wtorek, 18 sierpnia 2009

Na szybko: indyk z cukinią i szpinakiem
















Dzisiaj obiad był na szybko. Nie dlatego, żebym nie miał czasu, ale miałem ochotę na coś lekkiego, warzywnego i niezobowiązującego, i tak jakoś samo wyszło. Cukinia jeszcze lekko chrupała, szpinak ledwo co podgrzany, indyczek mocniej, ale bez przesady. Całość bardziej przypominała sałatkę, niż danie duszone czy smażone. Doprawiłem dla uegzotycznienia kochanym kminem i imbirem, i już. Czas przygotowania - ze 20 minut. Góra trzydzieści, ale to chyba z dojeniem.

Przed chwilą spróbowałem na zimno - może i jeszcze lepsze, więc może robić za sałatkę. Tylko przy podawaniu na zimno szpinak lepiej dodać przed samym podaniem żeby robił za sałatę, bo przy gorącej robocie, niestety znikł, czyli - jak to szpinak - się skurczył się i tyleśmy go widzieli. A wtedy, jak wiadomo, już nie taki smaczny. Chyba że w większej kupie i inaczej przyprawiony, ale to jest inny przepis, nie?

Składniki:
30 dkg piersi indyka albo innego chudego mięsa,
2 nieduże cukinie,
1 cebula,
2-3 słuszne garści młodego szpinaku,
sok z połowy cytryny,
2 ząbki czosnku,
2 cm imbiru,
2 łyżeczki kminu rzymskiego,
2 łyżeczki rozmarynu,
2 łyżki przyprawy do Gyrosa,
2 łyżki sosu sojowego,
1 łyżka pikantnej Tandori albo w przypadku braku - chili i Garam masala, ewentualnie curry.

Indyka kroimy w sporą kostkę i obsypujemy przyprawą do gryrosa. Ja bardzo lubię tę z firmy Kotanyi. Dobra jest też z Prymatu, bo ma dużo rozmarynu. A jak kto nie lubuje się w spożywaniu E-cośtamów i benzoesanów, to soli i pieprzy, i żyje z przeświadczeniem, że zdrowszy umrze. Polewamy sokiem z cytryny. Wrzucamy na rozgrzaną do czerwoności patelnię z oliwą i smażymy do puszczenia soku, czyli chwil kilka. Z minutę, dwie. Góra cy.

Zdejmujemy mięso, a na powstałym, przecudnie pachnącym sosku smażymy szybko, znów na dużym gazie, pokrojoną grubo cebulę. Jak już się zeszkli, a gdzieniegdzie i przypalona z lekka, dorzucamy pokrojoną w ćwierć- lub półplasterki cukinię, dodajemy sos sojowy (ja dziś akurat dałem maggi, ale to dlatego, że sos sojowy ostatnio jakoś mi nie leży). Szybko smażymy, więc cukinia staje się brązowiutka, a jeszcze półsurowa w środku i jej skórka rozkosznie zgrzyta w zębach. Na koniec dodajemy imbir, czosnek, kmin, tandori, rozmaryn.

Zdejmujemy cukinię z patelni i wrzucamy z powrotem mięso. Nadal na bardzo silnym gazie obsmażamy je do zrumienienia. Mieszamy i na powrót dodajemy pachnącą obłędnie cukinię. Doprawiamy solą i Tandori czy tam chili. Mieszamy, wkładamy szpinak. Delikatnie mieszamy żeby cały szpinak doznał kontaktu z naszym aromatycznym sosem, ale żeby nie skapcaniał. Wyłączamy kuchenkę gazową, wydajemy. Nie pomyślałem kiedy robiłem, ale niegłupio by to było posypać po wierzchu posiekanym szczypiorkiem.

Smacznego, sikoreczki, i nie jedzcie surowej słoniny. Podwędźcie lepiej, to lepiej do śliwowincji idzie. I pamiętajcie, słonina tylko z zamrażalnika, strugana taka. Czarny chleb od Pałąkowej do tego. Oj.

Aha, dodaję ja tego przepisa do durszlakowej akcji o cukinii. Zajrzyjcie tam, bo dużo pięknych rzeczy ludzie z cukinii robią.

9 komentarzy:

  1. a ja sie zawsze boja indyka... bo łatwo je wysuszyc z tego co slyszalam, zreszta kazdego miesa sie boję, ale planuję jakies ptaszysko przyrządzic w koncu:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, to moje smaki! Indyk z gyrosem, szpinak, cukinia... I szybko! że też Ci zostało na zimno?

    OdpowiedzUsuń
  3. Viridianko, ale jak to: wysuszyć indyka? W ogóle mięso? To znaczy wiem, że można, bo bywam w knajpach, a tam nawet pierś z kurczaka umieją ;) ale w chałupie mojej nie udało mi się jeszcze, choć ze dwa razy próbowałem (nawet lubię raz na jakiś czas takie wysuszone, wypieczone do bólu mięcho z kebabowni). Może to bez to, że w piwniczce w sianie ja je przechowuję, obleczone słoniną?

    Grażynko, zostało się, bo sam jeden jadłem, chlip. A bez to to, że jutro o skoroświcie do zbioru łoziny jechać muszę, to i Szuwaśki nie prosiłem żeby do mnie z wizytą sąsiedzką wstąpił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty wiesz czym skusić, Ty wiesz, że ja takie danka lubie, oj wiesz i to dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Agaaa, co Ty do mnie gadasz, czort? Toż bez makaronu one, to jakże to tak?! :D O, to i radość dla mnie.

    Ja tam na obiad czy na wieczerzę daję, co tam w piwniczce mojej ziemnej znajdę popod słomą albo przysypane piachem. "Sklep" my na nią mówimy u nas. Na tę piwniczkę, ma się rozumieć.

    Ale powiedzieć muszę, takie perełki koszelewskie jak Ty i Grażynka, to zawsze ja ich na mniemaniu mam. Obok Szuwaśko Grzegorza, Radziulisa Czesława, Pałąk Haliny i Maciaszczyka Zenona, co dla nas dobre rzeczy produkuje.

    Dla takiej przepióreczki to ja i kanapkę z prażonego bakłażana z wołowiną i oliwkami zadedynkuję! Żeb tylko Szuwaśko nie dowiedział się, bo słoniny każe dodać.

    OdpowiedzUsuń
  6. tak tak w restauracji wlasnie... jadlam juz z dwa razy i za kazdym razem suchy... dlatego boje sie probowac w domu :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze mnie intryguje, jak oni to robią. Niby nie spalone ani nic, a twarde jak podeszwa od gumiaka, i jakby kto smak cały przed smażeniem zabrał. A to proste jest (pisałem ja niedawno o tym nie raz, bo bardzo lubię takie grillowane mięsko i często je robię): bierzesz pierś kurzęcą, nawet cała może być, sypiesz ulubioną przyprawą albo tylko solą i pieprzem, kapiesz sokiem z cytryny, leciuchno oliwką i odstawiasz na 10 minut. Potem na bardzo rozgrzanej patelni smażysz krótko z obu stron aż zarumieni się ślicznie. Wtenczas gaz wyłączasz i pod przykryciem trzymasz minut kilka żeby w środku doszło. Wtedy jest chrupiące z wierzchu, a ze środka sok wypływa. Można też w piecu lekko nagrzanym potrzymać. A jak pokroisz w kostkę, to robisz tak samo, tylko dochodzić ono nie musi, bo w małych kawałkach będąc, w kilka minut usmażone jest, i soczyste, i pyszne. Po wierzchu rozmarynek i gotowe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mmm :> Obiadek zdecydowanie w moim stylu. Uwielbiam takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pysznie wygląda http://www.e-halo.pl/

    OdpowiedzUsuń