Pozawczoraj jak z witania Trzech Króli wróciłem, strasznie zimno mi było. Kościół ludźmi napchany jak tłusta gęś kaszą, stać na dworze trzeba było, a ja szarmancko w letnich gumiakach poszedłem, gdyż myślałem, że kościelny Koszelewski zajmie mi miejsce na chórze. Nie zajął, bo ksiądz proboszcz naganę jemu wtuchlił za kupczenie miejscami siedzącymi. Po prawdzie, trochę racji miał, bo co innego kurtkę albo czapkę na siedzeniu położyć, a co innego bilety sprzedawać. Tak, czy siak, wróciłem szczękając zębami i musiałem szybko się rozgrzać. Zrobiłem przegląd kuchni, a tam boczek i zamrożona fasolka. Fajnie.
Składniki
▪ 0,5 kg fasolki szparagowej,▪ 3 plastry boczku,
▪ 2 ząbki czosnku,
▪ natka pietruszki,
▪ sól, pieprz, ziółka.
Z racji zmarźcia, musiało być szybko. Żadnych slołfudów. Minut siedem i jemy. Jak kto lubi fasolkę oczywiście. I boczek. Czosnek też. Znaczy się jak kto lubi wszystkie te składniki, bo przecież gdyby któregoś nie lubił, na przykład fasolki... oj, bo się zapętlę i będzie!
Zrobiłem ją w woku, bo było jej sporo, a mój wok jest wielki jak balia Szuwaśki. Fajny on, żeliwny, a kiedy się rozgrzeje to za koksiak w stanie wojennym mógłby robić. Po rozgrzaniu i poolejowaniu wkładamy fasolkę. Ciągle mieszając na silnym gazie, doprowadzamy ją do aldentości. Dodajemy oddzielnie podsmażony boczek, zmiażdżony czosnek, ulubione zioła, sól, pieprz i natkę. Jeszcze chwila żeby czosnek nie był surowy i silnie waniający, i już.
Ot, szybkie chłopskie pożywienie. Smakowe musiało być, bo wyjadłem do denka. Jak Grzyb Waleria przyszła kowadło pożyczyć, to już tylko zapach został. No, idę. Sprawdzę co jest, że nie oddaje. Niech się nie przyzwyczaja. Co ona tam na tym kowadle, replikę bramy oświęcimskiej wykuwa na handel?
No popatrz Antoni, jak to szybko mozna się dobrze najeśc. Smaka mi narobiles. Bo ja luwielbiam fasolkę. Boczkiem nie pogardze, a i czosnek lubie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, idź i sprawdź tylko cobyś i ty się nie zgubil i Waleri Grzyb.
Fasolkę lubię bardzo, z boczkiem kiedyś robiłam, ale z czosnkiem jeszcze nie próbowałam, do nadrobienia!
OdpowiedzUsuńA może sąsiadka rękodzieło artystyczne uprawiać zamierza? Uważaj, bo poprosi Cię o wizytówki i reklamę , jak Pałąkowa :)
Witaj Antoni,
OdpowiedzUsuńsmakowicie wygląda ta twoja fasolka, musowo jutro taką zrobię. Jest w sam raz na takie zimowe wieczory.
Pozdrawiam cicha wielbicielka i podczytywaczka - Iw
O,ja dziś też fasolkę robiłam - z pstrungiem :) Czy też może pstrunga z fasolką? hmm.. Pół kubełka mrożonej zostało to może jutro z b oczusiem będzie, boś smaka narobił :)
OdpowiedzUsuńdanie zapowiada się wyśmienicie, a szybkość przygotowania bardzo mi pasuje, zgłodniałam :)
OdpowiedzUsuńAntoni, toc to prawie fiurzyn gotowanie jest:)ale podoba mnie sie bardzo:)
OdpowiedzUsuńKucharze, nie zgubiłem się, a nawet Radziulisa Czesława znalazłem ;) który to Czesław wyjechał do zamorskich krajów, a teraz w butelce telegrama do mnie przysłał, że list w drodze.
OdpowiedzUsuńGrażyna, w jakimś sensie to ona robi rękodzieło, tylko kto jej tak nadojadł?! Nie chciałbym być w jego skórze, chaliera. ;)
Diwina, a czego Ty cicha taka? Głośno trzeba "Antoni, polewaj" na ten przykład, bo jak nie wiem, to mogę nie polać, a to zgroza.
Moniko, to musiało być niezłe, pstrung z fasolką, mniam!
MagdoK, ubolewam, ale musisz sama zrobić, bo u mnie nie zostało nic wcale i nie mam czym częstować.
A co to fiurzyn, Arku? Coś jak fuzja naszego leśniczego, Pietruszki Wacława? Mam nadzieję, że to nie jest jakieś brzydkie słowo. No weź nie wprowadzaj w zakłopotanie prostego farmera ;)
"Na dworze" powiadasz, czyli Koszelewo na polnoc od Malopolski jednak? A fasolki z boczkiem nie spozywalam jeszcze, myslalam ze tylko z bula na maselku sie da, a tu prosze takie zakoczenie - uczyc mi sie trzeba, oj znow :D
OdpowiedzUsuńZ boczeczkiem najlepsiejsza! Koszelewo rzecz jasna na północ od Małopolski się znachodzi się. Raz kiedyś było na południe, ale nie za długo, bo zaraz okazało się, że Radziulis Czesław do góry nogami mapę wziął. Na równinie na skraju cudownej urokliwości biebrzańskiej my żyjemy, w podlaskim województwie.
OdpowiedzUsuńRaz bylo na poludnie powiadasz Antosku :-) Biebrzanska pieknosc - toz to od kilku lat namawiam moja niepokorna grupe kajakowa bysmy Biebrza splyneli, a oni ze to nuda, ze przygod im trzeba w postaci gorskiej wody... Niech sie wypchaja! Bo niby Biebrza miedzy Narwia a Hancza, ale jednak inna. Zazdraszczam tego piekna!
OdpowiedzUsuńZ boczkiem nie jadłam, zawsze klasycznie - bułeczka tarta albo w sałatce babcinej (fasolka ze słoika plus biała cebula plus delikatny sos). Hm... Z boczkiem wszystko smakuje lepiej, wiec jak mniemam ta fasola była boska? :)
OdpowiedzUsuńHehe, Buruuberii, są jeszcze na Narwi i Biebrzy miejsca, gdzie na wiosnę jest szabanaście odnóg, starorzeczy, gdzie długo płynie się w wysokich szpalerach roślinności bez punktów orientacyjnych (które i tak się na nic zdają przy mnóstwie zmylających odnóg). Towarzystwo popływa przez dwa dni w kółko, będzie miało dość przygód na rok ;) Ale już coraz trudniej znaleźć takie miejsca, bo wszystko wysycha w zastraszającym tempie. Spieszcie się zatem.
OdpowiedzUsuńA że drugiej takiej jak Biebrza nie ma, to i prawda. Najpiękniej i najbardziej dziko na Czerwonym Bagnie - można zobaczyć wilka, łosia to trudno nie spotkać, a odjechany księżycowy, wydmowy krajobraz Wilczej Góry pozostawia ślad w psychice ;) Uch, jeszcze mnie ciarki przechodzą jak pobłądziliśmy z jedną taką miłą sercu. Wlekliśmy się szarugową jesienią przez suche, powyginane rosochate zarośla nieopodal pozostałości po wsi spacyfikowanej przez Niemców podczas wojny, a potem w zapadającym zmierzchu, nie wiedząc, czy idziemy w dobrą stronę, wyszliśmy na wywołującą uczucie tęsknoty i smutku nadbiebrzańską równinę ze stalową watą chmur przemykających tuż nad naszymi głowami. Przechodziliśmy przy szkielecie niedojedzonej sarny, wokół której ścieliła się jeszcze wyleżana trawa, zaczynał padać deszcz, a wokół tylko wiatr i szelest traw. Jakby kto stał za plecami i szeptał.
Wiosną z kolei - rejwach ptasi że aż trudno wytrzymać i wszędobylskie niebieściuchne oka wodnego królestwa.
A niebo nad Biebrzą... Nigdzie takiego nie uświadczysz. No i masz, się rozmarzyłem się.
Aniu, macie rację, kumo ;) bosska, bo jak wania wedzonką, to nawet Szuwaśko zje, a na warzywa silnie on uczulony jest i w zębach jemu zostają. Z pozatartobułkowych klimatów lubię jeszcze fasolkę po chińsku. Fajnie się robi w woku rozgrzanym na maksiora.
No tak, nie mam watpliwosci, ze nad Biebrze warto... My plywamy niestety latem, wtedy pewnie trzebaby sie ograniczyc do glownego koryta... To niebo, ptaki, woda wkolo, tez sie solidnie rozmarzylam, a tu jeszcze pol roku do kajakowania :-) Czyli do Czerwonego Bagna mus sie wybrac, rozumiem? Az jestem ciekawa czy zdojalm moich kajakarzy na Biebrze namowic, od 9ciu lat cos nie moge, ale jak plynelismy Narwia, Hancza Czarno, to przeciez nie godzi sie ominac Biebrzy?
OdpowiedzUsuńPewnie, że się nie godzi. Czerwone Bagno jest dzikie jak diabli i piękne. Nie wiem tylko, czy są tam jakieś szlaki kajakowe, bo to rezerwat. W razie potrzeby służę pomocą.
OdpowiedzUsuńCos czuje, ze tym bagnem, po tym bagnie to splywac sie nie da, ale moznaby zakotwiczyc nad Biebrzy brzegiem i przejsc sie tam na dzien caly... Oj, obejrzalam zdjec kilka i jest to piekna sprawa!
OdpowiedzUsuńDziekuje za oferte pomocy Antosku, jesliby nas tam zawialo to dam znac wczesniej i pewnie pytac bede. Za rok i pol... ale ja plany snuje, nie wie czlowiek co jutro zje na obiad :D
Wlasnie rzucilam okiem na moj wkomentarz ostatni i nie moge sie nadzwic polszczyznie swej, oj Basia jak to Basia: pisze potem mysli :-)
OdpowiedzUsuńSię czepiasz się, wszyściutko zrozumiałem :) Polecam się.
OdpowiedzUsuń