poniedziałek, 3 stycznia 2011

Torcik brokułowy dla blogierki











Sen był taki: byłem ja sobie w jakiejś dużej sali i było tam trochę ludzi. Jakby panel blogowy abo cuś. Była też grupka fajnych babek, znaczy się blogierek kuchennych. I jedna z nich na mój widok krzyknęła „Antoni, kochany, jakże się cieszę się, że cię poznałam wszelako!”. Tego, i całusa dostałem, aha! Aż mi czapka uszanka w miskę z kawiorem wpadła. Tylko że potem zrobiła się poważna (blogierka znakiem mówiąc, bo na powagę czapki uszanki bym nie liczył) i dodała: „Antoni, ogarnijże się, chłopie, nie możesz zaprzepaścić tego, co osiągnąłeś”.

Mówiła o tym blogu. Wiem to, choć tego nie powiedziała. Wiecie, jak to we śnie. Nu, a nie dalej jak wczoraj siedziałem i dumałem, że jakoś do pisania wziąć się nie umiem, w robocie miazga to i pomysłów na bazgranie po blogasku braknie. No ale w końcu, myślałem dalej, tego bloga to ja dla jaj zaprowadziłem, to czego się przejmować, że nie idzie. Mogę zamknąć w trypi... pierniki (ufff!), i tyle. Mój blog, czy nie tak, co? A co do osiągnięć, to dzięki temu blogu osiągnąłem stan podwyższonej absurdalności zachowań w realu, jak też zacząłem w sklepie gadać „a da dla mnie, kochanieńka, osim jajców”, i tyle. A nie, jeszcze Baciuk, ta swołocz, znacie może, mniej chamowaty zrobił się, gdyż się boi, ażebym ja jego tu nie opisywał, czym by się na pośmiewisko przed całą wioską wystawił. Tyle że to samo osiągnąć bym mógł zwyczajowo pacając go w potylicę na powitanie, no ale tak jest humanitarniej. Czy dla takiego obsrajducha humanitarność się należy to nie wiem, ale niechaj tam. Z Grinpisem wolę nie zadzierać, bo oni mnie już raz życie uratowali jak w ostatniej chwili odstąpili od wrzucenia mnie w odmęt Bałtyku kiedy plażowałem.

Wrrróćć, nie o Baciuku ja przecież, bo na niego tych pikselów szkoda marnować. Widzicie, tak mnie ta blogierka podeszła, że się dzisiaj przy porannej serwatce zadumałem. Dumałem, dumałem i wydumałem, że w rzeczy samej: poddawać się — nie honor. Iść może nie idzie, ale mus próbować. Źle wyjdzie, to mnie kto objedzie, a dobrze, może i gąsiorka postawi. A no to se popiszę.

Dla tej blogierki to ja podziękować chciałbym, że mnie obsztorcowała. W sny nie wierzę i nie przejmuję się zazwyczaj, ale ten mnie wziął. Może temu, że taki realistyczny był. Aha, a nie już. Taki on realistyczny, że nie wiem nawet, co to za blogierka była. Tyle tylko, że taka, co ja jej bloga lubię. Przyznawać mi się zaraz, która mnie obsobaczała?! W tym śnie wiedziałem, kto ona, ale przy serwatce już nie. Nic to, jak mawiał Wołodyjowski Michał, znacie może, tylko że on nie z naszej wioski.

To jak, może torcika? Bez masła, cukru, bo wiadomo: Święta ledwo minęły, nowy roczek dopiero się zadamawia, wszystkie przejedzone są. A tu prawosławne tylko patrzeć jak kolędy śpiewać zaczną i wędzonkami nęcić. Więc ten torcik bardziej na słono, ale taki delikatniuchny, że i Ludwiczak Jadwinia zajadała, choć podczas świąt to łoj, fest pobalowała i teraz ją trzucha napaździerza. Mówiłem jak dla kogo dobrego: nie mieszać szampiona z winem, samogonką i piwem, i to w jednym dzbanku, a już przynajmniej nie pić na wyścigi bez zapojki. Ale zostawmy Jadwinię, bo ją czkawka albo kucie w dołku złapie. Torcik dla dobrej blogierki, poświątecznie dietentyczny. Pokosztujcie jeśliście głodnawi, a popijcie śliwowincją, bo żołądek pomyśli, żeście nie tylko do wegarianów przystali, ale jeszcze abstynencję ślubowaliście, tfu, psia mać.

Składniki:
naleśniki:
 125 ml mleka,
 125 ml wody gazowanej,
 2 jajka,
 20 dkg mąki.
pesto:
 1 duży brokuł,
 3/4 szklanki migdałów,
 spora garść suszonych pomidorów,
 1 pęczek natki pietruszki,
 sok z cytryny,
 (3 ząbki czosnku,
 0,5 opakowania sera feta,
 pieprz),
 sól.

Naleśniki oczywiście każdy robi po swojemu. U mnie to jest tak: mleko, jajka i wodę rozbełtujemy, solimy, sypiemy mąki do uzyskania konsystencji mniej więcej jak na ciasto naleśnikowe (można dodać łyżkę — dwie oliwy aby nie trzeba było smarować patelni), odstawiamy na pół godziny żeby bąbelki z wody połobuzowały z mąką i żeby mieć czas zadać kurkom. Potem, wiadomo, smażymy naleśniki.

Brokuła gotujemy na parze do miękkości, dajemy do robota razem z migdałami i pietruszką i miksujemy na papkę dodając po trochu oliwę i sok z cytryny do smaku. Na koniec solimy i — jeśli nie robimy wersji dla niemowląt lub chorych na trzuchę — dodajemy to, co umieściłem w nawiasie, znaczy się pieprz, posiekany czosnek i pokruszoną fetę. Aha, dorzucamy też posiekane suszone pomidory, które są tu za zawadiakę.

Na każdego naleśnika kładziemy warstwę brokułowego pesto, przykrywamy kolejnym naleśnikiem, dociskamy, ale delikatnie, jakbyśmy dzierlatkę obłaskawiali, i tak dopokąd się dla nas skończą naleśniki, pesto albo cierpliwość. Tylko nie pizgajcie naleśnikami w te i nazad jak się znudzicie, bo zabawa przednia z minutę, a potem dwie godziny szorowania powały, a jeszcze makatki i obrazki z leleniem na rykowisku pospadać gotowe. Tego, i jak ciasto odpoczywa, nie wyglądajcie przez południowe okno, bo się zwarzy. Tak dla mnie szeptucha onegdaj powiedziała. Ja jej słucham i nigdy jeszcze mi się nie zwarzyło. Z Bogiem, pasikoniki swawolne.

7 komentarzy:

  1. Antoni, gąsiorka by jakiego dla tej blogierki postawić co? Dobra ona że Ci się przyśniła, bez Tośka nudy w sieci, oj nudy..

    A tu taki torcik jeszcze, mlask :)

    Dobrego na Nowy Rok Antoni i weny jakiej może, a?

    PS. Zdrowia dla tej Jadwini, dbajcie o nią a nie się nabijajcie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No, Antoni, nareszcie...! Ja tez myślałam, że się zapuściłeś... Tęskno mi już było za Tobą...
    Weny, czasu i pogody w nowym roku!
    I... Twoje zdrowie malinowo-waniliową naleweczką wznoszę żeś się nam tu ukazał:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy, Antoni, że się tak wyrażę, ten sam stan. Więc ja Cię rozumiem. Zróbże coś, żeby się i mnie jaka blogierka przyśniła, co?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zrobię se taki torcik :)
    Tylko jeszcze szpinaku dodam, żeby kolorek...

    Fajnie, żeś wylazł z norki "niechcemisię". Może i ja się zmobilizuję, bo u mnie to już całkiem pajęczynami zarosło...

    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja tęskniłam za Twoimi daniami, choć koszelewskie opowieści czytałam z ciekawością...
    Chwała blogerce ! Też sobie kiedyś taki torcik zrobię, bo i ja naleśniki robię z woda gazowaną a brokuły bardzo lubię ! Pozdrawiam noworocznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moniko, oj, tak! Gąsiorek by się należał. Jadwinia o nabijkę sama się doprasza. Zresztą, przznała, że przegięła i że lepiej było poprzestać na jednym dzbanku z namieszanym wszystkim, a siedem to już za wiele ;)

    Ooo, Ewelajno, malinowo-waniliowa? Mmmm, daj pokosztować!

    Hana, a może blogier by był lepszy, co? ;)

    Agik, szpinak jest świetnym pomysłem, kolor będzie bardziej intensywny. Bo ten mój ciut bladawy wyszedł.

    Wszystkiego dobrego, Grażka! Siup, kalwadosik! :)

    Gutku, i jak, udało się? Gładka była senna zjawa? Olaboga, żeby tylko się dla Ciebie sołtys Szuwaśko nie przyśnił! Brrr :D

    OdpowiedzUsuń