A zapytajcie mnie, jaki dodatek do potraw i do kanapek najbardziej lubię. No, zapytajcie. Słucham? A, jaki dodatek do potraw i do kanapek najbardziej lubię? Hmmm... skoro już pytacie, to po zastanowieniu powiem, że myślę, że chyba pastę włoską. Niesamowity, niepowtarzalny aromat lekko ukiszonego, słonego do bólu czosnku sprawia, że zapomina się o nieprzyjemnym zapachu z ust, tylko chce się więcej i więcej – a jestem zwolennikiem ograniczania soli w diecie. Właśnie zrobiłem słoiczek. Wpadnijcie, duszki, za dwa tygodnie – pod wódeczkę idzie jak nie wiem i co.
Swoją drogą, zapach z ust jest znacznie mniejszy niż w przypadku czosnku świeżego (jak 1 do 3 w skali Czypraka). Ten w paście jest jakby ciut sfermentowany, po trzech miesiącach zmienia kolor na bursztynowy i nie daje tak silnego „aromatu”. Teraz jest dobry czas: czosnek jest młody, klejący, soczysty, więc będzie pyszny. Ale jesienią warto powtórzyć produkcję żeby na zimę starczyło. Wtedy wchłonie więcej oliwy i będzie mniej sprężysty, ale nadal nieprzeciętny.
Dziś zamiast opisu składników, zdjęcie składników (w tej buteleczuńce to nie śliwowincja od Maciaszczyka jest, bo do takich małych naczyń to i szkoda nalewać dobry napój, tylko oliwa; dobra oliwa):
Produkcja jest nader prosta. Proporcje na słoik po majonezie. Trzy główki czosnku obieramy i przeciskamy przez praskę. Dodajemy 3 słuszne łyżeczki soli (jak się próbuje, ma być o wiele bardziej słone, niż bylibyśmy w stanie uznać za stosowne) i duży pęczek posiekanej natki pietruszki. Mogą być dwa. Wszystko układamy w słoiczku i zalewamy dobrą oliwą dwa palce powyżej poziomu czosnku. Wstawiamy do lodówki na co najmniej dwa tygodnie, w międzyczasie ze dwa razy mieszając. Trochę oliwy wsiąknie w masę czosnkową – dolewamy. Tylko mi tam nie podjadać. Po 2-3 tygodniach czosnek zmięknie, lekko zmieni kolor i straci smak surowizny. To znak, że można wydawać. Noo, teraz zaczyna się czosnkowa orgia!
Raz. oliwę znad czosnku używamy do: sałatek, surówek (skosztujcie koniecznie kapusty kiszonej z tym cudem). Maczamy pędzelek i smarujemy kromki bagietki przed zapieczeniem (świeży czosnek i oliwa przy tym to jakiś żart jest). Można delikatnie chlebek pod kiełbaskę potraktować zamiast masła. A usmażcie na tym kartofelki albo polejcie fasolkę szparagową ugotowaną na parze! Jak ubędzie oliwy, dolewamy nowej i następnego dnia jest gotowa.
Dwa. masę czosnkowo-pietruszkową z lubością używamy do: położenia małej ciupinki na upieczonych już bagietkach (ciupinki, bo smak wyjątkowo silny). Do dodania do gulaszu szegedyńskiego, golonki, do zamarynowania piersi kurczęcia przed smażeniem. Do sałaty ze szpinaku z oliwkami. Do zmieszania z adżyką żeby nowy smak z tej wyśmienitej gruzińskiej pasty wydobyć. A czasem to i do zanurzenia łyżeczki w słoiczku i zlizania tego, co nie spłynęło. Mmmm...
Trzy. Doobrze jest.
Jeden miły obywatel, który przed laty nawiedzał moją chałupę i nie był jakimś letnikiem, że kieliszeczek winka i lulu, to jak skosztował kiedyś odrobinkę, to łyżkami jadł. No, wypity był, zjadł prawie wszystko. Jeeej, mnie następnego dnia to tylko łeb na... znaczy się chleb słony był, a on jeszcze do tego tego słonego czosnku pojadł. Ojoj, miał wtedy fazę na pieniste, miał. Po co ja wam to mówię? Ano po to, żebyście poskromili nieskromne zapędy i po organoleptycznym zapoznaniu się, nie rzucali się na tę wyśmienitość jak szczerbaty na suchary, tylko żebyście powoluśku dozowali przyjemność płynącą ze spożywania piekielnie słonego, potwornie czosnkowego cudeńka. No, i nie dawajcie dziś żywinie kartofli, burza idzie.
Ta mikstura trzymana w lodówce postoi i pół roku. Dłużej nie sprawdzałem, bo już nie dałem rady ;) Świeża wygląda tak (pietruszki powinno być więcej; a, dodam za tydzień):
Ja tam do takich dobrych rzeczy to używam najlepszej oliwy. Tutaj: grecka z Kritsy. Grecka oliwa jest najlepsza. Nie wali kwasem czy jabłkami, rzadko bywa cierpka. Oliwa z Kritsy wygląda tak:
Aha, ten przetwór warzywny wykonałem w ramach akcji Spiżarnia 2009 na durszlak.pl
poniedziałek, 22 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
skoro zapraszasz to takiej okazji nie przepuszczę ;)
OdpowiedzUsuńA zapraszam, czym chałupa bogata. Szczawiu w ogrodzie narwę na zupę, kurkę w łeb łupnę... Radziulis Czesław pewno też będzie, to pośpiewamy. Szuwaśko niechybnie z jaką śliwowincją pojawi się. Musim my tylko pamiętać żeby chleba za dużo nie jeść - po chlebie okrutnie pić się chce.
OdpowiedzUsuńale to chyba dobrze jak pić sie chce, zwłaszcza jeśli dobre rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńale zaznacza na wstępie ja do śpiewów się nie przyłącze, bom mnie z towarzystwa pogonicie ;)
Bardzo mi się podoba taki czosnek!Zrobiłam marynowany w oliwie z ziołami, ale o kiszonym jeszcze nie słyszałam. Lecę kupić więcej czosnku!
OdpowiedzUsuńMuszę potwierdzić - pychotka straszna. Ja jednak poczekam na polski czosnek-teść, w tym roku obsadził kawałek poletka właśnie czosnkiem - więc liczę na dobre plony :) (a na marginesie - ostatnio nadziałem się na czosnek hiszpański - właśnie taki jak na Twoim zdjęciu, z czerwoną łuską - jednakowoż okazało się, że to jednak czosnek z Chin - zwyczajnie się załamałem, bo czosnek jest tylko konfekcjonowany w Hiszpanii.Chyba nikomu, nie trzeba tłumaczyć jak wygląda produkcja bioponiczna w CHRL - no i konserwacja czosnku). Pozdrawiam i trzymam kciuki - a pod jesień liczę na przepis, na zupkę rybną po gruzińsku i sos (cholera nie pamiętam jak się nazywał ale było tam duuuużo czosnku, papryki, pomidorów)
OdpowiedzUsuńGrażynko, tak naprawdę mówienie o nim jako o kiszonym jest trochę naginaniem rzeczywistości. Nie robi się on kwaśny jak ogórki czy kapucha. Zmienia kolor, konsystencję i smak - nie znalazłem lepszego okreslenia. Ale miłość od pierwszego kęsa gwarantowana ;)
OdpowiedzUsuńOoo, zupa rybna po gruzińsku - tak! Oj, dawno nie robiłem. I ten sos z pomidorów, papryki, czosnku i jabłek mus wykonać - w ubiegłym roku zapomniałem. Wygrzebię przepis i zapodam.
OdpowiedzUsuńCzosnek całkiem polski, a nawet kujawski rzekłabym, rośnie sobie w polu jeszcze. Ale pomysł zapisany! O, ja to czosnek baaaardzo uważam :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę się z tego powodu niewymownie :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten przepis - na pewno zrobię dla mojego M.wielkiego czosnkożercy.
OdpowiedzUsuńCzosnkożerca na pewno będzie wniebowzięty.
OdpowiedzUsuńhmm, jestem w trakcie przygotowywania tego specyfiku. podczas pierwszego mieszania zauwazylem, ze niezbyt jest slony wiec dodalem troche wiecej soli i.. oliwa zrobila sie galaretowata. :)
OdpowiedzUsuńpoczekam az skonczy sie termin kiszenia.
ja znam trochę inną wersję, oprócz czosnku i pietruszki dodaję jeszcze starty na tarce seler i to wszystko razem podduszam na gazie chwilkę, potem można dolać troszkę oliwy i doprawić. Znam ten przepis jako "sos diabelski" i uwielbiam go. Polecam tez spróbować, ale Twoją wersję właśnie zamierzam wypróbować :)
OdpowiedzUsuńSeler, znakiem mówiąc, bulwiasty? Czy naciowy? Brzmi nieźle, pewnie niedługo wypróbuję, bo mi się zapas kończy. A długo dusić na tej oliwie? Mniemam, że tylko-tylko, żeby smak z czosnku nie uciekł, ale żeby się wszystko ładnie pomięszało. Czy tak? miły Anonimie?
OdpowiedzUsuńtak tak seler bulwiasty, na gazie tak chwilę specjalnie dla selera żeby trochę zmiękł ;)
OdpowiedzUsuńOj, podoba się to dla mnie! Seler tam nieźle zawalczy! Dziękuję, spróbuję ;)
OdpowiedzUsuńTe, Antoś, jakeś Ty chciał naciowy seler tarką traktować? :D Swoją drogą - zaiste - orgazm w ustach! :D
OdpowiedzUsuń