czwartek, 23 września 2010

— A co w kawiarniach literackich? — zapytał trochę ochryple żeglarz Sindbad  i odkaszlnął, ponieważ płomień palinki przyjemnie rozgrzał mu przełyk.

— A co ma być? — odparł pytaniem na pytanie kelner Ede, przyjaciel literatury, i rozłożył ręce, jakby odmawiał kredytu całemu światu. — Młodzi ludzie uprawiają sporty, chodzą na pływalnię, zjeżdżają na nartach i oddają się podobnym, rzekomo zdrowym, lecz jednak podejrzanym czynnościom. (...) Dla młodych poetów  jedynym zdrowym zajęciem jest literatura i kawiarnia. To są żelazne prawa i nikt nie może ich bezkarnie podważać, a już najmniej ten, kto zaciągnął się na służbę u muz.. (...) Ja nie twierdzę, że dla płuc nie jest zdrowsze zjeżdżać na deskach ze Szwabskiej Góry niż dyskutować przez całą noc z panem Battaszeky w „Czikago”. Ale pisarz ma się troszczyć nie o swoje płuca czy serce. Pisarz ma się troszczyć o swój umysł i ducha, i właśnie kawiarnia daje tę specyficzną, może według zaleceń lekarskich czy gimnastycznych zupełnie niezdrową, ale z literackiego punktu widzenia jedyną dobroczynną atmosferę, w której pisarze znajdują niejaką ochronę przed pokusami świata, samowolą urzędów i brutalnością pieniądza; ich płuca i serce nadwyręży co prawda nikotyna i czarna kawa, ale ich duch rozkwitnie — i to jest najważniejsze! Pan Petofi nie chodził na narty, tylko do „Pilvaxu”, a pan Vorosmarty nie na pływalnię, tylko do „Złotego Wołu”. To są olbrzymie różnice, proszę uniżenie. Co ja mam czytać wiersze poety, o którym wiem na pewno, że codziennie wykonuje ćwiczenia gimnastyczne według wskazówek Mein System i na rozkaz radia rankiem kładzie się na podłodze i wyrzuca nogi do góry niczym nierządnice, które żyją z tego, że dbają o linię?
Sandor Marai, Sindbad powraca do domu, Czytelnik 2008

Jak by nie dumał, trzeba dla mnie do klubokawiarni iść, kultury zażyć i słoniny z sołtysem pojeść. Nie poradzisz, jak mus to mus, czy nie tak, co? Miejcie się dobrze, pliszki potulne. Gdzie ja wsadziłem wyjściowe gumofilcy?

12 komentarzy:

  1. Jasne że tak! A wychyl tam za kumpli z netu! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Antoni! A wiesz Tośku że tak sobie dziś myślałam jadąc pociągiem że jak tylko dorwę gdzieś sieć to mus do Antoniego zastukać i spytać czy żyje bo coś go ani widu ani słychu.. Ale jest, uff i do klubokawiarni idzie, to dobrze, dobrze bardzo, ukurturarnij się i za Kumy swoje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni nam w lekturze zatonął i stąd go widać nie było !
    KLubokawiarnia to dobry pomysł ! SZuwaśkę pozdrów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Grażyno, mam nadzieję że odpłynął a nie zatonął...

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja już sobie wyobrażam, jaka po nasiadówce z sołtysem i to pod 'słoninę' - wena na Antoniego spłynie;D

    OdpowiedzUsuń
  6. No toż przecież, że nie inaczej, Gutku!

    Za siebie, Moniko, za Kumy i za całe Koszelewo z przyległościami ja dokurturarnić się zamiaruję. No, kiedy tak gadają ci, którzy na rzeczy znają się, to ja nie mogę być apropos. Do klubokawiarni zatem!

    Grażynko, Gutku, nie zatonął, nie zatonął :) Odpłynął też nie, ale i nie napisał niczego. Żyzń takaja, bladź parchata.

    Dikejko, i ja mam taką nadzieję. Skoro kielner Ede dla samego Sinbada, jednego z ostatnich prawdziwych pisarzy węgierskich tak zeznał, to musi to być sama samiuśka prawda, i mam zamiar przekonać się o tym osobiście. Ot co ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko nie czytajcie z Sołtysem za dużo, bo jutro targ i kto pojedzie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Antoni..., no...:), stęskniłam ja się...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jantoś, gumofilcy masz w chliwkogarażu, a onucki na sztachetach na płocie sie suszom!

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, damy radę, aby tylko kobyłka nie znietrzeźwiała jak my na nią tacy naczytani z kozła chuchać będziemy :)

    Ewelajno, no popatrz, coś mnie wena odpuściła i nie pisałem nic a nic. W dodatku od wczoraj mam głupawkę i kończę pisać kompletnie idiotyczny wpis, że aż mnie samemu trudno uwierzyć, że można takie głupoty wypisywać. Oj, ten internat, wszystko bidulek znosić musi ;).

    Mamamarzyniu, co ja bym bez Ciebie zrobił? Toż przecież, że gumofilcy we warstacie zostawiłem, bo przy oborniku robiłem i gdybym w nich wlazł do chałupy, to sam bym zaraz się z niej wypędził. A onucki... no, zamokli przy tej robocie troszeczkę...

    OdpowiedzUsuń
  11. "rzekomo zdrowym, lecz jednak podejrzanym czynnościom." :D

    Bylo czytac ksiazki Antoni, teraz juz z klubokawiarni nie wyjdziesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nu, co zrobić, mądrzejszych słuchać mus ;)

    OdpowiedzUsuń