnięte, kiedy ja tego rdestu na oczy nie widziałem? Filtracja osobista pozostawia niezapomniane wrażenia.
Muscat, palemka była, ale gąsi, łajdaczki, zakradli się do kuchni i palemkę z parasolką wyżarli.
A dziękuję, miła Anastazjo. Nie ma to jak ktoś doceni trud, put, i łzów nieprzebrane baseny.
Magento, ja zawsze twierdziłem, że produkcja monopolizacyjna jest silnie zdrowotna. Ha, przeciwzapalnie! Z kolei gdybym palnął o himnalajskim, byłby pretekst do epopeja typu opowieść-jezioro o wyprawie w te Himnalaje. Kaparek dobra rzecz, i w zęby nie lezie.
Moniko, rozchodzi się dla Ciebie o ten akapit o wylewaniu do dołu? Wiem, marnacja daru bożego, ale i zagrożenie epidemniczne wyniknąć mogłoby! No, zębowa metoda filtracjowa.
O widzisz, Buruu, i mnie jakoś tak siakoś, bez te przednówki przedłużające się chyba. I roboty huk... Nic a nic komentarzowanie nie idzie. Rdest suszony? A u mnie zostało się trochę jak chcesz. O właśnie, nie można tak sterylnie, raboratolijnie, trochu natury ażeby łączności z naturą łyknąć co nieco.
Grażynko, to dla Ciebie, o , największy kubas blaszanny. Letko obity, ale co tam. Masz, dzieciaku, i sącz, a zaraz Cię zestres odejdzie.
Basiu, od trudności zebrania ważniejsze, że gdyby nawet się udało, to efekt mógłby być... wymiotający! ;)
Zemfi, a dlaczegóż się pije naleweczki, a? Toż tylko że dla zdrowotności, bo one posiadają moc witamin, mikr- i makroelementów. Takie są.
Donatello, ja bym jednak wszystkim życzył, bo was lubię, żeby jednak ktoś podał lepszy przepis, hehe, bo z tego, coś mi się widzi, wiekopomnego napoju z tego nie będzie.
W sumie racja, nawet doktory gadają, że czasem dobrze jest się zdezynfekować wewnętrznie. Czy duszę też się da procentowo zdezynfekować?
OdpowiedzUsuńKrótkotrwale i jest to stan niestabilny ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie obawiałam się, że potwierdzisz moje obserwacje. Hm.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mi przykro.
OdpowiedzUsuńTo może skupmy się na tym krótkotrwałym. Co tam masz dobrego w blaszaku?
OdpowiedzUsuńW blaszaku? Czek no, co my tu mamy... A, już wiem. Pozlewałem po trochu z dna gąsiorków jarzębiaczka, śliwowincji i smorodinówki, bo słyszałem, że naczyń potrzebujesz.
OdpowiedzUsuńSomorodinówki?! Gadaj, co zacz?
OdpowiedzUsuńTo po naszemu nalewka z czarnej porzeczki, najlepiej z tzw. listkówką, czyli wytrawną, silnie cierpką nalewką z listków tejże porzeczki (listkówka służy do dolewania do innych nalewek i dla konesrów, co się bałaganu w gębie nie boją).
OdpowiedzUsuńPorzeczkówkę już wiem, że lubię. Możesz polać, dzisiaj mam ciśnienie na dezynfekcję.
OdpowiedzUsuńProszę uprzejmnię, polano do stołu ;)
OdpowiedzUsuńTylko zydelek daj z oparciem. Ja nie linoskoczek.
OdpowiedzUsuńNo tak, jeszcze mi się zemskniesz popod stół jak Baśka kilka dni temu... Aha, to już po północy. Baśka się przyznała, że ma dziś urodziny. Wysłałem jej laurkię częstochowską na Fejsbuka, ale możemy też zaśpiewać toasta typu "O mójże ty rozmarynku, proszę bardzo, nie więdnij, ale za to się rozwijaj się".
OdpowiedzUsuń"nie więdnij wcaaaaaaaleeeee, tylko rozwijaj sięęęęęęę!!!"
OdpowiedzUsuńTo ja na makagigi na chwilę wyskoczę.
Aa, to i ja, może tam polewają... A gdzież Grażynka? Biedaczka, umęczona i zestresowana, pewnie spać poszła i nie wpadła na rozchodniaczka.
OdpowiedzUsuńGrażka w formie musi być. Mama jej zachorowała. Więc wiesz...
OdpowiedzUsuńNo wiem, nawet chciałem Szuwaśkę tam dla wsparcia podesłać. Myślałem, że może wpadnie na nasennego hapluczka, ale mówiła, że dziś nie spała w nocy, to pewnie padła jak czyżyk w koniczynie.
OdpowiedzUsuńA pewnie! I bez rozmaryna padła szybko.
OdpowiedzUsuńUmc umc umc. Padła Grażyna bez rozmaryna. Dobra, dosyć, bo się dzieciak budzić z czkawką będzie ;) Coś tam na makagigach ciemno, pusto, pod piecem wygaszone... Wezmę trochę kalwadosu, bo zamarzniemy w sionce.
OdpowiedzUsuńSiaaaadaj! Co tak będziemy na dwie chaty latać. Klabing jakiś czy cuś? Dorzuć tylko do pieca i uzupełnij ubytki w blaszkach.
OdpowiedzUsuńNaści, jasiek pod szanowną, kalwadosik polewam chlust i zara drewek popodkładam do pieca, szybciej obuw wyschnie. Od tego latania w te i nazad to i podmarzłem. Liczyłem, że da się Baśce łyka czekoladówki podciągnąć, ale schowała, spryciula. Musiała przewidzieć, że się do niej zaprosimy.
OdpowiedzUsuńO ja też podmarzłam jakby. Weźże jeszcze moje kalosze postaw obok węglareczki, niechaj przeschną. A onuce jakie czyste masz? Bo mi po girach jakoś wieje.
OdpowiedzUsuńBuru chyba przeczuwała, że zrobimy najazd. Twarda jest z tym półroczem leżakowania.
Tacy ludzie też potrzebni, bo gdyby ich nie było, pilibyśmy sam czysty zacier ;) Coś się znajdzie. Czek, te to nie, ubłocone, może te... oj, nie. Te pójdą na szmaty, a o! Kościołowe, ledwo co uprane. Flanelkowe, ciepluchne. To się okutaj, a ja tu zapodam co trzeba, bo widzę, że Ci smakuje ;)
OdpowiedzUsuńKościołowe w...żabki???
OdpowiedzUsuńToż w gumiakach schowane, nie widać. A jak po sumie Ludwiczak Jadwiga zaprosi na szarlotkę i hierbatkię, to i szyku się zada...
OdpowiedzUsuńA fakt! Nie powiem... z pomyślunkiem bardzo! A co ile je pierzesz? Bo wiesz... Ludwiczakowa to pewnie sprawdza, czy aby one zielone, a nie czarne są ;)))
OdpowiedzUsuńJak ja spodziewam się, że inspekcja zdarzyć się może, to i przepiorę. A normalnie to tak jak wszystkie chłopy u nasz we wiosce, nie zdejmuję z byle powodu, chyba że drzazga wbije się albo zamokną. Przy comiesięcznej kąpieli w balii też nie zdejmuję, to się przy okazji przepiorą i są czystsze. Ale kościołowe to nie, kościołowe swoje prawa mają.
OdpowiedzUsuńCo, zatkało? ;D Toż wietrzone!
OdpowiedzUsuńI co się drze, ha?. Toż na stronę wyjść musiała.
OdpowiedzUsuńA toż ja i nie bronię.
OdpowiedzUsuńBędę spadał. Padam na pysk. Ciężki to był dzień, jejbohu. Życzę smacznego i proszę się czuć jak u siebie w domu.
A to idźdże! Tylko uważaj na stołek. Ałć! Mówiłam!
OdpowiedzUsuńCie choroba! No i siniak będzie jak nic. Ot, gapowaty człowiek. Dobranoc.
OdpowiedzUsuńA dobra Ci!
OdpowiedzUsuń"łączności z naturą łyknąć co nieco" - Ty mnie jeszcze Antosiu przekonasz do nalewek nie klarowania (choc wiekszosc sie sama klaruje pieronem), ale ziola takie na dnie dodaja uroku, az glupio odmowic gdy chcesz slac :-)
OdpowiedzUsuńPS. raboratolijnie, jakze to skomentowac :D
Wiecie co? Poplakalam sie az, zal mi stresznie zem w piatek wygasila, do piwniczki nie wpuscila... Ale chociaz dowiedzialam sie, ze "tacy" sa potrzebni, jestem czasem zasadnicza, ale mowie Wam czasem to oplaca.
OdpowiedzUsuńA Antoni napisz wiecej o listkowce, czy robi sie nalew na lisciach ja czasem dodawalam kilka lisci do nalewki, ale rzeczywiscie to co napisalas brzmi ciekawie, mozna sobie wtedy rozna ilosc dolac...
PS. I jeszcze w sprawie naczyn pozwole sobie slowko dodac: Antoni dziekujemy (Monike i mnie mam na mysi) ze dolaczyles do akcji "Podaruj Oczku flaszki puste"!
Raboratolijnie w tym aspekcie sprawy problem wydaje się być niekomentowalny ;) I nie becz, Baśka, bo nie czas, lepiej zasadniczo szykuj boczek, salceson i coś do popicia, nie będziemy tak wysychać przy stole ;) Jak to mówią, odwleczone, nie ucieczone, a kto nie zapije ten długo nie żyje.
OdpowiedzUsuńO listkówce napiszę jak tatula wypytam detalicznie, bo sam to tylko w pysku mocny jestem, ale żeby wiedzę mieć, to niebardzawo. Tatuulooo! Tatulooo! Tatulo zezna dla koleżanki, co z tą listkówką, co? Pliiz, bo mi znowu robić każą! :D
Ja naczyniami pustymi chętnie się dzielę, gdyż nie przepadam za nimi - wolę ich przeciwieństwa.
Jejku, ja Cie Antosiu przepraszam, ze taka dociekliwa jestem (juz sie nie bede tlumaczyc, ze to z racji zawodu pewnie, bo ta ciekawosc przecie we mnie tkwi czy tak czy siak :))
OdpowiedzUsuńAle jakby Tatulo zdradzil, to ja obiecuje kilka butelek przedniego czaskego pilsnera w zamian przeslac!
No to do wieczornego spotkania, mam nadzieje ze towarzystwo dopsze!
A co Ty, celniczka, czy w telewizorze robisz, że taka ciekawa, a? :) Tatko nie z tych, co nie podzielą się. Na pewno recepturę powie, muszę go tylko wypytać dokładnie. We wtorek zobaczymy się, bo będzie u nas Wioskowy Dzień Buraka Okopowego, wypijemy po stakanie, to i zapamiętam wszystko.
OdpowiedzUsuńJantoś, wracam do życia, a przynajmniej się staram. Twoje wpisy mi bardzo pomagają, bo niewiele rzeczy tak poprawia humor, jak kulinarne przygody Czypraka Antoniego :-)
OdpowiedzUsuńHa! I właśnie wyszło, Mamamarzyniu, po co ja tu skrobię! ;) Dla podnoszenia poziomu dobrego nastrojenia społeczeństwa miast i wiosek. Nu, po prawdzie to też temu, że sołtys nasz obiecał dla mnie opinię dobrą wystawić jak ja będę starał się o unijne dotacje na zakup kombajna, o ile naszą ziemię koszelewską opiewać będę. Ooo, u naszego sołtysa darmo to można najwyżej gnój na jego pole wywieźć. A propos, toż ja PITa nie wysłał jeszcze!
OdpowiedzUsuńO, toście porozwijali tego rozmaryna :D Basia, a do tej listkówki to ja też się już długo przymierzam, tylko zawsze młode listki przegapię, bo to z takich młodych ponoć się robi..
OdpowiedzUsuńTo widzimy się dziś Towarzystwo, ta? ;-)
Antoni pozostaję pod wrażeniem tej rdestówki i boczusia w roli cytrynki również :D
Ja to dzisiaj skromniutko - pół literka i do domu. Trzeźwość umysłu mieć muszę na jutrzejsze dwa testy ;)
OdpowiedzUsuńBędę wpadał co czas jakiś jedynie, bo roboty mam jeszcze moc. Z rania z kolei traktorkiem powozić muszę i to aż do samej stolycy, więc ja też nie więcej niż pół litra. No, zero siedem ;) Nie mogę dopuścić do samozapłonu ;) To co, polewać, czy zrobimy wjazd do Baśki i trochę jej tam potrolujemy? ;)
OdpowiedzUsuńpuk, puk jest tu jeszcze kto? Bo stwaiam urodzinowa, jaka sobie zycycie? Ta niedojrzala czekoladowke wdawac?
OdpowiedzUsuńA mlode listki mowisz Monika, to czuje ze bedzie problem, bo porzeczki mam pod reka gdy juz dojrzewaja...
Oczko, skromnie, no taa :)
Antoni, a spakowales sie na ta podroz daleka?
No to siup!
OdpowiedzUsuńZnakiem mówiąc, czy śliwowincję zabrałem? Ano zabrałem, zabrałem. Czekoladówkę zostaw, niech postoi. Ja to bym... a żurawinówkę masz?
OdpowiedzUsuńKtoś coś mówił o żurawinie?
OdpowiedzUsuńJasssne, już lecę szukać żurawiny żeby wyczmonić przepis ;D Ja tylko zaproponowałem, że może my byśmy, o.
OdpowiedzUsuńAhoj :) Ja mam żurawinę ale nieprzetworzoną - na zagrychę może chcecie, a? ;-)
OdpowiedzUsuńZadzwonilam do Mamuli po posilki, podeslala ekspresem spora flaszke zurowinowki, dobra ze zmrozonych zurawin - to zdrowia Wasze - siup!
OdpowiedzUsuńBiorę wszystko, co z żurawiną!
OdpowiedzUsuńTo widze, ze postawione sa dwie, oj Antoni zebys Ty jutro do stolycy dojechal calo!
OdpowiedzUsuńU nas wlasnie sniego-gradem sypnelo solidnie...
Aaaa co mi tam, polejcie! ;) Uch, dobra, łajdaczka. Ileż to wolt musi mieć, że aż przytkało?
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, jak się do tego ma wychowanie w trzeźwości - Jantoni będzie dymał na traktorku na podwójnym gazie...
OdpowiedzUsuńZdrowie :) Basia - z młodych podobno, mam nadzieję być w pobliżu porzeczek wiosną, jak cosik się uda nastawić to zawsze się podzielić mogę ;-) No to siup! Antoni się pakuje?
OdpowiedzUsuńOczko, no on to już chyba całkiem wychowany nie? już się nie musi wychowywać, w trzeźwosci czy też nie.. ;-)
OdpowiedzUsuńNa potrójnym, bo se rano na kucheneczce mojej na gazie boczku nasmażę ;)
OdpowiedzUsuńGąsiorek spakowany mam, salcesonu kawał mam, styropian pod dupę żeb nie przymarźć jest, gazety i folia dla ochrony od wiatru są, no to chyba spakowany jestem.
Jantoni, a słuchaj - przewidujesz tam jakiś czas wolny?
OdpowiedzUsuńA onucy na zmianę, czy naszykował?
OdpowiedzUsuńMoniko, posterunkowy Guzik w kwestii tego wychowania to ma troszkę zastrzeżeń. Niewiele, i tylko jak zdąży uciec, ale zawsze.
OdpowiedzUsuńMonika, to jesli do mlodych lisci nie dotre, to przyjme z checia :-)
OdpowiedzUsuńOczek, w trzezwosci, a my tu sok pijemy zurwinowy, a tak! Zdrowie po raz drugi!
A jakie gazety - zdradz nam Jantosku prosze :)
Zemfi, nie wiem nic, co, jak, pewnikiem uda mi się w drodze powrotnej wpaść do Ikei, ale poza tym ciężko przewidzieć.
OdpowiedzUsuńMoniko, na jeden dzień jadę. Tyle że kościołowe, te w żabki założę i będzie.
Tak pytam, bo bym przechyliła chętnie w towarzystwie śliwowincji, hehe
OdpowiedzUsuńŁoj tam, bo on pewnie w trzeźwości chowany właśnie to i jakieś dziwne standardy ma.. ;-)
OdpowiedzUsuńBasia, służę, tylko niech ta wiosna szanowna się raczy w końcu tu pofatygować bo i liści nie będzie :D Sypie śniegiem akurat..
To za wiosnę stokrotki!
czekaj, czekaj Antoni, w zabki to onuce?
OdpowiedzUsuńto za zabki, a niech i one cos maja!
A widzisz Burusiu - Cię nie było, to i nie wiesz, że Jantoś ma kościołowe onuce w żabki.
OdpowiedzUsuńBuruu, "Gliniewickie Nowości", ma się rozumieć. Oj, coś nie nadążam z pisaniem, a robota odłogiem leży. U nas innych nie ma w gieesie. Zbieram na podpałkę albo żeby pod fufajkę podłożyć i w spodni wsunąć jak dalej gdzie traktorkiem jechać wypada.
OdpowiedzUsuńZemfi, a i ja bym z miłą chęcią. Będę w Ikei w Markach, ale o której godzinie popołudniowej czy tam wieczornej, to czort jeden wie.
W Markach powiadasz? A może w Jankach albo dolarach? ;)
OdpowiedzUsuńChaliera - mam taki nieco rozbity dzień przez testy, a okazja jest. Eh!
Żabki :) A czy może drzewne? takie z czerwonymi paluszkami? A nawet jak nie drzewne ty Antoni szyku zadasz u tych miastowych w takim razie! :)
OdpowiedzUsuńTak jednym okiem widzialam o tych zabkach, ale prawda nie nadazam :)
OdpowiedzUsuń"Gliniewickie Nowości" jest tam co dla nas, o sliwowincji moze?
Monika dobrze mowi, pijmy za wisone (albo za zimy pozegnanie jesli wolicie)!
Buruś, Ty to chyba coś pod stołem jeszcze opróżniasz, bo coś Ci się literki merdają ;))
OdpowiedzUsuńDolar kiepsko stoi zdaje się, to już lepiej może we Frankach? Tylko w tej Ikei to co tam można wypić? Nulki!
OdpowiedzUsuńHa! Specjalnie, Moniko, zdejmę gumiaki żeby dla nich szczęki poodpadali. A te żabki to jak żabki, fitalowe z niebieskimi językami, a skrzydła mają zielone. :D :D :D
No, prawie nikt nie nadanża, kto by czytał tyle komentów o wódzie i o wódzie (i trochę o żabkach). O śliwowincji oni tam nie piszą, tylko durnoty jakieś. No, za wiosnę. I za żabki, a co!
merdaja Oczko: a jakze, to czeski blad sie nazywa :) a po prawdzie to lawiatura widze nie nadaza :)
OdpowiedzUsuńwlasnie Antoni, kto by tyle o wodce czytal... Ale w Ikei byl ostatnio szwedzi likier, poobno :)
Monika: dzewne, och ladniutkie by byly!
E, jak zielone skrzydła to nie drzewne na pewno.. Ale i tak eleganckie pewnikiem - za żabki!
OdpowiedzUsuńA to i klawiatura u Ciebie Basia popija że nie nadąża? Wot technologia.. ;-)
No właśnie, wódka to jest taka wiedza praktyczna więcej. No bo jakże to tak, pisaliby jak prawidłowo szklankę przechylać? Abo co... Baśśka, chcesz nas otruć? Od likieru gęba się zakleja i dychać nima czym.
OdpowiedzUsuńTe czeskie klawiatury, od rana nawalone ;) No, żabki eleganckie więcej, to fakt. Za żabki.
Lecę, kochanieńkie rzekotki wy moje, gdyż kimania zażyłbym z radością. Tyli drogi do stolycy, a w traktorku szyby u mnie nie ma. Jak bedzie gwiździć, to co i rusz mus się będzie na co rozgrzewającego zatrzymywać. Trza będzie wyjechać o skoroświcie.
Otruc, jakze bym smiala :) i przypomniales mi maja tam tez cydr z dodatkiem soku z maliny moroszki, ale powiem szczerze, ze IMO za mocno drozdze czuc.
OdpowiedzUsuńDobrej drogi Antoni, a Wy Moni i Oczko spijcie dobrze, to siup jeszcze za mocny sen!
PS. Czeskie klawiatury sa dziwne, ale widac ja na zwyklej tez nie umiem pisac.
Odpadłam na chwilę, ale widzę, że mój półliterek już osiągnął dno. Spijcie dobrze dzieciaki.
OdpowiedzUsuńNo to rozchodniaczek i kimono. Znaczy się siennik i piernaty. Bywajcie.
OdpowiedzUsuńAntoni, to mi właśnie uświadomiłeś czemu nie lubię likierów! :D Szerokiej drogi jutro a wracaj Ty oby szybko żeby znów nie było jak z tymi dzikimi babami, że Cię wcięło, no :-)
OdpowiedzUsuńBasia, bez kreseczki nad s i od raz mi się uwidziało że każesz nam 'spić się' dobrze :D to już niedobrze, oj niedobrze..
No to na kororowe sny! :-))
Oczku - i za te testy Twoje! :-)))
O właśnie, i za testy! No, to jeszcze po jednym i idę spić się dobrze ;) Może mnie nie wetnie, jutro musze jak najszybciej wrócić, bo mam dużo pilnych rzeczy do zrobienia. Nie ma kiedy popisać głupotek na bloga. No to futra.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam bardzo moi mili, żeście o mnie pamiętali ! W piątek faktycznie padłam i spałam, jak reks a w sobotę spędziłam wieczór z Mafilką przy winku i tylko na chwilę zajrzałyśmy do komputera. Miałyśmy ciekawsze zajęcia !
OdpowiedzUsuńAle następnej imprezy u Antoniego już nie przegapię, bom okrutnie ciekawa tych kościołowych onuc w żabki :)
Wpisalam w google "rdestowka" i zaskoczona bylam ze Antosiowa nie jest na pierwszym miescu - musimy nad tym popracowac!
OdpowiedzUsuńTo co jednego za Antoniego ktory wraca ze stolycy, za Oczko ktora ma testy, za Monike, Grazynke i siup do spania :-)
Grażynko, wpadaj, zapraszam. U Zemfi też była niekiepska dwudniówka ;) a i do Buruuszki próbowaliśmy wbijać, ale się zaryglowała :)
OdpowiedzUsuńBuruu, chciałem napisać "hola hola, a wpisik na makagigach?!", ale widzę, że kiedy ciężko pracowałem, Ty też się spisałaś. Poczytam jutro, fota jak zwykle rozwalająca.
A, to jak moje zdrowie piją, to nie mogę być dłużny. Sto lat. Ja też jednego i zmykam, bo czegoś padam na pysk.
Miałam iść lulu ale jak już Basia mi wskazówki niczym w podchodach zostawia to nie mogę nie wpaść :D
OdpowiedzUsuńCzyli że ktoś oprócz Antoniego rdestówkę nastawia? Nie może być..
Antoni, jak tam, żabki czy się spisały?
No to zdrówko Wasze i śpijcie słodko stokroteczki :-)))
Ojoj... będę 97.. a tak chciałem być Czesław "setka" Radziulis :(.. zawsze tak jakoś za mało...fatum jakieś?
OdpowiedzUsuńNiee, Moniko, nie nastawia nikt, chyba że kołowaty jakiś ;) Taka nazwa rośliny jest. Ale rdestu rzeczywiście, jak wyczytałem, szykując tę "nalewkę", używa się jako dodatek do zdrowotnych nalewek. Żabki wykonały frurorę, kontrakt na dostawę brukselki mam w kieszeniu :)
OdpowiedzUsuńCzesławie, to grzmotnij jeszcze dwa jeden po drugim, jest setka i lecimy na setkę! :)
O!! Antoni..łeb masz!! Na sołtysa i do polewania się nadajesz jak mało kto ;) już ja tam swoje wiem :D
OdpowiedzUsuńCzesław "setka" Radziulis !!! Oj jakie popularne....a może by tak cześciej Antoni o nalewkach pisać? Ja produkcje niedługo uskutecznie.. to i bedziemy mieli co degustowac :).. plan mam chytry ;)
OdpowiedzUsuńJak ja Ciebie, Czesławie, znam, to Twój plan jest taki żeb do Maciaszczyka zajść, nakupić gąsiorków ze sześć, do każdego wrzucić po wisionce i zaraz wypić zapobiegawczo ażeby pleśnia nie wdała się.
OdpowiedzUsuńSie nam tu prosze Czeslaw setny (97 to jakos tak niepelno brzmialo!) dodal do dyskusji, to wisienka na powitanie! Co prawda po 13 juz jest, ale moze nei przesadzajmy...
OdpowiedzUsuńPS. Monika, jakie podchody, teraz to ja sie zgubilam? Antoni, ale bys mnei przylapal z wpisem, a jednak zdazylam choc sie nie chcialo :-)
Heh, tak mi się zachciało tego knedlika, że zaraz będę robił. I znów nie poskrobię po blogu :( coś ostatnio czasu nima. Jeszcze trochę i zacznę zapominać, co tam na tych zdjęciach uwieczniłem i czego dodałem do tych potraw, co ich nie zapodałem :)
OdpowiedzUsuńTaż i tak to jest gdy się chłopstwo za ziemiańskie zabawy bierze. samogonu napędzić to i potrafi, nalewka nie na chamskie podniebienie! Z rdestu ptasiego, w czerwcu zbieranego nocną porą gdy sucho, na wietrze owianego nalewkę zrobić można, miodu akacjowego dodać, spirytusu przedniego, a nie podłej samogonki, zlać, znowu wódką zalać, odstawić, sfiltrować i stosować można tak na zewnątrz gdy rana się nie goi, bo pijanym łbem w odrzwia stodoły walnął, jak i zimą gdy płuca niedomagają i kaszel męczy, ale kusztyczkiem nie gąsiorkiem! ot i co
OdpowiedzUsuńOt, gada jak mokre się pali. Samogonka podła, a spirt w dechę? To nowość jakaś. Widać, że na spircie chowany, albo i nie daj Bóg, na łyskaczach. To niech se ten spirt chemią pędzony pije, ja mogę tylko z kpiącym błyskiem w oku życzyć zdrowia. Widać od razu, że z dobrym napitkiem nieobznajomiony, czort, u Maciaszczyka nie był nigdy. Nu, ale zawsze doszkolić się może, na nauczki nigdy za późno. A kusztyczek to se możecie, wysoki panie, w żupan wsadzić, bo my tu se gęby nie zasmradzamy.
OdpowiedzUsuńNie nadążam za Wami, Wy już od południa obalacie! A mnie wczoraj zmogło.
OdpowiedzUsuńA tak buruuberi.. setka brzmi lepiej.. a jeszce lepiej dwie ;) zwłaszcza w dobrm towarzystwie ;)
OdpowiedzUsuńAntoni.. a na co nam te wisienki wrzucac? Popatrzymy na nie i juuuu
Zemfi, no coś Ty?! My?! A może i dobrze gadasz. No i namówiła ;) A jak efekty wczoraj, może niekiepskie?
OdpowiedzUsuńTaje, Czesławie, i po calaku, a nie po kusztyczkach, co to zanim się człowiek obejrzy, to połknie razem z zawartością. Nu, polewaj, sąsiedzie ty mój.
Niekiepskie na tyle, że znowu mam rozmowy na górze.
OdpowiedzUsuńNo to siup!
A, to niekiepsko!
OdpowiedzUsuńAntoni, a widzisz - zdrowotna! A Ty tak wygadywał na nią.. Żabkom nagroda się należy, może po łyczku z Twojego blaszaka dla każdej, co? ;-)
OdpowiedzUsuńBasia, no podchody - taka gra, zostawia się wskazówki gdzie się idzie.. u mnie napisałaś że do Antosia lecisz .. ;)
Panie Czesławie"setka" - uszanowanie i zdrowie Pana!
:)))
Oczko, no to za tą górę, coby przychylna była! :-)))
A teraz do góry! - blaszaki ;)
OdpowiedzUsuńOt, czort, zawsze namówić umie, no! Ale za każdą? To chyba musicie pomóc, bo tych żabek na onucach jak nasrano normalnie. No to nie ma co się obzdryngalać ;) Siup!
OdpowiedzUsuńDo Radziulisa lepiej nie na "pan", bo obrażalski ;) Jeszcze kasztanką poszczuje, a zgryźliwa ona, bestia. Miejmy nadzieję, że nie doczyta, bo bukwy składa powoli :D
Oj ale sie dzialo, ilez mnie minelo...
OdpowiedzUsuńTo za Oczka rozmowy na gorze, niech i dzis sama samogonka, ale przednia, ta co ja Antoni od Maciaszczyka wieczorem przyniosl (ze sie tak porzadze)!
PS.1. Sie ludziska powazne w tej Polsce porobili... Ciekawa jestem ogromnie skadze to w XVI wieku owo ziemianstwo spirytus bralo?
PS.2. Z podchodzami zalapalam, tylko nie wiedzialam gdzie zostawilam strzalki z sosnowych galazek, ale oprzytomnialam :D
No po łyczku za każdą, a nie po blaszaku całym! Ale skoro Antoni już tak po blaszaku zaczął.. To za trzecią żabkę!
OdpowiedzUsuńOj tak, tą maciaszczykową samogonką to i za czwartą żabkę można, ale aromat, uch!
Basia, bo to wczesna godzina była, kto by o tej porze trzeźwo myślał ;-)
No to za Was kochani! :-)))
Och, uspokoilas mnie Monika, bo sie no, no zdziwilam :-))
OdpowiedzUsuńTo za wszystkie zabki, po hauscie, dobrze schlodzonym!
Spijcie tam dobrze...
Wiesz, Buruu, też zauważyłem, że tylko się człowiek obejrzy w drugą stronę, a tu jakaś dyskusja, tam gąsiorek pęknie, gdzie indziej ciekawochy albo podśmichujki. Chaliera, od komputerka trzeba by nie odchodzić. Ja się tu nie znalazłem i nie polewałem, ale bo mię nie było ;)
OdpowiedzUsuńAd. PS1. No jak to, skąd brało. Jak jeden z drugim na Chocim szedł, raczył się przecież wyborną czyściochą z Polmosu Koziegłowy, zrobioną tradycyjnie, przez żyda, z zalanego chlorowaną kranówą proszku z dodatkami chemicznymi i utrwalaczami. Hehe, można by powiastkę napisać o tym, jak to Maciaszczyk nasłuchał się od jakiegoś letnika, że tylko spirt nowoczesny jest dobry, i potem nikt nie chce tego pić i gmina na tydzień zostaje najtrzeźwiejszą gminą w Polsce, za co są ordery, przemówienia, a po oficjałce tygodniowa impreza, bo ktoś w piwniczce znalazł zapas dobrych trunków.
Ad. PS2. A wiesz, widziałem jak z Gliniewic pekaesem wracałem, że Bołtruczuk Waldemar myjką jechał. Mógł razem z piachem gałązki pozmiatać ;)
Moniko, Ty to zawsze imprę rozkręcisz! Grzebałem na stryszku w poszukiwaniu letnich gumiaków, a tu już czwarta żabka opita! Bójcie się Boga, śliwowincja ekologicznym trunkiem jest, ale siedymdziesiąt wolt ma, a wątroba wszelako na loterii nie wygrana ;) Oj, żeby nie robota na gumnie, zaraz bym zaintonował jakąś przyśpiewkę, bo dobrze mi się tu z Wami biesiaduje, jejbohu.
Antoni, letnie gumiaki, u Was w Koszelewie juz lato?
OdpowiedzUsuńPS.1. Na taka odpowiedz liczylam, niemal z ust mi wyjoles!
PS.2. Myjka nam patyczki zmy, no zboj jeden :-)
No niby że nie, dziś znów śnieżyca była, ale wiesz, skórą od słoniny przetrzeć żeby błyszczeli się, zobaczyć, czy guma nie popękała. No, rozumiesz ;)
OdpowiedzUsuńJa tak i myślałem, że Ty to miałaś na myśli.
Jak Ty chcesz, to ja dla niego oponki kozikiem przekłuć mogę. Tylko on niewinowaty, robotę swoją robił. Wiem, dla wójta szyby wytłukę w jego służbowym Dełu ;) Może i on tu bez winy, ale jakoś ja za nim nie przepadam :D
Ej, ja to dzisiaj bede kiepski kompan, mam humor taki ze tu sikam ze smiechu jak czytam komentarze, sie Wam zartowac zachciewa :-))
OdpowiedzUsuńOj Ty Antoni Waldemarowi krzywdy nie rob, juz z tym Deu lepiej, choc moze i w Dełu nie, bo jak to sluzbowe to w koncu z podanikow pieniedzy (no i z akcyzy, ale to juz nie nasza kasa :-)
Aj tam patyczki, wszyscy i tak trafią ;-)
OdpowiedzUsuńO, i u Antoniego śnieżyca, czort, taka marnacja śniegu dobrego, zaraz i tak się stopi (oby!) Inaczej marzanne będziem w przeręblu topić..
Nie żałuj tak Antoni żabkowych wątróbek, one po łyczku tę śliwowincję kosztują, jak ziemianin nakazał ;-)
Oj Monika, ja Ciebie prosze Ty dzisiaj nie zartuj, bo sie udlawie smiechem!
OdpowiedzUsuń"marnacja śniegu dobrego, zaraz i tak się stopi" i byle nam nie splynal w dol kuli ziemskiej, my go w Pradze juz nie chemy!
chemy, chcemy, chamy a jeden czort!
OdpowiedzUsuń:D
Ja się śniegu chętnie pozbędę - tanio. Orzełka złotego za kilogram. Jacyś chętni?
OdpowiedzUsuńJa żartować? Basia, obrażasz mnie? :D A w sumie, co mi tam - śmiech to zdrowie, tylko się nie udław jednak, szkoda by było dobrej Basi.. ;-)
OdpowiedzUsuńMy tu też go nie chcemy, gdzieś musi spłynąć.. ;> może przez Słowację? ;)
Oczko - kopę lat :)
OdpowiedzUsuńJa mogę dorzucić trochę swojego, czyściutki jak nowy (a właściwie nowy)..
Mój prawie nieużywany ;)
OdpowiedzUsuńPrawie nowy snieg mowicie i to tylko po zlotowce, sie zastanowie :)
OdpowiedzUsuńMoze nie przez Slowacje, moze przez Ukraine by sie dalo go puscic?
Juz prawie wcisnelema "Anuluj subskrypcję" a chcialo by, a nie ma tak!
Jakie "Anuluj" - tu trzeba być zorientowanym, bo kolejka ominie. A właśnie, kto w końcu polewa? Bo mi jakoś w pysku zaschło...
OdpowiedzUsuńMi to tam szczerze mówiąc jeden ciul którędy, byle daleko ;-)
OdpowiedzUsuńSe hurtownię załóżcie. Będzie wam ten śnieg szedł jak woda, huechuech.
OdpowiedzUsuńA jakby tak... przedestylować? ;)
OdpowiedzUsuńAno, trochę cukru, owoca jakiego spod śniegu albo z piwniczki, drożdża to śwince spomiędzy ratek wygrzebie się, i tanio będzie własna produkcja uskuteczniona. Taki śnieg to może mieć w sobie mnóstwo witamin, a nawet pierwiastków śladowych. Żeby tylko Maciaszczyk nie zwąchał nic, bo zniżki potracim.
OdpowiedzUsuńAha, apropos, nie po to ja kubaski blaszanne na ceracie rozstawiam, żeby one tak stały. To nie performers artystowski, tylko życie jest, miłe panie. Proszsz. A czy ktoś widział Grażkę? Na abstynencję przeszła, czy jaka choroba?
OdpowiedzUsuńChyba wciąż... choroba. No to - na zdrowie! I do góry!
OdpowiedzUsuńNo to ja wiem, ale wiadomo też przecież, że na frasunek co dobre jest? No przecież że nie szachy! Co góry? Fala? :D
OdpowiedzUsuńZ 10 minut człowieka nie ma a tu już byznesplan gotowy prawie..
OdpowiedzUsuńJak życie - to na zdrowie!
Basia, nie udławiłaś Ty się, ani nie anulowała przypadkiem? Blaszaki wystawił Antoni..
Blaszak do góry. Aleś Ty Jantoś niedomyślny - no chłop normalnie!
OdpowiedzUsuńMoni - w kwestii interesu trzeba szybko, bo nam zajmą niszę, a wygodnie w niej nawet jest ;)
Co chłop, co chłop?! A nie, no niby że tak. No kurde, powiedziała przytyka, że i nie ma do czego przyczepiać się. Może że niedomyślny. O! A co że niedomyślny, a? Durnowaty znakiem mówiąc, tak? A cały kubek zaodraz wypijesz? :D Niepokoję się o Baśkę. Ona taka śmieszka, a potem fajt, i pod stół osuwa się.
OdpowiedzUsuńA jeszcze nawet nie popiła dobrze. Tyyy Jantoś, cóżeś jej zaserwował?
OdpowiedzUsuńAle to sprzedajemy czy destylujemy? bom się pogubiła..
OdpowiedzUsuńAntoś, ale pod Twoim stołem to chyba jeszcze nie lądowała co? U łoczka tylko.. ;)
To siup! :)
A normalnie, jak dla wszystkich o chamskim podniebieniu. Siedymdziesięciowoltowa maciaszczykowa śliwowincja. Oj, żeby ona nie zapultała się. Mówią, że Bura Baciuka z łańcucha urwała się i kury po wiosce dusi.
OdpowiedzUsuńMoni! najpierw destylancja, potem degustancja, a jeszcze potem mały eksporcik. Niech ludy wiedzą, co dobre ;)
OdpowiedzUsuńMoże i nie, Moniko, kto to spamięta. Ja bym destylował. Od sprzedawania to są gieesy i szynki. My licencji nie posiadamy, to sami musimy poradzić ;)
OdpowiedzUsuńNie szukajcie Burusi pod stołem. Widzę, że ona teraz na ploty do bab poszła na blogi. Pewno zara zajdzie na jednego.
OdpowiedzUsuńNo a to znacie:
OdpowiedzUsuńhttp://huhuha.pl
??
Polewam dzis ja, niby slabeuszem bo Rioja Castillo Labastida, ale moze posmakuje Wam?
No i dobrze, zrobiła se biforek, rozruszała się, poszła na ploty, noo, tak ma być! Ja też jak gdzieś wybieram się, to najwpierw w stawach lubię się rozruszać. Inaczej hedbengingi i podjazdy na kolanach nie zawsze wychodzą.
OdpowiedzUsuńNo mówiła ja, że zajdzie.
OdpowiedzUsuńSie zna - ubiegłoroczne ;))) Ale wciąż na czasie ;))
Aua, Buruu! Zasmarkałem się przez Ciebie, odkupujesz piwo. I masz zetrzeć ze stołu! Proszę mi tu bez takich ze znienacka!
OdpowiedzUsuńA ten Rioja to kto? Hiszpanin? Jak wypić lubi i polewać, to niech wbija, przy piecu jeszcze miejsca dużo.
Chaliera, zostawic Was na minut kilka i juz 30 komentarzy, no czytam, no czytam :D
OdpowiedzUsuń"Taki śnieg to może mieć w sobie mnóstwo witamin, a nawet pierwiastków śladowych." koniecznie trzeba zapodac sucha destylacje, te witaminy mowie Wam beda szly jak burza!
Ale co, destylacja przez sublimację? ;)
OdpowiedzUsuńWszystcy w komplecie - no to zdrowie - tym tam basinym obcojęzycznym (może zaczniem po tym językami przemawiać?..)! A w razie jakby się nam te języki pomięszały to łapajcie i swojską agrestówkę! :-)))
OdpowiedzUsuńI zrobić z tego pastylki - jaka oszczędność na stakanach! ;)))
OdpowiedzUsuńOstrzegalam ze mam dzis humorek :-) huhuha...
OdpowiedzUsuńW balaszaki Antoniego Hiszpanin polany, pod wierzch, nie skapilam! i fala!
I prosze mi to z tym "pod stolem" nie przesadzac, bo nie ja nalewke pilam o 2.30 w nocy z szklanki do whiskey :-))
Siup! Aż mnie otrzepało. Co to, że ma taką moc?
OdpowiedzUsuńTylko nie przesadzmy z sucha destylacja, to za wysoka temperatura, cale % i witamina i makroelementy w ilosciach sladowych pojda w komin!
OdpowiedzUsuńNo to siup, zem sie wreszcie napila :D
Hehe, robota leży, a impra kwitnie! I tak się, i tak się bawi polska młodzież! Czy nie tak, co? Uuuu, Moniko, agrestóweczka? To czek, tylko Hiszpanina przełkniemy i się owocem swojskim ponapawamy.
OdpowiedzUsuńEee, Zemfi, i Ty roboty szukasz? Żyłka do wdrażania nowych technologii to u Ciebie pyłga jak u Szuwaśki na szyi, jak nie popije z dzień.
Buruś, Ty jako nasz nadworny chemik, może jakiś recept wykoncypujesz, hę?
OdpowiedzUsuńNo to Hiszpanin sie skonczyl, ja tam jestem jednak za rodzima produkcaja Moniczki, 11vol to jednak kiepsko grzeje...
OdpowiedzUsuńWlasnie Oczku, my widzisz wystawimy rekomendacje :-)
PS. huhuha - a ubiegloroczne Oczku, ale jakby w tym roku aktualniejsze, ze nie, ze ano?
W komin to pójdzie szyneczka ;) Buruu, a kto tę nalewkę pił? Przyłączyłbym się może, o ile zostało co bądź. Siup.
OdpowiedzUsuńJantoś, bo może ja w złą branżę celuję?
OdpowiedzUsuńILE?!?!?! 11?! To na odemknięcie gąsiorka człowiek więcej energii zużyje!
OdpowiedzUsuńA nie czekoladowka sie przegryza - sparwdzilam na wech - dochodzi sobie pomalu.
OdpowiedzUsuńKtora nalewke Antosiu?
Oczku, ja tam Was popieram, destylujemy powoli, walimy snieg z witamina w tablety i sprzedajemy jako produkt regionalny. Tyklo szybciorem musimy unijny certyfikat zdobyc i sie licencje sprzeda, bo kto by sie tym sniegiem paparal?
To co tam lepszego masz? Coś zimno, tak w ogóle - rozgrzać by się trza.
OdpowiedzUsuńNo tak, Zemfi, to może być. Ty u Maciaszczyka krótki kurs menagierski przejść powinnaś, trochu ze smakami obyć się, somajlerstwa samogonkowego doznać, i dawaj nową gienerację barbeluchy zdrowotnej i miejscowej w ludność wdrażać!
OdpowiedzUsuńTo na mokro wydestylujemy, jak na sucho cała zdrowotność ma ma ucierpieć!
OdpowiedzUsuńTo za ten śnieg! :-)
Koniecznie wydestylujemy na mokro. Oczek somajlerstwa sie samogonkowym stanie i juz nam napitku do konca zycia nie zabraknie :-0
OdpowiedzUsuńi siup (ale co my teraz pijemy, agrestowke aby?)!
HAHA! Czort bierz robotę, walenie śniegu z witaminą w tablety droższe piniędzorów! I produkt regionalny! :D Ratujcie, gdyż wymiękam! :D
OdpowiedzUsuńAle obcertyfiknąć sie musimy. Nie ma totamto.
OdpowiedzUsuńProdukt regionalny, z lokalnego surowca, 100 procent naturalny to i certyfikat mamy w kieszeni!
OdpowiedzUsuńObcertyfikatolić - jak najbardziej. Nie będzie faszysta spijał nam piany. Albo inny francuzik. A nie, francuzik nie zażabi bazy. Certyfikat w kieszeni, produkcja kwitnie, a my co? A my machama na Bahama!
OdpowiedzUsuńNo mowilam, ze mam dzisiaj gupkowaty humor i wene :-)
OdpowiedzUsuńA 100% naturalny, z ta witamina mowie Wam bedzie hit. Trzeba jeszcze dobry pi-ar, ale to Oczko czuje sie tym zajmie!
W kieszeni, jak ich przekonamy, że to nie siakaś kiepska berbelucha. Musimy jeszcze popracować nad pijarem - pijąc najlepiej.
OdpowiedzUsuńO widzisz! Z ust mi wyjęłaś.
OdpowiedzUsuńA i Bachamy, koniecznie. To bysmy ta zime w cila niezle zrobili :-)
OdpowiedzUsuńTymczasem zajmijmy sie degustancja tego co mamy, a na jutro moze pierwsza frakcja sniezynowki z ekstra porcaja witaminy da sie spic?
Śnieżynówka - ładnie. Oj w lecie będzie schodzić, aż miło. Możemy już kasiorę liczyć.
OdpowiedzUsuńBerbelucha? Oczko - ze śniegu? Najprzedniejszy trunek będzie i zdrowotny jeszcze!
OdpowiedzUsuńŁoj pijarów to tu chyba nie brakuje..
Śnieżynówka.. Jak ładnie! I jeszcze etykietę jej szczelim, taką śliczną, bielutką..
OdpowiedzUsuńDegustujmy toteż!
A Buru banderole doklei ;))))
OdpowiedzUsuńA doklei i to z przyjemnoscia, nie ma jak kontrola jakosci. Kontrola i banderola musi byc :-) domowa, domowa sie rozumie.
OdpowiedzUsuńNo ba! Jeszcze z takim oldskulowym sznytem :)
OdpowiedzUsuńZemfi, to ja już kasiorkę policzyłem. Trzy pińdziesiąt. Prawie że na wino w gieesie będzie ;)
OdpowiedzUsuńIleeee?!
OdpowiedzUsuńNo co, kazałaś kasiorkę liczyć, to przeszukałem portki i tyle było. No co, głodny byłem, jak szedłem do chałupy, to kupiłem ćwiartkę Kalwadosu.
OdpowiedzUsuńWino w gieesie chcesz Antoni kupować jak takie przednie trunki w chałupie masz? A wstydziłby się!
OdpowiedzUsuńJa tylko podałem proporcję: że jak nie dołoży nikt, to będzie niepełna butelka winiucha podłego, może i francuskiego, bo kwaśne. Noo, ale jak coś tam macie, to możemy uderzać do Maciaszczyka!
OdpowiedzUsuńSie z Monika zgadzam!
OdpowiedzUsuńA te 3 pindziesiat to na co ma byc?
Z tego co zrozumiałam Basia to jak zrobimy ściepę to na samogonkę maciaszczykową ;)
OdpowiedzUsuńMy tu pijarem lecimy, a Antoni jakieś trzypindziesiesiąt. Musimy to jeszcze przedyskutować, ale widzę, że butelki sięgnęły dna
OdpowiedzUsuńNo to jak dna siegnely, siegnely to dorzuce 3.50 na samogonke maciaszczykowa i 2 zlote za droge - bedzie?
OdpowiedzUsuńTylko uwazaj Antoni na kamienie na drodze, zeby sie nie uronilo nic z kublaczka :-)
Ja tam nic nie mówię, ale ja wiem, kto ma czekoladówkę...
OdpowiedzUsuńJa się też dorzucę i lecę moje sowy obalające. Jutro czyli dziś znowu mnie testują. Muszę być chociaż trochę w miarę trzeźwa, co by jasność umysłu jako tako mieć.
OdpowiedzUsuńBywajcie, a nie pośnijcie podstolicznie.
Trzymaj sie Oczku cieplutko i dzialna tam badz (i trzezwa!).
OdpowiedzUsuńMonika, co Ty myslisz o czakoladowce, ja bym obstawiala ze ona daleko za maciaszczykowa samogonka sie plasuje... Ale jak trza polac, to sie zlamie zasady :D
Dobra, to czypińdziesiont do beretki Antoniego i cobyś do jutra Antoś z tą samogonką wrócił :)
OdpowiedzUsuńOczko, to powodzenia tam! Nie za dużo tych rozrywek umysłowych ostatnio? :-)
No po coś te zasady są w końcu, chociażby po to coby je złamać.. Ale ja tam za samogonką jestem jednak, toż ta czekoladówka to, wstyd się przyznać na tym chemicznym spircie jest.. A było poczekać i na śnieżynówce nastawić.. ;-)
OdpowiedzUsuńBuruu, czekoladówka ani chybi będzie przebojem, ale zostaw ją, zostaw. No żebym ja Ciebie pilnować musiał!
OdpowiedzUsuńZemfi, to ja jednego kciuka mam za mamę Grażynki, a drugiego za Twoje testy. Trzymam, nie puszczam, a to, co w czapce nazbierało się, to na jutro będzie. Zmykam do roboty. Bywajcie, śnieżynki Wy moje, Wy!
Hehe, Moniko, no właśnie, czekoladówka powinna być przemyślana i wykonana od nowa na ekologicznym regionalnym podkładzie! :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie, czekoladowka na ekologicznym podkladzie, alez to bedzie przebij!
OdpowiedzUsuńA widzisz Antoni jaka ja jestemmietka, wystaczy troszke docisnac i juz kiepska jeszcze, chemiczna czekoladyne czce stawiac...
Spijcie dobrze, sniezynkowo :-)
Och, to widzę działalnośc gospodarcza kwitła będzie :)
OdpowiedzUsuńMiłych snów snieguroczki :)))
Hurrra! Dwie setki to zdecydowanie lepiej niz jedna!!! A moze i półliterka z tego wyjdzie ;) .. jak mi ta Maciaszczyk da na krechę...
OdpowiedzUsuń