piątek, 15 kwietnia 2011

Miętowe hamburgiery z cukinią















Hamburger to jest dobra rzecz. Soczysty, smakowity, idealny na poprawiający nastrój obiad. W zależności od użytego mięsa i dodatków albo solidny, mocny w smaku, albo delikatny jak dym z maciaszczykowej wytwórni. Ugrillowany w paski, z dodatkiem warzyw, podany na dobrym chlebie... Zawsze zrobię za mało i się potem ckni.

Tylko nie myślcie sobie, harmiderki szczebiotliwe, że naszło mnie hamerykanizować nasz piękny język. Wiecie, że niektóre gadają "dżipies" kiedy jak wół stoi napisano "giepees" albo "personal assistant", a za biurkiem sekretarka siedzi. Nie nie,  hamburgera używam dla odróżnienia od kochanego kolteta mielonego, ale nie żeby więcej światowo brzmiało, a dlatego, że tego hamburgera ciut inaczej robi się: nie dodaje się bułki tartej, jajka rzadko, do masy mięsnej nie idzie cebula, za to keczup i musztarda, no i smaży się na patelni grillowej zamiast na zwykłej na tłuszczu.

Tym razem kiedy byłem w jednym fajnym sklepie, moje czujne oko wypatrzyło świeżo zmieloną chudą cielęcinę. O, taka cielęcinka to jest delikatesik, delikatniuchny niczym atłasowa skóra na pupie Ludwiczak Jadwini. Wiem, bo razu jednego widziałem jak cepowała w spódnicy i wiatr powiał. Od razu zobaczyłem ją z orzeźwiającą miętą. Cielęcinę, Ludwiczak Jadwinię widziałem z cepem. Żeby zwiększyć delikatność i soczystość (cielęciny), dałem też starkowanej cukinii. Posłuchajcie jeśliście łaskawi.

Składniki:
 50 dkg mielonego mięsa cielęcego,
 pół cukinii,
 pęczek mięty,
 pęczek kolendry albo pietruszki,
 1 jajko,
 2 ząbki czosnku,
 2 łyżeczki łagodnej musztardy,
 sól, pieprz.

Cukinię tarkujemy na tarce do warzyw, posypujemy solą i odstawiamy na minut pięć czy tam dziesięć. Akurat tyle żeby pójść zadać świnkom z parnika. Odciskamy i same suche warzywko dodajemy do mięsa. Dajemy też grubo posiekaną zieleninę, drobno posiekany czosnek i musztardę. Odstawiamy na kilkanaście minut aby czosnek i musztarda się wgryzły w mięcho.

Kiedy robię moje ulubione hamburgiery z wołowiny, dodaję sporo keczupu i ostrą musztardę rosyjską albo angielską, czasem gruboziarnistą francuską. Keczup słodzi mięso, musztarda upikantnia i kiedy rozmaryn da zapach, jest niebo w gębie. Cielęcina słodzenia nie wymaga, bo sama słodka, a i cukinia pomaga. Keczup więc został w lodówce. Obawiałem się też, że ostra musztarda przesłoni mięso delikatne jak... a nie, to już było. Jajko dodałem, bo ta cielęcinka była chudziutka, a była już w niej nie za tłusta cukinia, więc miałem obawę, czy mi z tego hamburgera sos mięsny do makaronu nie wyjdzie.

Czekajcie, to może już. Patelnię grillową rozgrzewamy dość mocno, pędzelkiem smarujemy odrobiną oliwy, wkładamy uformowane na cienko kotleciki i smażymy po dwie minuty z każdej strony, tyle żeby pokazały się grillowe paski. Zdejmujemy, odstawiamy na kilka minut żeby doszły do siebie.

Na jakimś fajnym stostowanym chlebku układamy ulubione warzywa, polewamy majonezem (leniłem się zrobić, więc zamiast majonezem pokropiłem olejem rzepakowym z Bornholmu, o wyraźnym aromacie orzechów) i kładziemy hamburgera. Przyznam, że tak soczystego jeszcze nie jadłem. Po brodzie leciał sok, a smak był rześki od mięty i kolendry, zwiewny i delikatny jak dym z maciasz...oj, to też już było.

Z rozsądku staram się ostatnio robić tylko taką porcję, którą da się od razu zjeść (użyłem połowy podanych wyżej składników). No dobra, nie obżeram się, ale od razu nachodzi złość, dlaczego tak mało zrobiłem.

To by było tyle na dzisiaj. Idę, zrobię coś pożytecznego. Miałem dziś być na miłym wypoczynie, ale nie wyszedł. To, myślę, okna pomyję, bo czarniawe czegoś.

21 komentarzy:

  1. Oj tak, soczysty hamburgier domowej roboty dobra rzecz. Czlowiek przynajmniej wie, ze mieso je, a nie mielonke niewiadomego pochodzenia. ;) Podoba mi sie polaczenie miesa z mieta i cukinia. Ino u mnie cieleciny nie uswiadczysz.

    OdpowiedzUsuń
  2. hamburgier i pegier przypomina mi 'u pana boga za piecem' aaahhhhhh... a taka domowa bula z klopsem - swietna sprawa. do tego koniecznie czerwona cebula

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam domowe hamburgery ! Z tą cukinią i miętą to ekstra pomysł, pozwolisz, że wykorzystam ?
    No i pysznie wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Karolino, to indyka weź, trochę podobny.

    Vanilla, a bo ludzie z "U Pana Boga..." to nasze swojaki bez miedzę są, to jak niby gadać mają? ;)

    Grażka, bierz, nie pytaj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, z miętą??? nie umiem sobie wyobrazić takiego smaku, ale jak piszesz, że dobre...
    No chyba że to przez miętę do Jadwini żeś tam dodał tego ziółka, a i na trawienie ono jest bardz podchodzące...

    OdpowiedzUsuń
  6. Antoni, wiesz, że mogłabym jadać u Ciebie...? Tylko daleko trochę kurka... Wtedy to już w ogóle trzcinka bym była... A... i nie wiem, czy gotować byś zechciał...? W każdym razie ochota jest;)
    Dobrej soboty i niedzieli, Antośku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrodzieju powiem tak: Ta kolendra - broń boże pietruszka, cukinia, mięta, czosnek i musztarda trafiła do mnie jak strzał w łeb z rusznicy.
    Moim zdaniem - to jest doskonałe połączenie.
    Kapitalnie żeś to Pamie Dzieju wymyślił i mi się teraz o tej godzinie tak jeść zachciało, że mnie skręca.
    p.s. ale, że żeś polał to olejem rzepakowym z jakiegoś Bonrholma a nie RUTKOWSKICH to ci chyba kiedyś przywale.
    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety tylko trochę. ;) Ale pomysł na pewno kiedyś wykorzystam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A mi właśnie padła mięta. I jak mi teraz zrobić te półdup... tfu te hambiurgery?!

    OdpowiedzUsuń
  10. Domowe hamburgery dwieście razy zdrowsze niż jakiekolwiek kupne. i ile radości z robienia swoich! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mamamarzyniu, ta mięta po podgrzaniu nie jest bardzo miętowa, nie smakuje jak herbatka tylko bardziej jak silnie orzeźwiająca kolendra.

    Ewelajno, to ja zapraszam. Z tą trzcinką to różnie mogłoby być, bo ja tu pokazuję jedno, a za kadrem salceson i boczek wcinam, wcinam ;)

    Bareyo, ale bo kiedy one Rutkowskie nie chcą u nas tego swojego oleju sprzedawać, tamten, co mi go podesłałeś wziął i się skończył, a bormholski jeszcze był, bo ja go tylko do wykańczania używam. Ten od Rutkowskich to i do smażenia jest świetny.

    Hehe, Karolino, no fakt, z oczu cielakowi i indykowi jakby trochę inaczej patrzy ;) I z dziobów też ;)

    Zemfi, jak padła, to z suszoną rób!

    Kuchareczko, dobrze gadasz, dzieciaku, oj, dobrze. Polewam ja dla Ciebie co dobrego w stakanek :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A mnie jeszcze ciekawi ten Bormholski - gdzie żeś go Pan nabył? Na targu? Czy w sklepie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Sam nie kupiłem, tylko sąsiadka moja, Możejko Krystyna była onegdaj z kółkiem różańcowym na wycieczce do Ustrzyków, ale kierowca nyski drogę pomylił. No i ona ten olej na Bornholmie kupiła, bo myślała, że to wino, a że ona wyłącznie szmalcu używa, to mi go oddała ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, Panie, Panie..., nie trafisz za Panem...

    OdpowiedzUsuń
  15. No jak nie trafisz? Prosto wedle gieesu, przy maciaszczykowej chałupie, którą węchem po zapachu zacieru rozpoznaje się, i trzy chałupy za sołtysową wilią, a przed Radziulisa lepianką, to ja tam żyję. Tylko furteczka ciężko otwiera się. Naoliwić mus. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Toż to prosta droga taka jest... Sołtysową willę to na pewno łatwizna rozpoznać, a furteczka... jak wietrzyk powieje to jej dźwięk nawet przyzywać mnie może...;)
    A olej jeszcze masz?

    OdpowiedzUsuń
  17. Deczko zostało, ale do oliwienia furtki nie dam. Towotem omaszczę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślałam, że choć naparstek byś dał... na spróbunek... A jak nie to ja idę spać...

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaa, a ja myślałem, że do furteczki! A jak na spróbunek, to żałować nie będę! Jeszcze z memiskiem wypukłym poleję!

    OdpowiedzUsuń
  20. Za późno... Już poszłam spać...
    A co się dziwisz...;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj, nie sróż się. Myślałem, że furteczkę chcesz olejem naoliwić aby nie skrzypiała, i bez to całe niedorozumienie miało miejsce ;)

    OdpowiedzUsuń