No już dobrze, dobrze. Ja wiem, tort ma mieć mnóstwo kalorii, masła, śmietany, kremów i polew. Ale czego się tak wnerwiać? Sołtys pod gieesem powiedział dzisiaj, że jak ja takie torty robię, to on mnie znać nie chce, bo nazywanie tego czegoś tortem jest jak nazwanie kawałka soi kotletem schabowym. Ale przebłagać się dał i zapiekankę z jabłkami zjadł, pomrukując. Olaboga, co to będzie jak on się dowie, że tam ani grama tłuszczu nie było! Na bunicję mnie wyprawi, inaczej nie widzę.
Zostało mi z wczoraj trochę makaronu ryżowego (to znaczy makaronu w kształcie ryżu, a nie z ryżu) i zastanawiałem się, co z nim zrobić. Puszysta zapiekanka jabłkowa to było to, na co miałem ochotę, nie wspominając o możliwości udobruchania naszego sołtysa, który jak się zaweźnie, to nie popuści. Dotacje unijne na trzymanie pola odłogiem wiadomo kto przydziela, co nie? Pomysł podkradłem ze znienacka
Ewce Noblevce. Nie sądziłem, że piana z białek ma taką moc. No, ale ze słodkości to najlepiej mi wychodzi golonka, więc mogłem nie wiedzieć. Posłuchajcie.
Składniki:
▪ 15 dkg ryżu ugotowanego na mleku albo drobnego makaronu,
▪ 2 jajka,
▪ 3 jabłka,
▪ sól, cukier, cymamon.
Jabłka obieramy, kroimy w cienkie plasterki. Do ryżu dodajemy żółtka, trochę soli, cukru (ja dałem brązowy), mieszamy. Ubijamy pianę z białek, dodajemy do ryżu i delikatnie mieszamy. Powstanie puszysta masa.
W naczyniu żaroodpornym posmarowanym tłuszczem układamy warstwę jabłek, posypujemy cukrem, cymamonem i solą (słodycze lubią sól). Jeśli jabłka bardzo słodkie, można pokropić sokiem z cytryny. Na to kładziemy 1/3 masy, znowu przykrywamy jabłkami, solimy, cukrzymy, cymamonujemy, znowuż ryż, i tak dalej. Ostatnią warstwą są jabłka, które także posypujemy pysznościami. Można oczywiście położyć na wierzch kawałek masła, wtedy karmel będzie ładniejszy.
Zapiekankę wkładamy do piekarnika z nastawionym termoobiegiem i podziwiamy, jak pięknie brązowi się powierzchnia. A potem, wiadomo: kosztowanie. Mówię wam, jeszcze nie jadłem tak puszystej zapiekanki z jabłkami. Na zdjęciu wygląda na suchą, w rzeczywistości jest niezwykle soczysta i delikatna. Hej, widelce w dłoń! Resztki zapiekanki goń, goń, goń! Łajdaczka, kończy się szybko.
O Tośku, to przeca zapiekanka w deseczkę jest. Dawno jej nie jadałam. Ważne aby dużo jabcek było i ancymona. Wtedy jest git.
OdpowiedzUsuńbuziaki od Kumy
Antoniemu, zajefajnego Nowego roku chcialem pozyczyc :
OdpowiedzUsuńFajnie skarmelizowane jabłuszka - tylko takie bym jadła, takich kłapciato kompotowych niee. A jeśli to nie ryż, tylko makaron, to tym bardziej, bo bardziej mi z jabłkami podchodzi jakoś. Narobiłeś smaka :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowaliscie mnie dzieju, tym bardziej, ze nam tez na jablka sie zebralo... ;)
OdpowiedzUsuńOj, moje ulubione smaki. Z ryżem czasem robię, muszę i z makaronem spróbować !
OdpowiedzUsuńHehe, sołtys dał się oszukać...
Oku! Kumo kochana, całusy!
OdpowiedzUsuńDla Arka to ja nic, tylko atencję mam. Kochanieńki, pożyczaj co chcesz, choć snopowiązałkę zostaw może tymczasowo, gdyż do zbiorów oziminy przydatna może okazać się :D
Muscat, Belgia, to jeedzieeecieee!!!
Grażka, ale do czasu! ;)
Czyś ty jej Jantoś kapizdeczke nie przyfajczył z góry?
OdpowiedzUsuńPrzepyszne :D
OdpowiedzUsuńhttp://ugotujzesmakiem.blogspot.com/
Mamamarzyniu, no skąd! Jest uroczo zrumieniona. A poza tym trochę węgla jeszcze nikomu nie zaszkodziło :D
OdpowiedzUsuńGreen, i ja tak myślę. Niekiepskie to jest, nie ma co.
Jak zobaczyłam zdjęcie to pierwsze co pomyślałam to: fu, japkasryzem i cynamon jeszcze pewnie.. Ale! Jabłka się skarmelizowały, ryżowy jest makaron, no to tylko cynamonowi podziękuję i może zrobię? :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Antoniego :)))
Cymamonu nie lubisz, kochanieńka? To niemożliwe, on taki pysznościowy. Pozdrawiam Kumę serdecznie.
OdpowiedzUsuńLubię, lubię,ale nie do słodkiego. Mięcho z cynamonem lubię, o :) Za to z Twojej inspiracji zrobiłam dziś karmelizowane japka zamiast pyrków do obiadu :)
OdpowiedzUsuńUściski dla Kuma :)
Ooo, widzie ze prawie tort u Toska :) U Ciebie to slodkie tak czestko jak u mnie nieslodkie :D a ten soltys to sie nie zna nic a nic na tym co dobre! Pozdrowienia sle.
OdpowiedzUsuńA, bo mięcho z cynamonem dobre jest. Wołowinka duszona, a i do gyrosa kurczaczego pasuje. Ha! Karmelizowane japka też są wdechowe! Całuję Kumę :)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, Buruu, święte słowa. Ze słodyczy to ja najwięcej kaszankę lubię :) No, sołtys swój gust ma i nikomu nie pozwala mieć innego. Taka karma...
Az sie wierzyc nie chce, ze ja dzisiaj taki prawie dla Ciebie slodki wpis szykuje :))
OdpowiedzUsuńAle cgrustu nasmazylam w miedyczasie, co by za slono nie bylo...
Dla mnie podchodzący? O śliwowincji będzie? ;)
OdpowiedzUsuńKurcze nie, ale wlasnie zlewam jakas nalewke i tak mysle by o saczeniu nalewek napisac, to blisko sliwowicy, przyanjmniej IMO :D
OdpowiedzUsuńTo ja lecę na Makagigi czyhać!
OdpowiedzUsuń