niedziela, 8 sierpnia 2010

Makarooni! Makarooni z pietruszkowym pesto jak gdyby!

















Powitawszy. Dzisiaj, w ramach Koszelewskiego Uniwersyteta Kuchennego, chcę ja dla was, moje wy sąsiedzi, a nawet sąsiadki, opowiedzieć o makaronie. Przepraszam jednocześnie, że nawet na komenty w tygodniu nie odpowiadałem, ale bo wlazło coś w łapę i mulało. Dochtur Kaliciński Józef z gminnego ośrodku zdrowia powiedział dla mnie, że zapalił się dla mnie nerw w łokciu (ten, co jak się pizgnie w kant stołu, to prąd idzie, tak powiedział). Ja tam ognia nie widziałem, ale może się po prostu tliło. Lekarstwa brałem, choć naszemu dochturowi nie dowierzam zanadto, gdyż głuchowaty i ślepowaty odkąd udaru doznał. Ale nie narzekajmy, lepszy taki, niż szeptucha spopod Kaźmirówki. Poza tym, 89 lat - piękny wiek!

Rozumiecie, to będzie tak. Dementując pogłoski, chcę wyraźnie zaznaczyć, że pogłoska o 2000 kalorii jest prawdziwa. Tyle że te 2000 kalorii to trzeba spożywać cały dzień, a nie od zasiadu. Znaczy się że kilo podgardla z kapustą należy się rozłożyć od rana do wieczora. Na dowód tego, że mam rację, powiem, że dziesięciuch kilo kartochli na raz to i sam Bordziejuk Lucjan nie spożyje, a przecież zwyciężył on latoś w Wojewódzkich Zawodach Jedzenia Kabana wynikiem 5 kilo bez zapijania.

Makaron to jest taka franca, uważajcie, że im prościej się zrobi, tym lepsza. Szczególnie jak się makaron dobry ma. A ja miałem. Miałem, i były to (i tu bezkarnie się rugnę) papardele, które kupiłem w jednym niemieckim sklepie. Niemieckim w sensie że właściciele szprechają i nie wiadomo, czy sami siebie rozumieją, a nie że do Berlina pojechałem. Odkąd dziadźko bałaganu w tym Berlinie w śtyrdziestym piątym narobił, ja tam nie zapuszczam się ażeby mnie nie podliczyli za tę bramkę bramberburszczańską, gdyż do dziadźka podobny jestem i mogę być tam postrzegany jako persona inflagranti, czy jakoś tak. Nie, czekajcie, bez grata (Polacy często są u Niemca postrzegani jako persony bez grata, ale tylko przy wjeździe; przy wyjeździe już beemkami śmigają). Ten makaron to taki, wiecie, co to jego trzyma się w lodówce, gdyż nie ze sproszkowanych jaj on, tylko ze świeżych. Kiedyś zrobię go sam, ale to jeszcze nie dziś, bo mię łapa napaździerza.

No no. Ja tu was zagaduję troszku, ponieważ roboty przy tym obiedzie tyle, co przy wyrzucaniu worka śmieci na Baciukowe pole. To tak se plumkam ażebyście nie pomyśleli, że się obcyndalam, a poza tym brakowało mi pisania głupot, oj brakowało. Ale już chyba starczy.

Składniki:
0,5 paczki makaronu,
2 pęczki natki pietruszki,
3 kawałki suszonych pomidorów,
2 łyżki zalewy od pomidorów,
4 ząbki czosnku,
dobry ser zółty,
1 łyżka masła,
tymianek, sól, pieprz, oliwa.

[Listonic]

W garnku wstawiamy wodę, gazujemy, solimy i zabieramy się za pietruszkowe pesto. Pietruszkę i czosnek siekamy. Lekko rozgrzewamy oliwę (sporo, bo pietruszka wchłonie; ja w celach testowych użyłem oleju z orzechów włoskich, ale po teście myślę, że on lepiej robi na zimno) i na niedużym gazie podduszamy 3/4 przygotowanego czosnku aby nie zbrązowiał, tylko wydał aromat. Dorzucamy pietruchę, oliwę od pomidorów i pomidory (niedużo, bo one nie robią smaku, tylko go podkreślają, że się tak wykształciuchowo powymandrzam), i dalej wolno dusimy nie więcej, niż pięć minut. Kiedy aromat silny jak nie przymierzając z klubokawiarni kiedy bufetowa Danuta bigos warzy, sypiemy sól i pieprz, dorzucamy posiekany tymianek, resztę czosnku ażeby świeżo dla nas z twarzy waniało, i masło. Od razu dokładamy ugotowany w tak zwanym międzyczasie makaron, sypiemy garstkę sera, bełtamy i już.

Na tarełki wykładamy zółto-zielony makaron, sypiemy serem (dałem aromatyczny Grana Padano, gdyż albo parmezan jest przereklamowany, albo Włoch rzuca do nas jakieś podróbki i ten okrzyczany smakołyk dla mnie nie smakuje). Polewamy odrobiną oliwy. Jemy.

Robi się szybciej, niż się pisze. A nawet czyta. No, chyba że akurat Wasińska Mirosława w toplesie szutrówką przechadza się - wtenczas można rozwojażyć się i obiad będzie na kolację. A smak - oj, będzie mruczenie! Smak makaronu, wy moje gapiuszki! Smak Wasińskiej Mirosławy znany jest nielicznym, gdyż jej chłop w wysokiej wadze chodzi. Choć po prawdzie ci, którzy go znają, faktycznie mruczą. Ale smak znają, a nie chłopa. Coś wy dzisiaj z deka nieogarnięte jesteście.

Zanim się rozwojażycie do szczętu, znoweś teoria będzie. Ta ilość ma starczyć dla 3-4 osób, nie rzucajcie się jak szczerbaty na suchary. 2000 kalorii, pamiętacie? Nie zaodraz, a na cały dzień. Z Bogiem.

18 komentarzy:

  1. chyba jestem tutaj pierwszy raz i chyba będę bywać znacznie częściej :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że pietruszkowe pesto ma ostatnimi dniami spore wzięcie ;) Też robiłam niedawno, ale z troszkę innego przepisu, z dodatkiem cukinii. Z suszonymi pomidorami zapowiada się pysznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tośku, ja to bym powiedziała, że ładnieś roczek pasty poświntował. Kontenta jestem Kumie, nawet... jeśli świńtować nie zamiarowałeś ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, czas odkurzyć indeks jak widzę - egzamin z kluchów ustny będzie czy piśmienny?
    Ale pogłoskę o 2000 kalorii jednak ośmielę się zdementować - jednym tik takiem się nie najem, nie ma szans, a tym bardziej go nie podzielę ;>
    Mam nadzieję że szacowne ciało pedagogiczne nie uwali studentki za złośliwość, w razie czego liczę na wrzesień :D

    A pesto pietruchowe musi być ekstra - zupełnie nie wiem czemu kiedyś nie cierpiałam natki? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Spacecupcake, zapraszam serdecznie, polecam się łaskawej pamięci, jak mawia ksiądz proboszcz i wogle tego, ten, panie. Czym chałupa bogata, to polewa :)

    Wedelko, chyba widziałem u Ciebie to pesto. Fajne. W sumie rzeczywiście, mogłem zrobić bardziej pestowo i dać orzechów. Nie pomyślałem, bo się zafiksowałem na zrobienie czegoś na maksa prostego.

    Ha! Zemfi, jak zobaczyłem na Paście, że miałyście urodziny, a ja akurat makaron u siebie zapodałem, to też pomyślałem, że jakby specjalnie na tę okazję. No, zawsze można mówić, że to specjalnie tak zrobiłem. Aha, no więc Zemfi, tak pomyślałem, że jak zrobię makaron na Wasze urodziny, to będzie miło. I zrobiłem ;)

    Kumy mają wszystkie egzaminy zdane zaocznie i po znajomości ;) Na piątki z plusami. Ja też nie przepadałem za pietruchą. Do niektórych smaków trzeba dorosnąć.

    OdpowiedzUsuń
  6. O, no taki uniwersytet to ja rozumię ;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. A że to uniwersytet kuchenny, to i do zakanszania zawsze znajdzie się co dobrego żeby na pusty żołądek nie musieć odbywać ćwiczeń i wykładów nt. "Przełamywanie monopolizacji w ujęciu praktycznym".

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak jest mrówka po chińsku dowiem się przy następnej wizycie w 'uciekającym kuciaku' :] Zazdroszczę Ci tych upalów, bo u nas zimno i pada, zimno i pada na to miejsce w środku europy... więc produkujemy ogrzewcze sadełko, zatem 2000 kalorii nas dzięki Bogu nie dotyczy :] Pozdrawiam deszczowo!;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Makaronowe pyszności!
    Na pytanie dlaczego Włosi uwielbiają makaron, odpowiedź jest prosta;
    - Bo jest przepyszny;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma to jak Kum, zawsze pomyśli o swoich Rechotkach, jak nie zastawi przaśnego, to makaronem nakarmi, i to jeszcze urodzinowo. Taki Kum to skarb, ja se myślę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kum jak kum, Kumy skarby, Oku ty jedno! ;)

    Nivejko, to prawda, a taki zrobiony samemu! Mmmm!

    Olu, dziś było tak, że się nawet nie zziajałem po przejściu 2 kilometrów moim krokiem spacerowym, czyli 5 km/h, czyli luzik. Aaaa, jak u Was 3000, to pozazdraszczać. A gdzie to? Na Fislandii? ;) No, ale wiadomo, u nasz na Podlasiu zawsze najcieplej ;) Ogrzewczego sadełka nigdy dość, i ja też na wszelki wypadek je sobie kolekcjonuję gdyby na przykład z dnia na dzień dla nas gieesa zamkli. Ło matko.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. To ja ten egzamin z kluch odrobię praktycznie! Lecę po pietruchę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Grażka, byle nie dalej, niż do grządki, bo po litrze z nocnego to wiesz... :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zalewa od pomidorów to prawdziwy rarytasik. Zawsze ją sobie zostawiam do różnych sałat i sałatek, pojewając je nim jak vinegretem.
    Powiem ci, żeś Dorodzieju dość prościutkie ale kompozycyjnie świetne danie uczynił. Tak według mnie - ale co ja tam wiem.
    Okruszki rozmarynu bym dodał. Ale to takie moje rozmarynowe zboczenie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie przebiera w slowach ten Twoj dochtor! Zdrowia nerwowi, nie pizgaj za nadto reka Antosiu i do Berlina nie jedz :)

    Takie makarooni to jest to, nawet do dobrego papardele czasem maslo, sardela i bulka tarta wystarczy, niestety nazwy nie pomne :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Antoni a ser litewski Dziugas znasz? Wyraźny, ostry, mniam, jak dla mnie smakuje o wiele lepiej niż parmezano Pozdrówka z krainy smoka wawelskiego Swojaczka Bibi

    OdpowiedzUsuń
  18. O, Dziugas dobry jest! Ja w ogóle nie wiem, co ludzie w parmezanie widzą. Co kupię jakiś twardy ser, to lepszy od parmezanu. A Dziugas widziałem w trzech odmianach, w zależności od starości. Ten trzyletni jest w dechę, rzeczywiście, taki szlachetniejszy parmezan.

    OdpowiedzUsuń