No i byłem ja w radyjku! W klubokawiarni, Radziulis Czesław mówił, ludziów jak mrówków było, i wszystkie wlampiali się w radioodbiornik na szczanie. Tfu, na ścianie. Obroty dla bufetowej Danuty poszły ziuuuch do góry jak kiecka Merlin Monroł jak jej kiedyś podwiało. Ja to w stodole słuchałem, bo mam takiego tranzystorka, co go słucham jak siano przerzucam. Teraz zimno, to trzeba było za pazuchą schować i trochę buczało, ale wszyściuśko słyszałem, jakbym tam był. Po prawdzie to nawet byłem, ale wtedy kiedy miła pani reporterka u mnie była, a jak puszczali tego reportaża w radiu, to akuratnie w stodole siano...
Wrróććć! Tego, o czym to ja... A, o stodole. No o jakiej stodole, o radyjku przecież! Było tego salcesonu nie jeść; to chyba jednak była pleśń halicynogonna i teraz ja na haju być mogę. No więc audycja była udana mimo że - poza Pałąk Haliną - nikt się nie popłakał ani nie było strzelaniny. Głosy nasze czyste, z jednym wyjątkiem nieprzepite, ścieliły się na tych eterowych falach niczym sołtys Szuwaśko na szutrówce jak on z zabawy w remizie nad ranem wraca. Chyba że go posterunkowy Guzik przydybie na szczaniu na komisariat, to wtedy sołtys nasz ściele się w celi na komendzie policyjnej, ale to podobnie wygląda.
Oj, coś ja skupić się dzisiaj nie mogę, a groch przebierać miałem. W każdym bądź razie wszystko poszło jak z płatka, a to dzięki uzdolnionej pani reporterce, którą tu z tego mojego taborecika pozdrawiam usilnie, która rach ciach powycinała z mojej gadki durnoty żebym ja wstydu przed całą wioską nie zajadał. Fajnie to było zrobione; w tle cały czas coś się piekło, szumiało, pstrykało, bo podczas pogawędki reportażowej powstawało pyszne jedzenie. A posłuchajcie sobie, robaczki, jak Liska chleb kroi! Tylko na głodnego nie słuchajcie, bo oszalejecie. To chrrrrumm będzie za mną chodziło, jejbohu.
No to ten, tego. Nic ja tu już więcej głupot gadał nie będę. Pozdrawiam moje blogowe sąsiadki, z którymi ja w tym reportażu występowywałem. Wypadłyście świetnie i macie piękne głosy. Ze zdjęć na waszych blogach wiem, że nie tylko głosy, ale to temat na inną powiastkę. Jak będę organizował eRKę, czyli Radio Koszelewo, przyślę do was hedhantera z misją.
Pliczek do posłuchania jest tu. A tu można posłuchać innych reportaży naszego Polskiego Radia. No, idę, groch czeka.
Aha, bym zapomniałbym. Kaczkę, którą my z panią Magdą robiliśmy na mojej kucheneczce gazowej, można poobglądać tutaj, tylko teraz do sosu dałem wina i imbiru. Zróbcie sobie, bo kaczucha jest niekiepska (gdy niesucha).
piątek, 29 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki za link, zaraz lecę posłuchać jeszcze raz, bo mi się wydawało, że głos raczej nie przepity, bo się bałeś kaczkę dla pani reporterki przypalić... Ale potem w klubokawiarni na pewno nadrobiłeś, jak ci Szuwaśko szczotkę zamiast mikrofonu podstawiał :)
OdpowiedzUsuńAntoni :) jaki Ty masz czarujący glos ;))))
OdpowiedzUsuńA nadrobiłem, nadrobiłem, a z Szuwaśką mam za tę szczotkę na pieńku ;) bo to był niezastosowany żart.
OdpowiedzUsuńKucharze, ale że ja? :D
Ja to głosu Antoniego często słucham. Jak zakrzyknie: "Czesław, bańkie od Maciaszczyka mam"!! To ja taki zaczarowany się od razu robie.. że czasem gumofilcy mnie spadają...
OdpowiedzUsuńNo, a jakiego Ty, Czesławie przyśpiechu zaodraz doznajesz!
OdpowiedzUsuńNo, jak ja słyszę - komu winka, albo komu wiśniówki, to najlepsza muzyka przy tym wysiada :)
OdpowiedzUsuńNo Antoni, Ty ... :-) a bo ja lubie męskie glosy ;) jak jeszcze gotują.... cud, miod, malina i kaczuszka...
OdpowiedzUsuńCzypraku Antoni gratuluję występu :)
OdpowiedzUsuńAntoni, Kruszynko! To Ty w przypływie wizji we mgłach zmuszony do pisania o sobie, stałeś się Antonim :D
OdpowiedzUsuńSkwierczałeś bardzo apetycznie, ale podejrzewam, że tym kaczym mięskiem skwierczałeś. Nasłuchiwałam, czy tam jakąś sałatkę może kroisz, ale nie...
nie tym razem :)
Brzmisz bardzo ... jak cicha woda brzmisz, Antoni :)
Bardzo miło. Teraz jakby taki prawdziwszy jesteś, mniej pisany, bardziej gadany. Znaczy chyba realistyczny :)
Zaro będę słuchać :))))
OdpowiedzUsuńEJ Antek ja się gubię muszę Twego bloga od deski do deski przeczytać :D
Polko, a i z komentarzami! Tam to się nieraz dzieje :)
OdpowiedzUsuńGrażyno, też tak mam ;)
OdpowiedzUsuńKucharze, no ja wszystko rozumiem, ale kaczuszka?! :D
Noblevo, dziękuję ładnie.
Magento, no na to wychodzi: nigdy nie wiadomo, co się z czego urodzi. Sałatkę z buraczków miałem przygotowaną wcześniej, bo lubię jak się czerwońce potulą ze dwa dni do oliwy i czosnku. Poza tym, a antenie było kilka minut, a my tam po kuchni buszowaliśmy ponad godzinę.
Hehe, jak cicha woda, powiadasz? Bylebym brzegów nie rwał, bo nówki sztuki, czort. ;)
Aha, czy ja już wspominałem ogólnikowo, że mówić o mnie "kruszyna" to tak jakby o żyrafie powiedzieć "maleńka"? :D
Polko, od deski do deski to wiesz... ja słowotok mam ;) Poza tym nie wiem, czy to bezpieczne dla zdrowia khekhe.
Och, Antoni, z takim głosem to ty poezje powinieneś czytać. Co oczywiście nie znaczy, że nie współgra z kuchennymi dźwiękami...
OdpowiedzUsuńProszsz... Mi-mi-mi! Khm khm. No to jadę.
OdpowiedzUsuńPrzez równinę koszelewską
Z panią sołtys szedł Milewską.
Wciąż dumało to chłopisko,
jak by zwabić ją w mrowisko,
bo to sposób bardzo cwany
by przetrzepać jej barchany.
I jak wypadłem? Uważam, że przedniozębowojęzykowe "ł" wyszło mi nieźle.
Poezyja,no i trunki,
OdpowiedzUsuńAntoniego-na frasunki.
Na frasunki dobry trunek,
OdpowiedzUsuńgiń frasunku, ty łajzo jedna.
No, może ten to mi nie wyszedł za bardzo :D
Sąsiadko, a co z kaszanką? Mieliście dla mnie narobić, a ja dziś gościów podejmywać będę. A podeślijcie tam którego. Salceson też może być, albo bażant w pomarańczach. Bo u mnie w chałupie to tylko słonina została się, a i to niedużo, bo Szuwaśko wyżarł.
Antoni! mówisz-masz.Pałąk doniesie.Szuwaśko u mnie też na minusie.On za mnie pisze co ja zapodam,nie bardzo się znam na tych plumtopach czy jak?Ostatnio w po lowie zdania przerwał,bo był przeciwko....i wyszło na to,że my dwa w jednym "jesteśmy za,a nawet przeciw"
OdpowiedzUsuńAnntoni,
OdpowiedzUsuńgdybys w eterze nie wspomnial o zonie, pomyslalbym , ze jestes ksiedzem (po glosie oczywiscie):D
Z podziękowaniem, Halyno kochana.
OdpowiedzUsuńHm, Arku, właściwie nic straconego. Mógłbym na przykład być księdzem prawosławnym. Tylko nie wiem, czy takich jak ja biorą na takie fuchi ;D
Znalazłam onuce powiewające za kasztanką w teście traktora :D
OdpowiedzUsuńA powitać,
OdpowiedzUsuńradio i do mnie dotarło, śnieg spadł to i wolno fala szła w eterze. A jak już doszła, zaczęła opowiadać... Dziatki to do dziś z utęsknieniem na drzwi spoglądają, takie zauroczone Jego historią. Tak jakby wielki świat zapukał:-)
Ot i masz znalazły się. Bogu Dziekować to i moje onucki się znalazły.
OdpowiedzUsuńA ja bez nich to nigdzie niechodze. A Magento może mnie wysłac może? Gołebiem pocztylionowym najlepiej, dziadek mówił że tak najpewniej, i lepiej niz pocztą, niech na chacie Czypraka siada.. po zapachu pozna.. no moją też pozna .. ale nie usiądzie ;)
Wierszyk o frasunku mnie rozwalił!
OdpowiedzUsuńAntoni, żem cie też odnalazła :-)
Oj, Magento, z tą kasztanką to my się mieliśmy, olaboga! ;)
OdpowiedzUsuńWitoldzie, a z podziękowaniem :)
Czesławie, a do nas taki gołąb to doleci aby?
Mamamarzyniu, dziękuję i za uznanie dla mojej "poezji", i za miłe słowa.