poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Śniadanie. Sodomia na bakłażanie










Miałem bakłażana. Sechł ze smutku i tęsknoty za swoją ukochaną Rabarbarą. Pomyślałem, co ma się chłop męczyć, zjem go. W międzyczasie nabroił, więc kiedy go spożywałem, był w pasiaku i pilnowała go posterunkowa Pola Dwica oraz Ementaler. Sir Ementaler. Dla pewności otoczył go też ze wszechstron kapral Bazyli z batalionu Zielone Czapeczki, a POM Idor, Wydział Maszyn Przyskrzyniających Pegieeru Paździerzownica Kościelna, przyskrzynił go na ament najnowszym Urządzeniem do Przyskrzyniania Bakłażanów. Ot i masz, głupawka od samego rana.

Tego bakłażana to ja od wczoraj szykować zacząłem. Chciałem go spiknąć z Golonką Lubą, żeby choć na chwilę zapomniał o swej Rabarbarze, ale w porę strzeliłem baranka w ścianę chlewika z okrzykiem „Toż gdzie rozum!". Jak to, gdzie. Gdzie indziej widocznie. Po dojściu do siebie, łyku maciaszczykowej śliwowincji i upewnieniu się, że bakłażan do tej Golonki Luby nie pasuje charakterologicznie choćby nie wiem co, namówiłem ja tego fioletowego nieszczęśnika żeby został na śniadanie. Nie sprzeciwiał się, więc rozebrałem go na centymetrowe plastry i położyłem na noc w lodówce obok mortadeli i słoniny z Klubu Godzinnych (co najmniej) Grubasów. Wiecie, tej, którą tak lubi nasz sołtys. Trochę się pan B. mazgaił, bo nasmarowałem go posolonym czosnkiem, ale zaraz dostał w skórkę od pietruszki i ścichł. Pietruszka to niezły zakapior jest, na bakłażana cięty. A wydawałoby się, że jeden na drugim dobrze leży... Oż tfuj, co za bezbożne bezeceństwa ja tu wypisuję! Nu, jak nic, dostanę nagrodę od Unii za tulerancję dla heterycznych inaczej.

Ten posolony czosnek, co ja go od wczoraj opiewam, to ten sam, który zrobiłem w czerwcu. Doszedł do siebie i jest cudownie aromatyczny i pachnący. Nawet nie wiem, do czego porównać jego smak, bo drugiego takiego nie ma i basta. Zbieram z wierzchu oliwkę, zaczerpując ciutkę czosneczku i pietruszki (no właśnie, pietruszka i tam rozrabia; z czosnkiem, mój Boże! Sodomia i Gomoria, że też sól może na to spokojnie patrzeć; a może i nie może, bo sól bywa zazdrosny; tfu, wrrróććć!), no więc zbieram tę oliwę, choć i tak przesiąknięta solonymi w piętkę rozpustnikami, a jak jej poziom zrównuje się z tamtymi oczajduszami, dolewam jej znowu żeby była ponad to, i od razu mam nowe aromatyczne cudo. Normalnie sto czterdziesty piąty cud świata, któren zdałoby się wpisać na Światową Listę Dziewictwa, czy czegóś tam.

No dobra, wszystko pięknie ładnie, ale przecież nie o tym ja miałem. No więc imaginujcie sobie, duszki, że kiedy rano rozpluszczyłem jedno oko, zadałem kurkom i świnkom, narwałem koniczyny dla jutrzejszego obiadu, rozpluszczyłem drugie oko i zajrzałem do lodówki, to mości bakłażan leżał jak trusia. Nawet był suchy, widać, że w nocy nie beczał. Pietruszki się bał albo spał. No to ja go znowu pastą włoską i z jednej, i z drugiej, i tak, i siak, i dawaj go na patelnię grillową.

Najwyraźniej właśnie wtedy coś w nim pękło. Zaczął się rzucać, prychać, aż służby porządkowe musiały wkroczyć do akcji. Szybko obezwładniłem awanturnika, położyłem na łopatki, czyli na drugą stronę, i wtedy zauważyłem, że już miał na sobie pasiak. Zaraz też usiadła na nim okrakiem Pola Dwica i założyła mu solne kajdanki. Nie oszukujmy się, nie sprawdziła się, bo kiedy tylko go dopadła to się rozczuliła, a nawet, powiem wam z lekkim zażenowaniem, nieźle się rozgrzała i cała zrobiła się wilgotna. Ech, kobiety, kawałek fioletowej skórki i nogi im miękną. Następnym razem rozbiorę bakłażana ze skórki przez snem. Nie będzie już takim twardzielem, to może nie będzie uwodził funkcjonariuszek.

Do akcji musiał wtedy przystąpić Sir Ementaler. Związał dwójkę, której zachciało się igraszek z kajdankami i zażądał izolatki dla opanowania sytuacji. No to do pieca ja ich, i 100 stopni. Ze trzy minuty minęły, nie więcej; zaglądam, patrzę, a ten łajdak klei się do posterunkowej Dwicy! Niby Brytyjczyk, niby nie wiadomo jaki Sir, a tu proszę: zamiast należytego porządeczku, się mi w piecu rozpusta serzy! Nie było rady, zadzwoniłem do POM-u Idor w naszym paździerzownickim pegieerze żeby mi tu zaraz maszynerię do okiełznania bakłażanowych szaleństw sprowadzili. POM Idor przyjechał na sygnale i podszedł do sprawy na chłodno. Przydepnął, przycisnął czerwonym Urządzeniem Okiełznującym, że ani te rozpustniki jęknęły. Kapral Bazyli, który akurat był nieopodal na poligonie ze swoim batalionem, dopomógł w pacyfikacji porutowiska.

Dopiero po tych perypetiach mogłem spokojnie zjeść śniadanie. Nienajgorsze ono było. W tajemnicy wam powiem, że wtedy jeszcze byłem zdrowy i inaczej bym to śniadanie opisał. Czort mnie jednak podpuścił i napiłem się yerby. Pysznej, mocnej yerby. Co z tego wynikło, sami widzicie.

To by było na tyle, konwalijki wy moje wiosenne. Lecę, bo muszę jeszcze pochodzić po ścianie. No to spadam. Auć.

9 komentarzy:

  1. Dobrze ta jerba na Ciebie wpływa, bo czytałam z napięciem i ciekawością, co też z tego wyniknie... A mam czosnek w oliwie, bakłażana nie ale cukinię, może wezmę z Ciebie przykład i zrobię coś podobnego?

    OdpowiedzUsuń
  2. O, przykład ze mnie brać chcą dobrzy ludzie. A nasz posterunkowy, Guzik Marian, to mówi że ja swołocz i zaprzeczenie człowieczeństwa humanitarnego jestem, i że mnie razem z Szuwaśko Grzegorzem i Radziulisem Czesławem nawet na mączkę kostną szkoda. Od razu ja wiedziałem, że mylić on musi się srogo. Dam ja dla niego popalić teraz za te oszczerstwa. Oponki w jego Ukrainie porezam, będzie gminę patrolować piechty.

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze, ze go zjadłeś w końcu, bo tak się męczył biedak tęskniąc skrycie...;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to wszystko z pobudek humanitarnych, żeby nie powiedzieć: bakłażanarnych. Męczy się chłop, to trzeba mu pomóc, po prostu trzeba. Taki odruch. Każdy by tak zrobił gdyby widział nieszczęście ludzkie. Miałem na myśli bakłażanowe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak chcesz, to zajrzyj do mnie, Zrobiłam coś podobnego... Z rozmarynem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłem, widziałem! Niestety, mimo wielu prób (nawet z różnych komputerów) nie zapisują się moje komentarze na Twoim blogu, więc nie mogę zostawiać śladów swojej bytności. Złośliwość rzeczy martwych. Pokazuje się pusta biała strona i koniec. Próbowałem z logowaniem, bez, ciągle to samo. A Twoje danko jest uroczo prześliczne i apetyczne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Antek czekam zatem na wpis z sałatką :)))) Bo ja taki trochę małodowiarek jestem :PPP

    :D

    OdpowiedzUsuń
  8. O masz! Małej wiary, trwaj! No dooobraa, zaraz się przemogę ;)

    OdpowiedzUsuń