poniedziałek, 6 grudnia 2010

KUK: Fasolówa bez fasoli




 











Drogie moje sąsiady, przyjaciele, i przyjezdne — póki co — jesienniki, choć już nabór na zimników brać należałoby, tak nasz zasypało na tej naszej podlaskiej bagiennej równinie. Powiem ja dla was, kochanieńkie wy moje koszelewiaki, że jak do mnie ktoś mówi, że nie je fasoli, bo rozdyma, zawsze odpowiadam: a cukierasków mniej jeść! Się nie poje, się nie rozbędzie. To mit, że kartochli rozbędują, czy też inne strączki. Dawniej po wioskach tak myśleli, no i w „Konopielce”, ma się rozumieć. Ale tam było o kartochlach, a nie o fasoli. Aha, to ja nie o tym.

Strączkowe warzywa, sami wiecie: mnóstwo witamin mają. B, C, G, Ź... Podobno, jak mówił dla mnie popod klubokawiarnią Czyprak Antoni, nawet U. A nie, czekajcie, wszak Czyprak to ja! Oj, to sam już nie wiem, jak z tą witaminą U jest, ponieważ w pobliżu klubokawiarni po litrze (a inaczej ja tam nie bywam), to ja jadę chińszczyzną, i to glifami, a w dodatku migowo. Żeby nie okazało się, że to S witamina jest, a nie U. Na wszelki słuczaj jeśli wy strony dietetyczne prowadzicie, wy mnie może nie cytujcie, co?

No ale do rzeczy, czyli do KUKa, znaczy się do Koszelewskiego Uniwersyteta Kuchennego, ale też do fasoli. Skoro wy, moje drogie koszelewiaki, takie wydelikacone zrobiliście się od wejścia do tej Unii, że nie chcecie jak nasz sołtys purkać kiedy popadnie, a już najmniej podczas wykształciuchowej sesji Gminnego Synpozja Atencji dla Gliniewickiej Kurturii i Sztukaterii, zróbcie se fasolówkę bez fasoli.

No co się dziwicie normalnie? Smakuje jak fasolówa. A że bez fasoli, to można rozpoznać że łupinek nima, a nie po smaku. Khem, po prawdzie, to robiwszy tę fasolową, nawet ja to, że o fasoli zabyłem, poznałem po tym, że łupinek nie było, a nie po purkaniu, czy też jego braku. Aha, to już wiecie, jak powstała ta zupa.

Tego, ten, a namoczone ziarenka moczyły się w sionce aż je ciutkę myszki napoczęły, bo one na surowo fasolę też uważają, tylko że wodę rozbryzgują. Jak się potem w ścianach to chrobotanie dobywa, to może one tam purkają, a nie chroboczą? Wiecie coś o tym?

Ot, wybrał se kulinarną tematykę, czort! A nawet, że się tak niewyjściowo wyrażę, semantykę!
  
Składniki:
 25 dkg boczku wędzonego,
 0,5 kg kości,
 1 duża marchew,
 1 pietruszka,
 nie za dużo selera,
 kawałek pora,
 1 duuża cebula,
 4 ząbki czosnku,
 ze 2 łyżki suszonego majranku,
 sól, pieprz.

Robimy bulion. Najlepiej oczywiście upiec najpierw kości na brązowiutko, a potem gotować je w wodzie i ziołach przez kilka godzin na minimalnym gazie. Jak nie ma czasu, a wiem, że w Koszelewie wszyscy się śpieszą się zawsze (chyba do Maciaszczyka), to w ostateczności można w garnek z zimną wodą wrzucić i pogotować. Tylko żeby na mnie nie było, że zabraniałem wpierwej wypiekać, bo to łgarstwo. Najlepszy bulionek z pieczonych kostek i warzyw, taki ciemnawy.

Boczek wysmażamy na patelni na skwareczki (ja miałem sporo skórki od boczku i zlanego onegdaj smalczyku, ale pewnie najlepsiejsze będą kawałki świeżo uwędzone), dodajemy do bulionu, osączywszy z tłuszczu. Wrzucamy też pora i majranek. Na boczkowym smalczyku smażymy na brązowo posiekaną cebulę. Może nawet gdzieniegdzie przypalony kawałek znaleźć się. Doda bigla. Generalnie: nie żadne zeszklone delikatesy, tylko cebula smażona że hej, że już sama na tym boczku smakuje jakby to była przyrumieniona świeżynka z cebulą.

Połowę cebuli dajemy do bulionu i gotujemy, resztę przekładamy do miseczki. Na tłuszczyku, który pozostał na patelni (zapomniałem powiedzieć: tego tłuszczyku nie wypijamy pod maciaszczykową smorodinówkę, tylko kitramy), no więc na resztce tłuszczyku podsmażamy na silnym już teraz gazie pokrojone w średnią kostkę pozostałe warzywa. Kiedy zaczną się ładnie rumienić, rzucamy do gara i gotujemy do bardzo miękkości.

Ostre krawędzie kawałków ziemniaków nie tyle stracą swoją ostrość, ile się wręcz wyoblą kiedy przyjdzie nam uznać, że są wystarczająco rozgotowane. Efekt: od cebuli i kartofelków mamy lekko gęstszą konsystencję i nie musimy używać mąki czy innych śmietan, które spłycają smak.

Kiedy wąchamy, zupa powinna silnie waniać fasolówą, czyli boczeczkiem i majrankiem, i być taka gęstawa. Jeśli tego nie robi, znaczy się za mało majranku, boczeczku albo kartochli. Na koniec przypieczona cebulka, posiekany czosneczek, chwilka gazowania, i do miseczek. Odczekać z minut pięć, bo to rozgrzewająca zupa, długo gorąca pozostaje!

O, i taki to przepis, z którym więcej pisania, niż robienia, przynajmniej w moim wydaniu. Zróbcie sobie, moje wy kochane sąsiedzi, zamiast raczyć się na okrągło słoniną i golonką po szwarcwaldzku albo latać do klubokawiarni podglądać wątpliwe, za to bujne wdzięki bufetowej Danuty i wpaździerzać placki ziemniaczane z proszku. Nu, da i budzie, napijmy się, albowiem gąsiorek roztwarłem.

12 komentarzy:

  1. "Kiedy wąchamy, zupa powinna silnie waniać fasolówą, czyli boczeczkiem i majrankiem, i być taka gęstawa. Jeśli tego nie robi, znaczy się za mało majranku, boczeczku albo kartochli." Piekna definicja fasolowki Tosku, a ze bogata w witaminy to najwazniejsze, witaminy w zimie nigdy za dosc :)) Mam taki boski przeis na zapiekanke z boczkiem, uwazam ze jest to najdoskonalsze zrodlo witaminy C, autor przepisu tez tak uwaza, obiecuje napisac o tym jak ju zpiernikow upieke tony :DD
    Pozdrawiam Kuma cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. ale te kartofle ile maja potasu! i magnezu tez ! przynajmniej skurczu lydek nie dostanie sie od tego latania do piwnicy po gasiorek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni może jakiej interwencji blogowych znajomych potrzeba? Jakie dojenie, jaki byczek? Może komu trzeba do "rozumu" przemówić? ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jantoś, dej jeszcze przepis na pomidorową bez pomidorów i ogórkową bez ogórków. Do ogórkowej by można wykorzystać kiszonkę z liści buraczanych, hałdy tego się marnowały koło kołchoznej obory, a człowiek nie wiedział, ile tracił...

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas taka fasolówa bez fasoli na boczku nazywa się kartochlanka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No patrz, czyli o fasolowości fasolówy nie decyduje fasola tylko kartochli, boczuś i maryjanek? Nawet mi się to zgadza, bo zawsze te fasolowe łupki mnie wnerwiają :)

    Pozdrowień moc dla Kuma :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kumie! Ugotujesz kumom gar duży? Podzielimy się trochę z zimnikami, kiedy będą nam destylować śnieg na śnieżynówkę ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Antoni gdzie ty sie podziales? 6 dni i nic nowego... a potrzebe mam ogromna na jakis fajny przepis z bazantem w roli glownej . Kupilam jednego takiego i poki co w zamrazalniku oczekuje na swoj wielki dzien , przegladam przepisy ale pomyslalam ,ze moze u ciebie cos ciekawego w tym temacie bedzie ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Noo, to się nazywa opóźnienie w odpowiedzi na komenty :( Dwa tygodnie, ale ze mnie leń!

    Buruuś, też uważam, że co z boczeczkiem, to bosskie. Ty to jesteś zdolniacha, więc założę się, że pierniczki wyszły Ci obłędnie. To co, po pierniczeniu poboczkujemy zdziebko?

    Samo to, Agnesho! O zdrowie trzeba dbać, a od latania do piwniczki zaiste można dostać zakwasów, szczególnie jak sołtys Szuwaśko przyjdzie. Mało on nie może wypić ;)

    Gutku, a przydałoby się co poniektórym poprzemawiać, nie powiem. Bo to źli ludzie są.

    Mamamarzyniu, botwinka się marnowała?! Ale numer... A tatko to kiedyś zrobił sałatkę z kukurydzą. Fajna była, tylko wszyscy jedli i zastanawiali się, że czegoś brakuje. Kukurydzy :)

    Grażynko, i bardzo słusznie, bo to kartochlanka jest, a nazwałem ją fasolówą z przekory :) No ale po prawdzie jak się dobawi majeranku, to smak wypisz-wymaluj jak fasolowej.

    Moniko, spróbuj zrobić. Jak powiesz biesiadnikom, że to fasolowa, uwierzą!

    Zemfiroczko, ja dla Kum i fasolówy, i wszelkie inne przysmaki jestem skłonny szykować, bo Kumy to fajne dziewczyny są :)

    Agnesho, no mam ostatnio kłopoty z koncentracją. Mniejsza o przyczyny, ale jak widać, nawet na komentarze nie za bardzo odpisuję, co jest raczej niegrzeczne. A bażanta nie mam, nigdy nie jadłem i nie robiłem. To taka kura, więc może zrobić jak przepiórki? Gdzieś tu na blogu przepiórki były.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam, świtny blog dodałem do obserwowanych i chciałbym seerdecznie zaprosić do siebie na
    http://naobiad.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. A byłem, byłem, dziękuję! Fajny ten napój z mięty i ogórka. Bez procentów, ale na zapojkę samo rychtyk :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hi therе, I enjoy reаding through yоur ρоst.
    I wanted to write a little comment to support уou.


    Taκe a look at my ωeb-site; payday loans
    Also see my webpage - payday loans

    OdpowiedzUsuń