czwartek, 28 stycznia 2010
Wizjonistyczne śpiewy po „Rosie”: nalewka mamuli, co nastraja, a nie muli
Klik powiększa
A słyszeliście wy o najnowszych zmianach w naszym prawie polskim? Przeczytałem dziś zrania o tym i oczka dla mnie rozbłysły się. Ot, na starość przyjdzie w luksusie mordować się. Owóż, moje wy śliweczki najfioletowsze, samogonkę dla nas chcą ulegalnić. Rozumiecie, że niby każden jeden chłop, a i baba pewnikiem też, boć w końcu urównanie obowiązuje, barbeluchy napędzić będzie mógł i sprzedawać na lewo i na prawo. Akcja nazywa się „przyjazne państwo”. Nazwa nawet niedurnowata, choć z realizacją różnorodnie może być, gdyż ponieważ u nasz jak państwo grozi, że przyjazne stać się zamiaruje to znak, że dziesięciny dodatkowe umyśla.
No ale co tam. Jak ja dziś po śniadaniu wyobraźni lejcy popuścił wyobrażając sobie przełamany monopol państwowy, to hoho, poniosła mnie ona, że i radziulisowa kasztanka by nie doszła. Stanęli dla mnie przed oczami takie zobrazowania jakbym ja normalnie u wieszcza naszego Mackiewicza Anatola w tym jego epopeju „Dziadygi” - albo jakoś tak - bohaterem był i tych, no, mesjanicznych objawień dostępywał. Po naszemu to by było, że śpiewów po „Rosie” doświadczał, bo do „Rosy” w klubokawiarni tyle siarki sypią, że potem politura z sedesa złazi i się widzi zielonkawe tapiry w kapciuchach.
I ujrzałem ja w mem śnie jawowym kształty, co się nad ziemią snuli, przewalali się wokół i mimo, każden jeden dziwolągowaty jakby potomstwo tej łajzy Baciuka, a liczba ich niepoliczona, gdyż nie rachuję ja zanadto. I gadali one do mnie, że czas jest bliski, jest jego milion, a imię jego Kaczy Kotylion.
Zaraz pokazało się, że idąc do kuchni wykopyrtłem się i przytomności deczko utraciłem, a gadał do mnie Szuwaśko, który z gąsiorkiem przyczłapał i mówił, że zaraziutko my czego dobrego napijem się i bulionu na kaczych łapach on dla mnie narobi, bo niezdrowo czegoś wyglądam. Snuć to snuł się, i owszem, ale dym. W piekarniku dla mnie przypaliło się.
Ale wracam ja do tematu. Jak my już przepiliśmy po niemałym, to zaraz elokwencja dla mnie uruchomiła się na nowo i wyobraziłem sobie, jak to po usunięciu monopolu państwowego u nas we wiosce działalność gorzelniczo-gastronomniczna rozwija się. Mamula moja w kuchni rozporządza, drewek dokłada, a z rureczek kap, kap, kap... O moiściewy! Na kilka butelek klajstrem nalepia akcyzy na wypadek gdyby posterunkowy Guzik po zapasy łykendowe przylazł. Wychodzi przed chałupę z jeszcze ciepłymi gąsiorkami, a tam tatulo już urzęduje, przechodniom - ale i tym, co specjalnie przyszli - po korzystnych cenach oferuje chleb swojski i kiełbasę, słoninę i boczek z porannego wędzenia. No i mamula podchodzi, z uśmiechem nalewa co kto życzy sobie, a nad furtką na prześcieradle wynglem namazano, że gospoda z koszelewskimi tapasami „U tatula” i że czynne dookoładobowo, i że pukać trzy razy. Mamula nalewa „Nalewkę mamuli, co nastraja, a nie muli”, a wszystkie sąsiady i letniki silnie zadowolone, na siebie przyglądają się jakby dla nich kto na wycieraczce butelkę ratafii podłożył. No to sami powiedzcie, nie piękna wizjonerska wizja? A „Rosy” nic a nic nie tycałem jeszcze dzisiaj!
Pokazuje się, że dzięki naszym jelitom potylicznym to i romantycznie uwzniaślać się można, objawień transtan... srascen... a nu jego, zaraz mi jakie brzydkie słowo wyjdzie... o, wyczmonionych objawień doznając. Odlaboga, żeb to spełniło się!
Żeby nie było, że kręcę albo zakrzywienia rzeczywistości dokonuję, to tutaj, o ło, linkę macie i kto niedowiarkiem urodził się, ciąga niechaj. Ale gdyby oni to przedwcześnie zdjęli, to zrzuta ekranu ja dla was zapodaję. Patrzajcie, nawet ilustrancję akuratną dorobili.
Co miałem rzec, rzekłem, a rzekłszy to, pójdę ja oddalić się, że tak po miastowemu pociągnę. Przeguby od snopowiązałki naoliwować przed nocką muszę, a na gumnie nieodśnieżone.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Antoni! ja jestem za, a nawet apropo.....
OdpowiedzUsuńJak nastraja, a nie muli, to ja pukam trzy razy: puk. puk.puk...
OdpowiedzUsuńja cie, toz to Palakwo najsampierw najprawdziwsza dolaczyla w komentarzeach!
OdpowiedzUsuńZe tez Ty Antoni taki tu wazny problem znow podnosisz, "przyjazne panstwo" no prosze? Czy to tylko na poludniu ludziska takie nieposluszne i bimber pedzili i pedza bez akcyzy? Jakze to z lacka sliwowica jest, ze padza, sprzedaja a akcyzy n iemaja?
Pozdrawiam na gumna odsniezanie :-)
O kurcze blade! że też cukrownię, co to moja rodzina w niej pracowała, zamknęli! A pamiętam produkcję za czasów kartkowej wódki...
OdpowiedzUsuńAle mam dwa drzewa papierówek, to będę pędzić cydr i calvados!Poznałam latem Francuzów z Normandii, to ich mailowo wypytam... Niech żyje przyjazne państwo!
Antoni, to już za godzinę! Radio na Trójkę nastawione :)
.. ooo uszy ja umył.. i biegusiem do klubokawiarni Czypraka słuchac będę!!! ;) Nawet gumofilce haftowane moje odświętne ja nałożył!!!
OdpowiedzUsuńEj Antoni, czy Ty jestes teraz w Trojce? Smazysz kaczke?
OdpowiedzUsuńGratulacje, bardzo fajnie wypadło! Towarzystwo doborowe, a Ty jak Rodzynek w babskim cieście. Szkoda, że kota nie usłyszałam... Fajnie opowiedziałeś o genezie bloga i Czypraka, a wspomnienia pierwszego ugotowanego obiadu rozbawiły mnie - ważne, że był sukces!
OdpowiedzUsuńSpóźniłam się 15 minut, szlag by to...Żądam wklejenia empetrójki na blogu z całym wywiadem!:D
OdpowiedzUsuńI to ciupasem Antoni!
:D
Pałąkowo Halino, bo tak być powinno, czort!
OdpowiedzUsuńAnastazjo, na pukanie odpowiedź prosta: wchodzi niech, a dla duszy i ciała śliwowincją ukojenie da. Prosim najuniżeniej.
Basiu, Pałąk Halina chyba któremuś ze swoich dziecków podbiera telefona i klepie. Widzisz, u nas to po wsiach wszystkie właściwie swoje źródełko mają, i to najlepszego towaru, więc to nie kwestia posłuszeństwa. Jak pijesz, to niby greckie raki, niby woda, a 70 wolt ma. Tylko widocznie na południu lepszy pijar mają, że u nich nie gnębią, a u nas zdrowotnego napitku bronią. Apropos Twojego drugiego komenta: nio, i nawet niezła była ;)
Grażynko, ooo! ta cukrownia to dla nas teraz przydatna by byłaby! Temat kalwadosa Maciaszczykowi zapodam, uj, będzie się działo. Dziękuję za gratulacje. Było lepiej, niż by wynikało z mojego spięcia i tremy.
Patrycjo, dla miłych koszelewiaków to ja koszulę i onuce ostatnie oddałbym! :D Nagranie pomieszczę.
Czesławie, ale prawym, prawym uchem, toż w lewe Cię koza bodła!
Niezla pani Magda mowisz?
OdpowiedzUsuńA pijar i sliwowica: nie wiem jak to w tym Lacku jest, niby nie mozna, a mozna i kazdy wie do ktorych drzwi zapukac i flaszke kupic, a grzeje, moze wlasnie nawet za bardzo :-)
Oj Antoni... a w klubokawiarni to niektóre nawet krzyczeli Czyprak gola!!!! Coś im się popaździerzyło chyba bo nie gola tylko lufa!!! O ile ja zorientowanyny jestem..
OdpowiedzUsuńOj, tam pewnie w klubokawiarni to dopiero impreza! Całe Koszelewo świętuje a i z Gliniewic może zjechali... A co na to Pałąkowa, że o jej kateringu nic nie było?
OdpowiedzUsuńHalio! Halio! Mówi się! Słyszycie mnie?
OdpowiedzUsuńSołtysie, ja tu elokwentną pogawędkę mam! Toż prosiłem: nie podtykajcie szczotki z ręcznikiem, za mifrofon nie pójdzie!
A dzie mnie ze sempertyną tu lezie! Nie dam się omotać! Nieffa... o..tać!
Ta Twoja kaczka tak skwierczała Antoni, że normalnie głodna się zrobiłam po tym reportażu, no :) To się nazywa kucharzenie, jak człowiekowi samo "audio" wystarczy żeby apetytu nabrać! ;)
OdpowiedzUsuńDobrodzieju drogi w trójeczce żem cię dziś usłyszał i serce mi się radowało, serce gęsi oczywiście, bom złapał jedną, jak w zaspie biedna nieruchomo siedziała, niestety sztywna była i w garncu wylądowała. pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKhihi, Moniko, faktycznie, brzmiała lepiej, niż w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńBareyo, miły kumie, serducho se zamróź dopóki sióstr tamtej biedaczki nie wytropisz, a resztę do wykonania gęsi po polsku nadzianej kaszą wykorzystaj. Zwłaszcza, że kiedyś ją łapał, to się w zawiasach zluzować mogła ;)
no to i u mnie na wsi ciekawiej być może. jakiego żyda poszukać by trzebno co to by karczmę od dworu w arendę wziął
OdpowiedzUsuńNajwyższy czas wybrać się w wasze okolice w poszukiwaniu "U tatula " :)
OdpowiedzUsuńAż się rozmarzyłam i też bym chciała mieć wizje, zobaczyć jak się nad ziemią snują kształty, "dziwolągowate jakby potomstwo tej łajzy Baciuka"
Uwielbiam horrory, Antoni :)
Faktycznie, Magu, żyd, arenda, karczma, to by dopiero było! No, ale to już się nie wróci. Chyba że Szuwaśko sprowadzi jednego dla folklorystyczności przed Gliniewickim Festiwalem Rzeźby Dłubanej ;)
OdpowiedzUsuńMagento, a to i nie byłoby takie głupie, tylko ze skarbówki by się czepiali się, łobuzy. Jak Ty horrory lubisz, to ja dla Ciebie napiszę kiedy, jak to było w zeszłe lato jak Radziulis Czesław onuce mieniał :D
Koniecznie, Kruszynko :) Napisz, napisz :)
OdpowiedzUsuńAntoni!
OdpowiedzUsuńA gdzie Antoni się schował podczas tego reportażu?!? Gdzieś jakby przebijał, ale nieśmiało.
Bardzo mi się podobało! Tylko mi się nie podobało, że ja tej kaczki nie kosztowałam;D
Uściski!
Uwierz mi, Magento, że tego nie chcesz. Gdyby udało mi się udatnie oddać ten... klimat, to te onuce mogłyby Cię zabić ;)
OdpowiedzUsuńA bo ja, Patrycjo, się ukrywałem żeby się ze mnie miastowe zanadto nie śmiały. A widzisz, pani Magdzie z kolei to się podobało, bo ona akurat tę kaczkę jadła i nawet nie mówiła, że błe.