Znalazłem w zamrażalniku paluszki krabowe. Pewnie gdyby nie temperatura, obmyślałyby właśnie sposób ucieczki na wolność. Tak po prawdzie to lubię mieć we wzanadrzu paluszki, bo ponieważ je lubię. Maczane w oliwie z cytryną i chili są superowe na kolację. Wczoraj natomiast otworzyłem przepastne czeluśnie lodówki z zamiarem zrobienia naleśników. O, nawet miałem mleko i jajka.
Czasem dobrze mieć w lodówce czy zamrażalniku jedzenie, które można nieoczekiwanie dla samego siebie wykorzystać, a jak jeszcze z dobrym skutkiem, to hoho! Ot, takie paluszki, czy — niechże raz jeszcze zajrzę — a o ło, pierś kurzęca, żabie udka, gaźnik od skuterka... O masz, a ja jego szukałem w stodole.
Składniki:
1 opakowanie paluszków krabowych,3 rzodkiewki,
0,5 ogórka,
0,5 opakowania kiełków,
3 łyżki majonezu,
1 łyżka keczupu,
1 łyżka sosu sojowego,
2 łyżki natki pietruszki,
0,5 pęczka szczypiorku,
sól, chili.
Ciasto naleśnikowe:
125 ml mleka,2 jajka,
125 ml wody gazowanej,
200 g mąki,
sól.
Mleko, jajka, wodę i sól wymieszać, stopniowo dodawać mąkę aż do uzyskania konsystencji... no, ciasta naleśnikowego. Odstawić na pół godziny aby bąbelki z wody poganiały mąkę, dzięki czemu placki będą sprężyste i nabąblowane. Znaczy się nie że nietrzeźwe, tylko napełnione bąbelkami powietrza czy też dwutlenku węgla. Nietrzeźwość to dla nas może się zdarzyć, bo przez te pół godziny trzeba coś robić, co nie? No, chyba że marchew opielić.
Ogórki i rzodkiewkę kroimy w słupki albo jak komu wygodniej, szczypiorek siekamy, ale tak żeby nie postradać paluchów bo żniwa za pasem.
Do majonezu dodajemy keczup lub sos pomidorowy, sos sojowy, posiekaną drobno pietruszkę, chili i sól (jeśli potrzebna, ale teraz wszędzie walą tej soli jak durnowate, więc ja tam zachowuję ostrożność). Paluszki kroimy w kostkę. Razem z sosem (ale w oddzielnych miseczkach, ma się rozumieć) wkładamy do lekko nagrzanego piekarnika żeby nie były zimne. Większość składników jest zimna, a nie wymyśliłem lepszego sposobu żeby nie podawać dania w stanie lekko letnim. Z kolei nie chciałem podgrzewać całości, bo jednak szczypiorek i ogórek po przypieczeniu w piekarniku lub na patelni gotowe skapcanieć. Puścić sok, stracić ostrość i takie tam, wiecie. Ale myślę, że już wy mi, omnibusiaki prymusowate, zaraz podpowiecie, co z takim fantem można począć.
Co? A, dobra myśl. Fakt, jak człowiek popije nieco, mało wrażliwy na niedogrzanie jedzenia robi się i wtenczas podgrzewanie niekonieczne. Radziulis Czesław dla mnie tu bez ramię podpowiada, że naleśników też można nie podgrzewać, ale to, zdaje się, za daleko idące uproszczenie procedury, bo wszelako naleśnik w stanie płynnym chrzęści mąką w zębach i daje surowym jajem.
No dobra, nawracam się do tematu. Smażymy naleśniki, maestrią podrzucania i przerzucania na drugą stronę wprawiając w obsłupienie całą wioskę i bufetową Danutę i odklejając te placki, które przykleją się do sufitu, podłogi albo wypadną przez okno na kompost, o ile macie pryzmę zaraz pod oknem od kuchni, co taki sołtys Szuwaśko na ten przykład praktykuje, bo mówi, że na co dla mnie ganiać za chlewik ze skórą od słoniny albo łupiną cybuli, kiedy mogę siup bez okno (byle otwarte, żeby się kompost w chałupie nie zrobił), i już. Nu, widać że nie każdy sołtysować może, bo do tego tęgi łeb potrzebny.
Ale co ja tam gadałem? A, że naleśniki. Jak już usmażone i pozbierane po obejściu te, które robiły za latające talerze albo zapadły na szafę w domenę pająka Józefa, wkładamy je do piekarnika aby nie stygły, wyjmujemy po jednym, smarujemy sosem majonezowym i układamy po trochu wszystkich przygotowanych składników. Można polać ociupinką soku z cytryny i oliwy. Zawijamy. Abo i nie, szkoda czasu.
Dobre przełożenie stopnia skomplikowania do smaku. Że smakowite, chciałem powiedzieć. No to tego, idę zajrzeć do kurek, bo czegoś zdezorientowane po gumnie latają. Z Bogiem.
To Wam tam zboże szybko latoś daje czadu jak żniwa za pasem... u nas to jeszcze do sianokosów ho ho!
OdpowiedzUsuńpzdr :)
narobiłeś mi smaka! już myślę o obiedzie :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, paluszki krabowe do naleśników - na to bym nie wpadła ! Pyszne nadzienie zrobiłeś :)
OdpowiedzUsuńP.S. Ja do naleśników też dodaję wodę gazowaną .
uwielbiam kraby
OdpowiedzUsuńto musi być pyszne !
zapraszam do mojego konkursu z okazji Dnia Matki
http://smakuje.blox.pl/2010/05/Moj-Dzien-Matki-odslona-2-oraz-KONKURS.html
Ciekawe ile naleśników by pożarła zwycięska drużyna? :)
OdpowiedzUsuńJakie piękne, cieniuteńkie i rumiane naleśniki!
OdpowiedzUsuńPaluszki krabowe (NIC nie mające wspólnego z krabem, przeczytajcie napisy na opakowaniu) są przepyszne dosłownie ze wszystkim!
Gutku, aj tam, zboże ledwo wzeszło, ale paluchi urznięte chwil kilka się goją się, czy nie tak, co? ;) Proteza, NFZ, te rzeczy...
OdpowiedzUsuńJust My, to ja polecam takie naleśniczki, bo są zjawiskowo delikatne, a sycące. I smakoooweee! :)
Dzięki, Grażka. Na @ odpowiem wieczorem.
Dorotko, się zapisałem, to znaczy opowiedziałem, jak to chciałem zaprosić mamulę do klubokawiarni na eklerkę i kawę plujkę, ale mamula powiedziała, że nie będziem mamony na jakieś tam majonezy wydawać, i zatrudniła tatula do zrobienia pysznego obiadu. Idę po obrządku.
Magento, zwycięska drużyna pożarłaby, nie przymierzając, tak gdzieś około pińcet siedymdziesiąt śtyry, bo chłopy na schwał, a i rodziny liczne mają, i podzielne są, to jak nic sąsiadom wzięłyby na wynos w cholewach gumiaków.
Muscat, a wiesz, ja chyba wolę cieńsze. Ciasto na to pozwala i się nie rwie nic a nic, ale tym razem wyszło mi trochę gęstsze, a leniłem się dolać mleka żeby móc lać cieńsze warstwy ;) No tak, paluszki krabowe z krabem mają wspólną nazwę, ale co tam. Zresztą, gdyby nazywały się "paluszki z wątłusza" na przykład, to chyba by mi tak nie smakowały ;)
Ale jak to, że w Waszym gieesie Antoni takie paluszki z kraba bywają? Bo w naszym nie bywają. Pani ekspedientką mówi grzecznie "ee, ni ma". Co Koszelewo jednak, to Koszelewo... :P
OdpowiedzUsuńNoooo, robie całkiem podobnie:))
OdpowiedzUsuńŁyknąwszy inspiracji z powyższego posta, postanowiłem i ja znaleźć paluszki krabowe w zamrażalniku, ale niestety wszystkie wyszły więc nic z tego nie wyszło. Zamrażam więc chwilowo projekt naleśnikowy, ale do bloga Szanownego Autora będę zaglądał (zresztą robię to od dawna), bo mocarny jest i w formie i w treści i w żarcie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHaniu-Aniu, no bywają! W dziale rybnym, za przegrzebkami, między homarami a tuńczykiem :D Nasza sklepowa, Grzyb Wacława, też kiedyś brąchała, bo się dla niej robić nie chciało, ale my z chłopami przełożyliśmy dla niej ręcznie, że jak dobre tanie wino jest na zapleczu, to ma wydawać a nie dłubać widelcem w przerwie między jedynkami, bo sami weźniem i od siebie jaką promocję zostawim.
OdpowiedzUsuńAndziu, to fajne danie. Dziwię się, że też wcześniej na to nie wpadłem ani nie wyczytałem nigdzie, bo połączenie delikatnego naleśnika z delikatnym paluszkiem smakuje mi wyśmienicie.
Uuu, jak paluszki wyszły, to one musiały być już tęgo po terminie kiedy samodzielnie na pekaes się oddaliły. Mam nadzieję, że kaczka nie dała się otumanić i została ;) Sprawdźże, jak się czuje mielone, bo jak Ci się rozpełznie po chałupie, to mogiła. MIQ, a najwięc mocarny on jest, ten mój blog, we w durnot wypisywanie, ale na to to już nie poradzim nic, bo to, jak mówią kociarze, karma taka jest i kropka. Nu, jeden dziekanem na ujocie jest, a drugi jeden ma -19 dioptrii w lewym oku. Taka to historia. No dobra, kończę.
My ze stryjankom Ewuniom dodajemy do naleśników piwo. Tylko trza kupić tak z kaster, bo ZAWSZE nie starcza.
OdpowiedzUsuńFakt faktem, piwo lubi znikać. Aby tylko do ciasta starczyło! Paruje nadmiernie, czy ki czort?
OdpowiedzUsuńA jakos latem mi pachna te nalesniki i krabowe paluszki, a wisze wczoraj robilam porzadki w zamrazalniku, niestety paluszkow nie znalazlam, ale byl tam prawie kilogramowy oscypek :-)) dobry do piwa, nie ma co!
OdpowiedzUsuńUfff... już się bałem że te nasze zboża jakieś zacofane bardziej czem koszelewskie :)) A na paluchy uważać trza to prawda, bo nie tylko przy żniwowaniu się przydadzą !
OdpowiedzUsuńBuruu, pewnikiem Twoje były więcej żywotne i se poszły na Karaiby serfować na liściach sałaty ;)
OdpowiedzUsuńNieee, Gutku, najwięcej zacofane u nas są. Zawsze jest tak, że wszyscy koszą, a u nas jeszcze popijawa przedżniwna. Tego... Chyba muszę to jeszcze przemyśleć :D
No tak, od czasu do czasu i paluszkom krabowym sie wolnosc dostanie, chocby ta na lisciu salaty, byle by wiatr mialy dobry :-)
OdpowiedzUsuńW sumie, każdy powinien mieć prawo do wolności, czy nie tak, co? W końcu paluszek też człowiek.
OdpowiedzUsuńI zartem i serio, dobrze prawisz z ta wlonoscia, tylko wiatru w zaglach trzeba czasem...
OdpowiedzUsuńByle nie za dużo tego wiatru w te żagle wolności, bo jak się poluzuje liny zanadto, to dla zboczenców się we łbach przewraca.
OdpowiedzUsuń