Cicho! Nie wygadacie dla nikogo? Przybliżcie się, to powiem wam coś na ucho, ponieważ czegoś was lubię. Dzikie baby na turzycowisku i w łozinkach za bagienkiem pojawili się. Dacie wiarę? Gadają u nas we wiosce, że całkiem nieprzechodzone one są i takie w sobie dosyć. Na zimę napaśli się musi, bo teraz spod tego śniegu to co tam wygrzebiesz? Nulki! Zajęcy nie podjesz, bo to ze dwie zimy już będzie jak Radziulis Czesław ich wytłukł do szczętu. Cholewki do Skołybiuk Maryli on wówczas smalił i chciał dla niej futro zajęcze w podarunku dać. Koniec końców nie dał, bo do mojej chałupy w drodze do lubej na minutkę wstąpił pochwalić się łupem i tego, ten, panie, za te skórki to długo my biesiadowaliśmy, a rozmaryn rozwijał się na łąkach i rozłogach.
No i rozumiecie, tak sobie siedzę i myślę, że dziką babę upolować to by było cuś! Mięsa toto może dużo mieć, zrobi się pieczyste marynowane w torfie z hyzopem; futro może ślachetne jakie ma... Nie wspominając o sławie, która przede mną roztworzyć by mogłaby się na caluśki gliniewicki powiat. Toż przecie ze samych „Gliniewickich Nowości” gryzipiórki by do mnie przyjeżdżali, interwiu prowadzili, fotografowali jak ja dziką babę sprawiam albo pokazuję, ile miała w kłębie. Czort, nigdy ja ich jeszcze nie widziałem. Tych dzikich bab, ma się rozumieć, bo gryzipiórków już żem kiedyś obglądał jak dni otwarte w tej ichniej redankcji wymyślili. A o ło, klawiaturkę ja sobie wtenczas za pazuchę wziąłem. Jeszcze numery siną barwą kłute ma: GN-238/99.
Gadają, że do żubronia te stwory podobne, ale jakby mniej cytrynowe. Kopytka - mówią - mają szerokie u podstawy, rozczapierzone i srebrem połyskujące, a oczy pyłgające jak korali z odpustu. Wielkie, rozwiane grzywy falują na nich nawet jak wiater nie gwiździ, i ciągną za sobą na dyszelkach wózeczki drzewnianne z kosztownościami. Tak mówiła dla mnie Pałąkowa. Na targu słyszała. Dwie baby spopod Paździerzownicy szły łońskiego roku dziewięćsił na herbatkę ziołową rznąć i wtem jedna tycła drugą w bok i wyszeptała „Antosikowa, patrzajcie tam, dzikie baby! Łojezusieńku, dalejże, po chłopów biec nam mus, same jedne we dwie nie uradzimy!”. No i potem po Paździerzownicy i po całej okolicy wieść gruchła, że dzikie baby pod opłotki podchodzą, niemowlęta i bigos wykradać będą. Wszystkie rzucili się dziwo obczajać, ale nic nie znajszli. Tylko nad ruczajem na Trupich Ugorkach mech rozwłóczony był i posoką umazany.
Mówią też, że te dzikie baby to one płochliwe są i waniają zsiadłym przecierem agrestowym z cząbrem. Wiecie wy coś o tym? U nas we wiosce Szuwaśko Grzegorz - nasz sołtys, znacie chyba - z daleka ich raz widział, ale żeby z bliska, to nie. Nu, po prawdzie wtenczas od trzech dni on z Gliniewic wracał, tak świętował zakup chomąta od Kapucia Włodzimierza. Chomąto postradał, bo ze stolicy powiatu to z siedym kilometry do chałupy ma i było kiedy zgubić - a może i pić dla niego chciało się to co, na samogonkę pomieniać mógł - ale co się poradował, to jego. Sołtys nasz radować się lubi, oj, lubi. Tak lubić to musi nie lubi u nas w naszej gminie nikt. Ot, zawadiackość szarmacka.
Dla mnie zdaje się tylko, czy od tematu oddaliłem się leciuśko? A, dzikie baby. Umyśliłem ja sobie, wy moje lwie paszczki mileńkie, że na te dzikie baby zasadzę się chytrze na naszych podlaskich Dzikich Polach, w śniegu wytropię, przydybię i trrach! uszczelę, okrążywszy uprzednio. No to tak: dwururkę (co z nią dziadźko na łosie chodził... znaczy się Niemca i Ruskiego gonił - oj, bo nam rentę po dziadźku odbiorą!) no więc dwururkę naszykowałem, naftą przeczyściłem, od uroku wiązkę czosnku wdziałem bez łeb, a do kalisonów, gumofilców i pod waciak podłożyłem trzy warstwy starych gazet i jedną kory dębowej. Mula trochu, ale ponoć od rumatyzmu skutecznie uchrania. Ta bumaga to miała na rozpałkę do pieca iść, ale zdrowie ważniejsze. Nie wspominając, że o liście w lesie zimową porą - a już na turzycowisku tym bardziej - trudno być może. Suchymi liściami to... no, sami wiecie.
A, i jeszcze procę narychtowałem, bo to nie wiadomo, może ludziska tak bałakają, a one małe są. Rozumiecie, gdyby z dubeltówkowego patrona łupnąć na ten przykład w chomika asyryjskiego, to i krwawa plama nie zostałaby nawet. Jak ja bym potem udowodnił, że usiekłem, ale się cel rozsmarował na łosiaczych bobkach?
Na nic czcze gadanie. Bierę plecak, ładuję ze dwa pokaźne gąsiorki żebym głodny nie był, i idę dziką babę podchodzić. Za dni kilka wracam. Gdyby mnie ze cztery niedzieli nie było to wy do posterunkowego Guzika i do sołtysa naszego uderzajcie żeby mnie szukali, bo może mnie te france gdzie tam poturbują i będę ja ze spuszczoną głową, powoli wracał o kulasie z wrażej niewoli. A do piwniczki nie zaglądać mi tam, gdyż całą brzoskwiniówkę ukryłem dobrze za żłobem Łaciatej.
Do usłyszenia się z państwem za tydzień i ciut.
piątek, 5 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tylko nie pomyl tej dzikiej baby z Pałąkową albo panna Aldoną, co to niby u Ciebie sprząta!
OdpowiedzUsuńBrzoskwiniówka, mówisz? Za żłobem? Zaraz każę synowi szewroletę odśnieżyć :)
Jak to wanieje tym zsiadłym przecierem agrestowym z cząbrem...??? Niejak nie mogę sobie wyobrazić... W każdym razie bardzo mi sie to podoba i chciałabym te dzikie... powąchać...
OdpowiedzUsuńW każdym razie powoidzenia Antoni i... uważaj na siebie.
Antoni gratuluję występu w PR III. Delikatny głosina z Ciebie, Kochany:) Miło było usłuszeć Cię "na żywca".
Ech, dziką babą być i hasać sobie luzem po polach i lasach. Tylko ten naród jakiś taki niekumaty i nie wiedzieć czemu poluje, grrrr
OdpowiedzUsuńa u nas to jedynie dziki pod lasem grasują, żarła jakiego szukają pod śniegiem, wczoraj z wieczora to całe siedem sztuk naliczyłam :)
OdpowiedzUsuńOch jejku, narazie to slyszalam tylko o pumie czy innym stworze, co to ganiało i kury zżerALO gospodarzom. Ale dzikie baby?? Zaraz muszę do mamy dzwonic, żeby raz dwa bigos chowała. No chyba, że Antoni już połapał, ale to pewnie w wiadomościach go pokaża ;)
OdpowiedzUsuńAntoni, czy Ciebie te baby upolowały?
OdpowiedzUsuńNo i zaginal Antoni w akcji, czy co?
OdpowiedzUsuńTak mnie jeszcze swedzi jezyk, by powiedzice ze dziewiecsil to chyba ulubionym zielskiem w okolicach Pazdzierzownicy jest :-))
A może te dzikie baby Antoniego upolowały i w niewoli trzymają...
OdpowiedzUsuńI myslisz Grazyna ze trzebaby pojsc z odsiecza? tylko czy my damy rady dzikim babom? :-)
OdpowiedzUsuńJestem, już jestem. Właśnie dotelepałem się z Gliniewic, bo ostatni pekaes do Koszelewa dla mnie umkł był.
OdpowiedzUsuńGrażyna, ale się wygadałem z tą brzoskwiniówką! ;) Zaraz polecę sprawdzić, czy się została.
Ewelajna, przecier z cząbrem wanieje jak... hmmm... no nie wiem! U nas na wiosce tak gadają. Dziękuję. Delikatny głosina... no taaa... ;)
Magenta, poluje się z ciekawości. Ale nie zaspokoiłem ja jej, o czym napiszę niezabawem. A Antosikowa ma w czapę.
Anitku, dzików, saren i łosi i u nasz więcej latoś, bo zima sroga i śniegu moc. Nawet wilki pojawiają się.
Hehe, Kucharze, bigos może być zagrożony - jak nie dzikie baby, to oswojony Szuwaśko ;)
Buruu, ja tam nie zielarka, ja tam nic nie wiem. Co dają, wypiję, aby oprocentowane słusznie.
No to co, wróciłem.
Uff, kamien spadl z serca, my tu z Grazynka powoli sie martwilysmy czy oby zaopatrzyles sie w odpowiednia ilosc tych oprocentowanych produktow na cala szalona wyprawe :-)
OdpowiedzUsuńNo nareszcie :))
OdpowiedzUsuńOt czort, niby jest a jakoby jego nie było. Mowe dla niego odjeło czy jak? Pewno goło, tfu... dziko babe zoczył, języka wywalił na brode a że mróz był to i przymarzł na powietrzu. Tak gadać jemu cienżko.
OdpowiedzUsuńBasiu, wystarczyło, ale musiałem dokupić u jednego takiego, co ma warstat na wydmach ;)
OdpowiedzUsuńHaniu, ale coś mi niesporo idzie pisarstwo niestety.
Czołem, Kaźmirz, dawnośmy się nie widzieli, a mieliśmy się spotkać. No patrzaj, trzeci dzień piszę krótki tekścik. Hehe, krótki jak na mnie. Ale wczoraj byłem usprawiedliwiony, bo przyszedł Radziulis Czesław, jedliśmy gąskę i piliśmy pyszne cypryjskie i litewskie wynalazki żeby dziś przy Środzie Popielcowej cierpieć i mieć wielkopostne umartwienie ;)
Nu masz, u mnie to dopiero umartwienie - takoło Luba urodziny ma dzisiaj, więc ja dla niej rybne dania robie. Po pierwsze primo to zupe rybno po gruzijsku (podle Twojego przepisu - bo dobra niemożebnie), na drugie primo to dorade na dziko, czyli co w rence wpadnie, tym rybe nasmaruje a i wepchne gdzie się da.
OdpowiedzUsuńMusowo koniecznie spotkać się. A Ty to gdzie tak zapendził sie popod Suwałki?
Ale będzie pycha! A ja dorady nie jadłem, ale nazwa jest smaczna. Nie, tą razą nie Suwałkowszczyzna, dalij ;) Będzie napisano jak już zmęczę tę powiastkę. No nie idzie mi, no!
OdpowiedzUsuńNu dobra - tak pisz powoli. Nie stersuj sia. Choć pewno każden jeden z przyjemnościo w końcu poczyta, co Ty tam robiłeś i gdzie byłeś.
OdpowiedzUsuńWiesz, prawdy to tam nie będzie ;) ale poczytać możno.
OdpowiedzUsuńczyzby Slowinski Park Narodowy? dobrze, ze wszedzie "takiego" znajdzi e:-)
OdpowiedzUsuńOt przeciwny - tak tu wszyscy nóżkami przebieramy, żeb poczytać wiadomości ze świata. A on opiera sie.
OdpowiedzUsuńNu dawaj Antoś, dawaj- nie wstydaj sie.
Całuję klamkę już po raz 58 od tego powrotu z bab :)
OdpowiedzUsuńPrawie strzał w dziesiątkę, Basiu, tylko bardziej na zachód.
OdpowiedzUsuńKaźmirz, Magento, już się pisze, się pisze. Ło matko, jak krew z nosa.
Kazimierzu, a lubą Lubę pozdrawiaj, życz pełnego chlewika i całuj w oba poliki od Czypraka z konsortesami.
No to jednak czekam na wpis, w miedzyczasie zaczelam obstawiac Sahare :-)
OdpowiedzUsuńKhekhe, tak sucho to nie było ;D
OdpowiedzUsuńTo może herbaty sobie zrób, z rumem albo z czymś. Ołówek zaostrz i pisanie samo przyjdzie :))))
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego z okazji Światowego Dnia Kota dla kotów z Koszelewa! Niech im żywot śmietanką płynie i rybkami pluska. Oby zdrowe były i przez ludzi kochane!
OdpowiedzUsuń(Myślałam, że choć foteczkę dasz z tej okazji, Antoni.)
Haniu, jak nie przychodzi to nie przychodzi, a jak przyjdzie to grafomańskie zapędy u mnie są :) Jak to mówią: nie urok, to sraczka.
OdpowiedzUsuńMuscat, no to dodałem ;)