wtorek, 2 listopada 2010

Indorburgery z dyniowym piure

Też tak macie, że jedzenia robicie jak dla wojska? Ja mam, ale wcale się z tego nie cieszę. Co to za przyjemność dwa tygodnie jeść kapuśniak, i to od śniadania, przez drugie śniadanie, podobiadek, obiad, podwieczorek, kolację, aż do posiłku przed snem ażeby w nocy nie wstawać. Jak ostatnio robiłem kulki indycze, też naprodukowałem jakbym z Pałąkową w konkury przy kateringu szedł. Szczęściem surowe mięso dało radę zamrozić. Właśnie łaziłem po kuchni, podciągając kalisony ażeby kroku w kolanach nie mieć, i dumałem, co by do tego pachnącego mielonego na obiad wyczmonić, kiedy usłyszałem człapanie Szuwaśki w sionce.

Naści, kochanieńki, dynia, tyle że niekompletna, wychrzęścił jak tylko wlazł i usadowił się na zydelku. I mówi, że umęczył się jak kobyłka orką, i żeby dla niego napić się co dać. Nu, śliwowincji u mnie braknąć nie braknie prawie nigdy. Nalałem po stakańczyku, popróbowaliśmy, czy wanilią zanadto nie wania, i pytam jego, skąd on taką wybrakowaną bańkę wziął. Dziurawa jakaś, niepełna, a nawet pusta we w środku... Może w gieesie wysprzedaż była?

Rozumiesz, kochanieńki, wymruczał powoli i poczochrał resztki czupryny pod czapką, był u mnie wczoraj taki jeden malec, ale niewyjściowy silnie. Stoi popod furtką, łepek zadziera, i mówi, że cukierek albo psikus, albo cuś w podobie, i wyciąga do mnie czapeczkę ze słodkościami. No, dzieciakowi odmówić nie po bożemu, bo wyglądał jakby jego z cyrku zabyli, to poszkodowałem ja jego. Ale sam wiesz, że ze słodyczy to tylko słoninę w miodzie uważam, tak co będę dzieciakowi cukierki wybierał kiedy nie zjem. Mówię, dziękuję tobie, maleńki, za cukieraska, sam ty jego zjedz, posilisz się nieco. Ale psikusa jak tak chcesz, to ja dla ciebie zrobić mogę, co mi tam. Nu, Antoni, dynia jest dla ciebie, gdyż wiesz, że ja takich postnych rzeczy do pyska nie sadzam.

Składniki:
składniki jak na kulki indycze, albo na dowolnego hamburgiera,
0,5 kg dyni,
1 ząbek czosnku,
sok z cytryny,
sól, pieprz.

[Listonic]

Dynię kroimy na kawałki, obieramy ze skóry, kładziemy na blasze, skrapiamy oliwą, sokiem z cytryny, solimy, opieprzamy i wsadzamy do gorącego piekarnika. Kiedy miętka jak bufory Wisiorek Aldony, miksujemy z ząbkiem czosnku na piure, ewentualnie dosmaczamy cytryną, solą czy czym tam sobie chcemy (wszyscy lubią konkretne przepisy, co nie?). Zastępstwo dla kartochla - wyborne. U mnie wyszedł bardziej mus dyniowy, bo warzywo było soczyste. Taki pomarańczowy sosek dyniowy do kotleta. Miodas. A właśnie, a gdyby tak dodać miodu? A pomarańczy gdyby? Co by to było?

Z mięsa formujemy kotlety i smażymy na patelni grillowej. Połączenie bardzo pyszne. Pojadłem jak panisko.

Już po obiedzie byłem, akuratnie nalewałem sobie szklaneczkę głogówki na trawienie, a tu wpada Pałąkowa. Zdyszana, z liściami we włosach i z mchem wyłażącym z gumiaków, bo w młodniaku zająca z procą tropiła; zerknęła podejrzliwie na resztki dyni, i drze się: dawaj śliwowincji, Antoni, ponieważ albowiem afera we wiosce wybuchęła! Ktoś dzieciakowi wójta dynię helołinową zakosił, a dodatkowo za koszulinę kompostu nawpychał i psem poszczuł. Teraz wójt lemuzyną służbową marki Tavria jeździ w te i nazad, winowajcy poszukując! Ładuj lepiej te dyniowe resztki do parnika, bo nieszczęście gotowe.

Widzicie, jak to człowiek całe życie się uczy. Wydało się, że młodzianek nie chciał dać, tylko dostać cukieraska. Psikusa z kolei otrzymać nie zamiarował. To nie było zaodraz tak gadać, czort? Żeby on powiedział jak człowiek, to przecież sołtys by dla niego słoniny z miodem nie pożałował, szczególnie gdyby wiedział, że u wójta w chałupie nie przelewa się i dzieci po prośbie chodzić zmuszone są! Najgorzej, że wójt miał jakoś teraz dotacje przydzielać, a jak sołtysowy psikus się wyda, to o asfaltowej drodze do Gliniewic możemy zapomnieć, jejbohu. Póki co, Szuwaśko przemyka przez Koszelewo przebrany za garbatą murzynkę w ciąży i udaje, że wróży z kaszanki. Mówią, że z powodzeniem, ale o tym opowiem wam jak tylko skończę jeść kapuśniak.


Na koniec trochę poważniej, choć długaśny wpis wychodzi i gotowiście pousynać. Dzielna mama jednego Kuby pięknie wykorzystuje nowoczesne zdobycze techniki ażeby pomagać swojemu synkowi. Jej zaangażowanie, pomysłowość i determinancja nie pozwalają mi pozostać obojętnym. Poczytajcie sobie tutaj i pomóżcie jeśli możecie. Zobaczycie, że wkrótce spotka was nagroda za dobre serce. Mućka się ocieli, albo żyto zakwitnie drugi raz w tym roku. Ja liczę na to, że ozimina dla mnie wybuja tak, że aż z powiatu będą przyjeżdżać podziwiać, więc kupiłem na Allegro dwie świetne książki, w tym zbiór opowiadań, który pasuje mi szczególnie z racji tematyki typu poetyka i prozaiczność hulaszcza, ale też oddałem na aukcję chartytra... no, na aukcję oddałem trzy tomiszcza kultowego tasiemca „Millennium” Stiega Larssona. Miałem do antykwarwiatu dać albo Szuwaśce za gąsiorek śliwowincji opylić, bo korytko warchlaków się dla niego chita (jak w domu zostawię, to sami wiecie, jeszcze sąsiedzi mnie o czytelnictwo, kryptowykształciuchostwo albo co gorszego jeszcze posądzą i z wioski przepędzą), ale zamaniło się dla mnie coś bez interesowności zrobić. Aukcja jest tutaj i jeszcze do następnej soboty pobędzie, więc zdążycie z kapuchy wyskoczyć. W sensie że nie z kapuśniaku, a z mamony. Na życzenie zwycięzcy będę odbijał z pomocą towotu łatkę Raciatej... tfu, psia mać, ratkę Łaciatej na pierwszej stronie każdego tomu. Że ekstralibris taki niby.

Słowo honoru, to miał być normalniejszy wpis żeby nie wyglądało, że z poważnych rzeczy robię sobie podśmiechujki, ale nie poradziłem, no nie poradziłem. Bywajcie i pojedzcie solidnie, moje śmidrygiełki.

16 komentarzy:

  1. ożesz Ty Czypraku, tak kusisz na noc! a ja dziś z Oczkiem w jakimś macu papierowymi hamburgerami uciszałyśmy żołądki

    OdpowiedzUsuń
  2. Antoni, a ja nie umiem gotować na dwa dni. Czasami zrobię więcej, to i tak zjedzą na raz. Mam zresztą chyba taką potrzebę robienia ciągle czegoś nowego. Muszę się od Ciebie nauczyć gotowania duuużej ilości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoś, ja mam tak samo:) Jak juz zacznę to też jak dla pułku i wtedy zupka na śniadanie i na obiad...
    Nie wiem, czy ze mną wszystko dobrze, ale jakoś uderzyły mnie miękkie bufory Wisiorek Aldony... Może to z powodu wyrzutów sumienia, że dynia moja nieruszona stoi a u Ciebie taki raban się zrobił z jej powodu... To może..., skoro ona tak sto,i to ja ją wójtowemu dziecku oddam...? Co myślisz, Antoni? W zamian chciałabym zobaczyć Pałąkową z liśćmi we włosach i tym mchem wyłażącym z gumiaków... Toż to musiał być przedni widok... Zatem...?

    OdpowiedzUsuń
  4. No to Antoni już macie pięknie z Szuwaśką! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. drogi Antoni dynia z dodatkiem pomaranczy daje wyborna marmolade , co prawda zamiast pieprzu lepiej dac cukru ;) a o dyni z cytrynami to juz nie wspomne lepiej bo mi slina na klawiature leci , rarytasy normalnie

    OdpowiedzUsuń
  6. genialna gadka :)
    nieodzownie poprawiasz mi humor

    OdpowiedzUsuń
  7. Do Thanksgiving Day się szykujesz już ? ;)))

    Imbiru dałabym do dyni, albo zielonej pasty curry.
    Albo pół łyżeczki ostrej pasty paprykowej.

    Bardzo smakowicie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  8. wspanialosci!!! a te gotowanie "dla pulku wojska" znam z wczesniej,teraz juz sie nauczylam gotowac w ramach przyzwoitosci tak max. na 2 dni :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Padłam, po prostu padłam przy tej opowieści o chłopcu (ale już wstałam,a nawet siedzę) :D:D:D
    Uwielbiam te Czyprakowe wpisy, bo i dzień po ich przeczytaniu lepszy jakiś:)
    Ja się musiałam nauczyć gotować mniej,stwierdziwszy,że przecież już nie w sześcio- ale w dwu-osobowym gospodarstwie pichcę:>Taka to siła przyzwyczajenia.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to widzę Antoni że dogadałbyś się z większą częścią mojej rodziny - jak już gotują to dla pułku wojska, babcia w tym wiedzie prym :D Ja z kolei doskonale opanowałam sztukę gotowania na 2- max 3 osoby i mam wrażenie że często nie dokarmiam swoich gości :D
    A Szuwaśko dobry człowiek, dzieckowi nie odmówił, a że się nie zrozumieli? Mógł się młody precyzyjniej wyrażać, ot co :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Antoni, ja gotuję jak dla pułku wojska i wszystko znika, jak czasem zostanie, to znika w nocy... Może Ci podrzucę moją rodzinkę na kilka dni ?
    Dyniowo- indycze burgery - super !
    Za Szuwaśkę trzymam kciuki !

    OdpowiedzUsuń
  12. Aga, jakże to, celulozą i szczurzymi ogonami napychałyście się?! Może jeszcze politurą "Sepsia" się raczyłyście? Fuj! ;) Kochanieńka, toż trzeba było wpadać! :)

    Lo, ja też mam potrzebę robienia czegoś nowego. Tylko że mi dużo wychodzi :)

    Ja nie wiem, Ewelajno, czy to wójta udobrucha. Najwięcej dla niego, zdaje się, rozchodzi się o ten kompost za koszulką. Rozumiesz, sweterek z darów z letka się podniszczył i wania... Nooo, Pałąkowa wyglądała ujmująco, fakt. Ale ona zawsze tak ma, jejbohu. Jak nie utytła się, to się poturbuje...

    Fakt, Gutku, przechlapane na całej linii.

    Agnesha, idąc za Twoją radą, dałem wczoraj cytrusów do risotto z dynią. Dobre!

    Dorotko, cieszę się niezmiernie! ;)

    Agik, jakbyś tu była. A bo to wiadomo, chodziły z cukieraskami, może i z indykiem będą... Lepiej więcej nie ryzykować, że się wójtowego potomka ukrzywdzi.

    Gosiu, ja też trenuję, i czasem rzeczywiście wyjdzie mi na 2 dni ;)

    Jak dzień lepszy po lekturze, Aeshna, to dawaj, napijem się może dla dodatkowego polepszenia jakości życia :D

    Moniko, to my z Twoją rodzinką, to byśmy mogli konkurencję dla Pałąkowej zrobić! Jak byśmy nagotowali, to i na cały Festyn Rękodzieła Ludycznego w Kaźmirówce by stykło. Masz rację, dzieci nie umią gadać. Bałboczą, zero dykcji. No i motają jak poczochrane...

    Grażynko, to może Twoje świnki, kurki i pieski znają kod dostępu do lodówki i w nocy wyżerają? Siup! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja gotuję tony żarcia, ale i mam pożeraczy wielu. Nawet nie trza somsiadów zwoływać. Chciałabym sobie tak maczać mielonego w tej pomarańczowej ciaparce, baaardzo apetyczne zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie, Antoni, to mąż i syn uwielbiają późne kolacje...

    OdpowiedzUsuń
  15. Gotowac jak dla wojska, skad ja to znam? Ano moja Mami tak zwykla gotowac, ale dobrze wiec sie nie odmawia grochowki na 3ci dzien :)) Ja to chyba z przekory gotuje w sladowych ilosciach, Lukasz zawsze pyta czy napewno starczy i na wszelki wypadek doklada sobie pol porcji :)))

    A gdy juz Tosku pisze o cukrze (a psze o nim 3 razy na miesiac srednio) to zawsze o boczku mysle i sloninie :D

    Pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  16. Mamamarzyniu, no to lu! Robi się błyskawicznie!

    A, to co innego, Grażynko. U mnie to kurki wyjadają ;)

    Taaak, udane połączenie smakowe, Buruu! ;)

    OdpowiedzUsuń