poniedziałek, 24 stycznia 2011

Morze, spalnia, rybeńki, hendechochy. Tum wam. Epistołolografia zastosowana













SzPan Radziulis Czesław
Koszelewo 31
poczta Paździerzownica Kościelna
woj. podlaskie


Drogi Czesławie, przyjacielu Ty mój, kompanie, sąsiedzie i współczłonku Koszelewskiego Klubu Kalwadosianych Konesrów!
W pierwszych słowach mojego listu przepraszać ja chcę Ciebie, iż nie byłem obecny na zeszłotygodniowej zbiórce naszego klubu kiedy to mieliśmy kontestować połączenia smakowe kalwadosu z dobrym tanim winem marki „Zielony paw” i kaszanką pleśniową od Pałąkowej. Zbieg okolicznościowy sprawił, że kiedy szedłem od Maciaszczyka z gąsiorkiem kalwadosu, szedł też akuratnie przelotowy pekaes na Odrzykołki Parcięta i zatrzymał się na przystanku przy gieesie, gdyż kościelny Koszelewski z winem mszalnym wracał i wysiadał. Niewiele myśląc, postanowiłem skorzystać z okazji i wybrać się nad morze. Wiadomo, z Odrzykołków łatwiej na świat wydostać się niż z Koszelewa, a nawet ze samych Gliniewic. Smaruję ja tu tego lista ażeby Ciebie uspokoić, że u mnie wszystko w porządku, i przepowiedzieć dla Ciebie, jak to moje oddychanie nadmorskie odbywa się.

Najsamwprzód kiedy ja nad to morze z ośmioma przesiadkami dojechałem, trzeba było dla mnie znaleźć dach nad głową. Chciałem wyszukać coś taniego ażeby na drogę powrotną dzieńgów nie zbrakło. No i doszedłem do takiego hoteliku, co się „Spalnia” chyba nazywa. Chyba, bo kilka literek najwyraźniej odpadło i zostało samo „Spa”. No to co może innego być, niż spalnia, kiedy tam się śpi, czy nie tak, co? Pomyślałem, że jak oni literkom odpadać pozwalają, to może i gwiazdek u nich nie ma, a zatem mogą być nienajdroźsi. I faktycznie, dało radę. Troszku przekupiłem dozorcę stakankiem maciaszczykowego kalwadosu i dostałem rabata dla wipa.

Od razu na wejściu była miła niespodzianka, bo na stoliku w pokoiku czekał na mnie słuszny kawał słoniny. Niczegowata taka, bielutka. Wyciągłem pajdę razowca i kozikiem strugałem sobie. Pojadłem, że hej. Nowoczesna ta słonina była, mówię Ci! My tu po wioskowemu majrankiem, tymiankiem i czoskiem sypiem dla aromatu, a światowe ludzie aromantyzują rumiankiem. Ot, nie pomyślałbym, jejbohu, kwiatowa aromantyzacja słoniny. A, i nawet dla mnie ślafroka dali, że to, mówią, masować mnie będą, to żebym ja w tym ślafroku łaził po obiekcie. Ale powiem dla Ciebie, Czesławie, że nosić to ja jego nie noszę, gdyż jak nakładam jego na fufajkę, a wiesz dobrze, że u mnie fufajka grubaśna, na watolinie, to on przyciasnawy jest i w szwach trzeszczy, i kiedy wychodzę w nim plażować, to na mnie łabądzi gapią się jak na durnowatego. Zresztą, i tak nie pasuje mi do czapki uszatki i gumofilców. To ja jego nie ubieram, tylko obwijam nim rybę aby nie waniała po całym pokoju.














O właśnie, sąsiedzie kochany. Ryby są tutaj pierwszoklasowe. Nauczyli się po tych budach, że czym prościej się świeżą rybę zrobi, tym lepiej. Dorszyk prosto z morza jest panierowany cieniuśką panierką, której smaku prawie nie czuć, a służy ona tylko do utrzymania soków w rybie. I rozumiesz, jak się rozkroi taką rybunię, jak te płatki mięsa się rozchylą, jak spomiędzy nich wypłynie obłędny soczek, to czad w galotach i orgia na synapsach. A wędzone jakie dobre! Znalazłem bliziutko wędzarnię przednią. Halibutek mgiełkowy, soczysty i delikatny jak walory Wieńcko Stefanii, łosoś zgoła niełososiowy, a pachnący dymem, oj! Nawet kupiłem dla jaj makrelę, bo wiesz sam, że ja ją lubię w każdej postaci i często w gieesie wędzoną kupuję. Chciałem sprawdzić, czy można uwędzić ją lepiej, bo ta sklepowa zawsze mi smakowała. No więc już nie. Taką makrelkę prosto z wędzarni pochłania się w całości ze skórą i głową w jakieś pół minuty, a potem żałuje się, że nie kupiło się więcej. Fakt, najtańsze te ryby nie są, ale doznania takie, że musi ja prelekcję w Gliniewickim Domu Kultury Masowej wygłoszę.

Ale najlepszy był łosoś wędzony na zimno. O matuchno! Ryby zimowe są ogólnie chyba tłuściejsze, a jak wędzone na zimno, to się tłuszcz nie wytapia. No i teraz wyobrażaj sobie, przyjacielu, taki tłuściutki kawałek, prawie że o konsystencji słoninki; pomarańczowiuśki, tranowy, dymny... Pojadłem ja jego i innych rybek tyle, że aż te zdrowotne Omegi-3 i Omegi-6 dla mnie bulbonami nosem wychodziły. Co dziwne, te bąbli pachły rumiankiem. Dla mnie zdawało się, że takie kwasy tłuszczowe to niezbyt kwiatowe są, ale widać ja wioskowy chłop i rozeznania nie mam nic a nic.

Pojadłem królewsko, ale jak się łapie w łapy rybkę wędzoną, to potem palce silnie rybą i dymem dają (tak jak wtedy, kiedy nawóz przerzucamy... a nie, to nienajsmaczniejszy przykład). I tu mamy, pojmujesz, jeden jedyny minus tej spalni, co ja w niej pomieszkiwałem. Wyobrażaj sobie, Czesławie, mydła nie dali. Poszedłem do woźnej i mówię, że ładnie by było żeby mydło się znalazło, bo do klienta frontem należy się ustawiać. A ona do mnie z wiskiem, że ona wszystko dobrze wie, że zboczence, że rzeźbę ludową to sobie mogę urządzać u siebie w Pipidówce, a ona wszyściuśko widziała, że tylko okrawki w moim pokoju się zostali, a cały kozik uwalany był mydłem. Ja z nią więcej gadać nie będę, bo ona musi pomylona jakaś. Imaginuj sobie, chciała żebym słoniną łapy mył! Durnota ludzka bezgraniczna jest.

W spalni karmią mnie przednio, tylko nie powinni sztucznych kwiatków układać obok pasztetowej, bo raz dałem się nabrać i spożyłem tulipana. Stoły od jedzenia uginają się, aż dla mnie bandziuk rośnie w siłę. Jeszcze trochę, i taki jak szuwaśkowy będzie. Żeby tylko Szuwaśko nie pomyślał, że ja jego z sołtysowania wyrugować chcę, bo wiesz, kwit na drewno on dla mnie obiecał. Wnerwi się i z drewna to se będę mógł na Maćkowym Zagonku chrustu nazbierać.

Czesławie, tu nad naszym polskim morzem przepięknie jest. Na plaży i na deptakach puściusieńko. Turystów jak na lekarstwo, kuracjusze zajmują się fajfami i zetemami, czyli zdradami małżeńskimi. Żeby jeszcze tylko tych śwargotliwych hendechochów ktoś ubił, to by byłaby bajka. Oj, mówię Ci, jak fajnie jest na ławeczce przycupnąć, z gąsiorka pociągać, łososiem zakanszać, w horyzont gapić się i nad przymiotami Ludwiczak Jadwini się rozwojażać. Musisz Ty kiedy ze mną razem przyjechać tu. Wiadomo, we dwóch więcej gąsiorków uniesie się, a może by myśmy traktorek od sołtysa w arendę wzięli i tym traktorkiem szyku tu na deptaku zadawali? Lemiesza byśmy podczepili żeby sikorki nie myślały, że jakie małorolne zjechały, i hajda w konkury! Już widzę nasze sukcesy w angażowaniu wyobraźni sanatoriuszek. Powiem Ci, że niektóre, szczególnie te poniżej siedymdziesiątki, całkiem podchodzące bywają. A filuterne jakie! Spodzień trzy czwarte taka nałoży, czapę z ponponem, kurteczkę puchową pikowaną że aż rąk po sobie nie położy, kozaczki lakierowane na obcasie, i po deptaku śmiga, a oczkami iskry krzesze!

Kończę tę działalność epistołolograficzną, Czesławie, gdyż ołówek dla mnie zużył się. Pozdrawiaj swoją kasztankę, sołtysa, Pałąków, a nie zapomnij zanabyć u Maciaszczyka kalwadosu na nasze obrady, co się na drugą niedzielę odbywać mają, ponieważ z tego, co ja kupiłem, to już nie więc, niż trzy litry zostało się. A, i pamiętaj aby Baciukowi nie popuścić za to, że wisionki w sadku dla mnie na żółto olejną farbą pociągnął. Będziesz moim reprezantem, czego i dla Ciebie, i dla siebie życzę, amen.

Z Bogiem, Czesławie, wypatruj mnie i salceson na powitanie szykuj, gdyż umyśliłem wracać jak tylko kalwados z gąsiorka będzie się miał ku końcowi, czyli niezadługo, ma się rozumieć.

Twój przyjaciel, kompan, sąsiad i współczłonek Koszelewskiego Klubu Kalwadosianych Konesrów
znakiem mówiąc Antoni, czyli ja

17 komentarzy:

  1. Przepięknie sobie Antoni odpoczywasz :) rybek po prostu zazdroszczę, słoninka nie wchodzi w rekcję z kalwadosem? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Antoni, ale masz dobrze ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zartujesz Tosku, Ty tam Peggoslawe nad brzegiem morza strugales z tego mydla - szok w trampkach!

    Pozdrawiam Cie serdecznie, smiejac sie nieprzyzwoicie (czy tak aby mozna?) :))

    PS. Slonine aromatyzowana rumiankiem, ludzim sie w glowach (i nie tylko:) przewraca :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No pięknie! Klawiaturę mam do wymiany... cała zaśliniona... trzeba było jeszcze bardziej o tych rybkach!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to się miło czytało, łosoś podziałał mi na wyobraźnie i ślinianki też.

    OdpowiedzUsuń
  6. Magento, chodziło Ci o reakcję, czy o erekcję? ;D No dobra, swoim przenikliwym umysłem odgadłem, co chciałaś napisać, tylko se jaja robię :) Wchodzi w reakcję, wchodzi, tylko jak jest aromantyzowana rumiankiem, to się bulboni :D

    Grażynko, owszem, nie narzekam, nie narzekam.

    Buruuś, jaką Peggosławę?1 To by dopiero było jakby się peggosławowy chłop dowiedział, co Ty tu wypisujesz! Miałbym ja się z pyszna i obite poliki! Słoninę strugałem... Śmiać się nieprzyzwoicie można, ale ja tu żadnych zberezeństw nie ponawypisywałem chyba przecież? A MOGŁEM! :D

    Czytelniku! Ślinienie klawiatury grozi spięciami elektrycznymi i chlupoczącymi odgłosami podczas pisania :) Nie mogłem bardziej o tych rybkach, bo by mi jeszcze dłuższa epistoła wyjszła. Ale można by gadać o nich i gadać, takie dobre. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Gutku!

    Wiesz, Noblevko, on i mi jeszcze nadal działa. A nie miałem miejsca w kieszeniach żeby przywieźć trochę do Koszelewa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Alez to nic zlego Kumie z mydla posag wystrugac :)) W ubraniu ma sie rozumiec :DD

    OdpowiedzUsuń
  8. Strugać to ja najlepiej strugam wariata :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Se zarty Ten Tosiek robi, wymiekam :DD

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja żarty? Ja? Całe życie poważny jestem, a tu takie tego ten?! Ooo, niewdzięczna! ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. W piersi bije sie i za wszelkie pomowienia przepraszam :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja się zabulboniłam ze śmiechu:D
    To jest tak: we wszechświecie tylko dwie rzeczy są nieskończone - erekcja oraz przenikliwy umysł Czypraka Antoniego. Co do żadnej z nich nie mam cienia wątpliwości :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Ha! No to mamy adres Radziulisa co to tak nieładnie kumy olał :D

    Rumiankowa słonina? Rdestem aromatyzowana - to bym zrozumiała, ale rumiankiem?
    A swoją drogą to Ty Tośku napewno nad naszym morzem byłeś? Świeże ryby nad naszym morzem? Niemożliwe :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Gazetkie masz dobrom. Nasze "Nowiny" za szybko przemiękają.

    OdpowiedzUsuń
  15. I ja odpoczynku zazdroszczę :)
    Dobry salceson ostatnio jadłam u babci. Swojski. Oj dawno takiego już nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Khikhi, Buruuś, to ja na zgodę stakana z czym dobrym stawiam :)

    Moniko, teraz możemy mu podsyłać anonimowe listy, pogróżki i inne krotochwile :) Nie mylę się, z rybą nad morzem jest znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu. No Ty popatrz, też bym nie wpadł żeby słoninę rumiankiem, a oni wpadli :)

    Mamamarzyniu, no pewnie, że dobra. Ja jak się gazeta do zawijania ryby nie nadaje, to nie kupuję, bo i po co?

    Aaach, Kasiu, salceson! Dobra rzecz. Muszę zajść do Pałąkowej, może narobiła, to będzie wyżerka, bo już mi się pasztetowa znudziła ;)

    OdpowiedzUsuń