piątek, 4 czerwca 2010

Egzekutywa wioskowego kolektywu

Zaczynamy obrady egzekutywy naszego wioskowego kolektywu. Dzisiejsze spotkanie poprowadzę ja w zastępstwie naszego sołtysa Szuwaśko Grzegorza, któren z deczka zaniemógł po pobycie na VI Dorocznym Zjeździe Sołtysów Powiatu Gliniewice, na którym pokazywał on swoim kolegom w sołtysowaniu, jak pije się samogonkę z wiadra nie wychlupując za wiele. Witam wszystkich członków i członki... człon... no, rozumiecie, nie tylko chłopów witam, ale baby też. Nazwa jak nazwa, nie czepiajcie się. Baba też członkiem może być. To nazywa się momentlatura polityczna.

Mamy na dzisiaj trzy punkciki do obgadania, więc nie rozpraszajacie się zbytnio, bo jak będę powtarzać dwa albo i trzy razy, to jak nic w gardle dla mnie zaschnie i skończy się jak zwykle, czyli za trzy dni, a roboty na gospodarce huk. Nie rozchodzić się zanim nie powiem, że już koniec ażebym nie musiał was zgarniać z powrotem jak wy się za gieesem rozwojażycie przy butelce dobrego taniego wina.

Sprawy organizacyjne mamy z głowy... nie, dziękuję, Bronisławie, jeszcze dla mnie w gębie nie zaschło. No to lecimy. I cisza ma być. Gardło u mnie jedno, w przeciwieństwie do wątroby i nerek. Jakie dwie wątroby, a skąd u człowieka dwie wątroby?! Pół wątroby ja mam, bo sperferowana, jak obwieścił dla mnie dochtor w gminnym ośrodku zdrowia. Nie przerywajcie, i żebym podśmiechujek nie słyszał.

Punkt pierwszy poradnikowy tera będzie: O tym, ażeby marnacji nie dokonywać
















Pamiętacie może, jak onegdaj rozpowiadałem ja tu dla was o fajnej tarcie. No więc jak się taką tartę zrobi, to trochę ścinków z ciasta francuskiego zostaje. Rozchodzi się o to, żeby jego nie wyciepywać na kompost, bo że ono francuskie to nie znaczy, że do jedzenia niezdatne czy wydelikacone jak bimbały Przybytek Krystyny od masowania. Nu, po prawdzie, mądre ludzie musieli wymyślić porzekadło ludowe, które mówi, że od Przybytka nie głowa boli — pasuje jak ulał. Połowa chłopów z powiatu gliniewickiego o tym wie, jednakże sprawdza co jakiś czas, czy nie zmieniło się aby nic w tej materii.

Ale wracajmy do Krystyny... wrrróć, do ciasta francuskiego. W każdym razie to ciasto tylko nazwę taką niepochlebną ma, ale nienajgorsze jest. Aha, dla kurek nie dawajcie jego, bo jak się im dzioby zaklajstrują, to już tylko łeb rznąć albo karmić rurą od dupy strony. Ma się rozumieć, że wiem, że wy nie takie rzeczy od dupy strony robicie, toż i ja z tej wioski, a nie letnik jakiś. O, patrzajcie sami, taki Siemaszko Roman. Mógłby do roboty uczciwej się wziąć? No dobra, do jakiejkolwiek roboty mógłby się wziąć? Ano mógłby. A on co? Leży se na hamaku, tekila sanrajs sączy przez słomkę ze słomy i mówi, że jak dla niego mamonę zapłacą, to on poduma, czy do pracy się wziąść się, czy się nie wziąść. A komornik na jego nowiuśką snopowiązałkę na kredyt wziętą czyha zza węgła. To jest to kombinacja naabarot, czy nie? No jak nie, jak tak. A, że wszystkie tak robią, to i bez to mówię, że u nas wiele rzeczy z drugiej mańki zachodzi się aby przypadkiem pożyteczną jaką czynnością się nie skalać.

O cieście miało być wszelako. Już do merituma zdanżam, bo coś mi tu wiercić się zaczynacie. Przynudzam albo robaki u was są. No więc te ścinki można wykorzystać ładnie do wykonania ciasteczek na słono albo na słodko. Wspominałem ja o tym łońskiego roku, ale pewnieście nie słuchali. Takie ciasteczka robią się łatwo i są znakomitym dodatkiem na ten przykład jako zakąska do barszczu. Nie, Czesławie, barszcz to nie nalewka na buraku, tylko zupa. A to ja i nie myślę inaczej, że ciebie jak bez procentów, to nie interesuje. Ot, makler łamane bez bankier trafił się, nic tylko oprocentowanie przelicza. A zdawałoby się, same uczciwe we wiosce, poza letnikami i tą swołoczą Baciukiem ma się rozumieć.

To tak: kroicie ciasto na kawałki żeby na raz do gęby wsadzić, albo na dwa. Góra trzy. Smarujecie letko keczupem albo majonezem, na to dajecie ser topiony. Jak kto w porę nie zje i się ser przeleży w piwniczce i spleśnieje, może też śmiało dawać, bo spożywanie zepsutej żywności silnie światowe jest i doskonale leczy obstrukcje. Do pleśniowego sera idealnie pasuje pasta włoska, która im dłużej w lodówce stoi, tym lepsza. Mam taką ośmiomiesięczną — mówię wam, miodas.

I to by było na tyle. Oczywiście zamiast sera możecie dać kiełbasy chorizo albo położyć jabłko i polać gęstym budyniem karmelowym. Gdyby nasz sołtys był tu z nami, a nie leżał z mokrą szmatą na łbie, dowiedzielibyśmy się, że ze słoniną smakuje najlepiej. Hulaj dusza jednym słowem. W piekarniku ma przebywać tyle, żeby się ciasto zbrązowiło. Tam, gdzie położycie dodatki, będzie plaskate, a tam, gdzie nic nie ma, napuchnie silnie i będzie ładnie wyglądać.

Pałąkowo, „chorizo” przez „ch” pisze się, a nie przez „cz”. Tak, wiem, tamto słowo też przez „ch”, ale to też. Może i macie rację, trochę podobne. Wszystkie ponotowali? To tera będzie punkt drugi.


Punkt drugi: przełamywanie monopolizacji

Zanim przejdziemy do punktu trzeciego naszego zebrania, będziem głosować. Wybudzajcie Kłopotko Waldemara. Idzie o to, moje drogie sąsiedzi, że mam ja tu popod biureczkiem nie za mały gąsiorek maciaszczykowej przepalanki. A głosowanie będzie na temat, czy śruta żytnia, co z towarowego wysypała się dzięki staraniom koszelewskiej młodzieży, po kosztach (dwa łomy, z czego jeden połamany, dwa litry ropy do traktora, wynagrodzenie dróżnika, który stał na zeksa i trzymał semafor, razem złotych sto pińździesiąt i groszy siedymnaście) może być sprzedana naszemu przełamywaczowi monopolu spirytusianego. Jest ona teraz w gestii naszego sołtysa jako urzędnika państwowego niskiego szczebla. Umyślił on, że jeśli my kolektywnie przegłosujem, że należy wydać tę śrutę dla Maciaszczyka, to on woli społecznej sprzeciwiać się nie będzie, gdyż nie na to my z komunistą walczyli, opór bierny dla niego stawiając, żeby teraz wola narodu miała nie być wolą prawie demokratycznie wybranego sołtysa. Maciaszczyk zaś w drodze wdzięczności ten tu o ło — czekajcie, ciężki — gąsiorek zaofiarował na okoliczność pomyślnego wyniku głosowania. Kto jest za, niechaj... Jeszcze nie, gdzie z łapami?! Auć! Jaka aklamacja? Luudzie, tak się nie godzi, jeszcze nie... Ale dlaczego „santo wypito”? Ała! Precz! No nie po głowie! Aaa, zresztą, czort z egzekutywą, dla mnie też polejcie.

7 komentarzy:

  1. Kiedy następna egzekutywa? I czym przeganiacie turystów? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Łomatko, aż mnie skulnęło z fotela ze śmichu!
    Jantoś, ty byś Torquemadę rozśmieszył!!. A jakbyś mu jeszcze dał pokosztować swoich specjałów, to by cisnął swoją robotą (chociaż nie była zła, bo sie nie kurzyło) i przyleciał za tobą do Koszelewa. W góra trzy dni :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Egzekutywa się odbywa w czasookresowych odstępach miesięcznych. A letników to my nie przeganiamy. Toż oni żywą gotówkę dla nas przywożą, to jakże to tak by było.

    Mamamarzyniu, trzymaj się, bo się skaleczysz i będę odszkodowania wypłacał. Tego żulika Torquemadę to bym najchętniej porozśmieszał końcówką kosy albo też radłem :)

    Davidian, Paula, powiem Wam, że też się trochę obśmiałem jak wyobraziłem sobie zebranie bejców, jak wykonują dziwne czynności i gadają głupoty a na koniec rzucają się na gąsiorek jak szczerbaty na suchary.

    OdpowiedzUsuń
  4. ożesz Ty! ale to przepysznie wygląda, uwielbiam ciasto francuskie

    OdpowiedzUsuń
  5. To jakby Ty przejeżdżałaś nieopodal, Aga, to wpadaj, szybko się zrobi i nie będziem śliwowincji bez zakąski kosztować.

    OdpowiedzUsuń