Z ciast, jak powszechnie w Koszelewie wiadomo (przynajmniej na schodkach za gieesem) to ja lubię tak: kiszone ogórcy, śledzia (byle nie zepsutego octem), i jeszcze tego, no... nie podpowiadajcie!... o, mam, golonkę! Pokazało się jednakże, że można i ciasto zrobić, i pojeść*. Jak obiecałem onegdaj, tak zapodaję. Ostatni wpis zapewniał piękny zapach z piekarnika. No, waniało niekiepsko mimo przypalenia, a może nawet dzięki. Posłuchajcie.
Składniki:
▪ 4 jajka,
▪ 20 dkg łososia ugotowanego na parze,
▪ 20 dkg jogurtu,
▪ 27 dkg mąki,
▪ 2 łyżki musztardy Dijon (zrobiłem z gruboziarnistą francuską, rozgryzanie łososia razem z gorczycą daje całkiem miły efekt),
▪ pęczek koperku,
▪ proszku do pieczenia nie wiadomo, ile,
▪ proszku do pieczenia nie wiadomo, ile,
▪ sól, pieprz.
Sos:
▪ 0,5 l śmietany min. 30%,
▪ 5 suszonych pomidorów (takich suchych suchych, nie z oliwnej zalewy),
▪ 1 ząbek czosnku,
▪ gałązka rozmarynu,
▪ pieprz.
▪ gałązka rozmarynu,
▪ pieprz.
Łososia (mogą być nawet ogonki) gotujemy krótko na parze. Obieramy mięso, skórę i gorsze kawałki oddajemy kotom lub układamy na chybił-trafił na desce klozetowej obraz pt. „Bakutil o poranku” i po tygodniu lub dwóch wystawiamy w galerii sztuki nowoczesnej. Kawałki uchronione od wielkiej, psia jej mać, sztuki osuszamy na papierze.
W misce ubijamy jajka z musztardą. Dodajemy jogurt i koperek, i — nadal ubijając — dobawiamy po trochu mąki przemieszanej z proszkiem do pieczenia. Ile tego proszku trzeba, za cholerę nie wyznam, bo w przepisie stało, że pół opakowania, a na opakowaniu pisało, że to dawka na kilogram mąki. To co, miałem dać aż tyle? Dałem mniej. Dodajemy spore kawałki ryby, delikatnie mieszamy. A może białka ubić oddzielnie na pianę? Zwiewniej by było. Pomyślę jak tylko oziminę sprzedam.
W misce ubijamy jajka z musztardą. Dodajemy jogurt i koperek, i — nadal ubijając — dobawiamy po trochu mąki przemieszanej z proszkiem do pieczenia. Ile tego proszku trzeba, za cholerę nie wyznam, bo w przepisie stało, że pół opakowania, a na opakowaniu pisało, że to dawka na kilogram mąki. To co, miałem dać aż tyle? Dałem mniej. Dodajemy spore kawałki ryby, delikatnie mieszamy. A może białka ubić oddzielnie na pianę? Zwiewniej by było. Pomyślę jak tylko oziminę sprzedam.
Do natłuszczonej masłem formy wkładamy łososiowe ciasto, skrapiamy po wierzchu oliwą, wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 st. na 15 minut, potem zmniejszamy temperaturę do 180 st. i grzejemy jeszcze 30-45 minut.
Sprawdzanie, czy gotowe, jest takie jak zwykle: jak się na kilka sekund wetknie w środek rumianego ciasta zapałkę, grabie albo dobrze odstane onuce, to wrażony przedmiot po wyjęciu powinien być suchy (z wyjątkiem oczywiście onuc, które z założenia są nie za suche i uroczo pachną francuskim serem, co szalennie lubieją Francuzi i nieszczęśnicy dopiero co wybawieni od śmierci głodowej; aha, wychodzi na to, że onuce nie są dobrym miernikiem upieczoności ciasta).
Co to ja jeszcze miałem? A, sosek. Taki sosek chodził za mną od jakiegoś czasu — tak konkretnie to odkąd wpadłem na myśl żeby go zrobić — ponieważ był prosty i spodziewałem się po nim aromatyczności. Wymyśliłem sobie odparowaną kremówkę z posmakiem suszonego pomidora i czosnku. Do łososiowego ciasta znalazł się w sam raz, ale autorstwa sobie nie przypisuję, ponieważ mam pewność, że Włoch od wieków nie takie mecyje robi z podobnych składników.
Duży kubek poważnej procentowo śmietany podgrzewamy w rondelku na minimalnym gazie razem z gałązką rozmarynu. Kiedy śmietana zacznie gęstnieć, usuwamy rozmaryn, a wkładamy pocięte na paski suszone pomidory (te suszone, nie te suszone i zalane olejem, najlepsze polskie z piekarnika, bo są kwaskawe). Chwilkę jeszcze odparowujemy, dokładamy zmiażdżony czosnek i pieprz. Wyłączamy gazowanie aby czosnek pozostał świeży, lekko tylko się podgrzał i złamał smak. Soli już właściwie nie trzeba. Koniec, tylko czosnek, rozmaryn, kwaskowość pomidorów i kremowość kremówki. No jaka aromatyczna muślinowość!
Na zdjęciu, wykonanym zresztą o krwistym jak poliki Kurzejko Zdzisławy (kiedy poburakuje lica) zachodzie słońca nad koszelewską bagienną równiną (podczas biesiady z Ludwiczak Jadwinią wedle skalniaka u mnie na gumnie) wygląda, że to ciasto jest płaskie i niewyrośnięte. Ale bo zrobiłem z połowy porcji na spróbę, a w ferworze walki dałem tyle ryby, co na całą porcję albo ciut więcej, no i soczyście było. Efektem było to, że w foremce zajmowało ono mało miejsca, dlatego takie plaskate. Do tego ten proszek, którego nie wiedziałem, ile dodać. Może któś łaskawie podpowiedziałby cokolek w tej materii? Ile jego dawać? Ech, nie każdy jest kucharzem takim, jak Bobek...
Niezależnie od zależności, efekt jest niezwykle przyjemny smakowo, przyjazny taki i aromatyczny jak się rozchodzi o zapach. Delikatny, zwiewny dzięki koperkowi i jogurtowi, ale też z lekkim zadziorem od gorczycy, podkreślony niespotykanie delikatnym, choć silnie aromatycznym sosem. A na zimno jakie to dobre! Świetne śniadanko: kilka plastrów ciasta łososiowego z nałożonym sosem, który przez noc zmieni konstynstensję na więcej maślaną, do tego kieliszek białego wina... wrrróććć! Chciałem powiedzieć, że herbaty!
Olaboga, czy ja się znowuż nie rozpisałem? Przepis prosty, a czyprakowania moc. A mówili na Podziemnym Kursie Zwięzłego Elaboratowania w Kaźmirówce w sześdziesiątym ósmym: pisz tak krótko, żeby towarzysza Wiesława zawstydzić! A tu masz, epistoła. Ech, żyzń, bladź ty parchata! Dla każdego więc, kto doczyta do końca, polewam z memiskiem najnowszego, jeszcze ciepłego wypuska maciaszczykowej musującej truskawkówki. On to szampionem nazywa.
Ja bym tę pisaninę nawet skrócił, ale rozumiecie sami: prace sezonowe w polu i w obejściu, różnorodne spotkania biznesowe popod gieesem i w klubokawiarni,... Czasu nie staje. Dobrze, że tylko czasu, czego i dla was życzę, pustułeczki śmigłoskrzydłe.
PeeS: „Pani”, maj 2011, strona 214.
——————————————
* No dobra, knedlik to też ciasto, a jest genialny.
Na zdjęciu, wykonanym zresztą o krwistym jak poliki Kurzejko Zdzisławy (kiedy poburakuje lica) zachodzie słońca nad koszelewską bagienną równiną (podczas biesiady z Ludwiczak Jadwinią wedle skalniaka u mnie na gumnie) wygląda, że to ciasto jest płaskie i niewyrośnięte. Ale bo zrobiłem z połowy porcji na spróbę, a w ferworze walki dałem tyle ryby, co na całą porcję albo ciut więcej, no i soczyście było. Efektem było to, że w foremce zajmowało ono mało miejsca, dlatego takie plaskate. Do tego ten proszek, którego nie wiedziałem, ile dodać. Może któś łaskawie podpowiedziałby cokolek w tej materii? Ile jego dawać? Ech, nie każdy jest kucharzem takim, jak Bobek...
Niezależnie od zależności, efekt jest niezwykle przyjemny smakowo, przyjazny taki i aromatyczny jak się rozchodzi o zapach. Delikatny, zwiewny dzięki koperkowi i jogurtowi, ale też z lekkim zadziorem od gorczycy, podkreślony niespotykanie delikatnym, choć silnie aromatycznym sosem. A na zimno jakie to dobre! Świetne śniadanko: kilka plastrów ciasta łososiowego z nałożonym sosem, który przez noc zmieni konstynstensję na więcej maślaną, do tego kieliszek białego wina... wrrróććć! Chciałem powiedzieć, że herbaty!
Olaboga, czy ja się znowuż nie rozpisałem? Przepis prosty, a czyprakowania moc. A mówili na Podziemnym Kursie Zwięzłego Elaboratowania w Kaźmirówce w sześdziesiątym ósmym: pisz tak krótko, żeby towarzysza Wiesława zawstydzić! A tu masz, epistoła. Ech, żyzń, bladź ty parchata! Dla każdego więc, kto doczyta do końca, polewam z memiskiem najnowszego, jeszcze ciepłego wypuska maciaszczykowej musującej truskawkówki. On to szampionem nazywa.
Ja bym tę pisaninę nawet skrócił, ale rozumiecie sami: prace sezonowe w polu i w obejściu, różnorodne spotkania biznesowe popod gieesem i w klubokawiarni,... Czasu nie staje. Dobrze, że tylko czasu, czego i dla was życzę, pustułeczki śmigłoskrzydłe.
PeeS: „Pani”, maj 2011, strona 214.
——————————————
* No dobra, knedlik to też ciasto, a jest genialny.
Witaj Antoni! Jakie piękne ciasto, jakże pięknie sfotografowane, o pięknym zachodzie... (i bez lampy błyskowej;). A sos to normalnie aż kręci w nosie... Pozdrawiam mocno! To pisałem ja : Gutowski Robert! tylko ten pieroński gógl nie chce pokazać mnie zalogowanym!
OdpowiedzUsuńTo takie ciasto tak pachniało ! Super !
OdpowiedzUsuńA czemu 27 dkg mąki, 26 czy 28 nie może być ? A proszku to trzeba na oko, masz rację. No, udany wypiek, nie ma co a i sos zrobiłeś wspaniały do tego :)
napiszę tylko: wow!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na łososia. pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńciasto z łosiem. chyba będzie moje ulubione, tylko skąd ja łosia na Opolszczyźnie wytrzasnę...? :)
OdpowiedzUsuńCzołem, Gutku! No, czasem przydarzy się przez zapomnienie nie pójść na łatwiznę i nie użyć lampy :) Jak robię w dzień, to jest łatwiej, a po nocy najczęściej mi się nie chce kombinować, bo stygnie i biesiadnicy siedzą z zębami na stole :)
OdpowiedzUsuńGrażynko, też nie mogę dojść, dlaczego w tym przepisie stało 27 dkg. Czysta głupota, zwłaszcza że w następnej linijce było "pół opakowania proszku do pieczenia", czyli porcja na pół kilo. Oczywiście robiąc z pół porcji dałem na oko. To dlatego słodkie ciasta mi nie wychodzą: bo nie trzymam się kurczowo receptury i zawsze coś schrzanię :)
Aga, Kubo, dzięki!
Olu, na łosia najlepsze są jakieś brząkające i błyskające błyskotki. Wiesz, dzwoneczki, lampki choinkowe i takie tam. Wiesza się to na łopatach łosiowych, a po kilku godzinach łoś dostaje obłędu od błysków i brzdąkań, i wtedy go mamy :)
Nie, nie Tosku, ja Cie bardzo przepraszam , knedel to nei jest ciasto!!!!!!!!!! Mowie to jako Polka zamieszkujaca Czeska Republike :-)
OdpowiedzUsuńProsze mi tu i ciast i knedli nie obrazac!
Rozumie, ale jednak zawsze dziwie sie tym ktorzy z ciast tylko schabowy :DD Ale wpis cudo, ba.
Buruu, ale jakże to tak, że nie ciasto? To co? Toż prawie że jak na pizzę robi się!
OdpowiedzUsuńNo nie tylko schabowy, jeszcze ogórcy :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńAnonimie, spamuj gdzieś indziej, ok?
OdpowiedzUsuń