niedziela, 11 października 2009

Ciasto pierogowe oraz świstuny – przepis ilustrowany



Pierogi. Jejbohu, jak one ślicznie pomyślane! Z czym się nie zrobi, to dobre. Ze srem, z mięsem zwykłe, ze smażonym, z kurczakiem, boczkiem i pomidorami, ze śpinakiem, z płuckami, a z soczewicą jakie pyszne!, z ziemniakami też. Gotowane, gotowane odsmażane, smażone, pieczone, dawane same albo w rosole. Po polsku, rusku, meksykańsku, chińsku. Maluśkie i wielgachne. Olaboga! Brak tchu.

Jako że mam w zanadrzu i w kajecie Pałąkowej trochę przepisów na to uznawane przez niektórych za nasze narodowe danie, pomieszczę tu metodę, jak ciasto na pierogi nauczył mnie robić tatko, a jego jego mama, która urodziła się w Słonimie, to wiedziała co i jak. Znakiem mówiąc żebym potem za każdym razem nie musiał pisać, jak je się robi. Narobiłem Smieną zdjęć, więc będzie zdjęciowo, o. Te zdjęcia są dla tych, którzy nie wiedzą, jak łatwo i wygodnie robi się pierogi przy pomocy pierożnicy. Dwie osoby w godzinkę bez pośpiechu zrobią ponad 200 sztuk, a to dzięki temu, że kiedy jeden kucharz rozkłada kulki farszu, drugi już wałkuje kolejne placki, więc lepienie pierogów zajmuje mniej więcej tyle czasu, co rozwałkowanie dwóch placków.

A teraz zagwozdka: wiecie, co to świstuny? Kto nie wie, niech zajrzy na koniec tego wpisu. Pokazuję tam, koszelewiaki moje kochane, jak te kluseczki się robi. 

EDIT: No i masz. Foodelki miłe ogłosiły, że świstuny zostają wyróżnione wyróżnieniem – wzmianką zaszczytną w kategorii „Przepis tygodnia – rzeźby z gliny i z ciasta”, khekhe. Tatko, to co, cieszymy się i klaszczemy w dłonie, czy nie tak, co?

Dosyć mitrężenia czasu. Pokraśniali z zapału, rękawy zakasujemy i do roboty.

Składniki:
1 szklanka ciepłego mleka,
mąka,
sól. 

Mleko wlewamy do miski z lekko osoloną mąką. Miesimy i dodajemy mąki ile mleko weźmie. Konsytencja raczej luźna niż kamienista, żeby leciuśko do rąk miało się, ale żeby się nie kleiło. Tak wyrobione ciasto odstawiamy najmniej na pół godziny, a najlepiej na półtorej. Zamiast mleka można oczywiście dać gorącą wodę i kapnąć oliwy, a i z samej mąki i wody też będą dobre. Grunt to żeby jajka nie dawać, bo to ma być delikatne ciasto do podelektowania się, a nie do prowadzenia walk ulicznych.

Ponieważ dalej bedzie sporo zdjęć, ciąg dalszy do poczytania po kliknięciu na link „Poczytajcie dalej” poniżej. Nie chcę żeby główna strona długo się ładowała, bo widzę, że niektórzy łączą się przy pomocy komórek. Razem wszystkie fotki mają 500 KB. Dla stałych łącz kaszka z mleczkiem, a dla komórkowców może być rujnacja.
No dobrze, ciasto odpoczęło. Dzielimy je na 6 równych kawałków.





Pierożnicę i wałek posypujemy mąką. Mąkę dajemy też na blat. Pierożnica wygląda tak:













No i co, bierzemy kulkę ciasta, formujemy gruby placek, i do wałkowania.










Nakładamy płat ciasta na pierożnicę.













Tam, gdzie są otwory w pierożnicy, wkładamy kulki farszu (na focie poniżej – farsz z kartochli).













Z drugiej kuli ciasta wykonujemy drugi płat, którym przykrywamy nasze śliczne kulki farszu i delikatnie przyklepujemy.













Teraz znowu wałek w dłoń i powoli, z należytym dociskiem, wałkujemy pierożnicę jakbyśmy wałkowali ciasto. Pierożnica ma ranty dookoła każdego otworu. Pierogi się zlepiają i nie ma siły żeby się potem rozpadły w gotowaniu.













Zbieramy naddatek ciasta po bokach i wysypujemy gotowe pierogi. 19 słusznych sztuk w 5 minut gotowe. Zasłużyliśmy na stakańczyk śliwowincji. Niech no kto skoczy do piwniczki.





















Mamy jeszcze 4 kulki ciasta, więc łatwo policzyć, że z podanej ilości mleka wyjdzie nam 57 pierogów.



Na koniec obiecane świstuny. Tak na Suwalszczyźnie nazywały się kluseczki, które robi się z nadmiarowych kawałków ciasta, które zostają niezależnie, czy robi się pierogi przy pomocy pierożnicy, czy wycina się szklanką. Takie jeżyki, które ślicznie wyglądają ugotowane i podane do gulaszu, w zupie mlecznej (np. z dyni), albo usmażone na oleju.

No więc robi je się tak. Bierzemy tarkę kartoflaną gładką stroną do siebie. Z ciasta formujemy wałek i kroimy jak kopytka. Każdy kawałek bierzemy na kciuk i przeciągamy po tarce. Ciasto wchodząc w otworki dostaje jeżowych igieł, a z drugiej strony wygląda jak muszla.







































No, pędzę, bo czuję, że żeberka pieczone z papryką i ziemniaczkami dochodzą. Oj, pachną nielicho. Jutro przepowiem wam, perełki wy moje, jak tatowa biesiada z pierożkami kartochlanymi i zupą z soczewicy odbywała się. Bywajcie, duszki!

11 komentarzy:

  1. Jestem pod wrazeniem szybkosci wytwarzania pierogow! A i pomyslowosc wytwarzania kluseczek bardzo dobra! Pyszna sprawa - pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba poszukam tej pierożnicy na allegro!
    Ja robię ciasto pierogowe z mąki, gorącej wody i troszka oliwy. Jak przestygnie- wałkuję. Dotąd pierogi lepiły moje Córy, ale myślę, że z pierożnicą też będą miały ubaw...
    A świstuny - bajeczne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super pierożnica, super pierożki. Jejku, nabrałam ochoty!

    OdpowiedzUsuń
  4. To Wy prędziutko do roboty, a ja zgłoszę się do producenta żeby wiedział, komu wysłać prowizję ;) Tylko dać mi znać jak będą gotowe to wpadnę na skosztowanie. Znak rozpoznawczy: stuk puk buteleczką w parapet :D

    Z ostatniej chwili: Za dwa tygodnie w Tatowych biesiadach znów będzie pierogowo. Tym razem powstaną czebureki. Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to juz teraz moja mama bedzie musiala sie ze swoja pieroznica rozstac. Ja odziedzicze ja w spadku :) To naprawde swietny i szybki sposob na pierozki. A swistuny wygladaja rewelacyjnie :) Chetnie przylaczylabym sie do wspolnego biesiadowania :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale to wpadaj, dzieciaku, i nie certuj się. Koszelewska ziemia w gościnna niebywale jest. Kto w okienko buteleczką zastuka, ten głodny, spragniony i niewyspany nie wyjdzie. A nie, przepraszam, spragniony to właśnie będzie ;) Hmm, ze snem też różnie bywa, bo spotkania towarzyskie nie po to są żeby spać. O masz. To jaka ta ziemia gościnna kiedy wyspać się nie ma jak, a pić się chce jak jasna cholera? Muszę to przemyśleć, czort.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świstuny mnie zauroczyły i popełnię trochę pierogów właśnie z ich powodu , bo nieznane były w moim domu a wyglądają w sam raz do duszonego mięska :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A jam takoże samiuchno dziurkowano rusko tacke na nóżkach do robienia pierogów : Cudna sprawa - 19 sztuk na raz :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A mnie NIGDY nie zostaje ciasto jak robię pierogi. Bo nawet jak coś zostaje to robię kolejny placek i za każdym razem wyrabiam do samiutkiego końca.

    OdpowiedzUsuń
  10. A to szkoda, bo świstuny są takie fajne i urocze, i są świetne jako dodatek do mięs wszelakich.

    OdpowiedzUsuń
  11. Super pomysł z tymi świstunami :) Pierwsze widzę ;) A czy je należy smażyć czy gotować?

    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń