Słonina doszła. Ołwer.
Tylko kiepsko prezentuje się. Blado jakoś, i umyka...
Co z nią?! A nu jej. Zjem pęcak i popiję śnieżynówką.
piątek, 19 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szkoda, ze dziś czeka mnie męczący dzień, bo zaraz bym się do niej przysiadła ! To pod śliwowicę czy pod spirit?
OdpowiedzUsuńWpadnę wieczorem :)
Wstyd się przyznać, bo do celów zdjęciowych była woda ;) ale oficjalnie - śliwowincja! :D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście coś niewyraźna jest, to chyba wiosenne przesilenie ;)
OdpowiedzUsuńA może i wzrok słabszy... Od tej zimy wszystko się rozłazi. Niby wiosnę w powietrzu czuć... a nie, to Pałąki w końcu w oborze porządki robią. A, no to znaczy się wiosna idzie. ;)
OdpowiedzUsuńNo!!! A ona dokąd?!!!
OdpowiedzUsuńŚnieżynówka, a? :D
OdpowiedzUsuńGutku, no niby że do nas. Tak mówią, ale czy to prawda, to już sam nie wiem.
OdpowiedzUsuńHaha, tak, Moniko, śnieżynówka! Jeszcze nie przepędzona, na razie sam śnieg stopiony :)
Tylko dlaczego Antoni masz puste szklanki? Rozumie, ze "taki znajacy sie na rzeczy" na na sucho tej sloniny nie przelknie? :-)
OdpowiedzUsuńA czy ta slonin caly czas trzyma sie w zamrazalniku, czy jak jest gotwa, to mozna w lodoce?
Aj, bo tak skadrowałem zdjęcie. Tam była woda, ale nie widać górnej krawędzi i naczynia wyglądają na puste... Trzeba było dolać herbaty albo nie dziwaczyć i napełnić czymś dobrym w kolorze nie do końca przezroczystym. A nie, dobre wcześniej wyszło ;) Słonina - obowiązkowo cały czas w zamrażalniku. Odkrawa się tylko tyle, ile można zjeść w ciągu kilku minut, bo potem słonina odtaje i będzie śliska, słoninowa i nie taka smakowita.
OdpowiedzUsuń