środa, 19 sierpnia 2009

Biec mus

Przyczłapał Szuwaśko. Przysiadł na stołku, z kieszenia wyciągnął skręta. Z mojej, nie chwaląc się, bumagi, bo ja "Gliniewickie Nowości" prenumuję. Przypalił od mojej nowiuśkiej kuchenki gazowej emailowanej i patrzył na mnie z minutę kiedy ja szpinak na patelnię wkładałem. Z niesmakiem sięgnął za pazuchę po soloną słoninę. Chwilę, jak to on, milczał, bo żuł. Przełknąwszy i otrzepawszy łapy z soli, zagaił.

- Wiesz, Antoni - wymruczał przez zęby i przez tego skręta, co mu oblicze zadymiał. Prawy kącik ust miał podniesiony żeby móc oddychać. - Dwadzieście groszy dla mnie zgubiło się.

- Nu, wielkie mecyje - odpowiedziałem nie odwracając się, bo akuratnie dodawałem cukru i rozmarynu do tego szpinaku żeby dżem eksperymentalny wykonać. - A nie pamiętasz już, Grzegorzu, jak kiedyś pięć złoty dla mnie wpadł między deski w Paździerzownicy na targu? Dla ciebie piątaka właśnie brakowało do kwintala pestek z porzeczki, a ta chadość Baciuk spuścić i o te kilka złoty nie chciał. Toż my musieliśmy jego związać i nad rzeczkę wywieźć, i konia jego podtopić żeby popuścił. To dwadzieście groszy to jest jakbyś pierdł na pustkowiu.

Szuwaśko popatrzył na mnie jakby właśnie podpalił mi stodołę.

- Tylko widzisz, kochanieńki, te groszaki to furda. Jak ja wlazłem popod ślaban za tym dwudziestakiem, to ja tam groszaków nie znajszłem, tylko tatową zawleczkę z wojny od granata. Rozumiesz, tatko zapierał się, że dla niego cytrynka wymskła się, a my myślelim, że - niemłodym już będąc - po durnemu gada. Nu, ale jak zawleczka znajszła się, to i granatek... ten, tego...

Nic już tu dla was nie piszę dzisiaj. Czort bierz dżem ze śpinaku, biec mi mus. Toż parnika ja dla sołtysa naszego pożyczyłem latoś na lato, szkoda go. Telewizorka mojego też ma, i żyruję ja dla niego kurnik.

2 komentarze:

  1. Oj, niecierpliwie ja będę czekać, czy będzie następny wpis!
    A tego dżemu to trochę szkoda...
    Ciekawam też "Gliniewickich Nowości"

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie wpis, będzie, bo to fałszywy alarm, okazało się, był. Granat i owszem, pod szezlongiem się walał. Był to zaczepno-obronny granat z pierwszej światowej wojny, jeszcze szuwaśkowego dziadźka, ale zapalnika nie miał on, bo go sołtysa tatko wykręcił berbeciem będąc, bo stół się chitał i trza było co bądź podłożyć, a zapalnik pasował jak ulał.

    Mówiłem ja Szuwaśce, żeby w chałupie ogarnął. Gdyby z raz na jaki czas miotłą przeleciał, to by granatki spopod mebli powymiatał i by zagwozdek nie miał. Och, jak ja się bałem! Szczególnie tego parnika mi szkoda by było.

    OdpowiedzUsuń