Co tu prawić, musi mnie wiosenne rozrzewnienie dopadło, a potem letnie i jesienne (o zimowym nie wspominawszy), że nic tu nie piszę i bez to kronikarskie powinności zaniedbywuję. Byłbym nadal zaniedbywał, jednakże maile od złosnych ludzi spokoju dla mnie nie dają i fejsbukowe połajanki.
No dobra, raz jeden przysłał do mnie emajlę akwizytor ostrzałek do sieczkarni, że zamówiłem, a nie zapłaciłem, ale to też się liczy, co nie? O gniewnej Grażynce nie wspominam, bo to ogień jest, nie kobieta!
A było tak miło. Komosę pieliłem, na przyzbie z fajeczką zasiadywałem doglądając, czy rozmaryn równo rośnie, kurki ganiałem aby nie zawieszały się, w kółko za własną dupą ganiawszy, na słonko bez kapelutek słomianny popatrywałem, albo i bez kielonek trunkiem ślachetnym wypełniony - nauczyłem się nawet odróżniać burgund smorodinówki od purpury biskupiej malinówki...
Nu, ale co począć kiedy pokazuje się, że może i z pięć osób przychodzi tu poczytać, co w Koszelewie zdarzyło się, albo jak skończyła się przygoda Szuwaśki z akwizytorem łoziny na koszyki, który naszemu sołtysowi usiłował wmówić, że to limitowana seria bambusa północnokoreańskiego jest, i potem każdą witkę tej łoziny, znaczy się bambusa, posterunkowy Guzik miał jako dowód rzeczowy odbity na dupie domokrążcy po tym, jak Szuwaśko definitywnie, choć może deczko zbyt asertywnie odmówił zakupu. Stefaniuk Zygmunt, który u nas para się łoziniarstwem, odrysowywał nawet wzory z pośladków tego akwizytora, jednakże i on pod kuratelę posterunkowego Guzika dostał się pod zarzutem naśladownictwa. Takie czasy, że jak gomółkę sera w prostokąt z zaokrąglonymi rogami wyciśniesz, to cię z Apple pozwią za gwałcenie ichnich patentów. Durne te ludzie, i co rok durniejsze.
Ale ja nie o tym. No więc to nie jest tak, jak mnie w mailu akwizytor ostrzałek do sieczkarni sugerował, że przysiadam ja na skraju rowu meriaracyjnego i chlipię albo że zająłem się obrębianiem guzików i dlatego nie płacę. Nic z tych rzeczy, chociaż to obrębianie to by nawet niezłe było, ponieważ w kościołowej koszuli jeden tylko guzik u mnie został się, ten przy szyi, bez co ksiądz proboszcz karcącym wzrokiem na mnie łypie kiedy prawi kazania o skrzydlatych aniołach rozpusty. A czy to moja wina, że od kruchty gwiździ i koszulę mnie podwiewa?
Oj, koniec na dziś, gdyż Przymulak Euzebia przebiera się właśnie w czapkę uszankę na galę Polish Obornick Miss 2015. Mus mnie iść, albowiem sołtys trzyma dla mnie miejsce przy obluzowanej sztachecie za remizą.
PS.Jutro opowiem wam, jak z małej emerytury zrobić wojłokowe garnitury. O dżogingowaniu też będzie. I o kalisonach.
No dobra, raz jeden przysłał do mnie emajlę akwizytor ostrzałek do sieczkarni, że zamówiłem, a nie zapłaciłem, ale to też się liczy, co nie? O gniewnej Grażynce nie wspominam, bo to ogień jest, nie kobieta!
A było tak miło. Komosę pieliłem, na przyzbie z fajeczką zasiadywałem doglądając, czy rozmaryn równo rośnie, kurki ganiałem aby nie zawieszały się, w kółko za własną dupą ganiawszy, na słonko bez kapelutek słomianny popatrywałem, albo i bez kielonek trunkiem ślachetnym wypełniony - nauczyłem się nawet odróżniać burgund smorodinówki od purpury biskupiej malinówki...
Nu, ale co począć kiedy pokazuje się, że może i z pięć osób przychodzi tu poczytać, co w Koszelewie zdarzyło się, albo jak skończyła się przygoda Szuwaśki z akwizytorem łoziny na koszyki, który naszemu sołtysowi usiłował wmówić, że to limitowana seria bambusa północnokoreańskiego jest, i potem każdą witkę tej łoziny, znaczy się bambusa, posterunkowy Guzik miał jako dowód rzeczowy odbity na dupie domokrążcy po tym, jak Szuwaśko definitywnie, choć może deczko zbyt asertywnie odmówił zakupu. Stefaniuk Zygmunt, który u nas para się łoziniarstwem, odrysowywał nawet wzory z pośladków tego akwizytora, jednakże i on pod kuratelę posterunkowego Guzika dostał się pod zarzutem naśladownictwa. Takie czasy, że jak gomółkę sera w prostokąt z zaokrąglonymi rogami wyciśniesz, to cię z Apple pozwią za gwałcenie ichnich patentów. Durne te ludzie, i co rok durniejsze.
Ale ja nie o tym. No więc to nie jest tak, jak mnie w mailu akwizytor ostrzałek do sieczkarni sugerował, że przysiadam ja na skraju rowu meriaracyjnego i chlipię albo że zająłem się obrębianiem guzików i dlatego nie płacę. Nic z tych rzeczy, chociaż to obrębianie to by nawet niezłe było, ponieważ w kościołowej koszuli jeden tylko guzik u mnie został się, ten przy szyi, bez co ksiądz proboszcz karcącym wzrokiem na mnie łypie kiedy prawi kazania o skrzydlatych aniołach rozpusty. A czy to moja wina, że od kruchty gwiździ i koszulę mnie podwiewa?
Oj, koniec na dziś, gdyż Przymulak Euzebia przebiera się właśnie w czapkę uszankę na galę Polish Obornick Miss 2015. Mus mnie iść, albowiem sołtys trzyma dla mnie miejsce przy obluzowanej sztachecie za remizą.
PS.Jutro opowiem wam, jak z małej emerytury zrobić wojłokowe garnitury. O dżogingowaniu też będzie. I o kalisonach.
wzruszonam do łez, nie ma co się krygować, spłakałam się z długo tłumionej tęsknoty. No jakby Antoni z zamorskich wojaży wrócił, takie wzruszenie jest.
OdpowiedzUsuńO, i tak mi mów, kochanieńka! :)
UsuńJezusie Nazaryński królu żydoski! Jantoś, kto ino na bloga wszed, to aż me podrywało... po tom przeciech jeno poszła do Internetu... po to... myślałach, że się nie doczekam...
OdpowiedzUsuńTwoja Jagna... w sensie że: Marzynia!
Jagno moja, Jagno, podziękowawszy :)
UsuńBłogosławione niech będą czujne czytniki, co to żadnej nowej notki nawet w najbardziej zapuszczonych częściach blogosfery nie przeoczą ! :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Nawet na moim blogu to działa...
UsuńOj, że też ja dopiero dzisiaj to widzę :) No i mnie łezka się w oku zakręciła :)
OdpowiedzUsuńNo, ładnieś mnie określił... Ale faktycznie, ostatnio ostro działam ;) Czekam na wyniki wyborów Miss no i na te kalisony :)
Grażynko, ale Ty wiesz, że jesteś współautorką reaktywacji, co nie? Gdyby nie Twoje zachęty, może i bym się tymi guzikami zajął...
UsuńJak milusio i fajniusio...
OdpowiedzUsuńCałuski!
UsuńNie wierzę, normalnie oczy moje nie wierzą w to co czytają :-) Nareszcie!!
OdpowiedzUsuńO, Kucharzytrzech! Co u Was, moje wy świdrygałki?
UsuńWielkie nieba! Antoni, tyś jak feniks z popiołów! Zostań na dłużej albo i na zawsze, bo te wszystkie plotki i pudelki czytać hadko, nie to co powiastki z Koszelewa :)
OdpowiedzUsuńCzołem, Komareczko! A wiesz, że te pudelki przypomniały mi, że napisałem kiedyś o tym jak stary Pałąk chciał być światowy i siadywał na pudelku? Muszę tylko sprawdzić, czy poszło, czy mam to w wersji roboczej. Opowiastki mam chyba na każdą okazję. Było kiedy napisać ;)
UsuńW takim razie dawaj Antoni, nie ociągaj się! O pudelku koszelewskim przeczytam z dziką radością ;D
UsuńOczekuj w południe!
UsuńOczekuj w południe!
UsuńI ja czekałam, jakkolwiek jakby zza węgła, ale się doczekałam i bardzo zadowolona jestem. Witaj Antoni, powtórnie :-)) Resztę bloga przeczytałam już jakiś czas temu..
OdpowiedzUsuńA wyjdźże zza węgła, Ewo! W Koszelewie każdy mile widziany jest!
UsuńZauważyłem, że wpisy na blogu komentują głównie panie. Pytanie: mam damskie poczucie humoru, czy panowie nie gustują w Maciaszczykowych wyrobach? A może panowie po lekturze gnają do Maciaszczyka i nie mają czasu na wpisywanie komentarzy? Może to być, może, sam czasem jak czytam, co nawypisywałem wcześniej, wybucham damskim śmiechem i mam ochotę spotkać się z Radziulisem Czesławem, albo przynajmniej z Kasztanką :)
OdpowiedzUsuńNareszcie. Długo waszeć kazałeś czekać na się. Ale cieszę się, że wróciłeś. Pozdrawiam z piekła (czyli z Wrocławia).
OdpowiedzUsuńZ jakiego piekła?! Spędziłem we Wrocławiu w sumie ze dwa albo i trzy miesiące i uważam, że jest tam być może najpiękniejsza Starówka w Polsce! Cudowne miasto, wspaniały klimat. Ale że kilka osób się doczekało, to tym bardziej dla mnie miło jest :)
UsuńTo moze jako ta piata osoba sie wpisze? Mysle ze panowie po prostu nie potrafia odroznic "burgundu smorodinówki od purpury biskupiej malinówki", ot co, nie beda sie popisywac :-) A my baby wiadomo gadamy duzo to i piszemy wiecej :D
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze, ze kronikarz koszelewski zyje, hip, hip hurra, siup z gąsiorka sliwowincji za Jego zacne zdrowie!!
Ooo, Buruuśka, jak miło, kopę lat, kochanieńka! Nie ma co, na takie okoliczność to ja śnieżynówkę odpieczętowywuję!
UsuńTylko ciii... Antos o tej sniezynowce, szeptem znaczy sie, bo jeszcze nam jakie pomysl podkradna i opatentuja :D
OdpowiedzUsuńOj, zapomniał ja! Toż trzy lata pukli jak my nie podśmichujkowujemy się! Ale kto by tam chciał robić stek ze Śnieżynki... (ciii, mylę tropy!)
UsuńSą babeczki jest i pieróg,
OdpowiedzUsuńdłużej zwlekać już Ty nie mógł?
Z opisami Koszelewa,
Pół narodu się zaśmiewa.
Nie może to być: Antoni wrócił! No, to tera ja się nagrodzona czuję za czujność (choć od sierpnia widzę, że się pajęczyna i na mojej czujności zawiesiła była) :):)
OdpowiedzUsuń