Kilka dni temu nazad przyszedł był do mnie Garłuszko Kazimierz, wiecie, ten, co naprawia kultywatory. Przyszedł i mówi, że zgryza ma. Jak na polu robi, to głodny od południa orutnie. Kanapek leni się codziennie robić, a do klubokawiarni daleko. Zresztą, jakby on na obiad do klubokawiarni pojechał z pola, to sami rozumiecie, i kolacja by się z tego zrobiła, a i śniadanie może. Nu, dość tego, że chętnie on dla mnie przegląd kultywatora zrobi, ale żebym ja jemu takie jedzenie wymyślił, żeby on w niedzielę sobie uwarzył i potem po trochu przez cały tydzień na pole zabierał w charakterze podobiadku w puszce po oleju silnikowym. Stawiałby tę puszkę na silniku traktorka żeb się podgrzało się i o, jaka wyżerka. Co zrobisz, pomóc sąsiadowi obowiązkiem każdego jednego człowieka jest. Przypomniałem ja sobie jak kiedyś robiłem takie jedno danie, że ono na następne dni lepsze jeszcze było i można było odgrzewać i odgrzewać. Opowiem jeśli pozwolicie. Senkju.
Składniki:
▪ 1 szklanka ryżu,
▪ 1 pierś kurzęca,
▪ 20-30 dkg fasolki szparagowej,
▪ 1 cebula,
▪ 1 czerwona papryka,
▪ 2 garści czarnych oliwek,
▪ 3 ząbki czosnku,
▪ pół pęczka pietruszki,
▪ pęczek szczypiorku,
▪ 1/2 cytryny,
▪ sos sojowy,
▪ sól, pieprz.
Pierś kroimy w ładną, nie za małą i nie za dużą kostkę. Ścinki dajemy żebrkotom. Polewamy sosem sojowym, sokiem z cytryny, pieprzem i odstawiamy.
Najpierw ryż. Wstawiamy wodę w dwóch garnkach: jeden do ugotowania ryżu (1,5 szklanki), a drugi do fasolki (jak kto ma naczynie do gotowania na parze, to oczywiście lepiej). Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju i wrzucamy ryż. Mieszamy żeby równomiernie się pokrył olejem i zbielał. Kiedy zaczyna ładnie pachnieć i lekko brązowieć, wsypujemy go do garnka z gotującą się wodą. Najmniejszy gaz (najlepiej jeszcze płytka żaroodporna żeby się nie przypalało) i pozwalamy mu się powoluśku ugotować. Kiedy woda się cała wchłonie a ryż miękki, wyłączamy gaz i trzymamy w cieple pod przykryciem.
Po zagotowaniu wody w garnku fasolkowym wrzucamy fasolkę pokrojoną na 3-cm kawałki i gotujemy do półmiękkości.
Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy kurę. Smażymy na brązowiutko i zdejmujemy. Zamiast niej wkładamy pokrojoną cebulę. Smażymy do zeszklenia i dokładamy paprykę pokrojoną dość grubo. Po kilku minutach dorzucamy czosnek i powoli dusimy, napawając się wspaniałym aromatem. Kiedy fasolka będzie pólchrupka, dokładamy ją na patelnię z cebulą i papryką. Hej, ale wody z fasolki na patelnię nie wlewajcie - wylejcie albo ugotujcie na niej zupę. Dodajemy też oliwki. i pietruszkę.
Czas na finał. Jak widać na zdjęciu, ryż preferuję w formie smażonej po chińsku (ten krok jest opcjonalny, ale brązowy, słony od sosu sojowego ryż jest o niebo lepszy od takiego nijakiego białego i mdłego). A więc: na suchą patelnię wsypujemy nasz ugotowany ryż i chwilę podgrzewamy. Polewamy sosem sojowym (2 łyżki na początek), mieszamy, sprawdzamy, czy dość słone (pamiętacie, jeszcze ryżu nie soliliśmy). Jeśli za mało słony, dolewamy sosu sojowego. Podgrzewamy aż sos się skarmelizuje, a ryż stanie się ślicznie brązowy, błyszczący i sypki. Wtedy wrzucamy go na patelnię z cebulą i papryką, dokładamy usmażone mięso i podduszamy czas jakiś, z 5 minut. Posypujemy szczypiorkiem i już.
To oczywiście schemat dania do odgrzewania. Zamiast (albo oprócz) fasolki można dać brokuła, można dodawać różne sezonowe warzywa albo zrobić tylko z ryżem, mięsem i cebulą; zamiast ryżu można dać makaron. Cuda, panie, niewidy można wyczyniać. Dodatkowo po podgrzaniu w następne dni jest to smaczniejsze, niż zaraz po przyrządzeniu. Aha, te ilości, któe tu podałem, to na 4 porcje, może pięć. Jak kto pojeść lubi więcej, można sypnąć z 1/3 szklanki ryżu więcej albo dać więcej warzyw.
Garłuszko Kazimierz mówi, że jak kto ma jeszcze pomysła na takie danie, że on bez cały tydzień mógłby je sobie odgrzewać, niech podpowie patenta, a kultywatorek będzie miał naprawiony w mig i solidnie. No to bywajcie i nie śpijcie na trawie, gdyż noce już chłodnowate. Z Bogiem.
A blenderów Kazimierz nie naprawia? Bo ja znam taką fajną potrawkę z kapusty z mięsem i warzywami, dobrą do odgrzewania... A kultywatora nie posiadam i kosiarka dobrze chodzi...
OdpowiedzUsuńTakie danka z ryżem po chińsku to ja lubię bardzo :)
No pięknie !!!
OdpowiedzUsuńTen Kazimierz Garłuszko to roboty dał jak zawsze. Ma szczęście niecny, że prośby nie zostają bez echa. Danie przednie i pyszne. Czas jutro za gotowanie się brać a wcześniej sklep odwiedzić .... Dobrze że opis solidny bo inaczej by człowiek w sosie kurę pichcił i czekał co się pierwsze skrystalizuje.
MNIAM :-))) i dzięki.
Jeśli blender choć ciutkę podobny do kultywatora, naprawi jak nic.
OdpowiedzUsuńNie ma za co dziękować, Kazimierzu, sąsiedzie mój. A zobacz lepiej, czy blendera Grażyny nie naprawiłbyś, to kapuścianą potrawę jeszcze wykonasz w następną niedzielę i będziesz rad, jakem Czyprak.
takie danka to ja właśnie sobie do pracy robię, kanapkami sie nie najem a tu i trochę węgli i białka i warzywek dla zdrowia :)
OdpowiedzUsuńAntoni mój drogi, zobaczyć zawsze mogę, tylko z obiecywaniem że zrobię gorzej. Ale spróbować zaś chętnie mogę. Z tym nie ma problemu. Kapuścianą potrawą (jeśli to ta, co ja myślę, że myślisz o niej) to się najeść nie można i wciąż niedosyt się czuje. Bo wiadomo że smak, zapach i wygląd tworzą poezję największą w której z każdym kęsem przybywa wciąż nowych rymów i doznań .....
OdpowiedzUsuńNo dobra wiadomo o co chodzi.
PS. Właśnie o to chodziło żeby się nie zapychać chlebem tylko i białka i węgli i warzywek dla zdrowia.
Taaaa.. obudziła mnie dziś rano kasztanka moja rżeniem jakimś takim nostalgicznym.... Zapomniałem ja jej wczoraj obroku zasypać, aaa tak się jakoś nad żółtym liściem zadumałem ;) ot i tak zapomniałem.
OdpowiedzUsuńU Ciebie, Czesławie, to z pamięcią kiepskowato ostatnio robi się. Letycynę Ty pij albo do Maciaszczyka częściej zaglądaj.
OdpowiedzUsuńOj Antoni... od lecytyny to ja wiatrów dostaje... ;)
OdpowiedzUsuńWolałbym coś zdrowszego
To Ty przychodź dziś po obrządku do mojej chałupy. Siądziem na gumnie, pojemy, popijemy co dobrego i będziesz jak ryba zdrów.
OdpowiedzUsuń