Wzruszyłem się kiedy tylu sąsiadów i znajomych zaoferowało mi swoją pomoc po niefortunnym zakończeniu zabawy sylwestrowej w klubokawiarni w Przypławkach, na którą trafiłem sam nie wiem, jak. Posterunkowy Guzik chciał służbową paralotnię wysłać żeby dla mnie w cierpieniu ulżyć; sołtys Szuwaśko zaczął organizować grupę pościgowo-ratunkową; a Grażynka syna swojego czerwoną szewroletą naumyślnie po mnie wysłała. Inne dobre duszyczki też pomagać chciały, o czym wy możecie poczytać w komentarzach. Telefon urywał się i przegrzewał po prostu. Dziękuję ja wam za to, pszeniczki wy moje złociste. Szczęściem poradziłem i Szuwaśko nie musiał przypławskiego komendanta kłonicą szturchać.
Stałem ja akuratnie na poboczu drogi, kiedy czterech miłych obywateli zatrzymało swojego samochoda i zabrali mnie ze sobą. Śmiesznie, wracali oni musi z maskowego balu, bo wszyscy jak jeden mąż przebrane byli za baby. Rozumiecie, cekiny, falbany, rajtuzy siatkowe. Może tylko trochę nie za bardzo zorientowane oni byli, bo gadali, że paradować jadą. Toż gdzie w Nowy Rok! W sylwestra paradne bale się odprawują przecie.
Dla mnie tam ciepło było, bo ten waciak pomylony całkiem grubaśny okazał się, ale oni faktycznie, w ciulach i koronkach, to po schabach dla nich ciągnąć mogło, więc ci dwaj, co na tylnim siedzeniu siedzieli, silnie się do siebie tulili dla rozgrzewki. Jakby nie mogli pociągnąć z gąsiorka, czy nie tak, co? A trzeci, ten co nie kierował i który miał tika, że brew unosił, strasznie chciał mojego numera telefonu poznać i gadał o prawdziwej przyjaźni, że ja piękne oczy mam, i o obiadokolacji ze świecami. Nie wiem sam, może dla nich na tym balu maskowym jeść nie dali? Tak czy siak, chcę ja dla nich z tego mojego tu zydelka podziękować za podwiezienie.
Na koniec powiem ja dla was, że synek Grażyny to dobry dzieciak. Znalazł mnie on już w Koszelewie i zaprosiłem ja jego na obiad. Smak dobry ma, musi po mamusi. Prosi coby przekazać mamuli, że wróci się w poniedziałek, bo jutro i pozajutro do samochodu zbliżać się boi, żeby samozapłonu nie było, khekhe. Uprzątłem nieco w alkierzu za sienią, będzie miał wygodnie. To co tam, pójdę drew narąbać.
piątek, 1 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uff, odetchnęłam z ulgą, że już jesteś bezpieczny w domu, teraz już mogę iść spać, dobrej nocy życzę pozdrawiając noworocznie :-)
OdpowiedzUsuńW ciulach i cekinach? Może to drakkłiny były, a sylwester to tylko przykrywka? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Przemijanie! Dzięki za troskę ;)
OdpowiedzUsuńZemfi, co Ty gadasz, co Ty gadasz?! Poczytałem ja o tych drakkłinach w internacie i we łbie się dla mnie nie mieści. Oj, jeśli to tak było, to muszę na mszę dać, że dupę całą wyniosłem. A tacy mili, no...
No wiesz może to i było dla beki, a może... ;)P Kto ich tam wie. Daj na tę mszę dla pewności ;)P
OdpowiedzUsuńCzekaj Ty Grażynka Ci da ;)
OdpowiedzUsuńAj, pokażę Ci, pokażę! Syn mi potrzebny był , bo dziś gości z Poznania trzeba odebrać - u nas zaczyna się dwudniowa rodzinna impreza! A tak mój Kolega Małżonek będzie musiał starego poloneza odpalić i gości bez szyku przywieźć...
OdpowiedzUsuńGrażka, nie nerwuj się. Szuwaśko traktorka odpala, zaraz podepnie platformę do transportu walców drogowych. Na platformę postawimy szewroletę i sołtys dostarczy Ci synka w trymiga, bo autystradą popindalał będzie. Pałąkowa salcesonu naniosła, to śniadaliśmy sowicie. Dam ja dla młodego na drogę boczku, kaszanki i półgęska ażeby głodu nie zaznał, i mały gąsiorek czego do popicia gdyby pragnienie dało o sobie znać. A może, może, bo i dla mnie zdaje się, że powietrze w chałupie suche jakieś było. ;D
OdpowiedzUsuńNo, masz szczęście, dotarł na czas! A za wałówkę dziękuję, półgęsek pyszny :)
OdpowiedzUsuńAle trochę słony. Następny będzie lepszy.
OdpowiedzUsuńUf, kamień z serca. A jak nasz sołtys spodobał się? Pokaźny, co?
Szuwaśko z Gliniewic dzwonił z budki żebym stakany szykował, bo mało mnie to nie będzie kosztowało. Przestoje na autystradzie byli. Na powrót jechał bez Pasłęk.
Sołtys dumą Koszelewa! Spodobał się rodzinie. Tylko na łyskacza, co mój mąż chciał mu podarować nosem kręcił! W końcu zgodził się na naszego Bolsa :)
OdpowiedzUsuńCo by nie gadać, silnie patryjotyczny sołtys nasz, jak i my wszystkie w Koszelewie. Zawsze on gada, że polska młodzież pije polską śliwowincję, a że on dla nas jak matka z ojcem i psem Szarikiem razem wzięte, to my jego słuchamy jak radia. Cieszy mnie niezmiernie, że przypadło Wam do serca nasze Szuwaślisko.
OdpowiedzUsuńAntoni, szykuj się! Moja rodzinka ma ochotę odwiedzić Koszelewo, bo tam tacy sympatyczni ludzie mieszkają! Syn powiedział, że może nas zawieźć w każdej chwili!
OdpowiedzUsuńNo tak, drogę wszakże zna. Prosimy, prosimy! Jadła, napitku i kąta do spania po staropolsku u nas nie zbraknie, choćbyśmy u wójta w Gliniewicach w chałupie dostawki robić mieli, a Szuwaśko, który stoi mi tu nad głową, gada, że może nawet nie kląć za często. Oj, polubił on was musi, bo normalnie to u niego kurwa na kurwie. Ot, zaraz na stryszku porządki rozpocznę, niech mi tylko kurak w winie ze śliwkami dojdzie. Wpadajcie, niezadługo święta prawosławne przecież, a tu u nas to jakby drugie święta i radujemy my się tu w Koszelewie z naszymi braćmi w chrześcijaństwie. Oni z nami mniej, bo u nich jeszcze adwent, ale już niedługo nadrobimy w dwójnasób. Oj, niejeden rozmaryn się rozwinie ;)
OdpowiedzUsuń