Czego to ludzie nie wymyślą. Dzień Blogiera zrobili. Najwpierw myślałem, że Blagiera, co by do mnie pasowało jak ulał, ale nie. Blogiera. Skupcie się, „o” tam jest. Oczywiście nie ma w tym nic złego, okazuje się tylko, że jest to sto siedymdziesiąty ósmy dzień w roku kiedy jest okazja wypić cokolek, podczas gdy wątroba jedna jest, jako i matka. Ale co by nie mówić, jest Dzień Ślusarza i Walcownika, jest Dzień Przemytnika Pokostu, Ładowacza Traulerów, Dzień Skrzypienia Grzebieniem i Święto Ludzi z Jeszcze Zdrową Śledzioną (tego akurat nie obchodzę). To co, blogier ma być gorszy?
Pech chciał, że wczoraj i przedwczoraj, i przedprzedwczoraj miałem trochę zajęć i jakoś nie składało się ażeby uczciwie dzień ten uczcić i napisać małe co nieco. Nadrabiam niniejszym, ale i przepraszam. Bywa, że dobrzy ludzie okazują mi sympatię wyróżniając podczas miłych zabaw. Wiecie, jak na przykład ostatnio z tym Dniem Blogiera: a to poleć pięć blogów, a to napisz o dziesięciuch rzeczach, które lubisz, czy wcześniej pokaż pierwsze zdjęcie na blogu albo dziesiąte w ogóle. Fajnie, co nie? Tyle że ja, czort, nie naskrobię nic, nie okażę wdzięczności podsyłając jajków od kurek albo mleka od Łaciatej czy tam jakiego gąsioreczka nie za małego, nie wspominając o podpięciu się do zabawy. Ot, pomorek.
Dzisiaj więc nie imiennie, ale zbiorowo: senkju ogromnie za to, że zagaszczam ja u was, że wspominacie czasem, co musi oznaczać, że i w was umiłowanie dla rolnictwa drzemie, a czasem pewnie nawet ryczy. Dla zadośćuczynienia i podziękowania, wszystkim życzliwym koszelewskiej ziemi zdradzam dziś, co lubię najwięc (takie jest założenie tej ostatniej zabawy). Może nie najwięc, tylko co ślina pierwsze na język nawinie. Sami rozumiecie, jaka gmina, taka ślina. Jadę, nie?
Lubię kiedy deszcz popada,
kiedy w słońcu śnieg się skrzy,
kiedy wiosna w sadzie siada
i świergoli trzy po trzy.
Lubię w smaku śliwowincji
swojską, przaśną nutę czuć:
posmak lasu i prowincji
co się każe w chmurach snuć.
Bardzom kontent gdy w piwniczce
jest rozmaryn, czosnek i
gdy w oliwie, tej księżniczce
stek z jagniątka pysznie lśni.
Wręcz uwielbiam gdy dziewczynie
pukiel włosów muska twarz.
Jakby mówił „w tej godzinie
ty mnie także pieść i głaszcz”.
Lecz czekajcie, żeb nie było,
że to jest poważny wiersz!
Baciukowi prasnąć w ryło
ooo, to strasznie lubię też!
Lubiłbym pójść do galerii
by kultury chapsnąć łyk,
lecz nie mogę po prób serii
obrotowych minąć drzwi.
Tu powyżej rym koślawy,
więc przepraszać was ja chcę.
Oko mrużę. Dla zabawy
lubię czasem droczyć się.
Bardzo cenię dobrą książkę,
zwłaszcza gdy okładki ma.
Sprytnie wiążę ją na wstążkę
i w bardaszki wieszam drzwiach.
Do dziesięciu już nie zliczę,
gdyż żywina mordy drze.
Lecz kto lubi, czego życzę,
niech tu ze mną chichra się.
czwartek, 2 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wspaniale!!!!!!! po prostu wspaniale!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wcale się nie dziwię wyróżnieniu. Cudny ten Twój blog.
OdpowiedzUsuńtmach
Antoni, ze dwa jajeczka na wieczornego kogla mogla. rzuć proszę. Ino celnie, żeby na marmurach się nie rozbiły. Jak Cię tu nie lubić.
OdpowiedzUsuńPieknota :)
OdpowiedzUsuńPięknie! Ales gutes z dniem blogera :-)
OdpowiedzUsuńNa to liczyłam :)
OdpowiedzUsuńTo ja się skupie na posmaku lasu i prowincji... Czy ja już gdzieś mówiłam, że Cię kocham , Drogi Blogierze...??? To ja troszkę cydru gruszkowego za Twoje obecne i dalsze zdrowie...!
OdpowiedzUsuńOlaboga, chwalą i chwalą! A spóźniony ja przecie... Nooo, to teraz moje pożądliwe, w swej próżności rozpalone do czerwoności ego osiągnęło właśnie kolejny poziom rozbestwienia, nieznany dotąd nauce ani nawet kierowcom beemek :D Uff, dobrze, że kierowcy beemek nic z tego nie zrozumią.
OdpowiedzUsuńGosiu, szalennie dziękuję! No po prostu jakbym miał urodziny! ;)
Tereso, witam nowoobjawioną czytelniczkę. Zapraszam i polewam.
Lo, dla Ciebie to i kopa. Niektórym to się powodzi, marmury, tego ten... Ci lekarze ;)
Olu, rączki całuję!
Kubo, to tego, ja ciebie, znaczy się ich du wilkomen fur schnaps, donnerwetter schwarze katzen volkswagen gut maszinen :D Walniem po stakanie jak poliglot z poliglotem ;)
Grażka, jak mówił Czarniecki w "Potopie": "Tegom chciał!". Cieszę się, że nie zawiodłem oczekiwań ;)
Eeee, Ewelajno, eee... No i zatkało. A myślałem, że zatkać mnie może tylko kiedy ksiądz proboszcz z ambony paluchem wytyka jak akurat pogadankę o abstynencji wygłasza. Ale mów mi tak, dziewczyno, mów, a ja będę mruczałem ;) Cydru nie odmawiam, i odwdzięczam się arcydzięgielówką na miodzie.
Ty to zawsze potrafisz mnie rozbawić :)
OdpowiedzUsuńod dziś szukam dla Ciebie książki bez okładki ;)
Ha! A to w czyprakowym tonie wierszyk zacny nam zaprezentowałeś :) I jak tu się nie chichrać :DDD
OdpowiedzUsuńAntoni biedaku,
OdpowiedzUsuńte marmury to u mnie w szpitalu. Blok operacyjny jak za króla ćwieczka, ale frontowe wejście to Ameryka, XXI wiek.
Masz pan poczucie humoru. :)
OdpowiedzUsuńAga, ale takie bez okładki kiepsko się w bardaszce wieszają! :)
OdpowiedzUsuńTilianaro, a chichraj się, dzieciaku złoty, chichraj! Chichranie dobre jest na mięśnie brzucha i te, no, eudorfiny.
A widzisz, Lo, a ja myślałem, że Ty na mamonie śpisz ;) Ale dlaczego biedaku? A pitnaście hektary to pies? ;)
Ojcze Dyrektorze, to, zdaje się, nie poczucie humoru, tylko zwykła głupawka jest :D
To tez sie ustawie po dwa jajka na kogel-mogel, strasznie prosze! Ten blogger Tosiek to jest gosc, zreszta co tu pisac, chichram sie i juz :D
OdpowiedzUsuńTosku, to juz dla Ciebie sledziona zepsula sie? :)
Biedaku, że pozbawisz się kopy jaj. Ja ją z radością przyjmę, a Ty z czego zobisz sobie wieczornego kogla. Na drugi raz lepiej proponuj tuzin.
OdpowiedzUsuńBuruuś, i dla Ciebie się znajdzie! Ja tam nie wiem, czy to śledziona, czy co, ale tak sobie myślę, że całkiem zdrowy to ja nie jestem :D
OdpowiedzUsuńLo, bez obaw, kurki dobrze się niosą, zawsze mogę poprosić Pałąkową o pożyczenie albo ukraść Baciukowi. Nie bój, z głodu nie zginę, nowy gąsiorek u Maciaszczyka zanabyłem, to dam radę ;)
Wiesz Tosku, ja to do wydawanie diagnozy wogole sie nei nadaje i nie jestem obiektywna, wcale a wcale :D
OdpowiedzUsuńTylko moze nie daj w rylo Baciukowi kradnac te jajka, momo wszystko lepiej nie miec niewdziecznika na sumieniu :)
No i ja nie wiem, czy to śledziona, czy może co z głową. Ostatnio się łupłem jak kultywator u Śledzia Józefa podnosiliśmy. Cholera wie, może to i to...
OdpowiedzUsuńJa dla niego, tego, tfu, psia jego mać, Baciuka, to i bez okazji wypłacę co należne, bo to swołocz niesłychana. Niewdzięcznika na sumieniu mieć, to zasługa w niebie. Antosikowa tak na targu mówiła. ;)
To jak Ty Tosiek sie byles w glowe uderzyles, to rzeczywiscie cos moze nie teges z nia masz? Ale widze, ze piszesz przytomnie, to moze bardzo sie nie potlukles?
OdpowiedzUsuńWiec dobrze, walnij Baciuka jak musisz, dla jaj "od baby" to robie :D
To by były nawet jaja od chłopa! Naprawdę sądzisz, że przytomnie piszę? Królowo! Bo wójt z Gliniewic zajrzał dziś z rania, mówił, że czytał bloga, bo dla niego donieśli, że piszę ja, i pytał, czy dobrze czuję się, że tak obsmarowywuję durnotami caluśki powiat. Nawet mówił coś o zaprzańcach, jakichś poboczach, czy marginesach, już nie pomnę, bo szybko nawijał. A, i jeszcze że leczyć dla mnie trzeba się i dla tego sołtysa kurzą łapą robionego, i Radziulisa, co dla niego sekretarkę zatruwa podaniami o wymianę pólka za uroczyskiem.
OdpowiedzUsuńNo to jak on powiedział, że leczyć dla mnie się przyjdzie, to ja zaraz o śledzionie pomyślałem, rozumiesz. Ciekawe, co może dolegać Szuwaśce. Bo Radziulis letko utyka, to jasne.
Jaja wiejskie i od chlopa sa na wage zlota! :)
OdpowiedzUsuńTo sledziona, czy watroba moze Tosku? Lekarz ze mnie marny, nawet nie domorosly, bo mama L. w kwestii chorob wyczerpala wszelki czas antenowy jaki kiedykolwiek bym mogla dostac :)
O poboczach wojt prawil? A Ty sluchaj, gdzie on sie leczy, bo moze jakies kiepskie proszki dodstal ostnio? Chyba jednak nie powinnam o nim zle myslec, w koncu internat zaprosil do Waszej wioski :)
Ojoj, pamiętasz o tej zasłudze wójta? Mojaśty!
OdpowiedzUsuńCo by nie było, boleć nie boli, a o to głównie w życiu rozchodzi się. Czym tam ten nasz wójt leczy się, to ja nie wiem i wiedzieć nie chcę. Ale faktycznie, często więcej rozwojażony bywa. Myślisz, że to te, hielucynogieny?
O jak słodko ćwierkają kumy o chorobach :) A Maciaszczyk to już aby z tej hospitalizancji oswobodzony? Toć skoro on lekarstwo dla wsi całej dostarcza pod postacią śliwowincji to może przez te jego nieobecność wójt takie durnoty wygaduje co?
OdpowiedzUsuńJak Ty dobrze gadasz, Moniko! Toż on może niedopity jest, bo my nie mówiliśmy nic, że skrytkę maciaszczykową znamy. On może, czort, na ssaniu chodzić! :)
OdpowiedzUsuńTosku, zaslug wojta kto by nie pamietal, tak samo jak dobrego serca Maciaszczyka? A wilasnie wyzdrowial juz?
OdpowiedzUsuńMonika napewno odkryla prawde, musi byc!
O ja, święto nasze było, i tu taki ładny okolicznościowy wiersz, na szczęście na chichranie się nigdy za późno :-)
OdpowiedzUsuńWyzdrowiał szczęśliwie, wyzdrowiał. Jak dobrze! :)
OdpowiedzUsuńPrzemijanie, najprawdziwsza prawda to: nigdy na chichranie nie jest za późno i chichrania nigdy dość! Kto się chichra ten jest gość! :)