Promoncja to jest taka wydumka markietingowa, że jak jakiś sklep czy tam firma chce się pozbyć towaru, to pisze dużymi literami „Promoncja” i zaciera łapki. Ludziskom (mnie oczywiście nie) zapalają się pod czapką różnokolorowe pazernościowe lampki i ganiają między półkami jak chłop, co poje niedojrzałych jabłek i popije mlekiem. Tylko że w tej całej promoncji nie rozchodzi się o to, żeby babie czy chłopu dobrze zrobić. Promoncję organizuje sklep czy tam firma po to, żeby na niej korzystać mimo, a najczęściej wbrew dobru klienta.
To, że gdzieś jest promoncja, nie oznacza, że jest taniej. Jak się na ten przykład w jakiejś partii stolików nóżka chita, to sklep robi promoncję (czyli promuje stoliki żeby zwrócić uwagę niespełnionych brydżystów czy tam wywoływaczy duchów - w zależności od kształtu blatu) i sprzedaje stoliki na pniu. Oni nieźle kombinują w tych sklepach czy tam firmach: na cholerę z wadliwym towarem bujać się przez rok albo odsyłać do producenta, kiedy natrętów składających reklamację można zbywać orzeczeniami o niewłaściwym użyciu produktu przez tydzień, góra dwa. Potem jest spokój, bo ludziska odpuszczają, a chitających się stolików na stanie – zero.
W promoncji nie musi być taniej, ale może, tylko wtedy kryj się kto może, gdyż zagrożenie epidemiatologiczne wisi na włosku. Bo wyobraźcie sobie, że w rybnym makrela nie chce się sprzedawać — jak zwykle po upływie trzech tygodni kiedy oczy jej wypadną, a na skórze wychodzą burchle. Wtenczas się taką rybę zamraża, obniża się cenę o połowę i sprzedaje jako najświeższą dostawę lotniczą prosto z Grecji. Potem, po powrocie z zakupów klient (nie mówię, że ja) rybkę rozmraża i już może rozpocząć trzydniowy proces wietrzenia chałupy. Tylko pająk Józef i skorek Leon się cieszą, energicznie buszując po kuchni w poszukiwaniu tego pysznego kąska, co się tak uroczo rozkłada. Nie wspominając o muchach zlatujących się z okolicznych bardaszek.
To tego, pootwieram okna i pójdę chyba do Szuwaśki, nie? Sołtys poleczy śliwowincją, do nocki węch się dla mnie zresetuje i spróbuję wrócić. Chaliera, a może dziurę w dachu wybić? Zawsze jeden otwór do wietrzenia więcej. Uch, uważajcie na promoncje, bo pożałujecie. Nie mówię, że jak ja.
TikTok — czyli social media marketing w przystępnej formie!
1 tydzień temu