czwartek, 25 marca 2010

Tatowe biesiady: Kulebiak

















Myśleliście może, że to szarlotka? A to kulebiak — taki pieróg. Można go robić z różnymi farszami: z mięsem, z rybą, z warzywami. Na Podlasiu, a pewnikiem także w innych regionach naszego oszałamiająco pięknego kraju, kulebiak z kapustą i grzybami był tradycyjnym, obowiązkowym gościem na wielkanocnym stole. Trochę o tym zapominamy, a szkoda. A więc, ponieważ Wielkanoc coraz bliżej, przedstawiamy kandydata na talerze, mistera sytości przez delikatność, profesora aromatyczności stosowanej, drożdżowego miszczunia. Przed państwem kuuu-leeee-biaaaaaak!

Składniki
Nadzienie:
80 dkg kapusty kiszonej
3—5 dkg grzybów suszonych
5 dkg cebuli
3 dkg tłuszczu

Ciasto:
25 dkg mąki
2 żółtka
1 jajo, sól
2 dkg drożdży
łyżka cukru
3—4 łyżki śmietany
7 dkg masła
2 dkg masła do formy.

[Listonic]

Jak dobry to pieróg, wie każdy, kto go kosztował, a kto nie kosztował — niech se czym prędzej zrobi. Tym razem tatko wykonał nowopoznaną wersję ciasta, drożdżowo-kruchą. Dodatek masła sprawia, że jest ono delikatne, pulchne, nie takie gęste jak drożdżowe.Od zwykłego drożdżowego różni się tym, że każdy chce kawałek z brzega żeby było więcej ciasta.

Grzyby namoczyć, umyć, ugotować wyjąć z wywaru, posiekać. Cebulę obrać, drobno posiekać, usmażyć na jasnozłoty kolor,dodać kapustę, posiekane grzyby z wywarem, smażyć pod przykryciem, aż kapusta będzie miękka. Doprawić pieprzem, cukrem, ewentualnie maggi.

Blachę wysmarować masłem, posypać mąką. Drożdże rozmieszać z cukrem, zostawić na 2—3 minuty. Mąkę przesiać,włożyć masło, posiekać nożem, dodać całe jajo, 2 żółtka, szczyptę soli, rozczyn z drożdży i śmietanę. Ciągle siekać nożem, a następnie wyrobić na jednolitą masę.



















Rozwałkować w prostokąt odpowiedni do formy, nałożyć nadzienie, skleić ozdobnie. Nawet jeśli w cieście zrobią się dziurki, nie jest to powód do szukania żyletki. Można przed rozwałkowaniem zostawić sobie grudkę ciasta, którym uzupełni się rozdarcia.














Postawić w ciepłym miejscu. Gdy ciasto podrośnie, posmarować rozmąconym jajkiem i wstawić do dobrze nagrzanego piekarnika. Piec około 1 godziny. Upieczony zrumieniony kulebiak wyłożyć na półmisek, podzielić na porcje i w ciszy, w gronie rodziny lub przyjaciół, pod szklaneczkę czego dobrego kontemplować jego staropolski smak.














Oj, dobre!

To była normalna wersja przepisu. Poniżej wersja dla poczochranych. 

Runda pierwsza: Ciasto usieczone, ale knuje
W czerwonym narożniku trener Drożdż naradza się przez kilka minut ze swoim pomocnikiem Cukrem, bo ubiegłoroczny triumfator tutrnieju, Mąka Pszenny czegoś się sypie. Przesiewają informacje, wnikają w psychikę swojego podopiecznego i konstatują, że bez fizjoterapeuty, Masła Ześmietany, nie obejdzie się. Mąka się opiera, ma inną strategię na pojedynek, na szczęście masażysta, pan Nóż Blacha-Kuchenny łagodnie, lecz stanowczo namawia Mąkę na masaż. O dziwo, masaż odnosi świetny skutek, ciało zawodnika nabiera sprężystości, mięśnie nie są już takie zbite, mistrz nie jest już rozlazły, a bardziej pozbierany i ogólnie wypasiony. Czyżby uwierzył w sukces?

Jeszcze tylko dodatkowy masaż Jajkiem. Intendent Śmietana wachluje błyszczące od wysiłku ciało Mąki, a trenerzy Drożdż i Cukier udzielają ostatnich wkazówek. Żeby tylko za bardzo nie zamieszali mu w głowie.

Runda druga: Kapusta garuje i się sposobi
Przenosimy się do narożnika niebieskiego, gdzie pręży czuprynę mistrz wagi lekkiej, ale wielki zadziora, postrach blokowisk oraz niemieckich bazarów i garów, Kapucha „Czort” Kiszony. Jego trener, zasłużony dla boksu partyzanckiego pan Grzyb, choć zasuszony, jednak wciąż niezły prawdziwek, spocony z wysiłku, z emocji aż się polał wodą z cebrzyka. Na szczęście nieco zmiękł i już tak nie trzeszczy, więc do pracy może przystąpić masażysta ekipy, Olej Rzepacki. Drugi trener, Cebula Chlip, dwoi się i troi, a nawet pięciorzy. Wszędzie go pełno, ciągle wykrzykuje założenia taktyczne. Ostry gość. Wyskakuje poza ring, nie przerywając jednak perory. Do gorącej dyskusji dołącza się, choć mokry, pierwszy trener i wszyscy razem burzliwie naradzają się. Niestety, nie słyszymy, o czym rozmawiają, bo przykryli się ręcznikiem. Coś mi tu śmierdzi. A nie, to Cebula się piekli. Ale ale, nie rozumiem, co się dzieje, do rozmowy przyłącza się pomocnik trenera Mąki, Cukier! Czyżby jakieś machloje? Zawsze mówiłem, że ten Cukier to jakiś szemrany typ.

Runda trzecia: Klincz, czyli szczepa
Rozpoczyna się walka. Zawodnicy mierzą się wzrokiem. Kiszony, jako że jest mocno rozgrzany, natychmiast próbuje ataku ze znienacka, jednak Mąka jakby tylko na to czekał. Rozpłaszcza się na ringu próbując się weń wtopić, czeka aż Kapucha z całym impetem przypuści atak i, niebaczny na okrzyki trenera Grzyba gdzieś spomiędzy włosów swojego przeciwnika, jednym ruchem zakłada mu piekielny chwyt. Proszę państwa, co za emocje, Kapucha dosłownie zniknął w objęciach Mąki, ale nie jest to uścisk przyjacielski, o nie! Coś tam popiskuje, syczy, zawodnikowi z niebieskiego narożnika chyba nawet coś pociekło, ale nie poddaje się, jeszcze próbuje wyjść z tego zwarcia, choć są to już chyba tylko próby pro forma. Massakra!














Temperatura spotkania cały czas rośnie, widownia podgrzewa nastroje zgrzytając sztućcami i wznosząc okrzyki „na-stół-go” mając oczywiście na myśli, że Mąka powinien rzucić Kapuchę na deski, co byłoby fantastycznym zakończeniem pojedynku. Ale popatrzmy, coś tam się dzieje, Mąka poczerwieniał z wysiłku, jego mięśnie stwardniały, czyżby Kiszony podjął próbę wyjścia z uścisku? To już jest jazda na najwyższych obrotach! O k...piiiiik, trochę się zapiekli.

Runda czwarta: Nokaut przez rozkosz (koniec marzeń o obojętności)
Chyba zbliżamy się do końca tych pasjonujących zmagań. Do akcji przystępuje zblazowana część publiczności. Oto przed nami wielbiciele kuchni molekularnej, którzy nigdy na raz tyle jedzenia nie widzieli. Myślą, że to jakiś ogromny magazyn wojskowy, bo przecież jedna porcja obiadowa potrafi zgubić się pod paznokciem. Za nimi miłośnicy jedzenia, na które się patrzy, a nie je, którzy dotąd sądzili, że ziemniaczki robi się ze styropianu. No i oczywiście zagorzali mięsożercy. To ci, którzy nie jedzą niczego, co kiedyś samo nie biegało. Przyznajmy, piękne są ich stroje w rozmiarach plandeki, to robi wrażenie! Ach, przepraszam, nie zauważyłem, liczna reprezentacja wymoczonych fascynatów anoreksji schowała się za wiaderkiem. Cóż to, przecierają oczy, że żywność to nie tylko trawa i szczaw! Chwileczkę... tak, wóz, słyszę cię wyraźnie... proszę państwa, otrzymałem informację, że szczaw nie, bo ma w sobie coś, czego nazwy nie umiem powtórzyć.

Nie-prawdo-po-dobnee, jak oni wszyscy się opierają, jak się wzdragają, tu i ówdzie widać próby ucieczki, ale peleton jest bezlitosny, w końcu dlaczego ktoś miałby mieć lepiej. Służby porządkowe siłą przymuszają opornych do otwarcia ust i wpychają im wspaniałe, kruche, delikatne ciasto z kapustą... Co ja widzę?! Proszę państwa, to jest coś niesamowitego! Oniemienie! Wszyscy są zdezorientowani, wygląda na to, że im smakuje! Jeden, drugi, a tam, proszę tylko spojrzeć, cała grupa zblazowanych testerów wyrywa ochronie widelce z dłoni i zaczyna domagać się więcej! Przedstawiciel mięsożerców w walce o spory kawałek miota anorektyczką, która w locie próbuje jeszcze chwycić kawałek ciasta. Drodzy słuchacze, to jest nookaaaut!  Tego jeszcze w kompleksie Piekarnik Arena nie było. W czwartej rundzie Kulebiak Kapuściak wygrywa przez zdruzgotanie kubków smakowych.

Po tych emocjach musimy ochłonąć. Najlepiej przy reklamie na nutę ludową. Zostańcie państwo z nami.

  Tyrdrydindrildriri! Reklaamaaa. Trindyndrylindry!
 
  Łoj dana, łoj dana, rzecz to niesłychana, 
  Maciaszczyk pracuje od nocy do rana. 
  Pracuje, pracuje, drożdży nie żałuje, 
  jak mu się zapieni, pięknie zdestyluje. 
  Hej hej! Hajda! 
  Wnet się gąsiorkami piwniczka napycha, 
  świat cały się cieszy, woła „Pycha, pycha”! 
  Hej, hej, hola!
  Koszelewska śliwowincja. Niech się łosie pochowają.
  
  Tyrdrydindrildriri! Reklaamaa to byłaa. Trindyndrylindry!

I ty możesz mieć taką reklamę. Zgłoś się do Studia Antonio&konsortes i złóż zamówienie. Koszt to tylko litr gazu do kucheneczki gazowej. Uwaga, promocja! W przypadku przedpłaty do chałupy, litra rozwala się zaodraz pod słoninkę.

182 komentarze:

  1. Uwielbiam kulebiaki. U mnie w rodzinie robil je moj dziadek. Gotowal cokolwiek rzadko, wiec kulebiaki staly sie rarytasem i wielkim swietem. Moj ulubiony to z kapucha i pieczarkami.
    Przepis juz sobie zapisuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A u nas się robi kulebiak na Wigilię ! Robię bardzo podobnie i o pyszności tego pieroga zaświadczam. Czasem robię tez pieróg drożdżowy z mięsem albo pieczarkami...
    Wersja dla poczochranych rozśmieszyła mnie do łez :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. O qrde! głónie żywię się tym co kiedyś samo biegało ( i dogoniłem, bo jak już nie ucieka to nie ruszę), ale o obraniu z plandeki nie myślałem... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie, Aleksandro, robi tatulo, i też rzadko ;) No właśnie, dlatego rarytas. Gdyby był co drugi dzień, uciekałoby się z obiadu.

    Faktycznie, na Wigilię kulebiak pasuje. Trzeba chyba tylko ciasto przaśniejsze zastosować, bezmaślne, bezśmietanne, ale to chyba nie problem.

    Gutku, pogratulować dbania o siebie. Ja jestem, niestety, wpaździerzacz statyczny. O, i na biwak już nie pojadę, bo musiałem namiocik na kurteczkę przerobić ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja juz myslalam, ze tatowa biesiada zamieni sie w mordobicie a tu na wielkim obzarstwie sie skonczylo :) Z leksza zawiedziona jestem :))) Chociaz takim kulebiakiem to i ja bym nie pogardzila.

    P.S. Zapraszam do mnie na filologie stosowana :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Majko, następnym razem napuszczę buraka z winem na chrzana. Podpatrzyłem u Polki i tak łazi ze mną. Z tego to może być jatka, bo buraki przy alkoholu dostają świra ;)
    Twoje zawijaski są tak zabójczo fantastyczne, że przysiadłem i ani myślę przestać kucać póki ich nie spróbuję ;) Dodałem linka do swojego wpisu fillowego.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie tak...! nie pomyślałem, że to dobry pomysł...
    taki prochowiec na pszykład se uszyć z plandeki po fso 1500... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ... albo zadawać szyku derką od kunia :D

    OdpowiedzUsuń
  9. gut ajdija! bo teraz te plandeki takie kolorowe bardziej robią... głupio by mieć biedronkę na plecach, albo łiskasa na klacie,,,

    OdpowiedzUsuń
  10. Chociaż, jakimś spajdermenem to już by można co poniektórym sikorkom zaimponić.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja poproszę z kiszoną kapustą :) A tak wytwornie przystrojony to prosto na wielkanocny stół! Może uda mi się w tym roku takiego upiec, bo zbieram się od paru ładnych lat :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrodzieju - to jest cholercia istny kulebiakowy poemat.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurczaki!
    A ja kulebiaka nie jadłam. Nie wiem, jak się uchowałam, ale się uchowałam.
    Nic to. Odpalam mandarynę i gnam do Ciebie, Antośku!
    na degustacyjkę.
    o!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Proszsz, dla Komarki specjalny kawałek z brzega, samo dobry ;)

    Oj tak, Bareyo, kumie drogi, oj tak. Ledwo go jadłem, a znowuż zapragnąłem...

    Peggy, to Ty chyba na większej jeszcze prowincji, niż ja się chowałaś ;) Grzej mandarynę, a ja kubaski blaszanne narychtuję, bo coś my tu ostatnio nie biesiadowaliśmy i pozasychali. Maciaszczyk wino gruszkowe przepędził. Dodał rodzynków. Będziem uraczać się. Aaa, myślałem ja, że mnie aorta napuchła, a to gul skakał! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. mandaryna już odpalona. wpadłam tylko po butelczyny nalewki i winiacza. musimy mieć co pić!
    zaraz ruszam!
    inoooo którą drogą mam jechać do Cię?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Pićku ci u mnie dostatek, ale nalewki i winiacza przyjmę jako zadatek przyszłej biesiady. Trafisz do mnie prosto. Jak wyjedziesz z Kaźmierówki w kierunku Bagnoszyj, jedziesz do krzyżówki na Bargielonek i skręcasz w lewo na Gliniewice. W Gliniewicach na rynku wedle kościoła i parczku i masz ostatnią prostą. Nie skręć tylko w prawo na Paździerzownicę na rozjeździe. W Koszelewie jak miniesz chałupę Maciaszczyka (poznasz po pięknym aromacie), giees i chałupę sołtysa (to ta największa, oświetlona lampkami choinkowymi i lampionem w kształcie meduzy), to moja będzie Szeremeta, Kaczkowscy, Przyździuchy, Baciuk, piąta po lewo. Poznasz po blaszannych dwumetrowych malwach na gumnie, co ja je odkupiłem od Domu Kultury po Wystawie Rolniczej Działalności Ludowej i zamiaruję przerobić na maszynę do wyciskania moreli.

    OdpowiedzUsuń
  17. oł maj gad!
    to ja asfaltową drogą mam jechać!?!?!
    o jenyyy:)
    to może gumowce galowe ubiorę, co? i manadrynę wyszoruję.
    o ja Cię!!!

    :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No dzie! Asfalt, jeśli już się uprzesz tak to nazwać, jest tylko do Gliniewic, i to na przemian z brukiem. Spokojnie, tu u nas już swojacko, szutrówka jak się patrzy. Wałkowana dwie niedziele temu. Mandaryny nie myj, bo jak Szuwaśko będzie z klubokawiarni wracał i zobaczy, że się błyszczy, może pomyśleć, że to baniak od Maciaszczyka i benzynę Ci wypije.

    OdpowiedzUsuń
  19. w takim razie ruszam do Cię!
    4 słoiki ogórków kiszonych wzięłam, kilka butelczyn nalewek i win. No i chleb. Z jeszcze chrupiącą skórką :)
    aaaa i smalczyk do chlebusia :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nooo, to kiedyś będziemy opowiadać "Tydzień później, jak się przecklim, wokół walało się morze butelek i słoików po ogórkach, dookoła bawiła się cała wioska i pół Paździerzownicy. Znakiem mówiąc skądś się musieli dowiedzieć. Radziulis spał na parapecie, a Szuwaśko tańczył z taboretem kankana. O, taka to balanga była. Dzisiaj już takich nieroobiąąą".

    OdpowiedzUsuń
  21. Antoni jesteś jasnowidzem! Skąd wiedziałeś, że najbardziej lubię kawałki z brzega?!? ;D

    OdpowiedzUsuń
  22. Bo jestem jasnowidzem ;) I jeszcze jadłem tego kulebiaka, więc wiem, że ciasto jest fantastyczne, a z brzega go najwięcej.

    OdpowiedzUsuń
  23. Antoni, oj, ta reklama to brzmi jak zaproszenie żeby się z imprezą do nowego wątku przenieść :D
    A w ogóle to skąd Ty wiedziałeś, że w sobotę chcę kulebiaka robić? :)

    OdpowiedzUsuń
  24. A stąd, że jak tu powyżej skonstentowano, jestem jasnowidzem ;) A do którego wątku? Bo ja sierota jestem i nie czaję nic?

    OdpowiedzUsuń
  25. No do tego właśnie, panie jasnowidzu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  26. A widzisz, to tego nie przejasnowidziałem. Ja tam jestem za. To co, jutro? Peggy mandaryną dojedzie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. No właśnie doczytałam ;) To jesteśmy umówieni :D trza będzie gałązki u burru i oczka zostawić, bo znów będą po kałużach błądzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobrodzieju, jak już podałeś namiar dokładny na twoją kulinarna melinę to ja wpadam. Poznasz mnie po łysej pale i będę niósł w ręcach swych najlepsze białe kiełbasy a w butonierce szynkę parmeńskowatą będę miał zamiast husteczki.
    Co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  29. No właśnie, po ciemnicy zabłądzą i będzie Radziulis zmuszony w stanie wskazującym kasztankę zaprzęgać. A ona nie lubi kiedy on pije, ooo, nie lubi. Kąsa i wierzga.

    Aaa, uniżenie proszę, kumie. To ja dla niepoznaki będę przebrany za garbatą murzynkę w ciąży. Tak się rozpoznamy. Nono, niezła kompania się szykuje na łykend ;) Moc jadła i napojów.

    OdpowiedzUsuń
  30. Czesław Radziulis26 marca 2010 10:33

    Ojoj.. Antoni.. to się jedzenie i picie szykuje :) OOo musze ja obroku świeżego kupić, bedzie czym kasztankę przekupic.. toć kwiatów ona nie żre ;)

    Teraz tylko dłużej w polu ja robie...bo od wschodu do zachodu słońca.. a dzień dłuższy...
    A wieczorami bańki prostuje.. gumiakiem wale, bo ta (...) Maciaszczyk się (...) zrobił... Ot co!

    OdpowiedzUsuń
  31. Ciii, Czesławie, nie gadaj tak, bo jak Maciaszczyk to przeczyta, a wiesz jaki on honorny jest, to wypić, to my wypijemy, ale mleko od Pałąkowej.
    Za dużo Ty nie pracuj, bo dla Ciebie zapalenie zrobi się, czort. A nawet jak już, to energetyzujące płyny Ty w odpowiednich ilościach przyjmuj - te, które zawsze tak Ci dobrze w mojej chałupie smakują i pomagają. Aa, a wiesz, że Dekołuszko Ludwik zjeżdża do nasz?
    Nu, obroku Ty kup i zajrzyj do mnie z pólka wracawszy, przywitasz ze mną Peggy, Bareyę i resztę zacnej kompanii.

    OdpowiedzUsuń
  32. Czesław Radziulis26 marca 2010 11:28

    Ojjojj.. Antoni to i jakieś ludzie w chacie Twojej beda! No to ja gumiaki odświetne włoże, onucki przewietrze.. niech wiedzą, że u nas gości to z kultura sie przyjmuje.
    A z Maciaszczykiem... lepiej nie gadac Antoni...na bańki jakis się zrobił. Ja już gumiaka jednego na wiór zepsuł.. to i tera w dwóch lewych chodze... czort nadał. Kasztanka moja grzywo rzuca.., ślepia duże się jej robio... a i ja jakiś nerwowy... Chyba bez tego gumiaka zepsutego ja taki?

    OdpowiedzUsuń
  33. Aj tam, niedopity Ty jesteś i bez to nerwowy. A i kasztanka narowista, bo po woni Ciebie nie poznaje. Czuje odekolona na komary, a może i pastę do gumiaków zamiast śliwowincji, to duma może, że Baciuk wykraść ją chce.

    OdpowiedzUsuń
  34. Czesław Radziulis26 marca 2010 12:33

    Ojjj Antoni.. Ty mądrość Koszelewa jesteś!!! Ty gadasz lepiej jak ksiądz na sumie jak kazanie o wódce nam prawi... Czego on zawsze na mnie sie patrzy? To ja zawsze moją marynarke niebieską zakładam.. i gumofilcy mało noszone... mhmmm

    OdpowiedzUsuń
  35. No pewnie, Czesławie, że ja lepiej gadam, bo odwrotnie dokładnie, niż ksiądz proboszcz. On się na Ciebie gapi jak kura na oset, bo marynarka niebieska do różowych krótkich gatków nie komponuje się zanadto, a on estetyk jest. Jeszcze żebyś Ty do tego nie zakładał kwiecistej koszuliny, to może po kościach by rozeszło się. A tak, na kogo on gapić się ma jak większość chłopów w fufajkach takich samych? Ale nie martw się, na mnie też zerka jak ja chabrowy gajerek przywdzieję. W dodatku osatnimi czasy moich onuc zielonych w żabki w gumiaki nie chowam i one za mną powiewają.

    OdpowiedzUsuń
  36. Hehe... rewelacyjna relacja z pojedynku :-) U mnie w domu niestety kulebiaka nie uświadczyłem, bo jakoś nie zakorzenił się na tradycji. Ale Twojego chętnie bym skosztował. Pomyślę, a może na święta takowego upichcę??? Hmmm...

    OdpowiedzUsuń
  37. Podziękowawszy ;) Na Święta kulebiak - jak znalazł. Tylko według pierwszego przepisu, bo z tego poczochranego to jeszcze brukselka w pomidorach Ci wyjdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Antosiu!
    Lista gości gotowa?

    bo ja jadę - cały czas, z mej wioski do Twej wioski :)

    Nie zapomnij Basiuli z Prażynki zaprosić :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Czesław Radziulis26 marca 2010 18:08

    Ojojj to słoneczko juz zaszło.. a ja w polu. Buraki z kopca wyjmuje i sprawdzam czy nie zgnili one.. a jak u Ciebie Antoni buraki?. Zime przetrzymały?

    OdpowiedzUsuń
  40. Co za walka, co za emocje! A co po - na rozluźnienie mięśni? ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Peggy, pyrkaj pyrkaj, a ja zaraz zachroboczę w parapeta do Buruu. Zemfi widzę już jest, a Czesław buraki przesiewa.

    Czesławie, u mnie, dziękować Bogu, w temacie buraki porządek jak najlepszy. A u Ciebie co, zamokli? Oj, będą buraczane sesje poprawkowe!

    A na rozluźnienie, Zemfi, to samo, co dziś ;)

    OdpowiedzUsuń
  42. Antośku!
    jestem już za rogiem!
    widzisz mnie?

    mandaryna i przyczepka ze słoikami zapasów... no i Freda, mego turtlesa, musiałam zabrac. On ma ADHD, więc uważaj. Mnie poznasz po kapeluszu, czerwonych rajtkach, czerwonym płaszczu i włosach w kolorze mandaryny.

    Zemfi już jest? o ja Cię!
    ale będzie tulenie!
    Moja prywatna oczkownica!
    aaaa zapomniałam z mej kancelaryji wziąc oczkowicę pamiątkową dla Oczkownicy, ale mam rozetki. o!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  43. --> a tak w ogóle to powinniśmy założyc:
    1) fan klub Antośka
    2) bloga "Kumy z Koszelewa" <---

    OdpowiedzUsuń
  44. Czyli szlag trafił pozłacaną oczkownicę? Eh! A rozetka w jakim kolorze?

    A gdzie reszta kum? Pewnikiem przylezą spóźnione ciemną nocą

    OdpowiedzUsuń
  45. Oo, kogo ja tu widzę?! Rozgaszczajcie się, dziewczynki, polano do stołu.
    Khekhe, Kumy z Koszelewa... Dobre! Pomyślę o tym w przyszłym tygodniu, bo do niedzieli mam trochę pracy. Ale z tym fanklubem... Peggy, no weź. Wpadnę w samouwielbnienie i będę żądał po pińć złotych za wjazd do chałupy ;) Po co to komu, nie lepiej w dobrej kompanii napić się śliwowincji? No, ale my tu gadu gadu, a tu się utlenia. Dzie te dziołchy. I Bareya miał być, gdzie go nosi.

    OdpowiedzUsuń
  46. Aż pińć pozłacanych? I dlaczego pozłacanych, skoro one są srebrne? Wiesz co Jantoś,... my jesteśmy przeciwni komercji, wstrzymaj się jeszcze z opłatami.

    OdpowiedzUsuń
  47. Toż gdzie, ani mi w głowie! Chyba bym oczadzieć musiał, od takich gości mamony żądać, co to bardziej swoje są niż gości? To się nie godzi, taka krotochwila to była. Ale bloga śmiesznego można założyć.

    OdpowiedzUsuń
  48. witajcie, o rety, sie tu wyprawia :-)
    jak jest jeszcze Paggy z Fredem, to juz odlot - sie bedzie dopiero dzialo!

    no to co w tych posrebrzanych dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
  49. Noo, wreszcie rodowe blaszanne kubaski należytej termimnologii doczekały się! A w posrebrzanych dziś śliwowincja, ryżówka i smorodinówka. A dla konesrów inaczej - myszata, czyli łyskacz. Znaczy się Maciaszczyk raz tylko przepędził, dodał surowych drożdży i zaprawił karmelem. Od dżonyłokera nie odróżnisz, a różnica w cenie jest ;) A co salcesonik nie schodzi? Nie smakuje? Świeżuśki!

    OdpowiedzUsuń
  50. Teee Jantoś, a ile w sumie masz tych srebrników? ;)))

    Ja przed sobą brendę widzę. Ale ryżówką nie pogardzę. Co tam jeszcze masz do zakonszania? Ja salcesonna nie tykam. A w ogóle to dzisiaj post. Będę się umartwiać samym alkoholem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  51. to poprosilabym smorodinówka raz!
    i usciekac bede niestety sloneczka, ale mysle o Was caly wieczor :-)
    papa

    OdpowiedzUsuń
  52. Dobra dobra, tylko tak mówisz, a to wszystko wypić sami będziemy musieli.

    Zemfi, ja zawsze mówię, że najlepszym umartwieniem jest wypicie dużej ilości alkoholu. Zwłaszcza następnego dnia. Ale fakt faktem, piąteczek. To może ryba w kapuście? Ukradłem Kubie, wyśmienita. A o ło, i ser od Pałąkowej. No, pijcie, ptaszki, bo czegoś mizernie wyglądacie ;)

    OdpowiedzUsuń
  53. Rybka lubi pływać! - nada się do umartwiania ;)

    OdpowiedzUsuń
  54. Umartwmy się zatem. Eeech, siup.

    OdpowiedzUsuń
  55. Uuu, dobra ona, fakt faktem. A gdzie to nasze towarzystwo. Pogubią się, a potem się chwalą, ile to który nie wypił. A jak co do czego przyjdzie to co? Stara gwardia, czyli my, musi wszystkie buteleczki opróżniać żeby poruty na całą wioskę nie było. Peggy jak wybiegła za tym szalonym Fredem, tak i znikła. Żeby on tylko do Burej Baciuka nie pognał, szalony, bo go zeźre.

    OdpowiedzUsuń
  56. Eeeee! Turtlesy chyba nie rozwijają takich prędkości, co by ich złapać nie można było ;)

    Siup! Rybka pod szkiełko - zacna.

    OdpowiedzUsuń
  57. Mamuniu..., ale szaleństwo. Co tu się wyprawia?Gdybym wcześniej wiedziła, że tu kulebiak dają... to już dawno siedziałabym razem z Wami. Może jeszcze zdążę z mojego Nadmorza...??? Zastanie odrobina z boczku...? Ja tez nigdy nie jadałm

    OdpowiedzUsuń
  58. Siadaj, dzieciaku, nic nie gadaj, to znaczy gadaj, gadaj, tak się tylko mówi, podjedz sobie po długiej drodze i siorbnij ze stakana. O masz, Baśka blachie rodową zabrała.

    Zemfi, a może Peggy do Maciaszczyka na niuch trafiła, co? Ooo, to dwie niedziele nie wróci, jak nic. Jak on ją zacznie częstować, to hoho!

    OdpowiedzUsuń
  59. A bo ja wiem? poszła dziewczyna w noc i przepadła. A było jej siedzieć z nami. No!

    OdpowiedzUsuń
  60. No ja tego nie kumam, co przyjdą, to zaraz gdzieś zadzieją się. Może mają jakąś lepszą metę w okolicy? U Szuwaśki może?

    OdpowiedzUsuń
  61. Nieeee, kto takie urozmaicenie poczęstunkowe indziej znajdzie, niż u Czypraka, hę?

    OdpowiedzUsuń
  62. Ale ja siedzę, siedzę tylko cicho bo tę Twoją pyszność, Antoni smakuję:) Niekjoniecznie muszę popijać, bo ja z tych co nie popijają... jedzenia(;)), ale jak tu takie dobrości, takie srebra przez Basię przytargane to.... nie godzi sie zaproszenia nie przyjąć

    OdpowiedzUsuń
  63. Aaa, dobrze gadasz, u Maciaszczyka wszak! A to przechery! A to niedobroty! No, chyba że do remizy do Paździerzownicy na zabawę poszły. Ale nie, w remizie w Poście zabaw hucznych nie urządza się, tylko zwykłe popijawy. No to już nie wiem. A, co tam będziem myśleniem o ból głowy przyprawiać się. Nasze!

    OdpowiedzUsuń
  64. No właśnie, Ewelajna jak myszka tu. Wypij dwa stakanki, zaraz na stole potańcujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  65. Moni właśnie wołam, może zara przylezie :)

    OdpowiedzUsuń
  66. Ahoj :) Co tu u Was nowego? Widzę tłumy walą Antoni do Ciebie dzisiaj :-) Ja na momencik tylko dzisiaj ale podrzucam Wam agrestóweczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  67. o, patrz Oczku, jak to szybko biegłam, mało nóg nie pogubiłam :D Ale flaszę doniosłam :-)

    OdpowiedzUsuń
  68. Dobrześ, że nie uroniła ni kropelki. Szkoda by było ;)

    OdpowiedzUsuń
  69. No :) Obcasy połamałam (oj to fantazja mnie poniosła:D) ale flaszka cała :) Zdrówko :)

    OdpowiedzUsuń
  70. No, w końcu! Już się bałem, że sama nie znalazłaś tych sosnowych szczałek. A popijże, dzieciaku. O, dobra ta flasza! Dawajcie, podelektujem się.

    OdpowiedzUsuń
  71. A popijam :) A gdzież to reszta gości się zapodziała, takie tłumy były, a ja przylazłam znów na ostatki..

    OdpowiedzUsuń
  72. Ja właśnie idę się wytalapać.

    OdpowiedzUsuń
  73. Właściwie to miały być. Piwniczkę całą zastawiłem gąsiorkami. Nu, plany zmienili się widocznie.

    Zemfi, a to już miesiąc minął? Bo ja to ledwo tydzień po talapaniu. A nie, faktycznie, baby co dwie niedziele kąpieli zażywają zwyczajowo. A, to może być, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  74. Ot, podjadłam, popiłam... Antoni nie dorzucaj Ty pisatcji, kulebaka smak chce czuć, tej kolejnej szklaneczki juz nie dam rady...Ta jedna i dosyć... I tak sie zapuściłam... Tak daleko..., wracać mi trzeba - do roboty jutro...:(
    No, to bywajcie zdrowi i jak kiedy tak spontanicznie się... to.... wołajcie:)

    OdpowiedzUsuń
  75. No tak, ale weź jeszcze poprawkę na świnta :)

    OdpowiedzUsuń
  76. Oczku, przesadzaj Tym taplaniem, żeby nie poszkodziło Ci co aby..
    Antoni, to trzyamaj te gąsiorki, ja tyż zaraz muszę się ewaukować, ale zejdziem się jakoś, może w łikend się uda to będą jak w sam raz, mocy nabiorą jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  77. nie przesadzaj miało być oczywista ;)

    OdpowiedzUsuń
  78. A jak Cię wołać, Moniko? Bez blogaska, czy bez Fajsbuka kul światowo nowoczesnego?

    A, to pewnie różnice regionalne. U nas w Wielką Sobotę święcenie jajek, potem mycie... no, mycie, i są Święta. ;)

    OdpowiedzUsuń
  79. No coś Ty, Moni! Nie mam doniczek tyle, co by przesadzać ;)

    Ja to chyba po talapaniu udam się na spoczynek, brenda, ryżówka - trochę za dużo tego było. Ale łikend - być może.

    Cmok, cmok dzieciaki

    OdpowiedzUsuń
  80. Oj Antoni, a jak wolisz, te gałązki sosnowe na strzałki to sporawe widzę sieczesz, ja je dojrzę gdzie by nie były ;)
    A u nas na Świnta to tyż w sobotę - Wielka Sobota - Wielkie mycie ;)

    OdpowiedzUsuń
  81. Wiesz, teraz to już do gruntu prosto można, ciepło w końcu, doniczek już nie trzeba ;)
    Cmok i ostrożnie tam z tą z wodą, cobyś nie sikała w nocy (a nie, to chyba od ognia było ;))

    OdpowiedzUsuń
  82. Trzymajcie się, kochanieńkie, szczęśliwej podróży. A uważajcie, za Gliniewicami duża dziura po prawo, za zjazdem na Borsuczki. Do uwidzenia się.

    OdpowiedzUsuń
  83. Antoni, nie pij juz tyle, bo imiona Ci sie mylą...
    A mnie wołać to trzeba stanąć twarzą na północny zachód, albo jak kto woli zachodnie pomoże i... krzknać, ale tak zdrowo, rażno i rześko... i... powinnam przbyć, chyba że... nie usłyszę, ale to do skutku...
    To ja ku przybytkowi z wanną zmierzam. Całusy w czoło wszyskim Gościom pozostającym pod wpływem...:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  84. A co to wszyscy się dziś myją? Święto jakieś, czy co? Ha, znowuż Ewelajnie przykrość zrobiłem, wstyd dla mnie! Ooo, musi co z gąsiorkiem jarzębiaczku udać się przyjdzie i po ręcach całować! Ale bo zachować się to trzeba umić, tyle powiem, a nie więcej.

    OdpowiedzUsuń
  85. Za każdym razem śmieję się od ucha do ucha :) Antoni gubię się w Waszych komantarzo-rozmowach, dlatego częściej tylko obserwuję... Ale jestem, czytam i się zachwycam. Zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  86. Tośku!
    zawstydziłam się i razem z Fredem za mandarynką siedzieliśmy.
    noooo
    takie cuda nas ominęły. szok!
    :)
    ale już jestem.
    i nawet Poldka jest:)
    żono mojaaaaaaa
    :)
    toż to impreza dopiero się zaczyna:)

    OdpowiedzUsuń
  87. Noo, Polko, a kiedy Ty zachwycać się masz, kiedy Ty ZawszePolka jesteś? Zawsze chyba ;) Dzięki, dzieciaku, wpadaj na samo maciaszczykowe dobro do woli.

    A toś nieśmiała taka, Peggy, paproszku? Ot, gdyby wiedziałem, to bym tak hołubców śmiało nie wycinał. Amoże Ty mandaryny pilnowałaś żeby Szuwaśko benzyny nie wypił, biedaku?

    OdpowiedzUsuń
  88. no i się wydało... fakt, bałam się, że mi mandarynę Szuwaśko zakosi. Fred był w gotowości, by prychać na zbójów. No widły miałam z boku, na wszelki pożarny.

    Tośku, tak myślę o naszej biesiadzie. Niezłe towarzystwo się zebrało, co?
    pomyśl nad takim blogiem Twych kum. Może być ciekawie.
    :)

    Korzystając z okazji... (tu toast wznieść należy) za gospodarza - Antosia naszego! i za spotkanie!
    :)
    I póki jestem przy głosie i póki mam odwagę to wspomnieć muszę, że o oczkownicy pamiętam i gdy otworzę swoją własną kancelaryję to bez oczkownicy nie da rady. Rozetki też będą. Myślę, że pójdę w domieszkę granatu. A nity do oczkownicy będą złote, a co!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  89. A to było mówić! Toż Szuwaśko z mojego gumna nie kosi nic, chyba że procenty to ma! Aha, faktycznie, benzynka zagrożona mogłaby być.
    Że kompania niekiepska, to się wie! Zawsze taje!
    Drogo Karolu, hehe, blog, no tak. To będzie trudne. Aaa, może taka tablica ogłoszeń? Niee... A może... A może nie wiem? ;)
    Toast to ja zawsze i wszędzie przyjmuję jak księdza po kolędzie, znaczy się życzliwie i bez podtekstów. I wzajemnie, odwzajemniam odwzajemnieniem, że się tak lotnie wysłowię.

    OdpowiedzUsuń
  90. Antosiu,
    a może się przeniosę do Twej wsi?
    interes razem otworzymy.
    jakaś karczmę, co?
    :)
    i Baśkę ściągniemy i Poldka ... Oczkownicę :)

    OdpowiedzUsuń
  91. Oooo, toż to byłby dopiero paśnik! I innych dobrych ludzi wzięlibyśmy, i komuna! A nie, zapędziłem się, spółdzielnia :D Dla mnie to by się podobało się. Tirliryrli, ptaszęta by śpiewali, świnki by buksowały, a Łaciata na alarm by ratkami biła jakby co. Karczma? Tylko co by ci goście pili, gdybyśmy my uprzednio spotkanie na gumnie zarządzili? Maciaszczyk musiałby produkcję wznieść litrażowo.
    Ooo, ale Ty, Peggy, dobrze gadasz! ;)

    OdpowiedzUsuń
  92. Prażyńska Basia ma tajny magazyn nalewek i innych takich. Ja na mej wsi też :) poupychane zapasy.
    Możemy dwie stodoły na fabrykę zaadaptować. Tak na początek.
    Po 1 gr będziemy skupować butelki na wsi, by nasze magiczne płyny tam wlewać, te wyprodukowane w stodołach ociekających nalewkami wg. przepisu Basiuli.
    Oj Tośku! to by było...
    Ze Spółdzielniami mam złe doświadczenia, komuna brzmi lepiej.
    Ino muszę jakoś moje gospodarstwo przenieść do Ciebie. Całą moją rodzinę. Chłopa mego przekonac muszę, że ziemię naszą musimy sprzedać, porzucić nasze pole.
    Myślisz, że moja krowa zmieści się do mandaryny?
    a kury?
    to będzie przeprowadzka:)
    i ziemię kupię w Twej wsi.

    rozmarzona Peggosława:)

    OdpowiedzUsuń
  93. Oj, Peggosiu, Ty to masz głowę nie od parady! Toż taką metodą my monopolizacji naszej zagrozić moglibyśmy! A co ludziom dobrego zrobilibyśmy, ażeby syfu sklepowego nie pili, to i pomyśleć ciężko. Jak komuna, to komuna. Kupiłoby się materiału kwiecistego, poszyłoby się tuniki, chodziłoby się z rozwianym włosem i mówiło "pokój, bracie", albo nawet "daj łyka".
    Chłopa się spije i pod osłoną nocy przewiezie do Koszelewa. Rano wstanie, przetrze oczy, a my zdziwieni, że rodzinnej wsi nie poznaje ;) Krowę można prowadzić za mandaryną, a kury upchnie się pod maską. Szuwaśko i ja traktorkami z przyczepami przywieziemy klamoty, a Radziulis przy pomocy kasztanki - srebra rodowe. O, i damy radę! Jeszcze tak nie było, żebyśmy nie dali.

    OdpowiedzUsuń
  94. Motyla noga!Człowiek sobie spokojnie śpi, jakby nigdy nic, a tutaj biznesy się szykują, własna karczma, własna gorzelnia, hurtownia, hazjiajstwa i inne komuny, i coś tam itympodobne. A wystarczyło, że za oknem ciemno było.

    OdpowiedzUsuń
  95. Czort mnie podkusił z tym Antosiem...
    Weszłam i wpadłam.
    Jeeezuuu, czemu mnie nikt takiego kulebiaczka nie upiecze...

    OdpowiedzUsuń
  96. No właśnie Oczko, my tu śpimy a takie interesa się ubija :D Ale dobrze, dobrze, nie zapomnijcie tylko o sztandarowym produkcie, na który Antoś 3 baniaki śniegu nazbierał (Antoni, a może to już destylować czas, co?) ;)

    OdpowiedzUsuń
  97. Moi Drodzy!
    :)
    takie stadne życie, w takim towarzystwie to bajka:)
    w dodatku te trunki, te dania... :)
    no i wspólny interes. Karczma Kumów, pełna drewnianych stołów i ław, kraciastych obrusów i kamionkowych naczyń, z domowymi trunkami, z Basiową akcyzą:)

    alem się rozmarzyła:)

    :):):):):):):):):):)

    OdpowiedzUsuń
  98. Dobrze, że napisałaś o Burusiowej akcyzie. Bo szybko bez niej poszlibyśmy z torbami na pole ;)

    OdpowiedzUsuń
  99. akcyza była hitowa - prawda Oczkownico moja?
    i te etykiety... boskie wręcz :)

    Może po tym, jak wyciosam Ci pomnik z mydła takowy wyciosam też Baśce?
    i na "rynku" w Koszelewie stanie taki mydlany pomnik?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  100. Wuaśnie! Pomnik! Czekam i czekam... Pamietaj - mydło malinowe ma być ;)

    OdpowiedzUsuń
  101. pamiętam pamiętam.
    Szukam sporego bloku malinowego mydła.
    myślisz, że to łatwe zadanie?

    Antoś!
    rób miejsce na rynek w Koszelewie:)
    jutro przyjadę ciągnikiem i powywozimy to, co wadzi realizacji naszego planu.
    już patykiem na piachu, przed mą stodołą rozplanowałam całą budowę:)
    nie ma na co czekać.
    jutro ruszamy!

    OdpowiedzUsuń
  102. Ależ pyszne pyszności.
    Uwielbiam kapustkę z grzybami, a kulebiak brzmi przecudnie. Uwagę, podaję adres, pod który należy wysłać przygotowany i cieplutki, taki prosto z pieca.
    Notujesz Antoni? :D
    Wyścig chuderlaków do kulebiaka piękny :D Reklamę koniecznie trzeba zamówić :)

    OdpowiedzUsuń
  103. Czesław Radziulis27 marca 2010 14:53

    Ojoj.. i uciekła... setka mi uciekła...W kopcu zasnałem w burak się otuliwszy.. Echhh a mogłem mieć trzy...

    OdpowiedzUsuń
  104. O, widzę, że w czasie kiedy w piwniczce porządki wiosenne robiłem, Wy tu dajecie radę. O, i Czesław przecknął się. Czesławie, Ty stodołę drugą stawiać chcesz, że tyle tych buraków hodujesz?

    Zemfi, ciemno to przyjemno, nie? Niecodziennie zawiązują się komuny. Trzeba będzie do wójta uderzyć żeby coś z gminnych zapasów na przetarg wydał.

    Mamamarzyniu, ja dla Ciebie upiokę! Ja tam uczynny jestem i dwa razy na imprezę prosić się nie dam.

    Moniko, ja już jego wysezonowałem i do Maciaszczyka zatargałem.

    Dziewczyny, to jest świetna myśl. Letniki i konesrzy będą do nas zjeżdżać z całego powiatu, a może i województwa. I jakie fajowe towarzystwo! Już nie będziemy z Radziulisem jak te ostatnie śliwowincji chlać, tylko raczyć się w doborowym gronie. Ooo, wioskę moją widzę ogromną! Peggy, nie wiem tylko, gdzie ja znajdę miejsce na rynek. Toż wioska nasza za mała. Ale faktycznie, nie ma co czekać. Biorę Radziulisa z kasztanką, Szuwaśkę z traktorkiem (a nie, Szuwaśko na zabawie w remizie był, to nieżyciowy on dzisiaj silnie) i oczyszczamy teren pod budowę. Dobrze, że przyjeżdżacie, pomożecie koniczynę siać. Ach, i ja się rozmarzyłem. To by było niekiepskie: tak żyć sobie, zajmować się robieniem nalewek, uczestnictwem w spotkaniach koła dyskusyjnego "Kumowe Bajanie", prowadzeniem jakiejś karczmy z wyszynkiem, może hotelu dla tych, którym napoje zanadto posmakują, sklepiku... Ech...

    Magento, tak, wziąłem kawałek gazety, kredeczkę i z uwagą zapisuję. Reklama dostępna w każdej chwili, polecam, gdyż ponieważ jest ona wichajstrem handlu, jak mówi porzekadło.

    OdpowiedzUsuń
  105. Sianie koniczyny i malowanie trawy. No i świniaki trzebaby wyszorować jakoś tak świntecznie.

    OdpowiedzUsuń
  106. No, prosiaki naturalnie też. Może by im ryjki jakoś odświętnie pomalować? O, dobrze, że pomoc w drodze.

    OdpowiedzUsuń
  107. I czerwone kokardki zawiązać. Jantoś, założysz muchę?

    OdpowiedzUsuń
  108. No toć ba! Zawsze na Święta zakładam, a po 10 minutach mówię "Wszyscy zobaczyli, że byłem w muszcze i w gajerku? To se to zapamiętajcie, bo następne święta dopiero za pół roku".

    OdpowiedzUsuń
  109. Przynajmniej czują, że świnta, no nie? No bo gajer chyba pachnie?

    OdpowiedzUsuń
  110. Jak pachnie, to pachnie. A jak nie, to siadam w drugim pokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
  111. Ale chyba i tak wtedy sam wybijasz rytm dla przechyłów?

    OdpowiedzUsuń
  112. Cóż, przechyły swój rytm mieć muszą, to coś tam tuptam.

    OdpowiedzUsuń
  113. w starym kufrze, na strychu miałam wstążek worek. Szukałam kilka godzin i mam.
    Teraz musimy nasze prosiaki zapędzić w jedno miejsce i popętać je tymi wstążkami. Kokardki muszą mieć.
    I sukienkę muszę z szafy wyciągnąć i kwieciste gumiaki... a i kufaję w mysimi cipkami.
    Będę elegancka, jak nic!
    A Grażynka gdzie?
    nie przyjedzie do Ciebie?
    A Basia? Miała pozować do pomnika z mydła - czekoladowego.
    Mam nadzieję, ze padać nie będzie, bo nam się (w)pieni pomniczek :)
    idę posilić się kaszanką. swojską.
    muszę mieć siłę!

    jutro zbiórka na środku wsi?

    o!

    OdpowiedzUsuń
  114. Ha, tu się działo pod moją nieobecność ! Do koszelewskich kum się przyłączam a i do interesu chętnie. Mogę wypiekać placki drożdżowe w różnych wariantach a na popitkę proponuję moją wiśniówkę a zwłaszcza te wisienki, co procentami nasiąknęły !
    Na zbiórkę jutro na środku wsi się stawiam !

    OdpowiedzUsuń
  115. nooo Grażynko, myślałam, że zbłądziłaś gdzieś!
    placki drożdżowe? dla mnie bomba.
    nie wiem co na to Tosiek, ale sądzę, że to będzie deser dnia w koszelewskiej karczmie:)

    bez wiśniówki nie ruszymy, o nie!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  116. O, to widzę, że kumy już tu dziś planują a planują - to Koszelewo, to ja widzę, najpiękniejsza wioska w kraju (a co tam w kraju - na świecie) - raj istny będzie! Na zbiórkę się stawiam, aroniówkę jak przytacham dobrze będzie?
    Peggy, witam się, bo myśmy to się chyba na tym gumnie antosiowym jeszcze nie spotkały? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  117. To ja proponuję po sumie przed gieesem. Dobry punkt orientacyjny, a jak ktoś będzie wcześniej to se inicjującego winiacza łupnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  118. a kto będzie?
    trzeba listę zrobić i ustalić po czym się poznamy!
    ja będę na 100%. Poznacie mnie po rudych kudłach, gumiokach w kwioty i po Fredzie na wstążce. O!


    Ps. Moniu! jutro się wyściskamy na rynku:) w Koszelewie:)

    OdpowiedzUsuń
  119. No, jak po sumie, to żeby się czasem ktoś kazaniem o zgubnych skutkach picia nie przejął... Bo nam się humory popsują :)

    OdpowiedzUsuń
  120. Ja jak zwykle będę przebrany za garbatą murzynkę w ciąży. Jako znak rozpoznawczy - rura wydechowa od trabanta przewieszona przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  121. Mnie łatwo poznać, bo mnie jest dużo w każdym wymiarze... W niedzielę na sumę to ubieram rudą skórę. Jako znak rozpoznawczy wezmę wałek do ciasta pod pachę.

    OdpowiedzUsuń
  122. Oho, Ty z wałkiem, ja z rurą, żeby nas ksiądz proboszcz za jaką bojówkę miłujących inaczej nie wziął.

    OdpowiedzUsuń
  123. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  124. matko ile komentarzy! toć do jutra bym tego nie zdążyła przeczytać!
    skupię się (albo lepiej nie bo będzie śmierdziało) na kulebiaku, oj dobry to on na stówę był!

    OdpowiedzUsuń
  125. Ło, ja powiem więcej: on był dobry na sto pińdziesiąt! Większość komentarzy to wczorajsza impreza. Nie powiem, piło się, a i wesoło było, bo same dowcipne dziewuchy tu goszczą, co mnie bardzo cieszy, bo poza jedzeniem i piciem maślanki to ja najwięcej lubię się śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  126. I coś się te dowcipne dziewuchy co i rusz po kątach rozpełzają zamiast siedzieć i dowcipkować :D

    OdpowiedzUsuń
  127. A, to insza inszość. I szkłem blacha rodowa przesiąka...

    OdpowiedzUsuń
  128. o w morde, trzepneliscie 80 komentarzy z Pola i Karola (wow!), no musialo sie dziac, czytac to 2 dni pozniej to juz nie taka zabawa, wiec prosze moze ktos w skrocie napisac mi co sie dzialo i czy jest jakis plan ze sniegiem co u Antoniego stoi zapuszkowany?

    Ogolnie jestem niedospana itp. ale kubeczek blaszany na dobre spanie postawie :-)

    OdpowiedzUsuń
  129. "A Basia? Miała pozować do pomnika z mydła - czekoladowego." - i oczywiscie sie ze mnie smieja, no mam z Wami :-) O co chodzilo z tym pomnikiem?

    Troche mi smutno, bo nie bylo mnie z Wami pod geesem, a czuje ze sie dzialo, wystrojeni musieliscie byc ze ho, ho!

    No to choc Was pozdrowie :-)

    OdpowiedzUsuń
  130. W skrócie: zakładamy komunę, otwieramy karczmę i robimy biznesy nie tylko na śnieżynówce, ale mackami oblepiamy te części gospodarki, które w przechylanych inspiracjach wydadzą się dla nas jedynie słuszne.

    A w tak zwanym międzyczasie - tradycyjnie - obalamy.

    OdpowiedzUsuń
  131. Oczku, dziekuje Ci ogromnie zes mie to wszystko wytlumaczyla, bo pogubilam sie szybko.

    Czyli plan na biznes jest, to podstawa, no to suip z anasza przyszlosc!

    A jak rozmowy na gorze i nie-gorze?

    OdpowiedzUsuń
  132. A bo widzisz, Buruś - Mój Menażer Peggosława zobligowała się do wyciosania mi pomnika z malinowego mydła za moje artystyczne zasługi i za szyldzik, który to jej wykoncypowałam i potem podjęłam się w swej artystycznej wizji do wykonania. Szyldzik wisi od stycznia, a pomnika jak nie było tak nie ma. Dlatego ten Twój czekoladowy, też póki co, stoi pod znakiem zapytania ;) Czy ktoś wie, gdzie znak zapytania ma tę miejscówkę? ;))

    OdpowiedzUsuń
  133. Taje, jedynie słuszne! Baśka, nie czytaj, zwłaszcza, że Zemfi pięknie wszystko streściła. Peggosia wpadła na pomysł żeby to spisać i zarzucić w formie relacji. Co też mam zamiar uczynić, gdyż za dużo dobrych pomysłów się urodziło żeby tak w komentarzach spały. Nie wiem, czy do Świąt mi się uda, ale spróbuję.
    Pomniczek? A to przed gieesem chyba, bo tam i przystanek pekaesu, i dużo ludzi chodzi, i poszerzenie drogi jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  134. Rozmowy? Wciąż trwają Ma Jagódko. I na razie się nie zanosi na koniec. Póki co wpadam w rutynę ;)) Tylko ten tydzień na razie jawi się jakiś taki...niezagospodarowany ;)

    OdpowiedzUsuń
  135. Ahoj :) I jak tam, spotkanie po sumie było? Bo się zabłąkałam w tym koszelewie i na rynek nie trafiłam..

    OdpowiedzUsuń
  136. O Moni! długo błądziłaś, bo suma to już jakiś czas hoho temu skończyła.

    OdpowiedzUsuń
  137. No błądziłam, błądziłam i w końcu stwierdziłam że idę do Antoniego, tu trafiam i po omacku a wiedziałam że kogoś spotkam ;)

    OdpowiedzUsuń
  138. Ahoj Monika! :-)
    A to po sumie mialo byc, no i Peggy byla? CZyli Antosia nie tak latow znalezc?

    Pomniki rozumie maja byc dwa, malina, czekolada - mniam...

    Powodzienia Oczku w rozmowach itp.!

    OdpowiedzUsuń
  139. Basia, no Antosia to łatwo właśnie ;) Gorzej z tym koszelewskim rynkiem, bo to chyba na rynku miało być.. Czy pod gieesem może?
    Ty nie mów mniam póki nie spróbujesz - to z mydła chyba miało być :)))

    OdpowiedzUsuń
  140. Pod gieesem, a jakze :-) Juz doczytalam a i Oczko mi pomoglo. czyli mowiz ze nie tak latwo sie tam zorientowac...

    Wiesz, jestem fanem czekoladowego mysla i powiem Wam w sekrecie (o juz widze, ze bedziecie miec z czego sie smiac;) ze zaluje ze takiego mydla ladnie pachnacego sie nie je :D

    OdpowiedzUsuń
  141. Może to jest myśl na kolejny produkt koszelewskiego przedsiębiorstwa? Jadalne czekoladowe mydło, z witaminą musowo (i jak znam życie to pewnie i z procentami..)?

    OdpowiedzUsuń
  142. Bez procentów się nie liczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  143. no to mamy kolejny pomysl na nasz produkt!
    oj trzeba to zaczac spisywac, moze by tak po prostu znamrnowac kropel nalweki kilka i dodawac takowa do mydla - wiem, brzmi to jak rozpusta i niezdrowa fantazja, ale moze ten niesklarowany osad da sie wykorzystac? :-))

    I siup! na doba noc!

    OdpowiedzUsuń
  144. A z osadu zrobić esy floresy. Mydło we wzorki - to będzie hicior sezonu! ;]

    OdpowiedzUsuń
  145. O, widzę, że sobie radzicie. W piwniczce byłem, szukałem trzyletniej cytrynówki na święta. Musi gdzieś tu być, chyba że Szuwaśko wychlał, bo on łasy na rarytasy. Słuchajcie, moje wy janiołki, od jutra postaram się zacząć czytać zapisy naszych tu i ówdzie spotkań. Zbiorę wszystko i będzie po wsze czasy, bo nadzieja umiera ostatnia, a dopiero trzy dni później internet.

    OdpowiedzUsuń
  146. "Zbiorę wszystko i będzie po wsze czasy, bo nadzieja umiera ostatnia, a dopiero trzy dni później internet. "

    Amen. Płodny bądź aby. No to rozchodniaczek, bo ja w kimono się udaję.

    siup

    OdpowiedzUsuń
  147. O to to, nic się nie zmarnuje, 100% ekologicznie!
    No Antoni, to chyba powieść w odcinkach będzie, co? W dodatku do weekendowego wydania Koszelewskich nowin np by się mogła ukazywać ;)
    No to siup i dobrej nocy kwiatuszki i do zobaczenia :-)))

    OdpowiedzUsuń
  148. Nie smiem drwic sobie z ekologii, ale mysle ze wlasnie na ekologie musimy postawic, snieg najprzedniejszy, najlepsze resztki nalewkowe!
    Wiesz Monika, zanioslam nalewke do piwnicy, zeby mnie nie draznila:)

    A dzis nie ma klabingu?

    OdpowiedzUsuń
  149. Jak nie, ja tak! Co tam dzisiaj mamy? Ja dzisiaj w temacie żurawiny, to i żurawinówkę stawiam.

    OdpowiedzUsuń
  150. Aa, niby Wielki Tydzień, ale wirtualnie to chyba można, nie? No to namówiłyście. Żurawinówki i ja bym.

    OdpowiedzUsuń
  151. No właśnie robimy go Wielkim ;)))

    OdpowiedzUsuń
  152. Basia, Ty do piwnicy, a ja na najwyższą szafkę :D
    Oczko, aleś Ty dziś żurawinowa :)
    Antoni, można chyba ;-) To co, wystawisz blaszaki srebrne? :-)

    OdpowiedzUsuń
  153. Czek, tylko muchi wygartnę. Naszli, bo pozawczoraj ja krupnik piłem. Żurawinki są w dechę. My też, więc polewamy.

    OdpowiedzUsuń
  154. Muchi? Czyli wiosna :) A muchom też się coś od życia należy, niechby i krupniku kapka!
    To zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
  155. Na razie tylko owocówki, ze stryszku. To pod te muchi!

    OdpowiedzUsuń
  156. Moni, tak mnie naszło, to idę za ciosem :)

    Jantoś, stworzeniom bożym szkodujesz?

    OdpowiedzUsuń
  157. Ja tam dla nikogo nie szkoduję, ale one potem w przełyku wierzgają i mgli ;)

    OdpowiedzUsuń
  158. I bez muszek czasem mgli. A one chociaż uciechę mieć będą.

    OdpowiedzUsuń
  159. Oczko, i słusznie - żurawinki dobre i zdrowe, jak ten śnieg ;)
    Antoni, no bo to trza tak po kropelce dla każdej muszki, jak dla żabek z onucy i już, a nie samemu muszki z krupnikiem konsumować.. I muszki zadowolone i nie mgli :-)

    OdpowiedzUsuń
  160. mgli powiadacie, zastanawiam sie czy to na wzrok szkodzi, czy na smak?

    a muchli jak najbardziej natural, trzeba jaka potrawe (mydlo) z nich trzepac, niech naszym haslem stanie sie "lepiej zjesc i odchorowac nizby mialo sie zmarnowac" :-)

    to zurawinowki lyk!

    OdpowiedzUsuń
  161. Buruś, Ty będziesz naszym pijarem ;))

    OdpowiedzUsuń
  162. No, kropelkę to można.
    NIc nie szkodzi, pomaga! Bo to zdrowotne pićku jest, ekologiczne. Jestem za tym hasłem, dodam tylko drugą linijkę:
    "lepiej zjesc i odchorowac nizby mialo sie zmarnowac
    żeby tylko świeże było, po chałupie nie łaziło"

    OdpowiedzUsuń
  163. Oczku, ja kompletnie sie do pijaru nie nadaje, al eczasem cos sie wymsknie :-)

    "po chalupie nie lazilo" czyli muchi martwe i ser nie za bardzo dojrzaly? :D

    PS. Pisalam u Moniki, ze koniecznie musimy przy sniezynowce pamietac, ze pierwsze sorbety byly ze sniegu, ci Rzymianie to mieli nosa!

    OdpowiedzUsuń
  164. O, hasło jest w deseczkę i jakie adekwantne - to za to hasło! :-)

    OdpowiedzUsuń
  165. Za haslo!
    Niesty pirwsza czesc hasla zaslyszana, nie jestem taka zdolna :-) ale utrawalanie i przekazywanie to tez cos, nie?

    OdpowiedzUsuń
  166. A jakże! Wasze zdrowieee! I spadam.

    OdpowiedzUsuń
  167. Zasłyszana czy nie zasłyszana - jak ktoś się o prawa autorskie upomni to damy flaszkę śnieżynówki i będziemy na czysto - jeszcze nam pewnie co więcej zrymuje zainspirowany nektarem koszelewskim ;)

    OdpowiedzUsuń
  168. Ale ta nasza śnieżynówka to czysta jest? ;)

    OdpowiedzUsuń
  169. A bo ja wiem? Z witaminą.. Tu się musi jakiś spec wypowiedzieć.. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  170. Oczywiscie, sniezynowka nasz skarb!
    Juz obiecuje nie korzystac z cudzych tekstow, ale ten byl tak dobry, ze nie moglam sie powstrzymac, Antoni go na szczescie udoskonalil :-)

    :* na noc!

    OdpowiedzUsuń
  171. Nasz nadworny chemik sobie klabing własnie urządza. Buuuuuuruś! chonotutaj!

    OdpowiedzUsuń
  172. No przecie Burus jest wszedzie :-) jestem, jestem i z balszaka popijam!

    OdpowiedzUsuń
  173. To jak z tą czystością śnieżynówki? Jak z witaminą to czysta, aromatyzowana, czy jeszcze jaka inna?
    A jak z blaszaka to siup!

    OdpowiedzUsuń
  174. Czysta aromatyzowana, wzbogacona witaminami ;)

    OdpowiedzUsuń
  175. Czysta aromatyzowana, wzbogacona witamina, no ba!

    To po malutkim na dobre spanie :-)
    papa

    OdpowiedzUsuń
  176. Siup, Moje śnieżynki. Spokojnej.

    OdpowiedzUsuń
  177. Na dobre spanie i niech się Wam przyśni coś ładnego :-)

    OdpowiedzUsuń
  178. Mniam! Zjadłabym!
    Zapraszam do mnie na nowy blog:
    http://cudaicudenka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń