wtorek, 24 listopada 2009

O oliwkowych pingwinkach i ważnym rycerzu Osamie



















No proszę, takie oto cudeńka robią zdolni ludzie, czyli Beata. Ja piórkuję, jakie piękne ptaki z oliwek, sera i marchewki! Tak się dla mnie one spodobały, że je tu zapodaję ku pamięci. Inaczej nie mogło być, skorzystałem z zasady „Skradnij i sprzeniewierz”, którą tu często reprezentuję metodą mistrzowskiego zakradnięcia się, oskrzydlenia i błyskawicznego chaps! wyhaczenia. W przypadku Beaty zachodzi recydywa, czort. Jak nic przyjdzie mi napisać podręcznika „Jak niepostrzeżenie wykradać przepisy z blogów kulinarnych. Zwędzanie dla opornych”. Oczami mej wynaturzonej wyobraźni widzę już recenzje w „Rzepie” i „Kalafiorze”.


Zazwyczaj kradnę przepisy, a teraz zdjęcie, żeby zdobyć nową sprawność, którą przyszyję na rękawie waciaka. Nie powiem, też bym chętnie sobie takie ptaszki zrobił. Mógłbym wówczas zostać twórcą programu „Pingwiny tańczą na chłodzie”. Jednak z powodu moich zerowych zdolności manualnych (Gniedziejko Zofia twierdzi wręcz, że ujemnych), efekt mógłby grozić poważną konsekwencją jak wtedy kiedy Przesmyk Witold urznął sobie kciuka frezarką. Rzeczywistość jest bowiem taka, że gdybym podjął próbę popełnienia takiego cuś, to na widok tego, co bym ulepił najpierw sam bym doznał przerażenia i skołowacenia, a zaraz potem okoliczna ludność zaczęłaby popadać w popłochy. Ludziska i sąsiedzi moi ganialiby w tę i wewtę jak ze sraczką na rżysku, krzycząc „Ratunku, zaatakowały nas takie koślawe, jak gdyby niepełnosprawne, zmutowane czarnoskóre bałwany z pomarańczową grzybicą na pysku!”.

Letniki zaodraz przestaliby do nas przyjeżdżać na wywczas i kanikułę, a po wioskach zaczęłaby narastać ksenofobia (albo parfienocytia, już nie pomnę). Gliniewicki Ośrodek Łagodnej Asymilancji Dla Uchodźców „Przycupek Aliena” stałby się ulubionym miejscem marszów, a czasem to i pikiet. Minifestanty wygrażaliby pięściami, ale tylko niektórzy, bo inni mieliby ręce zajęte transparentami z hasłami typu „Czarne bałwany, wynocha do Ghany” i „Precz z naszej wioski, z Czarnego Londu ludu latynozki” (toż wiem, że pisze się „lądu” i „latynoski”, ale autorzy transparentów mogą nie wiedzieć - a chciałbym zachować oryginalną pisownię). Ci od napisów mogliby najwyżej wygrażać jedną ręką - tą, którą nie trzymaliby transparentu. No, chyba że jedliby akurat ciastko, to wtedy nie. Oni mogliby krzyczeć coś w rodzaju „Olaboga!” lub „Czy ktoś wziął kiełbaski?”

Z wymienionej przyczyny, dobro ludzkości na uwadze miawszy, odstąpię od wykonania tych pingwinków na zbliżający się Konkurs Rękoczynu Ludowego w kategorii „Pingwiny i Lucerna”. A szkoda, bo gdybym przy okazji onuce wyprał, jako żywo towarzyską popularność zdobyć bym mógł, w tym wśród gliniewickich dzierlatek.

Szuwaśko, który życie zna jak mało kto i w niejednym gąsiorku gołe denko obglądał, to on powiedział, że jak ja tych pingwinków... znakiem mówiąc bałwanów nie narobię i nie zachwieję światowym pokojem, to za rok jako sołtys zgłosi moją kandyganturę na Pokojową Nagrodę Skobla. Ten, jak jemu tam, Osama Barak (znacie może, taki czarniawy, w telewizorze się popisuje co i rusz; ważny rycerz jakiś musi być, bo cięgiem gada, kto może tarczę mieć, a dla kogo ona nie przysługuje), no więc ten Osama podobno w tym roku wyróżniony Skoblem został za same tylko dobre chęci, chociaż we wsi u nas gadają, że wojny jakieś prowadzi. No to dla mnie ten Skobel również także należy się jak koniu obrok, czy nie tak, co?

Na wszelki a niespodziewany wypadek przyjdzie mi rzadziej po szutrówce do Paździerzownicy paradować w moim wyjściowym wrzosowym gajerku. Na następny rok musi on być jak nowiuśki jak ja będę tego Skobla odbierał. Lans lansem, a przed światem jak łachmyta w fufajce pokazowywać się się nie godzi.

O tym, jaka jest historia Pokojowych Nagród Skobla i kto to właściwie był ten Skobel Franciszek, to se posłuchacie jak tylko skończę prać gacie.

I tak to już jest, moje wy paciorki jarzębinowe, że jak szwankuje pod klapą, to od pingwinków z czarnych oliwek można dojść do hamerykańskiego, też niebiałego zanadto, prezydenta - i to zahaczając o poprawność polityczną, psia jej mać rosochatym kosturem szturchana. Śpijcie słodko i nie maczajcie krakersów w piwie bo się zrobi breja.

6 komentarzy:

  1. Mnie tez te pingwinki zauroczyly :) Nie dziwie sie, ze niektorych lapy swedza i o wykradnieciu paru sztuk pomysleli :) Nie bede pokazywac palcem ktorzy to :))

    Niech Antoni koniecznie napisze ten przewodnik bo ja do grona tych bardziej opornych naleze i by mi sie przydal :)


    P.S. Czy moge pozyczyc druga tatulowa onuce ze stryszka, coby troche w sieci przepisow powykaradac? :)

    "Paciorek jarzebinowy" :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz, gdzie będą głosować na tego Pokojowego Skobla dla Ciebie, to głos oddam a i rodzinę skrzyknę, bo mam dużą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni, no to musisz te pingwinki zrobić Chyba że chcesz kandydować do nagród Skobla, to pewnie większy zaszczyt niż Nobel
    Pozdrawiam i dziękuję za uznanie i reklamę

    OdpowiedzUsuń
  4. Majka, ja Ci to potem wszystko wytłumaczę. A onuce inne muszę znaleźć, bo tę drugą wziął Radziulis Czesław jak szedł do gieesu od zaplecza po wino. Czekaj, co ja tu mam... Nylonowy worek po fosfatach, e, nie nada się, przeźroczysty zanadto. O, mam, kawałek prześcieradła Ci pożyczę, co ja nim aparaturę do pędzenia obwijam.

    Ohoho, dzięki, Grażynko, przyda się dla mnie to jak dla mojej Łaciatej kiszonka. Dam znać, gdzie i kiedy klikać.

    Beato, staję na wysokości zadania, wybieram działania na rzecz pokoju światowego. A czy to reklama to ja wcale nie wiem, bo nie wszystkie ludzie takie durnowate pisaniny lubieją jak te moje, że ja sam się zastanawiam, czy ja już przypadkiem nie ten tego, panie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bardzo proszę o choć jednego czarnoskórego bałwana ręką Antoniego wykonanego! :) Może oliwkowe koreczki zyskałyby nową jakość i wtedy już Skobel w kieszeni! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, muszę to przemyśleć. Może wielka murzynka z cycami z żurawin? Albo nie, pies Fafik ze szczypiorowym ogonem. Hmmm...

    OdpowiedzUsuń