Podglądnąłem także w klubokawiarni w telewizorku na stacji MTV, że inne patafiany, takie czarniawe więcej, też się snują jakby dla nich kto mleka makowego do kompotu dolał i pokazują coś ręcami. Rozczapierzają paluchi i zamiatają. Gadają przy tym takie „a-ha a-ha” i „oł-je m-hm”. Znakiem tego mówią zdaje się, że zrozumieli, co się do nich gada, a ręcami pokazują, odkąd dokąd to zrozumienie posiadają. Nu, nie za wiele tego, ale co poradzisz. Na wykształciuchów nie wyglądają wogle. Aha, no i jeszcze robią miny jakby pod pachami nie podmyli się albo jakby dla nich kto w te czapunie narobił i przyklepał.
Jak by to nie wyglądało, to jednakowoż kiedy wielgachna stacja pokazuje takie dziwadła, to to musi światowe i mądre być, a ja tu wioskowy chłop jestem i nie znam się nic a nic. Z duchem czasu iść trzeba, pomyślałem. No i dobra, przy niedzieli mniej koło gospodarki chodzić trzeba, więc po obiedzie włożyłem ja te gacie, obsunąłem krok żeby się po ziemi ciągał, nagawki wsadziłem w kościołowe gumiaki, czapkę uszatkę na zukos przekrzywiłem i dawaj delirycznie snuć się po chałupie, majtać się jak Stefanko Józef (wiecie, ten, co chorobę sierocą miał i ajkiu nietoperza) i łapami młynkować, a palcy rozczapierzać. Fajny był ten kryształowy flakon, ale może uda się posklejać. Najgorzej, że pinezki ja w nim trzymałem i kilka do butów dostało się, więc chwilowo nie chodzę zgrabnie.
Takie neptykowe łażenie szybko dla mnie znudziło się jednakże, bo nieproduktywne za bardzo jest i straty w dobytku powoduje. Ale ale, doznałem olśnienia, toż te z krokiem w kolanach, to one cięgiem tam coś mruczą pod nosem i jak gdyby tak skandują w poprzek podkładu muzycznego. A, to może i dla mnie tak trzeba zrobić. Wygrzebałem kawałek papiurecka, co go na podpałkę naszykowanego miałem, obdrapałem drewienko z ołówka i zacząłem tworzyć twórczość rapową. Rym taki więcej częstochowski dla mnie wyszedł, ale w końcu to rapowa piosnka jest, więc mam nadzieję, że nie spodziewacie się Leśmiana.
Apropos Leśmiana. A nie czytać mi tego mojego wierszyka jak poematu o chruśniaku. Pamiętacie może, Władysław z Lucyną poszli na pole malinowe Głuszczaka Leopolda, ale zgubili się, bo trochę hektarów Głuszczak ma. Zanim posterunkowy Guzik na parolotni ich wypatrzył, zdążyli wyjeść malin na siedymdziesiąt złotych. No, to nie czytać tak jak poetycznej twórczości, tylko tak więcej jakbyście skandowali hasła na pochodzie pierwszomajowym. Albo o ło, jak ten zespół T-Raperzy znad Wisły, co koncertował onegdaj w domu kultury w Gliniewicach, tylko zamiast „Mieszko, Mieszko, nasz koleżko” albo „Dobra dobra, dobra dobra, pocałujcie w dupę bobra” u mnie są takie zamorskie wzdychania typu „oł-je, jo-men”.
Zrozumieliście? To puśćcie sobie w tle płytę z Santor Ireną albo Grechutą Markiem – zresztą, cokolwiek byle nie pasowało, bo muzyka tam najmniej ważna jest - i do rapowania się zabierajcie. Jak my poćwiczym, to latem pojedziem może na Festiwal Piosnki i Przyśpiewki Rapowej do Kaźmirówki Wielkiej. Może wójt dotancje jakie przyzna na kościumy?
Ale koniec pitolenia, bo znoweś rozgadałem się, a twórczości poetycznej ani widu, ani słychu. No to daję.
Piosnka rapowa o zalotach Bardziaszko Stefana do Kujawskiej Marioli
Wstęp, czyli czujna zagajka, madafaka men:
m-hm jo-men joł-roł-roł-roł
ou-je je-men m-hm
fak-end-grab chędoż-i-łap to wioskowy rap
m-hm-m-hm o-je je-men
Chodź mi tutaj moja panno,
mięto, manno i dziewanno,
chodź mi tu mój dziewięćsile,
gdyż posmyrać chcę cię chwilę.
Ref.:
tak-cię
ja-chcę
Będę ci imponić wanną,
furą latem, zimą sanną.
A na koniec dam ci w darze
kaczek, gęsi, kur po parze.
Ref.:
si-si
dam-ci
Pójdź, pokażę ci ja życie
letkie, choć nie w dobrobycie
a okrasą będzie ranny
udój bydła niewyspanny.
Ref.:
o-je
dój-je
Tamten w wyrku był lucyfer,
miał na brzuchu kaloryfer,
ale prędko się wydało,
że przeczytał książek mało.
Ref.:
miał-w-łbie
kieł-bie
Więc zapomnij na chwil kilka
jak cię tamten koleś ćwirkał,
gdyż przychodzę w twe barchany,
zrobić mętlik niesłychany.
Ref.:
a-ha
ci-ja
I powiedzmy sobie szczerze,
że nie miną dwa pacierze
jak mi będziesz rzęzić, kwilić
i wioskowe życie milić.
Ref.:
tak-ty
je-mi
Czas mi kończyć, bo coś czuję,
że sikorka się nerwuje.
Idę pohołubić pannę.
Miętę moją i dziewannę.
Ref.:
ech-drżyj
się-wij
joł-roł-roł men madafaka men oł-je
Pośpiewałam ja sobie ten Twój rap na podkładzie z Budki Suflera i tez nieźle wyszło!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem na festiwalu w Kaźmirówce Wielkiej szanse masz duże, a może i do Mam Talent się zgłosisz? Sms-ków byś dostał co niemiara :)
Antoni! Pełen szacun na dzielnicy! :D
OdpowiedzUsuńMusisz teraz szybko zabić drzwi i okna deskami, bo jak się laski dowiedzą, że Ty jesteś artysta-raper to Ci żyć nie dadzą. Kobiety szaleją za muzykami!!!
Joł men, zatkało mnie normalnie :)
OdpowiedzUsuńJoł-men... Prześpiwałam...!!!Antoni....!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo i takie zdolności w Tobie...
Jesteś moim idolem...!!!!
Ja już się szykuje na ten festiwal w Każmirówce Wielkiej. To dopiero...
ech drżyj - się wij...
oł-je...:):):)
Grażynko, zgłosić się mogę, ale chyba do "Mam kury" albo "Wybacz mi" :D
OdpowiedzUsuńJoł-men, m-hm, Magenta, teraz już wiem, dlaczego Orzelska Walentyna pytała, czy już wiem, co będę robić wieczorem. Odpowiedziałem, że musi durnowata, że co to ja, Pytia i żeby szła w cholerę. A dla niej nie rozchodziło się o prekognikacje, tylko o wino, świece i mizianie przy piecu! Ot, kołowaty ja.
Kucharze, bo to długa piosnka jest i trzeba oddechy między zwrotkami brać! Jak na jednym wdechu śpiewacie to nie dziwota, że was przytyka ;)
Tak, Ewelajno, m-hm, oł-je, takie też. Umiem jeszcze świetnie miotać jenotem (II miejsce w zawodach gminnych) i żonglować onucami. Jak kiedyś byłem na plenerowym koncercie i tam był konkurs stania na leżącej beczce, to ustałem 1,32 sekundy, ale nie był to najlepszy wynik wieczoru, więc to się chyba nie liczy.
Jo Men!
OdpowiedzUsuńTekst pierwsza klasa. Zgadzam się z Magentą - jak się wyda, że z Ciebie taki artysta, to nie będziesz się mógł od fanek odpędzić, szczególnie w tych dziadkowych galotkach. :D
Mam tylko nadzieję, że te pinezki za bardzo Ci nie dokuczyły, bo ruch sceniczny w tym gatunku muzycznym jest równie ważny, co przekazywane treści.;)
Dobrodzieju zawód ci zmienić wypada bo talenta w Tobie drzemią ukryte a ty nas tu zwodzisz cannelloni i gęsimi żołądeczkami. Pomyślałbyś może nad zaadaptowaniem kuchenki gazowej na sprzęt do rapowania to i wydatek byłby mniejszy. W piekarniku zmieściłoby ci się z 1000 płytów koń-paktowych.
OdpowiedzUsuńdawno sie tak nie ubawiłam... i nawet tekścik wydrukowałam coby w świat poszła piosnka owa :)
OdpowiedzUsuńAntonio, a gdzie koncert życzeń na blogu? Ostatnio moda taka, z duchem czasu trzeba iść ;) Tak czy siak zaklepuję fotografię Czyrpaka w emsi- gaciach ;)
OdpowiedzUsuńSękju, Anastazjo, jo-men. M-hm. Na razie jeszcze musi nasze wioskowe baby nie doczytały a miastowe nie dojechały, bo ostatni pekaes już przyszedł. Pinezki to - bo ja wiem - może i pomagają nawet, bo dzięki nim wychodzi taki elektro-freneto rap dęs typu bocian na żabach, z silną pracą nóg. Kto wie, może się przyjmie?
OdpowiedzUsuńDobrze gadacie, kumie, m-hm m-hm. Jakby skrobać po niej nożem, to wychodziłoby takie skrzeczowanie, bo płyta niemyta z dawien dawna. Tarełków trochę mam, to mógłbym na nich też napaździerzać. Byłbym wówczas także Di Dżej Czyprak (albo też Di Dżej Tony). Jo madafaka! Ale z koniami paktować nie będę ;)
Nie może to być, Myniolinko, to ja w drugim obiegu uczestniczę? Olaboga! M-hm a-roł-roł-roł m-hm m-hm!
Wegetarinko, no tego to nawet moja Smiena nie wytrzymałaby. Klisza i aparatura swoją wytrzymałość wszak mają, czy nie tak, co? Jo-men. A wogle to co to za koncerty życzeń? Nic ja nie wiem o tym. Ale po prawdzie to i mniej czytuję ostatnio, bom zarobiony.
Ja cież!
OdpowiedzUsuńnajbardziej mię się podoba ćwierkanie.
To można nawet uczennicy się spytać: "Dziecino, coś ty taka zmulona, możeś za dużo ćwierkała???"
Antoni, a kiedy coś ugotujesz? Obejrzała bym jakieś pyszne danko... Dawno nie było Tatulowych przepisów...
OdpowiedzUsuńAntoni! Superaśne! Gratulejszyn!
OdpowiedzUsuńWłaściwie, Mamamarzyniu, to było ćwirkanie, ale od ćwierkania dziecina też mogłaby być zmulona. Ba, wyżęta...
OdpowiedzUsuńGrażyno, no właśnie jest szkopuł, bo niby coś tam gotuję, ale jakieś takie niewydarzone. Mam sporo fatalnych zdjęć, które wstyd opublikować, żarełko bez foty to jak rap bez gaci z krokiem w kolanach. Wczoraj zrobiłem żebra baranie z sałatą i kaparami, ale foty do dupy. Przedwczoraj była świetna ryba pod sałatką pomidorowo-oliwkową, foty masakryczne. Teraz robię omlet z łososiem, może co z tego będzie... A tatowe biesiady i za mną chodzą. Musze zagaić do tatula. Może przekupię go gąsiorkiem od Maciaszczyka...
Dzięki, Gutku!
Antoni, takie specjały a Ty nic... Daj bez foty, toć opiszesz obrazowo a reszta to już kwestia naszej wyobraźni :)
OdpowiedzUsuńpiosnka tylko n festiwal!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam miło
O mój Boże, Antoni, Ty masz talent!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się do łez:) Boskie te rymy, poetyckie ale i takie życiowe;)
Będzie więcej:)?? I co ważniejsze Antoni, czy planujesz wersję audio czyli singiel?:) Ja myślę, że wielu by się tu znalazło chętnych na płytę, z autografem:D
Pozdrawiam bardzo!
E, przepis bez foty, Grażynko, to jak salceson bez świńskiej pachwiny. Z kolei... E, nie będę na noc świętą rozmyslań uskuteczniać, jeszcze mnie dynia rozboli i bedę musiał likarstwa łyknąć ;)
OdpowiedzUsuńDonatello, ja i tak myślałem żeby ją na festiwal wziąć. O miłości wszak, a to chwytliwy temat.
A bo wiesz, Patrycjo, w szeździesiątym czwartym albo piątym uczestniczyłem we warstatach poetycznych w Paździerzownickim Kole Gospodyń Wiejskich "Ukazanie ludzkiej doli w poezji batalnistycznej, marynarskiej i hulaszczej". Prowadziła je Chwatczyk Waleria - ta sama, co nie tak dawno temu nazad wydała tomiszcze poetyckie "O cie nie mogie, otwór w miednicy". Mam ja je pod nogą od szafy, bo się chitała. No i bez te warstaty u mnie letkość rymiczna jest.
Żebyś wiedziała, że wersję audiofilską chciałem wydać numerowaną, ale nie umiem tego całego nagrywania zrobić, gdyż nie mogę pedałować żeby dymamo, co ja nim prund do mojego komputerka wywołuję, napędzać, operować przy klawiszkach i dyszkantować za jednym zamachem. A więcej zawsze może być, ponieważ takie rymy to ja produkuję jak majonez. Joł :D
że też nie zachowałam sobie żadnych rajtuzów z wczesnej młodości, co to krok zawsze stabilnie się trzymał na wysokości kolan, znaczy się schodził poniżej dolnej krawędzi spódniczki i taki straszny wstyd był na podwórku wtedy, gdy przeskakiwaliśmy przez piłkę odbijaną od ściany, a ja upierałam się, że nie ma skuchy jak rąbek spódniczki muśnie piłkę, no bo koleżeństwo śmiało się ze mnie do upadłego i już nie miało siły brać udziału w dalszych zwodach, także wygrywałam niejako walkowerem, acha, ale ja nie o tym, chciałam tylko powiedzieć, że strasznie mi przykro, że nie mogę teraz się ubiegać o przyjęcie do zespołu, z którym będziesz jechał w trasę, no bo przecież z takim cudnym utworem na pewno wygrasz niejeden festiwal :-)
OdpowiedzUsuńHAHAHAHA!!! Dobre! A do kompanii zapraszam. Jak będzie dużo chętnych to zrobim chór rapowy, który będzie robił murmurando m-hm m-hm.
OdpowiedzUsuń