piątek, 19 marca 2010

Knedlik! A je to!
















Uuch, jak on nasiąka! Jaka to klucha! Miękka, a sucha w środku. Mówią, że im cięższa, tym lepsza. Ale nawet jak ciężar swój ma, zawsze delikatna, jakby nie kluszczane gotowane ciasto, a najlżejszy, na bawełny mchu spowity chleb to był. I czy na świeżo mięciuchny, czy na oliwie, na maśle podsmażany — zawsześ wobec tej kluchy skuszony i nienasycony. Do zrobienia ponownie tej pyszności zainspirowała mnie Baśka Buruuberaśka, skarbnica wiedzy o kuchni czeskiej i nie tylko. Zajrzyjcie do niej koniecznie kto jeszcze tego nie zrobił, bo to jeden z lepszych i ładniejszych blogów.

No to chwilowo to by było na tyle zachwytów, bo trzeba tego knedlika zrobić. Wszyscy, którzy już kiedyś tę kluskę wykonywali wiedzą, że wbrew pozorom robota nie jest trudna ani marudna. Od rozpoczęcia pracy do podania obiadu mija co prawda trochę czasu, ale jest to czas kiedy ciasto rośnie albo się gotuje, a my możemy wtedy zająć się pieleniem marchewki albo zarzuceniem kartochli do parnika. Miska w dłoń! Aha, kopyrajty, czyli skąd podkradnięte. Przepis pochodzi z programu Roberta Makłowicza. Miał on jakiś tytuł, ale nie powiem, jaki, bo nie pamiętam.

Składniki
0,5 kg mąki (z krupczatki knedlik będzie cięższy, z wrocławskiej lżejszy, bardziej puchaty),
1 jajko,
1 dkg drożdży,
1 szklanka ciepłego mleka,
1 bułka,
1 łyżeczka soli.

[Listonic]

Jajko bełtamy z drożdżami, dolewamy ciepłe mleko, sól i wyrabiamy ciasto dosypując tyle mąki, żeby odchodziło od ręki. Bułkę kroimy w drobną kostkę i grzankujemy na maśle. Siłą woli powstrzymujemy się przed zjedzeniem od razu tych pięknie pachnących grzaneczek, tylko troskliwie wmasowujemy je w ciasto. Odnoszę wrażenie, że jeśli robi się to kiedy grzanki są jeszcze ciepłe, ciasto potem ładniej wyratsa. Posypujemy mąką i odstawiamy w misce przykrytej ściereczką na 20-30 minut do wyrośnięcia.

Jak już opielimy grządkę (czy odgartniemy śnieg z dróżki do furtki, zależy co kto tam sobie wymyśli na czas wyrastania knedlika), dzielimy ciasto na dwie części, każdą formujemy w ładny bochenek i wrzucamy do garnka z gotującą się wodą. Trzeba pamiętać żeby wody było dużo, a garnek miał znacznie większą średnicę niż knedlik, bo klucha zwiększy nam objętość dwu- albo i trzykrotnie.

Gotujemy 15-20 minut, co jakiś czas obracając żeby ugotował się równomiernie z każdej strony. Wyjmujemy z wody i gotowe. Z wierzchu mamy krochmalowo-kluszczaną, śliską i klejącą się lekko powierzchnię, a w środku suchą masę przypominającą biały chleb. Kiedy spożywamy knedlika na świeżo, koniecznie potrzebujemy mieć dużo sosu. Robimy więc gulasz szegedyński (a o, na przykład taki, jaki niedawno zrobiła Majka, tylko może bez ziemniaków) albo sos grzybowy, albo szpinak z fetą i śmietaną. Co tam chcemy, byle sosu było dużo, bo sos w połączeniu z miękkim knedlikiem daje niepowtarzalne wrażenia.

Po wystygnięciu knedlik nie stoi na straconej pozycji, a wręcz przeciwnie. Jest doskonały podsmażony na masełku albo oliwie, chrupiący — taka grzanka z chleba bez skórki, ale delikatniejsza. Dalej może służyć do spożywania z sosem albo gulaszem, ale polecam używać go jako grzanki na śniadanie. Po przewróceniu na patelni na drugą stronę, na już podgrzanej i zrumienionej układamy plasterki żółtego sera albo odrobinę wędliny, a potem spożywamy, koniecznie z jakimś pysznym warzywkiem albo kapustą kiszoną. Po knedlikowym śniadaniu, które jest zaskakująco sycące mimo że delikatne i lekkie w smaku, zasuwamy jak małe samochodziki i żadna podorywka nam niestraszna.














Ostatnio spróbowałem też zrobić knedlika na słodko. Przed dodaniem grzanek oderwałem kawałek ciasta, do którego dodałem brązowego cukru, cynamonu, wanilii. O, fajne cynamonowo-waniliowe ciasto. Odsmażone na maśle, podane na ciepło polane syropem klonowym, mniam. Ciekawe, co by było, gdyby zamiast bułki dać do środka pokrojone w kostkę jabłko...

PeeS. „A je to” to tytuł mojego ulubionego serialu animowanego o Pacie i Macie, dwóch wyczesanych, choć pogiętych ponad miarę nieudacznikach, którzy jak chcą zrobić ciasteczka, od razu wiadomo, że wyjdą im płytki chodnikowe. W Polsce serial ten nosi tytuł „Sąsiedzi”. „A je to”, to po naszemu „I to tyle”, „I to wszystko”. Czyli że właściwie do wpisu o knedliku nie pasuje ani trochę, bo knedlik to może być „aż tyle” albo „ohoho”. Ale dodałem ten wykrzyknik do tytułu, bo to jedyne słowa po czesku, które znam. Może jeszcze poszukam innych ;D

131 komentarzy:

  1. A ja knedlików nigdy nie robiłam, czy jajo tam niezbędne jest?
    Sąsiedzi, tak, kultowa produkcja. Ahoj! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorę Dobrodzieju bez namysłu. Jeśli nasiąka cudnie to zapewne można go maczać w najlepszych sosach...A może i skubańca nadziać by czymś można było.
    Ja też się bez bicia przyznaje, żem knedlików nie robił nigdy. Dupa ze mnie nie kucharz. Ale jutro nadrobię zaległości. pozdrawiam Dobrodzieja

    OdpowiedzUsuń
  3. I namówiła Buruśka :))

    pees. Sąsiedzi mieli fajny imidż - ach ta taboretka z antenką, haha! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja druga połowa własnie pół Europy pokonuje, zeby do mnie dojechać, a uwielbia takie knedliki i dobrą wołowinkę z sosikiem. Gary w dłoń i idę pichcić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poszukaj, poszukaj, Antoni, ale dobrze, żeby jakiś Czech tego nie przeczytał, bo im się słowo "szukać" bardzo figlarnie kojarzy ;)
    Mnie się zawsze Sąsiedzi bardzo podobali :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Błahaha! Ja pamiętam, jak Burusia opowiadała, że Czesi mówią, że "Wy (w sensie Polacy) - tylko "szukacie i szukacie"" ;))) Potem rozjaśniła, co owe "szukaj", po czesku znaczy ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam houskovy knedlik! I bardzo często go robię. Do niego gulasz z dużą ilością sosu, kiszony ogórek albo marynowana papryka i jest w kosmos wyczesany obiad.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wegetarinko, ja w temacie ciasta drożdżowe rzadki jestem, ale na mój gust, to chyba tak, choć wolałbym żeby zabrali głos eksperci. Baaśkaaaa! :)

    O tak, kumie drogi, najlepszych sosów taki knedlik godzien. Ach, to wybieranie sosu kawałkiem knedlika! Nadrabiaj koniecznie, bo zbyt dobre to żeby bezkarnie ot tak sobie nie jeść.

    Taboretka z antenką, Zemfi? Nie przypominam sobie. Znak, że trzeba znów obejrzeć. Kiedyś wyszły płyty z Sąsiadami i je mam :)

    Ach, Lo, w Twoim wykonaniu to będzie musiało smakować! Olaboga!

    Muscatku, Zemfi, no i dlatego właśnie tego słowa użyłem, gdyż nie wiem, czy wspominałem, że figlarz ze mnie i filut, i przekomarzacz zawołany.

    O, tak, Diwino, o, tak, tak! ;)

    Wszystkim życzę smacznego i oddalam się poubolewać, że mi ten knedlik wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  9. Berecika nie pamiętasz?! Jeden miał gustowną czapeczkę z - zdaje się - pomponikiem, a drugi taboretkę z antenką :) Zapytaj wujka gugla.

    OdpowiedzUsuń
  10. O masz, taboretek to ja znam tylko na czteruch nogach, drzewnianny. Ot i ubytki w wykształceniu na wierch wychodzą. A to o beretkę dla Ciebie rozchodzi się! A, to znam przecież, pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cały czas przeca mówię tylko tej taboretce ;))

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaa, znakiem mówiąc tej taboretce! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja i tak myślałem, że to o tej ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tośmy się dogadali. Możesz polać! Co z knedlikiem ładnie się zgadza?

    OdpowiedzUsuń
  15. Do takiego knedlika, z sutym sosem, to może ryżówka albo może, czy ja wiem, czysta żywa samogonka? Śliwowincja? A dawaj zmieszamy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czekaj! niech tylko blaszaka wypłuczę - coś się klei czort.

    OdpowiedzUsuń
  17. To po wiśniówce musowo tak się klei. Słodka była łajdaczka.

    OdpowiedzUsuń
  18. Uuch, dobrze przyjęła się. Ale ale, widziałem u Ciebie ładne foty, ale zapomniałem oblukać. No to fufajka w garść i lecę.

    OdpowiedzUsuń
  19. A wiesz, ze ja robię coś podobnego w mikrofalówce, zamiast gotować we wrzątku? Tylko bez jajka i mówimy na to kwadratowe pyzy ( są na blogu). Pięknie to nasiąka sosem i jest pyszne. A jak mi minie leń, to taki knedlik zrobię, gotowany i porównam smak :)
    P.S. Stawiasz dziś coś pod tę słoninę ?

    OdpowiedzUsuń
  20. No toż przecie, że nie inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. A, widzę wiśniówka była pita, i to beze mnie... Ale pod słoninę to śliwowica lepsza. A jak jest po czesku na zdrowie ?

    OdpowiedzUsuń
  22. Cholerka, Baśkę wcięło i nie mamy cennego źródła informacji. No to po śliwowincji, siup!

    OdpowiedzUsuń
  23. Ooo, i Antoni ma knedla! To dziś rozumiem czeska impra się szykuje? :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Siup!
    Baśki nie ma, ale ja mogę powiedzieć, ze ciasta drożdżowe bez jajek udają się bez problemu- moja córka weganka robi i ja dla niej, nawet są u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  25. No pewnie, Moniko, tylko żeby Buruu zdążyła z Pilsnerem, bo jej ostatni pekaes ucieknie.

    O prosze, czyli można zrezygnować z jajca. No i dobrze. Siup!

    OdpowiedzUsuń
  26. A to dzisiaj tak kurturalnie - pilsnerem - no w sumie racja, w końcu 'pivo dělá hezká těla' (hezky-piękny), nie? ;) No to czekamy na Buruu, ja się na moment oddalam (zerknę do lodówki, może siakieś utopence na zagrychę wygrzebię ;)) ale jeszcze se vratim ;) Zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
  27. A właśnie, utopence też są extra! Moni, Ty poliglitka jesteś! ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Antonio, ja dopiero odchorowuję łososia, com go dzisiaj popełniła z różowym pieprzem i nie dało rady zachować na jutro do makaronu, a ty mi tu z knedlyka serwujesz? Bo do jemnego knedlyka to ja muszę sosu w słusznej ilości naprodukować, coby było w czem takiego knedlyka maczać. A kysz!

    OdpowiedzUsuń
  29. Siup! A ja sobie w niedzielę takiego knedlika może uwarzę, bo mięcho od szynki fajne kupiłam, to soe będzie dobry...
    Czy ktoś mówił, że do knedlików pasują kiszone ogórki? To otwieram nowy słoik. Częstujcie się !

    OdpowiedzUsuń
  30. A dzięki, Grażka! Tak akurat pod szklaneczkę.

    OdpowiedzUsuń
  31. A, ogóreczka chętnie, dobrze się zakansza. Siup. Ale do dna, do dna!

    Grubalolu, no sory! Nie wiedziałem... ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. A tam poliglitka, po tej Twojej śliwowincji to każdy językami przemawia :D
    To dorzucam utopence do ogórasa i siup! :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Jeszcze siakaś pajda by się zdała. I coś do niej, co tak o głodnym pysku będziemy siedzieć. Młoda godzina jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  34. A owóż i koszyk z chlebem. Bierzta i jedzta. O, łososik, salcesonik, co kto życzy sobie. I o ło, nowiuśki nieśmigany gąsiorek od Maciaszczyka. Z dzisiejszego udoju. Siup.

    OdpowiedzUsuń
  35. O łosiem nie pogardzę. Na zakąskę to dobre byłoby sewicze z rzeczonego.

    OdpowiedzUsuń
  36. A cieplutki jeszcze :) to jednak nie piwo, pewnie, co się bedziem rozdrabniać! Zdrówko :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Sewi- co, że się wykażę ignorancją?

    Pomyślności, hyc. Gdzie ta Baśka? Pekaes ostatni już poszedł, pewnie bidulka targa te skrzynki po naszej dziurawej szutrówce.

    OdpowiedzUsuń
  38. A może wójt by tak podjechał dełu. Jantoś Ty masz z nim dobre układy. Co się dziewczyna będzie targać po ciemniej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  39. Może jej trza gdzieś strzałki z gałązek zostawić coby trafiła.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. A w tak zwanym międzyczasie my zakwasimy łosia na sewicze. Będzie w deseczkę pod buteleczkę.

    OdpowiedzUsuń
  41. Zaraz Radziulisa poproszę, niechaj kasztankę zaprzęga i na zwiad wyrusza, a gałązki poukłada ładnie na środku drogi, i pozaczepia wstążeczki na chaszczach dla ukierunkowania wedrowca. Khekhe, w deseczkę pod buteleczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Namierzyłam Buruśkę, na razie jest u siebie, ale pewnikiem zara odkroi drzwi tutaj do chałupy.

    OdpowiedzUsuń
  43. rany, juz widze co trace!!
    ze jo :-)

    OdpowiedzUsuń
  44. no trafilam, przecie widzicie, jeno pochwaly czytam i mnie wcielo, rumiencem sie oblalam i chyba postewic cos bede musiala?

    Ale Jantosiu napisalaes ladnie o knedlu, pochwala buly, ze hej!

    To do tego musimy wipic budvar, nie da sie inaczej :-)

    OdpowiedzUsuń
  45. No i właśnie od początku taki był plan :D

    OdpowiedzUsuń
  46. O, to jest komplet, zdaje się :)
    A Radziulis pomógł skrzynkę ciągnąć?
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
  47. Ja mysle, ze tu trzeba pic za ten knedlik, bo swiezy, a moj to juz kawal suchej buly!

    Wracajcie no tu na gazie :-D

    OdpowiedzUsuń
  48. My to codziennie na gazie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  49. Ooo móój ty kochanyyy rozmaryyniee, proszęę cię ażeeebyś ty sięę rozkrzaczaał...

    OdpowiedzUsuń
  50. Niech postawi szalas, jak zablodze to bedzie jak znalazl (ja juz nie chce pod stolem!).

    Czy ktos mi stresci najwazniejsze punkty wieczoru (poza jedlina)?

    OdpowiedzUsuń
  51. No wiesz Basia, dlouho jsme Tebe cekaly, ze jsme uz vsichni vozraly, że se tak zrymuję :D Musisz nadrabiać teraz :D
    A knedel - Antoni - malyna!

    OdpowiedzUsuń
  52. Uff, doczytalam, pi-razy-oko, ale skrzynke donioslam, tylko kaluze straszne, dlatego tak dlugo szlam!

    vozraly mowisz Monika, to ten budvar bedzie za klina robil? :-)

    OdpowiedzUsuń
  53. Teee Jantoś, coś mi się zdaje, że Czesław to nie jedlinę naciął a rozmaryna. I tak mu się on rozwijał po drodze i rozwijał, że aż Czesław większej prędkości z kasztanką nie mógł nabrać. Pewnikiem dlatego tak długo mu się zeszła droga do Burusi.

    OdpowiedzUsuń
  54. Mogło tak być. O proszę, nie ma go, to pewnie w rozmarynie usnął, przytuliwszy się do boku kasztanki. No to co, po budvarku? Jak mieszać to mieszać!

    OdpowiedzUsuń
  55. Ale najwazniejsze, ze Czeslaw po mnie wyjechal, bo tak by budvara nie bylo, a do knedla (i tych milych slow) to musi byc dobry budvar (no niektorzy powidza ze pilzner...

    OdpowiedzUsuń
  56. E tam za klina, dziś to tak jak widzisz - kurturarnie, z zagrychą, delikatne trunki cały czas a że już od dłuższego czasu..
    A ten rozmaryn to oby się do końca jeszcze nie rozwinął, co? Dla nas do rozwijania zostało go trochę, co?
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
  57. To zdorwie, tym budvarem!
    Al edroge mam za soba, nastepnym razem nie wpadne w kaluze, kazda znam :-)

    OdpowiedzUsuń
  58. No, taki jeszcze w pączkach właściwie :)

    Zuch Baśka!

    OdpowiedzUsuń
  59. Kałuże - właśnie, w tych kałużach to nasza śnieżynówka się poniewiera, nie zadbaliśmy w czas..
    Zdrowie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  60. Z paczkami nie zalapalam... ale kaluze Oczku, wytlumacze Ci jakbys kiedys nie mogla trafic, generalnie to lepiej niech Antoni nam te gumiaki pozyczy :)

    OdpowiedzUsuń
  61. Gumiaków ci u mnie dostatek. W poziomki mogą być?

    Moniko, śniegu w trzy beczki nabrałem. Kilka gąsiorków z tego będzie.

    OdpowiedzUsuń
  62. Rozmaryn w pączkach jeszcze - jest co rozwijać..

    OdpowiedzUsuń
  63. Śnieg na śnieżynówkę Jantoś miał zbierać, tylko coś się opindalał przez rozmaryna.

    OdpowiedzUsuń
  64. Rety, Antoni Ty to o nas z tym sniegiem pomyslaes, bo juz z Monika nam sie smutno zrobilo...

    Gumiaki w poziomki, no ba!

    OdpowiedzUsuń
  65. Rany Antoni, onuce w żabki, gumiaki w poziomki, toż Ty trendy krełujesz nowe modne jak nic!

    OdpowiedzUsuń
  66. Oczku, dzieki ze nam dbasz o towrzystwo, bo jak mowisz, dzisiaj widac klabing sie uskutecznil :>

    OdpowiedzUsuń
  67. Buruś jak nie my, to kto kulturę będzie uskuteczniał? Chcąc nie chcąc musimy (bardziej z naciskiem na płynne chcąc)

    OdpowiedzUsuń
  68. No toć ba! A żebyś Ty, Moniko, moją nową zieloną czapkę uszatkę zobaczyła!

    Klabing nie jest zły, człowiek porusza się trochę, a to tylko szklanka w górę, szklanka w dół.

    OdpowiedzUsuń
  69. Jantoś ma jeszcze muchę fajną i garniak niekiepski.

    OdpowiedzUsuń
  70. no kurtura to podstawa, teraz widze i Moika zbiera dziatwe z klabingu i dobrze!

    Bo wywietrzeje budvar, jak ten snieg (odpukac!)

    OdpowiedzUsuń
  71. Ale garniak ten wrzosowy, czy be-żowy? Ten be-żowy na dupie się wydarł jak na weselu Chodzieżko Lucjana robili wyścigi w zjeżdżaniu ze stodoły na czas.

    OdpowiedzUsuń
  72. "glassinwejting" jakoś w słuchawkach usłyszłam przed chwilą... hm!

    OdpowiedzUsuń
  73. cos mam wrazenie, ze wrzosowy by do zabek pasowal jak ulal.

    A ta uszanka to jaka, z misia aby, czy juz wiesenna wersja?

    OdpowiedzUsuń
  74. Wrzosowy oczywiste. Bezowym nie robiłeś prezentacji. I ta mucha w grochy!

    OdpowiedzUsuń
  75. no to siup, po duzym lyku, z butelki mozna?

    OdpowiedzUsuń
  76. Zieloną? To jak Oczka butki, może z tego samego samodziału?
    No bo ileż to tak latać można Basia po tych kałużach w te i nazad..
    Zdrowie :-)

    OdpowiedzUsuń
  77. Oj Monika dobry czlowiek sie o mnie martwi, ja mam w butach calkiem mokro, gorjeteks to nie sa jednak gumiaki...

    OdpowiedzUsuń
  78. Zielona misiowa. Z łosiową szczeciną. O fakenszit, wrzosowy gajer, mucha czerwona w grochy, zielone onucki w żabki, poziomkowe gumiaki, przecież to oszaleć można! Buruu, a nie żałuj sobie, tylko nie duszkiem, nie duszkiem, bo znowu, wiesz...

    OdpowiedzUsuń
  79. ja tam dzisiaj, spokojna glowa, spie w szlasie co wlasnie Czeslaw konczy klecic!

    duszkiem i lece zabki kochane, ale skrzynke zostawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  80. Eeee! śmiechu co chichu wtedy było jak była się fajtneła pod stół po kalwadosku ;)))

    OdpowiedzUsuń
  81. no wiec dzisiaj, ze by ja troche miala radochy to pod jodlowymi spe galazki, a po budvarze to sie chyba fiknac nie da :-)

    OdpowiedzUsuń
  82. I ten gorjeteks to pewnie nie w poziomki co?
    No ja mówiłam Antoni, że ty wyprzedzasz trendy, jakie oszaleć?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  83. Ooo, mnie jeszcze trzęsie jak se przypomnę jak tylko ręka spod ceraty wystawała, ale kubek twardo trzymała. I te sprośne piosenki... a skąd ona je zna takie niewybredne?
    Ja też się oddalał będę.

    OdpowiedzUsuń
  84. No normalnie oszaleć, od samego wyobrażania oszaleć można. I jeszcze ta zielona czapunia... Olaboga!

    OdpowiedzUsuń
  85. ciiiii, małes nie gadać o tych przyspiewkach
    bo nie będzie chciała juz z nami pić.

    OdpowiedzUsuń
  86. To co, Poziomeczki - rozchodniaczka?

    OdpowiedzUsuń
  87. O tym, że tańczyła pod stołem miałem nie gadać, a nie o przyśpiewkach!

    OdpowiedzUsuń
  88. To se łyknij jeszcze Basia na rozgrzanie, bo w tym szałasie to chłód jeszcze teraz..
    Zdrówko Wasze i śpijcie dobrze, ta?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  89. Matko i córko - wszystko wypaple. Gdzies Ty sie uchował z tym ozorem? ;P

    OdpowiedzUsuń
  90. Ta. Siup do dna i lecimy. Baśka, a weź kapę ze sobą, bo Cię zamróz schwyci! Potem Ci Radziulis derkę kasztanki doniesie. Zdróweńko i o mój ty rozmarynku.

    OdpowiedzUsuń
  91. Śpijcie aby spokojnie, bez rewolucji po tych szocikach, trocheżeśmy namieszali dzisiaj. No to aby!

    OdpowiedzUsuń
  92. Cieszę się, że ogóraski smakowały ! A widzę, co mnie minęło, a ja spać iść musiałam, bo dziś ruszam w podróż z rana... mam nadzieję, że kaca nie macie !

    OdpowiedzUsuń
  93. Ha!!! Zamieszczam setny komentarz!
    Knedlika bułczanego jadłam raz w życiu w Pradze i mi nie smakował. Szefem kuchni nie był bowiem Czyprak Antoni. Ja jeszcze zanm po czesku tekst z bajki o stryku Fedorze. To leciało mniej więcej tak:
    "Dobrounoc, stryko Fedor! Wy se rychle lożcie do postelki, sztobyste se ne prechladli!"
    W 1986 roku zaserwowałam ten tekst Czechom na obozie w Bułgarii, turlali się ze śmiechu i powiedzieli, że to nie jest czeski.
    A ja dobrze pamiętam!

    OdpowiedzUsuń
  94. Czeslaw "dwie setki" Radziulis20 marca 2010 14:00

    Nie zdążyłem.. mamarzynia gratuluje ;).. cały czas dwie setki....;) no cóz może się kiedys na połóweczke nazbiera ;)

    OdpowiedzUsuń
  95. No, to ja jak Rudy-na sto dwa ! Ominęło mnie wczoraj, to polej Antoni śliwowicy, daj słoniny na zagrychę a ja z kolejnym słoikiem ogórasków kiszonych , tym razem z papryką przybywam :)

    OdpowiedzUsuń
  96. Grażynko, my? Kaca? Samo maciaszczykowe dobro pite było, zdrowotne jak nie wiem i co. Nooo, na okoliczność setnego i sto drugiego, to polewam z memiskiem wypukłym ;) Ogóraskiem zakanszamy i jest gicior.

    Hehe, Mamamarzyniu, to może być tak, jak gdyby Somalijczyk chciał zarecytować "Czedzon pijon lukipali, tący kulaki paboli, tetpo ciaći nietopanon, kaka, kiki, keńciekoła" :D No to siup, Mamamarzyniu!

    Czesławie, no nie zdążyłeś, ale i tak Ci poleję ;) Siup.

    Magento, a to jakaś gra słowna, że mam odpowiedzieć na przykład "kalafior"? :D Khikhi, no właściwie to trochę pyzy, tylko inne :) Aby nam się.

    OdpowiedzUsuń
  97. Antoni, ja już pisałam, ze robię pyzy podobne do knedlików. O, jutro zrobię...
    A po czesku, to mój kolega małżonek ma powiedzenie" panie Havranek, tu se ne spi, tu se ne rziga, tu je restauran" !

    OdpowiedzUsuń
  98. Zapomniałam dodać - no to siup i zakanszam ogórcem i papryczką ukiszoną z nim razem :)

    OdpowiedzUsuń
  99. Aa, ja dzisiaj z doskoku tak bardziej, bo mam pilną robotę do wykonania, i nie czaję za bardzo co, jak, gdzie, kiedy, po ile i dlaczego nie dolano do pełna ;) No to pod ten ogórasek, hyc.

    OdpowiedzUsuń
  100. o dobry wieczor towarzystwu :-) wpadlam tylko na jeden komentarz, a co dzisiaj na stole, moze lykne szybko?

    Bawcie sie dobrze, to siup! pod ogoreczek od Grazynki :)

    OdpowiedzUsuń
  101. Ano, ja też strzemiennego ! Mój kot mnie woła do sypialni :)

    OdpowiedzUsuń
  102. Jantoś, żebyś wiedział, my siedli z Tatusiem i rozpracowali flaszeczke. Mam się nie obraziła na pewno, a jeden toast był za tych, co przy garach!

    OdpowiedzUsuń
  103. Łykaj se, Buruu, samo zdrowie mamy dziś.

    Kot, jassne ;)

    O, Mamamarzyniu, i tak powinno być w każdym domu :) Siup!

    OdpowiedzUsuń
  104. Ahoj towarzystwo miłe :) Ja dziś tylko jednym oczkiem rzucam - coby jutro mieć dzień wagarowicza to się dziś robocie poświęcam - ale żeby się lepiej pracowało - to siup! Wiosna jutro proszę Państwa :-)))

    OdpowiedzUsuń
  105. Dupa ze mnie, nie gospodarz. No żeby goście musieli sami se polewać... Chociaż... jaki tam z Moniki gość, toż swojaczka! Ale i tak ładnie by było gdybym zapodał, a ja tu się obcyndalam. Siup.

    OdpowiedzUsuń
  106. Ahoj Antoni, wiesz, że ja sama teraz nie wiem czy wolę wersję wytrwawną czy na slodko!!!!! I coś Ty najlepszego zrobil :D

    OdpowiedzUsuń
  107. A ja tu zachęcam i nęcę ;) Doprawdy, wersja słodka - przewyborna :) Cukier skarmelizowany nieco, na to syrop klonowy albo miód... Uch!

    OdpowiedzUsuń
  108. Nie tylko nęcisz, a kusisz strasznie :-) jak czort jakiś, albo i diabel :D. Och czuję ten smaczek... Pysznosci :-)

    OdpowiedzUsuń
  109. Czesław "dwie setki" Radziulis21 marca 2010 22:55

    No i masz.. Antoni polewał.. a ja się spoźniłem....Watę już chyba czas z uszu wyjąć.. wiosna idzie...źwierzyna mnie linieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  110. Im dłużej ten wpis tu jest, tym bardziej znów mam chęć na knedlika ;) To nie ja czort, to ten knedlik!

    Dziwne, polewane było, a Radziulis Czesław nie wyczaił nic... Chory musi jakiś ;)

    OdpowiedzUsuń
  111. Oj, to juz sie z Wami moze czlowiek smaic od rana (gdy wieczorem nie przeczytal). To milego tygodnia i do ktoregos wieczora mam nadzieje :-)
    PS. Ze tez z Czeslwem nei mial kto wczoraj usiasc, ale wstyd...

    OdpowiedzUsuń
  112. Oj, to gapcio z tego Czesława.. Trzecią setkę przegapił, polewane przegapił.. ;)
    Jak tam, utopiliście marzannę? przywitali wiosnę? Czy jeszcze witacie? :-)

    OdpowiedzUsuń
  113. Wiesz Monika, niby utopilam (w basenie) ale jakos zmarzlam dzisiaj... Jak Wy zyjecie?

    To wpadam sie ogrzac, znow tylko na jednego :-)

    OdpowiedzUsuń
  114. Ja to bym chyba w przeręblu mogła utopić :D ale powiedzmy że wiosna przywitana, lody zrobiłam :D
    Też tylko na momencik, ale jeszcze się chwilkę pogrzeję, bo ziąb rzeczywiście - to zdrówko :-)

    OdpowiedzUsuń
  115. To zdrowie Monika, widze reszta gdzies na klabingu, czy co?

    Powaznie piszesz z lodami? Rrobilam tydzien temu :-)

    OdpowiedzUsuń
  116. No właśnie, gdzież ta reszta?
    Też robisz lody jak zimno? :) Poważnie, poważnie, cytrynowe :-)))

    OdpowiedzUsuń
  117. A robilam takie smieszne, niby nie lody (tortoni) a smkowaly jak lody :-)

    Reszta moze juz pod stolem?

    OdpowiedzUsuń
  118. No ja niby też nie takie lody-lody, tylko sorbet, no ale jak mrożone to jak lody ;) A w ogóle to podobno pierwszy sorbet ze śniegu z winem zrobili - tkwi potencjał w tym śniegu :D
    Już pod stołem? No może, może.. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  119. O rety, wino + snieg, to myslmy naprawde strzelili w 10-tke :D

    Dobrej nocy Monika, pozostalym sloneczkom tez :-)

    OdpowiedzUsuń
  120. Widzę, kochanieńkie, że znalazłyście maciaszczykową ananasówkę. Dobrze, że czujecie się jak u siebie. A kaszanka nie smakowała? Bo nie ruszona. Kaszanka świetnie pasuje do nalewki na ananasie, bo zabija jego metaliczny posmak ;)

    Ja bym powiedział, że ktoś nam pomysł ukradł ;) Dobrze, że nie wpadli na pomysł przepędzenia.

    OdpowiedzUsuń
  121. A to Maciaszczyk ananasówkę pędzi na ananasach z puszki, że metaliczny? No patrzcie, a zawsze gadam, że puszkowanych nie tykam, a to wczorajsze niczego sobie było :D
    Zdrówko Wasze i śpijcie dobrze kwiatuszki :-)))

    OdpowiedzUsuń
  122. Tak po prawdzie on nawet tych puszek nie otwiera. Taniej wychodzi, a rzeczywiście, zapuszkowane ananasy to do czorta niepodobne. Przez wiele lat twierdziłem, że ananasy są ohydne i odmawiałem spożywania, dopiero jak spróbowałem świeżego stwierdziłem, jak bardzo się myliłem. Tfuj! Na pohybel puszkom. Zdróweńko.

    OdpowiedzUsuń
  123. Co swiezy ananas, to ananas, a puszkowe na przemial (ewentualnie dla Maciaszczyka)! Czyli dzisiaj pijemy puszkowke?

    Zdrowko i za sloneczna wiosne (uciekam spac)...

    OdpowiedzUsuń