niedziela, 27 czerwca 2010

Pył w Koszelewie, pekaesa nie będzie

A o pyle wy słyszeliście? Oj, nie „A, opylę”, bo tu się o szmuglowaniu nie gada. O pyle wulkanicznym z Fislandii, o takiej pyłkowej masie, co wybucha z magmy i pekaesom oraz też samolotom latać nie pozwala. Na wysokość ona wzlata, a potem zlata jak plewy przy cepowaniu. Wszystkie telewizory o tym mówiły. To jak, słyszeliście o tym?

No więc u nas było inaczej.

Po prawdzie samolota w Koszelewie nie uświadczysz, chyba że wójt premię dostanie, to hoho, wtedy są takie ognie, że i szwejk Sudanu z całą swoją ropą nie powstydzi się. Ale że pekaesy czas jakiś po naszych szutrówkach nie jeździły, to fakt. A niby jakim sposobem miały jeździć kiedy zjazd integracyjny pekaesiarzy porażką nie był i cały nasz powiat będzie o tym długo i boleśnie pamiętał, ponieważ odbudowa remizy w Kaźmirówce może położyć się niezbyt jasnym, za to wezbranym cieniem na budżecie.

Zjazd trwał dwa dni, potem poprawiny, następnie trzy dni dochodzenia do siebie, to razem dni sześć, nie więcej. Kiedy jednak po tygodniu kierowcy stawili się do pracy, okazało się, że z jeżdżenia nie będzie nic, a to z racji tego, że pylistość wzrosła niepomiernie, w powietrzu latają wulkaniczne fuzle i silniki pekaesów zapychają się i rzężą niczym te potępieńcze murzyńskie trąbki. Jakże im tam, voodoozele zdaje się.

Jak tylko zapyliła się u nas okoliczność przyrody a pekaesy przestały łączyć Koszelewo z szerokim światem (czyli z Gliniewicami), Radziulis Czesław umyślił letników wozić kasztanką. Wymazał sadzą na furze „CześTransPol Usługi Wydobywcze A Także Dostawcze Radziulis Czesław & Kashtany, Sprzedam Brukselkę Niezatanio” i kazał do siebie mówić per panie prezesie kierowniku kasztanki.

Najgorzej, że w Radziulisowej furze tylko trzy koła były, bo czwarte zastawił jak zwaliła się do niego połowa chłopów z Paździerzownicy, zwabiona jego własnym okrzykiem w Pierwszy Maj, kiedy na postumencie u stóp bohaterów Armii Czerwonej na rynku w Gliniewicach wywrzeszczał (zanim padł i go ponieśli na drzwiach z minimarketu „Aldona”): „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy z pochodu wracacie, albowiem mam litra”. Oni zrozumieli, że mówił o litrze na łeb, tak i debet u Maciaszczyka wzrósł jak ego Szuwaśki po zwycięstwie w konkursie picia bez zakanszania podczas festynu w Kaźmirówce.

Radziu...

Przerwa na reklamę, bo się pewnikiem zziachaliście czytaniem tylu literek. W klubokawiarni świeża dostawa świniaczych nóżek jest. Wbijajcie na goloneczkę i na kapuśniak z młodej kapusty. Bufetowa Danuta do każdego zestawu obiadowego serwuje sałatkę roszponkową z batatami i papają (czyli sałata, kartochli i dynia z puszki co się została z przeszłego tygodnia). Cena - tylko 10,50 zł. Pośpieszajcie się, ponieważ ilość zestawów promocyjnych jest na wyczerpaniu jak stary Pałąk po wizycie akwizytora. Naprawdę warto, nie pożałujecie, i takie tam markietingowe bajanie. To była reklama. Nno, dwa pińździesiąt w kieszeniu jest.

... lis nie w potylicę cięty, na brakujące koło raz-dwa radę znalazł. Wziął on miednicę, w której dokonywał ablucji w każdą pierwszą sobotę miesiąca, nawiercił centralnie otwora, na ośkę od fury nazuł i zanitował (po prawdzie to goździami zabił, ale fachowiej brzmi że zanitował). Nasadził też dla kasztanki torbę celofanową na łeb żeby pyłem nie udławiła się oraz żeby po sądach jego nie ciągała za uwłaczające godności końskiej warunki pracy, i dawaj za letnikami jeździć oferując podwiezienie do gieesu i do Gliniewic.


Jednakowoż miednica blaszanna była i robiła straszny hałas, szczególnie wedle gieesu i sołtysowej chałupy, gdzie bruk ostał się zamiast nowoczesnej nawierzchni szutrowej, gdyż sołtys nasz silnie tradycję miłujący jest i bez turkotania za oknem nie uśnie. Do tego otwór nie był dokładnie na środku miednicy i podczas jazdy chybotało furą w górę i w dół jak na murzyńskich teledyskach, a przecież letnicy najmowali Radziulisa z kasztanką jak oni nie za zdrowo czuli się, to i nie dziwota że nie byli radzi z chybotania, z uwagi na torsje. Gadali, że stresa doznają. Jeden taki, co potrzebował pilnie do Gliniewic do delikates jechać po specyfik na kosmiczny ból głowy, którego doznał po wydelektowaniu się do usioru maciaszczykową dwuletnią smorodinówką, dojechał do rogatek i uciekł w krzaki nie płacąc, bo chitanie doprowadziło go do śmiertelnego cierpienia.

Tylko dla dzieci koślawe jeżdżenie podobało się. Nawet wołały za  Radziulisem „Czesio Wesołe Miasteczko”. Nu, ale wyżyć z tego to on by nie wyżył, bo co u dzieciaków grosza. Nulki, panie. Interesa zwinął, a my teraz mamy z tym problem, gdyż Czesław miednicy pozbawiony jest, a więc nijak do niego do chałupy wejść się nie da, i nie rozchodzi się o to, że zazwyczaj w sionce naprzeciwko wejścia wisiała.

Pylenie trwało ze trzy niedziele, po czym ustało jak sierpem urznął. Pekaesiarze wtenczas z klubokawiarni chyłkiem wysmykują się ażeby żonki nie dostrzegły ich (oficjalnie szkolili się na zgrupowaniu pablikrilejszyn), do roboty wracają, przypatrują się swoim pekaesom, a tu opon nima!

Wtenczas wydało się, że to, co latało nad Koszelewem to nie pył wulkaniczny był, tylko sołtys nasz wynalazł dziurę w płocie od zajezdni pekaesowej i w czasie kiedy kierowcy zjazdem integracyjnym radowali się, pozbawił autobusy opon ażeby mieć czym w szklarni palić, bo ogórki czegoś słabo rośli. Czyli znakiem mówiąc wychodzi na to, że to nie Fislandia dla nas transport uziemiła, tylko my same daliśmy radę bez niczyjej pomocy, i to na dłużej, bo kierownik Zakładu Transportowego wpierw za szkody w remizie zapłacić musi zanim się weźnie za skupywanie opon po komisach. No ale że te opony po spaleniu tak wysoko potrafią się unieść, że aż na świecie samoloty nie mogą latać, to nigdy bym nie powiedział. Ot, lud u nas zaradny, czego i dla was życzę.

7 komentarzy:

  1. O kurdebalans, aż się piwem oblałam (bom se do gęby, zaczytana, nie trafiła) przy tej powieści. A pył ja czniam koncertowo, bo pył się spłukiwać daje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeaaaah! Koszelewianin potrafi! a nie jakieś tam fislandczyki będą nam dymić. Se sami nadymimy i strażaków wykurzymy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Radziulis & Kashtany :D Oj, ma chłop łeb do interesów, zobaczysz Antoni, z takim podejściem, to on szybko niczym ten sudański szwejk będzie :D
    Ale prosze mi więcej tak nie pylić, denerwowało mnie to :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I ze niby Radziulis Czeslaw kasztanka i na trzech kolach do Czech na piwo zjechal byl? Juz zaczelam myslec, ze za tym miednicowym kolem unosi sie ow dym/pyl/wulkaniczny :)

    Czy w Koszelewie mowi sie "czy pekaes na Gliniewice juz polecial"?

    OdpowiedzUsuń
  5. O, jakie to szczęście, że piwo jest. Pył spłukiwać pozwala ;)

    O to to, Magento ;) Taki Szuwasko więcej warty niż cała kamanda Pinka Floyda a także wszystkie Fislandczyki razem na kupę wzięte.

    Moniko, sołtys zdaje się zrozumiał, że to nie był najlepszy pomysł, bo nijak teraz dostać się do Gliniewic. Trzeba traktorkiem popylać, a sołtys nasz ma tak, że czasem od jego oddechu samozapłon w baku powstać może, więc turka on rowerkiem, dyskomfortu doznając.

    A nie nie, Buruuberii, ja jego traktorkiem do Gliniewic podwiozłem, a stamtąd on miał dalekobieżny pekaes do Warszawy. Powiem ja dla Ciebie, kochanieńka, że straszliwie on chwalił kuchnię i napoje w Pradze. Na pekaes zwyczajowo mówi się, że poszedł.

    Aga, a żebyś Ty mnie przy międleniu lnu zobaczyła! To dopiero dar! Kierownik pegieeru chciał mnie na cały etat do gremplarni i wysyłać na zawody. Ale nie zgodziłem się, bo miałem ja wtenczas ubojnię nutrii i interes całkiem całkiem kręcił się. Potem koniunktura na nutrie skończyła się, ale pegieer też już był na wykończeniu, więc zająłem się uprawą salsefii. Do salsefii daru nie miałem i było siedym lat chudych :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Żebyś Ty Antoni widział, czym u nas czasem sąsiedzi palą!
    Dym niczym pył wulkaniczny, toteż Twojej opowieści się nie dziwię :)

    OdpowiedzUsuń