Psze pana, prze piórki pan życzy może? - zawołała za mną panienka w takim jednym sklepie. Kogo przeć mam? – nie mogłem dojść tołku, na wszelki wypadek zaglądając dla niej w dekolta. Czort, fartuch popod szyję zaguzikowany. A, te małe? A to nie udka kurczaka? Faktycznie, za małe jak na udka. Co tam, nigdy nie jadłem, można by to zmienić. Zawinie dla mnie w gazetę trzy, góra cztery, bo obiadałem już.
Co by tu z nimi zrobić... Konkurs rzutu przepiórką na placu za gieesem może? Eee, niedawnośmy miotali borsukiem, trzeba być kreacyjnym. Hm. Jak trwoga to do Boga, a jak się nie umi, to się do profesjonalisty się uderza. Dawaj szukać bumagi niezatłuszczonej i skrobać list do Arka. A on mówi żeby przepiórki robić najprościej jak się da: obsmażyć, podpiec, dać do tego kartochli dafnofo... dafenf... ot nawymyślali; znaczy się zapiekane. Pisał też o warzywach podpiekanych, ale tylko udawałem, że prawie wszystko rozumiem. Zrobiłem z burakami, bo lubię drób z burakiem. Inne mięsa też, żeby nie było. Posłuchajcie jeśliście ciekawi.
Składniki
▪ przepiórki,▪ kiszone buraki,
▪ zapiekane ziemniaki dauphinoise,
▪ czosnek,
▪ rozmaryn, sól, pieprz.
Przepiórkom po umyciu robimy „w szeregu zbiórka, pręż pierś!”, nacieramy solą i pieprzem, ewentualnie ulubioną mieszanką zapachowo-smakową. Jeśli mogę coś zasugerować: nie taką choinką, co czasem śmierdzi w samochodzie. Do środka każdego ptaka pakujemy gałązki rozmarynu i ząbek czosnku. Wkładamy na patelnię z oliwą - ja dałem jeszcze trochę smalcu od skwarkowania wędzonego boczku, ładnie pachnie - i obsmażamy na rumiano. Teraz na blaszkę, w środku i po wierzchu ptasząt układamy wiórki masła (przepiórki mają chudzieńkie mięso) i do piekarnika żeby się zapiekły i nasiąkły zapachem masła. Nie na długo, bo to maksymalna malizna.
Przepisu na zapiekankę ziemniaczaną nie chce mi się wklepywać, więc odsyłam do bloga Arka, bo to od niego te kartochelki skradłem. Dobre są!
Buraki zrobiłem tak, jak się robi na barszcz: obiera się, kroi się w plastry, układa ciasno w słoiku, dokłada ząbek czosnku, skórkę z chleba razowego, sól, wlewa się wodę i odstawia na kilka dni w ciepłe miejsce. Jak zacznie się pienić i kwaskawo pachnieć, gotowe. Niedawno Grażyna je robiła i mi też się zachciało. Teraz wystarczy przełożyć kwaskawych komunistów do miski, polać oliwką, dać siekanego czosnku, soli i pieprzu, ewentualnie rozmarynu czy tam tymianku, posypać szczypiorem i mamy pyszną surówkę. Buraczki chrupią, bo są surowe, ale mnie się to nawet podoba.
Oczywiście można je zrobić inaczej: wyszorować, upiec, pokroić w plastry, zalać oliwą, czosnkiem, solą, pieprzem i sokiem z cytryny, i odstawić na dzień czy dwa.
No i co, to właściwie wszystko. Ptaszki nie oszołomiły mnie wyjątkowością, bo smakowały jak kurczak, ale nie były złe i ładnie wyglądały na talerzu. Ja lubię obgryzać kości, ale jak kto za tym nie przepada, lepiej niech wcześniej połknie coś na uspokojenie: waleriankę albo szklaneczkę śliwowincji.
Gdyby komu się jeszcze chciało wysłać sesemeska na tę tu bazgraninę w konkursie na blog roku ażebym ja dostał oponki nowiutkie nieśmigane do mojego traktorka, to ostatnia chwila, bo koniec głosowania jutro w południe (link w prawej kolumnie na górze strony).
Jakby nie było, podjedzcie co dobrego żeby dla was w nocy w brzuchu nie burczało. No, na mnie pora. Idę do Pałąków, będziem rznąć drewka gruszowe do wędzarni. Jutro przepowiem dla was, jak to stało się, że Radziulis Czesław komin se upaździerzył.
Jest taka hiszpańska książka "Przepiórki w płatkach róży" - melodramat, ale pełna przepisów z tytułowym włącznie. Jakbym gdzieś przepiórki kupiła, to bym je tak zrobiła. A Twoja sałatka z buraków ma różany kolor...
OdpowiedzUsuńMyślę, że pieczone z rozmarynem i czosnkiem, w towarzystwie pieczonych ziemniaczków fajnie smakowały. Dobrze, że je podsmażyłeś na smalcu, bo z natury są chude i w przepisach poleca się je owijać słoniną przy pieczeniu.
A w jakim sklepie można przepiórki kupić?
Dzięki za zwrócenie uwagi, zapomniałem w opisie dodać, że do pieczenia trzeba na nie położyć kawałki masła. Ale ten smalczyk też się przydał, bo uatrakcyjnił aromat.
OdpowiedzUsuńNazwy sklepu podać nie mogę, bo odmówił uiszczenia opłaty za reklamę. Mogę tylko powiedzieć, że nazwa zaczyna się na "Li", a kończy na "dl" ;D
To jutro lecę do sklepu , co się zaczyna i kończy na l, pytać o przepiórki! I rozejrzeć się za jakimś amantem, co mi da duży bukiet róż :)
OdpowiedzUsuńA książkę warto przeczytać, to nie żadne babskie romansidło... Jak ją czytałam, to wciąż byłam głodna, bo co chwilę przepis!
za to drugie zdjęcie to niektórzy by cię oskubali z piórek :P
OdpowiedzUsuńAntoni!
OdpowiedzUsuńBartollini Bartlomiej od dzisiaj musi szukac roboty...bo Smok Wawelski zobaczyl Twoje arcydzielo:) Podobno BB bedzie teraz Ci ziemniaki skrobal na te da..fn, defiua :D
Ladnie zarumienione i soczyste. Tak wygladaja. Super:D
prawie przegapiłam termin wysyłania sms-ów, ale już wysłane :)
OdpowiedzUsuńAntoni, u Ciebie znów coś, czego jeszcze nie kosztowałam, ani ptactwa, ani buraków(już to naprawiam - jutro z garazu przytargam znów buraki, bo dziś była surówka buraczkowa), ani tych delfińskich ziemniaków, co to o nich od dawna już czytam tu i ówdzie...
OdpowiedzUsuńChociaż malizna czy minimalizna to zabrzmiało bardzo smakowicie. Bardzo.
Grażyna, trzeba by mrugnąć do Szuwaśki, bo od powrotu od Was jakoś tak dziwnie się zawiesza i wzdycha... :D Takie książki są niebezpieczne.
OdpowiedzUsuńAga, wiem, ale oni mają dredy i aktualnie przykuli się do słupów wysokiego napięcia w proteście przeciwko zakopaniu rowu melioracyjnego pod Paździerzownicą. Chcą w ten sposób ocalić od wyginięcia rodzinę takiego jednego żuczka albo chrząszczyka, strachojadka pikucia, albo zarobić trochę kasiory na nowe rasta berety z włóczki i sojowe kotlety schabowe :)
Hoho, dzięki, panie Arku. Słowa uznania od profensjoalisty mile łechcą moje poczucie próżności ;) BB na termin mogę wziąć :D
MagdoK, pięknie dziękuję, proszę na stakana z mokrym i mocnym :)
Ewelajna, mam jeszcze kilka ciekawych rzeczy w zanadrzu (np. lelenia), ale coś ostatnio nie mam zapału do wpisywania receptur. Myślę, że czekam na wiosnę. Najgorzej, że zapomina się, jak i co się kiedyś tam zrobiło. Ostatnio w archiwum zdjęciowym znalazłem kilka fajowo wyglądających potraw, ale za cholerę nie pamiętam, co to było i jak powstawało ;)
Dziękuję wszystkim za komenty i idę lulu. Właśnie wróciłem z Avatara, a jutro o skoroświcie do roboty (o skoroświcie czyli o 10 ;))
pewnie dobre!
OdpowiedzUsuńa malizną śmierdzi!
jak coś dobre to chcę duuuużo!
pozdrawiam nockowo
a buraki lubię w każdej postaci;-)
Ha! Świetnie napisany blog. Jestem pod wrażeniem genialnego pomysłu. Szacun!
OdpowiedzUsuńDonatella, to tak samo jak ja!
OdpowiedzUsuńPortier, za dobre słowo - toaścik stakańczykiem śliwowincji i podziękowania wielkie jak stodoła Pałąków ;)
Ja sobie wydłubię buraczki i takiego kartofelka. Te przepiórki jakieś figlarne takie... przynajmniej przez upieczeniem :)
OdpowiedzUsuńNie da się wysłać więcej smsków. Woła że już i że teraz na innego blogaska mam zagłosować ;) Już będzie zaraz po sprawie.
Figlarki takie, prawda? Jakby prosto z kabaretu. Teraz tam głosuje się na bloga blogerów czy jakieś cuś. Ja tam nie wyznaję się ;) Zresztą, gdzie mnie do ludzi, jak tam w innych kategoriach połowa to jakieś kapitany z czteroma kulkami, a ja tylko porucznik jestem :)
OdpowiedzUsuńTam teraz jakiś szaleniec miga tym wszystkim i blogi nie chcą w miejscu ustać, ale mignąłeś mi i Ty, Kruszynko! :) Można znaczy słać. Niech się Koszelewiaki zbiorą :)
OdpowiedzUsuńDziała :) ściepujmy się na te oponki.
OdpowiedzUsuńHehe, dziękuję, wdzięczny jestem okrutnie. Tam to miga, bo organizatorzy nie chcą żeby kilka tych samych blogów na pierwszej stronie było, to je co kilka sekund podmieniają. Pewnikiem po północy będzie już normalnie.
OdpowiedzUsuńpozostało trzymać kciuki! dumna jestem z Ciebie, Czyrpaku, brawo :) a te fotki będą mnie prześladowały nocami :/
OdpowiedzUsuńDziękuję, Wegetarinko, za dobre słowo. I przepraszam za dostarczenie traumianych przezyć ;)
OdpowiedzUsuńAntoni to powinien przy pieczeniu ptasząt śpiewać, że to dozwolone od lat 18 - tu. Wszak one takie rozerotyzowano - bezwstydne są.
OdpowiedzUsuńPewnie nadrabiają za fartuszek panny sklepowej ;))
Ot, co komu kojarzy się... (tu jeszcze szmaragdowych ocząt firaneczkami trwożliwie łopoczę)
OdpowiedzUsuń:D
No jak to co? - jedzenie. Ja zawsze tylko i wyłącznie o jedzeniu mówię ;)P
OdpowiedzUsuńNo masz, raz kosztem smogu z dyni wysiłek umyślny człowiek wykona, a tu znoweś okazuje się, że do korzeni wracamy. Czyli do papu.
OdpowiedzUsuńNu, popadli w kałabaniu, a czort karty rozdaje. :D
Od papu się zaczyna, no chyba Antoni zna taki myk jak kolacja ze śniadaniem ;)
OdpowiedzUsuńJa to, kochanieńka, znam nie takie mecyje! ;D :D ;)
OdpowiedzUsuńA na śniadanie niechaj Antoni pamięta o "o le o li" ;)
OdpowiedzUsuńTo już przy okazji obaczym khekhe. Kałbudźko Franciszka woli raczej "mmmmm" pod kińdziuka se srem. Nu, proste ludzie my.
OdpowiedzUsuńKindziuk dobra rzecz, ale nie na rozbudzenie.
OdpowiedzUsuńNie zmieniaj tematu.
OdpowiedzUsuńJakbym śmiała, to była taka luźna uwaga - didaskalia wręcz. O czym to my...?
OdpowiedzUsuńA! o jedzeniu! No tak - dobra to rzecz.
Didas- co?! No mówże jak do człowieka! Wiesz wszak, że do mnie nie więcej niż trzysylabowymi słowami trzeba, bo powyżej - zapętlywuję się!
OdpowiedzUsuńTakie tam... bazgroły na marginesie.
OdpowiedzUsuńAaa, noteski?! :D
OdpowiedzUsuńCoś w ten deseń właśnie.
OdpowiedzUsuń