poniedziałek, 19 lipca 2010

Falafele, falafele, na piąteczki i niedziele! Koomuuu, komu komu?!

















Pragnę uprzedzić, iż poniższy przepis, choć do kategorii „Krótka Forma” na festiwalu „Opowieści-Rzeki” nie zakwalifikowałby się, wszelako nie jest tak krótki jak receptura parówki-krok-po-kroku-dla-zabieganych-japiszonów-v. skrócona 1.234.77, gdyż zbytnio zagubia się w meandryczności słowotoku. Tylko po co ja to mówię? Słowotok jak słowotok, a w innych wpisach to niby inaczej? Kto odważny albo też poczyprakować lubi, niechaj wbija.

Ojejku, niech będzie: możliwe, że nie mówi się falafele, tylko falafle (albo jak bufetowa Danuta, falafli), językowo trochu obświadomiony jestem, toż po księdzu proboszczu i kościelnym Koszelewskim ja prawie że najwięcej uczony w naszej wiosce jestem, ponieważ prawie że dostałem się przecież do maturalnej klasy technikum rolniczego. I mówię poważnie, byłbym się dostał, ale, gadziny, zamki pozmieniali. Ale ja nie o tym. A właśnie, jak wy takie wykształciuchy jesteście, weźcie znajdźcie rym do "falafle", cwaniaki, aha! Falafle twarde jak kafle? To nie może być.

Na wszelki wypadek, dla zażegnania sporów linguinistycznych, będę pisał o tych fala... tego, ten, będę o nich pisał w liczbie pojedynczej. Czyli że na ten przykład zrobiłem jednego falaf... fala... No więc dziś będzie o kotlecikach z cieciorki.

Składniki
40 dkg namoczonej na noc cieciorki,
3 marchewki,
1 czerwona cebula,
1 jajko,
mały gęsty jogurt,
5 ząbków czosnku,
1 cytryna,
2 pęczki pietruszki/kolendry,
garść bazylii,
garść mięty,
garść tymianku,
pół pęczka szczypiorku,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
sól, pieprz.

Najpierw cieciorka. Namoczoną zalewamy nową wodą i wstawiamy do ugotowania. Oczywiście można użyć cieciorki z puszki, ale to jakby jeść puszkowanego ananasa albo chłostać Baciuka przez blachę. Samodzielnie ugotowana lepsza..

Dipek musi się przegryźć, zatem nie zwlekajmy, gdyż dla ostatnich polewają z dna gąsiorka. To będzie coś silnie ziołowego. Pół ząbka czosnku przecieramy z solą i razem z posiekaną garścią pietruszki, szczypiorku, mięty, tymianku, które mogą być oczywiście dowolne, choć mięta i pietruszka/kolendra są raczej pewnymi (przepraszam za wyrażenie) członkami tego peletonu, wsypujemy do miseczki z jogurtem. Można przy okazji trochę popieprzyć, zwłaszcza jak kto do chałupy wlezie i zagajkę strzeli. Sosek do lodówki. Jak zagajający przynudza, jego też. Tylko na pustą półkę, bo słoninę wyżre po ciemaku.

Marchewkową surówkę też dobrze zrobić wcześniej, aby z marchewki zrobiły się ładne, giętkie makaronki. Świeża marchewka jest sprężysta niczym krok Pocielskiej Kazimiery (ale w sensie że chód, a nie to, co wy - już ja was, huncwoty, znam - pomyśleliście), która jak chodzi, to słychać jak dla niej muskulatura się spina. Od cepowania tak ma.

Jak kto lubi żeby chrupało, niechaj zajada na świeżo, ale marchewkę, gdyż z Pocielską Kazimierą niejednemu już się nie udało i zasilił szeregi poetów. Tłuszczu odrobinkę do marchwi dać, bo tylko wtedy korzyści odnaszamy z betakaretonu. Dla Pocielskiej Kazimiery najlepiej dać tiramisu i likier brzoskwiniowy, gdyż po nich najwięcej łaskawa bywa. Ja tam nie wiem, ale tak gadają.

Makaronki z dwóch marchewek wyciąłem nietolerancyjnym narządziem do wycinania makaronków z marchewek. Nietolerancyjne narządzie do wycinania makaronków z marchewek wygląda tak, że trzeba być ekwilibrystą albo prestididi... ekwilibrystą żeby użyć go lewą ręką. Czekajcie, jeszcze zrobię paradę mańkutów (o, przepraszam, praworęcznych inaczej) w centrum miasta, z którego przyjeżdżają letniki!

Tak więc nietolerancyjnemu narządziu do wycinania makaronków z marchewek dałem radę, z wyjątkiem tego, że skończył mi się zapas bandażów i plajstrów. Bandaży? Czort, nie mogli tatulo z mamulą emigrować do Anglii? Szprechałbym sobie teraz językiem skomplikowanym jak język plemion polodowcowych z okolic Kromanją, i miałbym luz.


Pociętą ładnie marchewkę uzupełniamy skórką otartą z cytryny (również użyłem nietolerancyjnego narządzia, ale tym razem krwotok zatamowałem gazetą, bo bandaże wyszły), odrobiną soku, brązowego cukru, soli i pieprzu, dodajemy posiekany ząbek czosnku. Zalewamy kapką oliwy i odstawiamy w chłodne miejsce.

To teraz klu. Pod koniec gotowania cieciorki wrzucamy ostatnią marchewkę aby ją zblanszować, ale zaraz wyjmujemy. Jak ziarenka miętkie i jędrne jak pośladki Solskiej Ludwiki, osączamy i międlimy w robocie z dodatkiem pozostałej pietruszki, czosnku, soku z cytryny do smaku, a także kminu rzymskiego, soli, pieprzu, jajka i tego, co nam przyjdzie do głowy (ale nie lucerna, ani nie Baciuk, bo on nóg nie myje). Osobno ścieramy na tarce lub blendujemy na niezbyt drobno półmiękką marchewkę i cebulę, które oczywiście dodajemy do cieciorki, bo inaczekj bez sensu by było je ciąć. Mieszamy wszystko razem i formujemy zgrabne kotleciki, które smażymy na oleju na brązowo po obtoczeniu w sezamie. Zasadniczo podaje się je w picie, ale przy tym upale nie chciało mi się stać przy gorącej kuchni.

No, fajny obiad. Falaflowe kotleciki są bardzo sycące. Można je też zrobić z surowej cieciorki, na przykład tak, jak u Moniki. Myślę, że następnym razem zrobię je właśnie tak. To na koniec przepraszam za przynudzanie i nadmiar literek

20 komentarzy:

  1. Oooo, to ja pojęcia nie miałam, że z cieciórki, którą bardzo lubię wychodzą linguinistyczne falafle ... czy jak to tam było.
    Czy ilość zjedzonych kotlecików przekłada się na jędrność? No, żeby i nasze pośladki były równie jęrdne po tych falaflunach jak pośladki Solskiej Ludwiki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny obiadek upichciłeś, falafle ekstra a i dip i marchewkowe makaroniki niezgorsze ! Muszę podkraść córce cieciorki i takie usmażyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Doczytałam :) A najlepsze jest to że to naprawdę szybko się robi :)
    Przepis na falafelki (o, tu chyba nie ma lingwinistycznych problemów!) z surowych ziarenek polecam bardzo, nie mój to mogę pochwalić że świetny! A udało Ci się te z gotowanej usmażyć tak żeby się nie rozwaliły w garnku?
    Antoni, a ten Baciuk - on naprawdę taki ostatni najgorszy jest?
    Niech blog będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  4. Antoni, ja poproszę tych falalalali słuszną porcję, bo uwielbiam bez względu na odmianę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. i ja też uwielbiam ...:):) dziś zamierzałam zrobić ale nie wyszło...:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Antoni, dawno ja Cię tu nie odwiedzałam słowem moim.... Czas nadrobić zaległości... Przeczytałam wszystko:)Pyszne falaf... Ty tu serwujesz, gospodarzu. Będę zaglądała częściej:)

    Zapraszam do siebie:)gdybyś miał ochotę na deser na przykład:):
    www.kuchniapelnasmakow.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Antoni! Szacun!
    Jechałem dzisiaj w Twoje strony , ale musiałem skręcić w Zambrowie w lewo bo bym córki na obiad nie dostarczył na czas.

    OdpowiedzUsuń
  8. Magento, sprawdziłem w słowniku, one są nawet lingwiniczne, czyli badające oraz sprawdzające rozwój języka i jego strukturalność. To ja tam we wpisie się pomyliłem, gdyż linguinistyczność odnosi się chyba bardziej do makaronu ;)

    Ilość w rzeczy samej przekłada się na jędrność, ale w wypadku cieciorki to co, najwyżej chwilowe wzdęcie, a i to nie, bo wszak to nie groch albo fasola. No, prawda, groch, ale włoski :) Jak dla mnie, to jedzenie znakomite: zje się mało, bo zaraz sytość, do tego marchewka i ten wyborny ziołowy dipek! Chciałoby się zamruczeć jak kot Henryk.

    Grażynko, a nie wahaj się! Kilo w tę, kilo w tamtę, nie zauważy może.

    O, mądra Moniko! Falafelki są wdechowe. Rada Języka Polskiego nie przyczepi się. A z ugotowanej udało mi się usmażyć tak, że dałem jajko. Pierwsza bezjajkowa próbna porcja poszła do kosza, to i się nauczyłem. A z surowej wychodzą bez jaj? ;)

    Moniko, Baciuk jaki jest, każdy czuje. Wiadomo, że polityki więcej wredne, ale na podorędziu jakiegoś podręcznego wroga mieć trzeba, czy nie tak, co?

    Komaruniu, falalali dla kochanieńkiej Komaruniuni idą jak nic. Ciekawe, właśnie przekąszam jednego. Długo utrzymują świeżość i smakowitość.

    Izaa, ale to jutro zrób, co? A masz jakiś ciekawy przepis? Czy tylko te arabskie nudy i nudy? ;D

    Ewelajno, jak miło, myślałem o Tobie przedwczoraj, że mi znikłaś, a Cię lubię i mi się za Tobą stęskniło. Ten link, który podałaś, nie prowadzi do Twojego bloga, tylko do jakiegoś agregatora danych osobowych. Jeszcze ten tekst, że BlogOsławiony... Nie marnuj energii na kiepskie platformy żerujące na podobieństwie nazwy. Blogspot.COM i Wordpress i tak są bez konkurencji, i bez dyskusji otwierają wpisany adres zamiast drętwego żądania podania danych. A właśnie że nie podam. Twój blog bardzo mnie interesuje, bo już dawno myślałem, dlaczego nie masz własnego, ale byle ziutkom nie zapodam żadnych informacji, gdyż nie są predestynowani do ich posiąścia. Przepraszam, trochę się poruszyłem, ale nieczęsto zdarzają się tak nachalne próby pozyskania danych osobowych, że trzeba podać adres mailowy (weryfikowany), imię, żeby zobaczyć bloga, którego adres się wpisało w pasku adresu przeglądarki. Takim pozyskiwaczom bazy adresowej mówię moje stanowcze nie.

    Gutku, za szacun szacunem odpłacam. Może wymieńmy się numerkami, bo od Zambrowa do mnie to tyle, co kość rzucisz, a i tak prędzej dojedziesz, niż pies wysmokta. Wpisu chorwackiego jeszcze nie czytałem, tylko flagę widziałem w miniaturkach, bo coś mi sieć słabuje i się nie ładuje. Oj, chyba było pięknie, tak przez skórę czuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. O, mądry po dwakroć Antoni! Bez jaj! Nie rozwalają się z surowej ani troszkę :-)
    Baciuk podręcznym wrogiem, rety, może jeszcze przenośnym, co?
    A Ty piszesz tu Antoni, żeś blisko Zambrowa? Kurka, ja blisko Zambrowa kawałek czasu w dzieciństwie spędzałam - piknie tam! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, Koszelewo to jest takie nowhere, więc muszę mylać tropy ;) Baciuk jest przenośny jak na taczce z nawozem wjeżdża do glinianki :) Ale bo się prosił. Dwie koszule, co się suszyły, umazał mi towotem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Antoni, sama zrobiłam tak , jak Ty i tez mi to wyskoczyło... Przedziwna sprawa... Ale mój adres taki właśnie jest... Co robić...??? Ja przecie na blogspocie...????????????? Jak go wrzucam w google to pojawiają się posty, więc tą drogą do mnie... Zatem nigdzie nie podawaj nr Twych butów...jak proszą..., tylko przez ten płot googlowy do mnie...:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaa, i wszystko jasne, Ewelajno miła. W adresie napisałaś po ostatniej kropce "pl", a powinno być "com". Z com śmiga jak ta lala. Fajniusie jagódki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czesław Radziulis20 lipca 2010 18:37

    Wszystkich co tu czytają i lubią te Czyprakowe bajania uprzedzam, ze dziś we wsi naszej Święto wielkie się zaczyna. Niektórzy mówią, że tak wielkie jak Boże Ciało.. bo tez oktawę ma. O wielkości święta znaczy to, że niektórzy nawet na ta okoliczność ze wsi.. wyjeżdżają… ale to te durnowate i dobrze.
    Wybaczyć więc proszę Czyprakowi, że pisał nie będzie przez tydzień albo dwa, albo pisał będzie niezbornie…. Bo dziś zaczynamy imieniny CZESŁAWA!!!!
    No to idę słomy w buty świeżej nakładę, toć gości będą.

    Pozdrawiam serdecznie wszystkich

    Radziulis Czesław - solenizant dzisiejszy

    OdpowiedzUsuń
  14. A Czesław to się nie chwalił, że się imieninuje. Ja se myślę, Tośku, że Kumoterstwo w sobotę, to może coś pod to rozmariana przy ognichu rozwinąć.

    Ja już kompletuję zastawę, srebrne sztućce i białe obrusy. Tylko Pekapa jeszcze nie zamówiłam. Mam nadzieję, że jeźdździć będzie tak samo, jak się położył w rozkładzie - jazdy, rzecz jasna.

    Sobota nieeeeeedalko ;)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, to szkoda, Czesławie, że nie wiedziałem ja, a nam trzeba jutro powozić traktorkiem. Żeby nie to, to my byśmy porządzili dzisiaj, dla mnie zdaje się.

    Tak, Zemfi, koniecznie, rozmarian popłynąć musi. Zanabyłem ja nawet próbkę maciaszczykowego dobra na spróbę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rdestówka jeszcze by się zdała, tyle o niej krzyku było swego czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Narwiemy rdestu nad Czarną Hańczą, wsadzimy do botelki z samogończykiem i będzie pyszność niespotykana, aby tylko gałęzi w zęby nie leźli :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiwijasz jezykowo antoni, to z dziesiec falafali poprosze, z ostra papryczka, kminu nie zalowac :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. O tak, kmin jest w porzo. Zawsze się dziwuję, że stoi słoiczek na półce, a zaraz brakuje. Dobrze, że teraz można kupić bez problemu. Z całym trudniej, ale mielony jest w każdym markecie. Znaczy się w gieesie ;) Falafli razzz!

    OdpowiedzUsuń
  20. Falafli raz spozyte, mniam :-)
    Ty krzycz Antos do mnie bym Ci paczuszke zrobila z tymi bliskowschodnimi przyprawami, mam w Prg doskonaly sklepik, aromatyczne, swieze przyprawy, wysle z przyjemnoscia!

    OdpowiedzUsuń