sobota, 3 września 2011
Ogórki, ogórki, na słodko i nie bez skórki!
Jest taka stara kresowa, szalennie odkrywcza myśl, żeby wodniste łączyć z solidnym, podobnie jak kwaśne ze słodkim, a śliwowincję z zagrychą. Z tej szkoły wywodzi się ogórkowy miodowy deser. Robi się go w tajemniczy, nierozpoznany niewtajemniczonym sposób, którego nie zna nikt poza tymi, którzy go znają. Zapalcie świece, odmówcie zdrowaśki, czy co tam kto umie, podpalcie truchła kotów albo szmaty namaczane w benzynie (lub wznieście tęczowe wstęgi w zależności od wyznawanych poprawnościowych politycznie poglądów) i zasłuchajcie się, albowiem doznanie wasze będzie wielkim. Oto łączę wodniste z solidnym i gwizdam! Alchemia, panie, czystej wódy, tfu, wody alchemia!
E, do dupy. Pierwszy akapit wyszedł mi jeszcze bardziej durnowaty, niż zwyczajowo, a miało być mrocznie i tajemniczo. Co poradzisz, jaki autor, taka tajemniczość. W sensie, że durnowata. Chciałem żeby było tajemniczo, ponieważ dziś na stronie Wydawnictwa Fu Kang ukazało się moje opowiadanie o Tajemniczym Mężczyźnie z teczką, za które dostałem trzecią nagrodę w konkursie „Wejdź im w słowo”. Nagradzającym pięknie dziękuję, maciaszczykową przepalankę wysyłam zgodnie z umową. Ale ale, miało być o ogórkach!
Składniki:
▪ ogórki gruntowe,
▪ miód.
Fajne ogórcy po przepołowieniu pozbawiamy pestek, ale tylko jeśli ktoś lubi słodkie, bo w wydrążenie węcej miodu wejdzie. Solimy (tyciu-tyciu, bo co prawda słodycze lubieją sól, jednak posolony, świeżo zerwany z krzaka ogórek pod wpływem soli poci się jak - nie przymierzając - Garłoczyk Adela na widok Wyrwałko Józefa, który jest strażakiem i w mundurze bojowym, w tych gumofilcach z granatowymi wyłogami i w kaszkiecie po dziadku (który to dziadek walecznie podczas Wojny Kurskiej szabrował złote zęby) wygląda jak Brad Pitt po niezadowalającym liftingu i czterotygodniowym wywczasie u Maciaszczyka, kiedy tak wygapia gały patrząc na pocącą się Adelę).
No dobra, dość piętrowych nawiasów, bo sam się pogubiłem po pierwszej linijce. Łyżeczką w powstałe łódki lejemy lub wkładamy miód. Można też odciąć czubek warzywa, łyżeczką wybrać pestki, dziurę wypełnić miodem i pogryzać jak rurkę z kremem (tak robiła moja babcia). W tej wersji można organizować zawody, komu najbardziej miód będzie się lał po brodzie podczas jedzenia.
I koniec. To jest pyszne i magiczne, że ogórek z miodem może tak pięknie smakować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Słyszałam o takich ogórkach:-) Podobno bardzo smaczne, moja babcia takie robiła :-)
OdpowiedzUsuńLegendy słyszałam o takich ogórkach, że podobne przepyszne i niebo w gębie.
OdpowiedzUsuńNie wiem jednak czy mogę przystąpić do przygotowania, ponieważ koty nie chcą struchleć! I jak tu wypełnić rytuał?
Opowiadanie i ogórki...cud i miód. Autorze, pisz i gotuj dalej
OdpowiedzUsuńNo ciekawostka wielka. Muszę spróbować bo istotnie ogórasy słodycz lubią choć niekoniecznie jest to powszechne mniemanie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Gratulacje za miejsce na podium!!!!
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie kombinacje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńsa to smaki mojego dziecinstwa,kazdy sie mi dziwi,jak mozna jesc ogorki z miodem,a ja wlasnie tak jadalam bywajac u babci na wsi....zrywane ogorki z krzaczka,przepolowione i maczane w swiezym miodzie.......mmmmmm.....pysznosci....ech....smaka mi narobiles....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj,ja już od tygodnia się zbieram,zeby takie zrobić ! Pysznie wyglądają - a tera lecę przeczytać Twoje nagrodzone opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńw takim tekście i pogubić się fajnie. Ogórki z miodem a opis jak W poszukiwaniu straconego czasu :D
OdpowiedzUsuńTajemniczy Mezczyzna rehreh - Panie Antoni zaloze sie na podstawie przezyc wlasnych te opowiadanie powstalo; takie przygody to tylko po gotowaniu 'pod gazem', eee znaczy na gazie:).
OdpowiedzUsuńNie. Ugórki z mniodkiem nie. Mniodek do hierbaty, ugórki zakwasić i na przegryzkę. Pod coś, ale nie pod miód.
OdpowiedzUsuńcałuski :-)
Gratuluje opowiadania i nagrody.
OdpowiedzUsuńSwietne!
Antoni swojaku! Jadamy takie ogórki od dziada pradziada, czasem surowe, czasem w wersji małosolne-jednodniowe (wtedy już solenie dodatkowe niepotrzebne :)). Koniecznie ze świeżym, pachnącym miodem, mmmm :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze. Jakoś odpisywanie mi nie idzie, przepraszam za wybiórczość.
OdpowiedzUsuńMagento, jak nie truchleją, to może łebki do octu im? Będzie straszliwie, nie ma co!
Gosiu, dla jednych zapomniane, dla innych nieznane, a lepsze to słodycze, niż jakieś badziewne mufinki!
Studio, nie tylko opis :D Poszukiwacz jadł też magdalenki... Czekaj, czy nie chodziło Ci o rozwlekłość?! ;)
Saro, no co Ty, jak się dla mnie coś do łapy przylepi, to znaczy, że źle gumę wyplułem! A już sedes, to wiesz... tylko kiedyś mojemu koledze się sedes przykleił, ale nad ranem okazało się, że to tylko mu się trampek zakleszczył. :D
Mamamarzyniu, no i tu jest błąd poznawczy. Skosztuj!
Kurde, Komarka też swojaczka?! Ociejaniepierdziu! A wiesz, z małosolnym jednodniowym, to może dopiero być czad!