Z tą rybą to było tak. Wyjazd Maciaszczyka przedłużał się, widać powodzenie miał w polowaniu albo u sikorek. Jedno sobie dobre, drugie sobie, ma się rozumieć, byle nie oba na raz, bo może być kałabania. W każdym bądź razie jak się na wiosce ludziska zwiedzieli, że zapasik do wykorzystania zostawiony w szopce jest, jeden po drugim schodzić się zaczęli. Najsamwpierw chłopy, a jakże, ale i bab trochę też było, choć po większej części takich, co chłopów szukać przyszły, i dawaj kosztować specjałów. Prawie że jak coroczny festyn wioskowy zrobił się, tylko festyn nie trwa tydzień i jedzenie zawsze jest dowożone przez kateringową firmę Pałąkowej na spółkę z bufetową Danutą (znacie może, to ta, która w klubokawiarni winiucho polewa), a u nas tu nie było papu ani ani. Bo, rozumiecie, Pałąkowa była z nami i winszowała dla rozmaryna nie gorzej niż Bardziaczyk Józef, a ten to potrafi. Jedynie sołtys Szuwaśko jak zwykle za pazuchą słuszny połeć słoniny miał, ale co to było na tyle luda.
Jakoś przed niedzielą poczułem, że musi pora już na mnie. Zachciało się dla mnie zjeść czegoś letkiego, wiecie, jak tiule Psubraty Beaty, bo ta śliwowincja ciężkostrawna musiała być, gdyż jakoś tak mnie w żołądku mulało. W Krynicy Morskiej dają świetnego sandacza pieczonego w folii z mozarellą i się dla mnie zackniło. Padło więc na rybę, zwłaszcza że akuratnie miałem dorsza kupionego prosto z kutra od rybaka w Kątach Rybackich. Oj, bo zaraz się wyda, że ja tu straszliwie naoszukiwałem, w rzeczywistości bawiąc nie w szopce u Maciaszczyka, a całkowicie gdzie indziej. No to jadę z tą rybą zanim się mi tu pokapujecie, wy moje przenikliwe szerloki.
Składniki:
filet z dorsza,4 plastry cukinii,
garść starkowanej marchewki,
2 plastry mozarelli,
odrobina soku z cytryny,
sól, pieprz, koperek.
Nie dawałem żadnych ziół poza koperkiem, bo chciałem żeby ryba miała nieskalany smak. Taka prosto-z-morza ryba potrzebuje jedynie odrobiny soli i soku z cytryny. Oj, jaka szkoda, że w sklepach nie ma naprawdę świeżych ryb. Toż to czysta poezja! I cena dobra — 8 złotych za kilogram pięknego mięsa pachnącego morzem i solą.
Dorsza wyfiletowałem, z resztek zrobiłem prosty a pyszny rosół na bulionie warzywnym. Na kawałku folii ułożyłem plastry cukinii (oddzieliła mięso od zbierającego się na dnie soku, dzięki czemu ryba się piekła, a nie gotowała, a cukinia ładnie miękła i napawała się aromatem ryby). Posoliłem, popieprzyłem, położyłem filety, posoliłem, popieprzyłem, pokropiłem sokiem z cytryny, posypałem koperkiem, rzuciłem nieco marchewki starkowanej na grubych oczkach tarki, położyłem ser, posoliłem, popieprzyłem, lekko zawinąłem brzegi folii, ale tak, żeby pakunek nie był zamknięty, żeby mógł odparować nadmiar płynu. Do pieca pod grill nastawiony na maksa na jakieś 10 minut. Jak się ser zbrązowi, wyjmujemy, bo rybie starczy mało wiele, a jak się ją przetrzyma, to wychodzi pulpa celulozowa abo cuś.
Ojojoj, soczysta rybka, delikatniuchna cukinia, słodka marchewka i na to wszystko nie za ostry ser. Nie da się prościej. Smakowało mi że hej. Podjadłszy, poszedłem sprawdzić, co tam w szopce słychać, ale spotkanie towarzyskie miało się ku końcu, ponieważ denko wanny się odkryło i kubki nieprzyjemnie zgrzytały o blaszanne dno. Jedynie Paragon Witold przeliczał drobniaki zgromadzone w puszce jako podziękowanie za poczęstunek. Zaraz pojechał po śrutę żytnią ażeby nasz pogromca monopolu śpirytusowego po powrocie miał z czego nową produkcję dla asymilacji wioskowego społeczeństwa uskutecznić. A o tym, co było jak Maciaszczyk wrócił i okazało się, że ktoś składzik na narzędzia z bardaszką pomylił, opowiem wam jak tylko odstawię do punktu skupu bławatki.
bardzo lubię taką wersję rybki, zawsze jest smaczna :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, a jużem sie zastanawiała, po co ta cukinia (nie lubię).
OdpowiedzUsuńPozdrowionka - Marzynia
To dopiero rybka ! Pychotka, a takiej z morza prosto, to Ci zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńA u Ciebie już bławatki można zbierać?
No z takich prostych ingrediencji a jak widzę pychotka prawdziwa wyszła. Prościzna jaką lubię. I z tą rybą święta prawda Dobrodzieju - tylko świeżuchną można tak bez prawie niczego czynić i dobra ci ona, jędruchna i papcia się z niej się nie zrobi. I najśmieszniejsze, że ryba nie śmierdzi wtedy rybą. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPaulo, no bo wszystko, co proste, smakuje lepiej. Często o tym zapominam i potem nie mogę zapodać na blogu porażki ;)
OdpowiedzUsuńMamamarzyniu, a jak można nie lubić cukinii? Żart, żart! Tak, oczywiście, cukinia służy za podkładkę :D
Oj, Grażka, a to jeszcze nie pora? A to się wklepałem. No to te, śparagi! :D
O, ryba najświeższa nie tylko nie capi, ale pachnie morzem, plażą, oj! Bareyo, nie przypominaj, bo będzie mi się ckniło! :)
Twoje przepisy rybne są niezrównane - prostota i elegancja. Naprawdę brzmi i wygląda to wspaniale, a ja ryby uwielbiam!
OdpowiedzUsuńDzięki, Muscat! To są zwyczajne rybki chyba, to Ty jesteś niespotykanie uprzejmą dziewczyną ;)
OdpowiedzUsuńBędzie krótko: veni, vidi, vici - pychota :) Pozdrawiam - Basik
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam, dziękując za komenta.
OdpowiedzUsuńA mnie w sumie nie tyle zachecila ta rybka (choc niczego sobie) co te blawatki - wiem Antos, ze sie mozesz na mnie wsciec, ze znow o jakies zielsko sie pytam, ale moze tak bys z garsc tych balwatkow koszelewskich podeslal Burusi? Powaznie mowie, a wrecz cicho prosze :-)
OdpowiedzUsuńPoważnie, Burusiu, to miałbym problem z rozpoznaniem, że bławatek to bławatek. Jakoś tak nieszczęśliwie wybrałem se tematykę bloga, że za cholerę nie wiem, o czym piszę :) A co, mój blog i właśnie że będę pisał "cholera"! :)
OdpowiedzUsuńAlez Antoni, pisz o czym dusza zapragnie, mnie sie wspaniale o tym czyta, akurat blawatki, dziwiecsil i rdest znam, ale powiedzmy taka morwa seczuanska to doprawdy nie wiem co to jest :-)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie daje mi jednak spokoju ten blawatek, napisalaes o nim bezbledne, blawatki sie skupuje, a taki mak polny juz na przyklad nie, wiec podejrzewam zes jednak rolnik z certyfikatem :D
Seczu- co?! Z bławatkami to był fart. Centryfikatu nie dostałem, bo przez złośliwość nauczycielów nie przejszłem do czwartej klasy Technikum. A skąd ja niby miałem wiedzieć, że powstanie listopadowe to nie było to, że jak dziadźko z kompanią robił w sierpniu 1930 Obchody Dobrych Plonów, to śliwowincji stykło im do listopada i one w listopadzie powstały i poszły do madziaszczykowego dziadunia po więcej?
OdpowiedzUsuń