niedziela, 15 sierpnia 2010

Nadziany pomidor

















Ze dwie niedzieli temu nazad Ancioszko Stanisław zapowiedział się u mnie z wizytą towarzyską. Mówi: dawaj, pogotujem. Mnie tam, sami wiecie, do sprawdzenia jakości gąsiorka śliwowincji dwa razy namawiać nie trzeba. Padło na pomidora, bo osiąga on właśnie najwyższy stopień pyszności. To chyba jedyny okres w roku kiedy można odstawić pomidory w puszce. Zresztą, puszkowanego nie nadziali by myśmy, bo by się rozpukł. Fajnie wyszło, serowo.


Składniki:
8 dojrzałych pomidorów,
0,5 kg mielonego mięsa,
10 dkg sera topionego,
10 dkg niebieskiego sera pleśniowego,
10 dkg mozzarelli,
4 ząbki czosnku,
3 łyżeczki kminu rzymskiego,
garść oliwek,
pęczek natki pietruszki,
1 łyżka posiekanego rozmarynu,
1 łyżka soku z cytryny,
sól curry albo chili.

[Listonic]

Pomidory wydranżamy, odkładamy dupkami do góry aby ściekł sok. Do mięsa (u nas łopatka wieprzowa, choć baraninka pewnie byłaby lepsza) dorzucamy posiekane: czosnek, pietruszkę, oliwki, dodajemy ser topiony i pleśniowy, mieszamy ręcznie metodą że ugniatamy i międlimy. Przyprawiamy solidnie kminem rzymskim, curry, solą, albo też dowolnie wybranym ziołem, na ten przykład rozmarynem. Odstawiamy na pół godziny, w którym to czasie możemy podelektować się czymś dobrym albo opielić grządkę salsefii. My akurat delektowaliśmy się, ponieważ salsefii latoś nie siałem. Sam nie wiem, po co to odstawianie, ale gdyby nie odstawiać, to kiedy niby delektować się? Post, że się tak rugnę, faktum?

Po prawdzie, to już jest prawie że koniec roboty. Pomidory nadziewamy, wkładamy do pieca. Minut kilkanaście aż pomidor zmięknie (bo mięso sparzy się w trymiga), wyjmujemy, nakładamy czapunie z mozzarelli, i pod grill. Jak tylko ser się stopi i zezłoci, wydajemy do spożycia na listkach mięty, które spożywamy, a nie przyglądamy się podziwiając unerwienie i ukształtowanie osobnicze. A do zapijania najlepsza jest co? Maciaszczykowa śliwowincja nie z proszku robiona, a jakże.

Taki mięsno-serowy bogaty pomidor to jest, proszę ja was, bajunia.

Mieliśmy też pikantnawe podłużne papryczki, które nie nadawały się do faszerowania ze względu na swoją delikatność: przy byle próbie napełnienia pękały. Przekroiliśmy je więc wzdłuż na pół i nakładliśmy farsz. Dobre, nie powiem. Ostrawy, papryczny, pikantny smak. Jeden farsz, dwa warzywa. Trójkącik, psia mać.

A na drugi dzień, jako że to lato, gorąco, to pić może się dla was zachcieć. Już ja was dobrze znam. Na wtedy mam ja dla was, oposiki spragnione, śniadanko niewyjęte, a wszystko z resztek po wydrążonym krasnoarmiejcu. Bierzemy otóż wnętrzności z tego prometariusza wszystkich krajów, których oczywiście nie wyrzuciliśmy (wnętrzności, choć prometariuszów także jakoś tam w osimdziesiątym dziewiątym spacyfikowaliśmy na okrągło bez wyrzucania), ponieważ wiemy, że daru Bożego marnacji nie poddaje się.

Wlewamy te pestunie z sokiem na patelnię z odrobiną oliwy, podduszamy aby odparowały, dokładamy resztkę mięsa, podduszamy, dokładamy resztkę zieleniny i oliwek, podduszamy, dodajemy sery, których nie zużyliśmy wczoraj, a kiedy zaczną się topić, tworząc z resztą składników konsystencję słabo ściętej, ciut ciągnącej się jajecznicy, przestajemy gazować żeby nic nie przypaliło się, bierzemy bagietkę i wygartamy prosto z patelni. A, i fajnie po wierzchu cytrynką pokropić.

Ojeeej, jakie dobre! Choć po prawdzie wygląd ma toto niewyjściowy, taki samo rychtyk do rubryki "pyszna kupa", którą ja tu być może niedługo założę, bo zdarza się, że coś smakuje lepiej, niż wygląda, i to delikatnie ujmując. Ot, przykładowo cielęcina z bobem. Aj, nawet mi nie przypominajcie, bo ślinotoku doznam i se nowe gumiaki obślimaczę. No to ten, tego, smacznego.

19 komentarzy:

  1. Antoni masz całkowitą rację. Nadszedł czas dobrych pomidorów. Nie smakują jak worek mąki. Pieknie się prezentują Twoje pomidorki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jatoś, widziałam ostatnio na różnych blogach nadziewane pomidory, ale muszę przyznać, że twoje wyglądają najsmaczniej, lepiej nawet niż u mojego ulubionego Ziemianina. No chyba, żeś zdjęcie podrasował w szopie (odgarnowszy wyngiel i obślinione gumioki).

    OdpowiedzUsuń
  3. Super nadziane pomidorki ! Ja na razie delektuję się surowymi w rożnych postaciach, ale chyba te twoje wypróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pomysł na nadzianie tych nagrzanych słońcem czerwonych owoców.

    OdpowiedzUsuń
  5. te osiem pomidorow, to na 16 osob chyba?

    OdpowiedzUsuń
  6. ale pychota :)

    proszę o dostawę do domu kilku sztuk :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mówi się, że tylko kobiety lubią nadzianych :] Pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. pan pomidor z nadzieniem. ma bogate wnętrze xd dosłownie. a zarazem wygląda bardzo smakowicie ;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo, pychotka! Chociaż pewnie bym wersję serowo-bezmięsną poczyniła, z cukinią może? Albo bakłażanem?

    A kategoria "pyszna kupa" - no tak, to możliwe tylko u Antoniego, ale jakie trafne - niedawno zrobiłam przepyszną jajecznicę z bakłażanem, którą moja "cioteczna siostrzenica" podsumowała tak: 'Ciocia ale musimy ją szybko zjeść bo inaczej się nam przyśni i będziemy się bali..' Ale zjadła! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Smakowicie wygladaja te pomidorki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Tą pyszną "kupę" robiłam sobie na studiach w piątki i nazywałam "topinką", skład się zmieniał w zależności od tego co tam w tej lodówce jeszcze było ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze Antoni prawi - teraz pomidory to naprawdę pomidory, a nie jakaś farbowana woda w kulistym kształcie. Aż chce się nadziewać! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj tak, tak! Z samymi serami też pyszne ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pychota! Pomidorki pierwsza klasa! Muszę kiedyś zajechać do Koszelewa... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Koszelewo pozdrawiam a jakże... ale od jakiegoś czasu (od dwóch lat doklładnie) mam okazję przebywać w krainie gdzie pomidory rosną na krzaku w ... ogrodzie, a nie na plantacji widzianej nawet z orbity (podobno z dzieł ludzką ręką stworzonych, z orbity widać tylko Mur chinski i plantacje pomidorów w Hiszpanii). Tak więc tu, gdzie teraz jestem, pomidor smakuje niczym ... pomidor ! I nie trza mu w zasadzie zadnych dodatków ani preparacji. Ale śliwowincja, znana tu także, a jakże, sprawdza sie w każdym przepisie - mniej czy bardziej wyszukanym. Pozdrowienia z Bukaresztu.

    OdpowiedzUsuń
  16. uwielbiam nadziane. Patrosze tez paprykę i cukinię i wypycham nadzieniem :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli się tu dopisać. Jestem jeszcze rozwojażony po biwaku, więc odpowiadam króciuśko, bo mam jeszcze wakacyjnego lenia. Rzeczywiście, zacne to wyszło. Chyba zrobię wkrótce jeszcze raz póki pomidor letni, aromatyczny, tylko dam więcej sera. A może, jak Monika radzi, z cukinią zamiast mięsa? To by dopiero była lekka letnia kolacja!

    Mamamarzyniu, szop może i był, ale w sensie korekty tonalnej i podostrzenia tu i ówdzie, ale bez żadnych sztuczek. Nie było takiej potrzeby, bo te pomidorki same z siebie prezentowały się znakomicie. Ja zresztą nie używam szopa dpo podrasowywania fotek, bo to zawsze mi pachnie letkim oszustwem.

    Klaro, wręcz przeciwnie. Dwa połyka się, się mlaska i się rozgląda, czy coś nie zostało, bo smaczne okrutnie. I słodziuśkie nieprzyzwoicie :)

    Oooo, Peggusia kochana? Dla Ciebie, Kumo droga, cała blaszka ;)

    Moniko, a ja już nawet znalazłem dwie czy trzy potrawy, które będą się świetnie nadawać do cyklu "pyszna kupa". Zrobię chyba piktogram, tylko muszę pokombinować żeby nie wyglądał zbyt obrazowo :D

    Noblevo, świetna nazwa! Kupuję. No więc na końcu wpisu była topinka z pomidorami i mielonym mięsem ;)

    Kuba, wbijaj, człowieku normalnie jak w dym. Za Gliniewicami jedzie się jak na Kaźmirówkę, ale na rozstaju w lewo, bo w prawo to by było do Paździerzownicy, a oni tam na obcych kolczatki na noc na szutrówce rozkładają. Od wojny tak im zostało :)

    MIQ, zazdroszczę. A w Bukareszcie być może będę w tym tygodniu. Albo w Timisoarze, to jeszcze nie postanowione.

    OdpowiedzUsuń