środa, 2 grudnia 2009
Krewetki jako źródło uciech
Teraz mam chwilę szczerości i powiem całą prawdę o krewetce: wygląda jak jakiś fuj. Ale jaki smakowy! Żryć, nie umierać! Kiedyś powiadałem, że robaków i zepsutej żywności nie jadam. Ze srami tak mi zostało (choć coraz mniej, bo od jakiegoś czasu razem z dobrym starowinkiem lubię zarzucić do przewodu pokarmowego trochę pleśni), a do krewetek przekonałem się ze wszystkim i na zabój. Najgorsze, a może najlepsze, że kiedy rozchełcham podwójną koronę na mojej nowiuśkiej emailowanej gazowej kucheneczce żeby powokować, to zawsze robię te krewetki w ten sam sposób. Szkoda mi próbować innych metod, bo i tak zaraz stęsknię się za tym smakiem. Wesoło wyglądają te robaczki jakby im, pomarańczowiutkim, było dobrze w woku. Przepis jak nic skądś ukradłem, ale skąd - ni chuchutki nie powiem, gdyż dawno temu to było, a pamięć mam jak miś pluszowy po trepanacji widelcem. Ano to kto w robaku ma ukontentowanie, niechaj się oblizuje razem ze mną.
Składniki:
▪ 0,5 kg średnich krewetek (ja używam mrożonych),
▪ 8 ząbków czosnku,
▪ 2 cm świeżego imbiru,
▪ sos ostrygowy,
▪ sos sojowy,
▪ chili,
▪ przyprawa pięć smaków,
▪ cytryna,
▪ pęczek szczypiorku,
▪ łyżka masła.
Krewetki przelewamy ciepłą wodą na wypadek gdyby miały na sobie chytrą warstwę lodu, która - jeśli rozpuści się na patelni - zrobi nam zupę. Gazujemy maksymalnie i do nieprzytomności rozgrzewamy woka. Kiedy ledwo zipie i nawet już mu się nie chce dymić, polewamy oliwą, która z kolei da pokaz dymienia. Wrzucamy poplasterkowany czosnek i posiekany imbir, ale nie wysmażamy ich długo, bo w try miga sczernieją. Dorzucamy krewetki. Napawamy się wspaniałym aromatem, bez ustanku mieszając. Po dwóch minutach dodajemy przyprawę pięć smaków, chilli, skrapiamy suto sokiem z cytryny albo winem ryżowym (wolę cytrynę ze względu na aromat, którego jestem fanem), polewamy słodkim sosem ostrygowym i sosem sojowym. Ja używam ciemnego, bo nadaje ładny, głęboki kolor. Ilość według uznania, trzeba tylko pamiętać, że to jedyne źródło soli. Ot, po kilka łyżek jednego i drugiego. Teraz pozostaje poczekać aż sos się zredukuje i skarmelizuje. Trwa to tylko chwilę, bo cały czas gazujemy ile wlezie.
Wrzucamy łyżkę masła, wyłączamy gaz, posypujemy pociętym grubo szczypiorkiem i chwilkę mieszamy aż masło się rozpuści. Wykładamy do miseczki i palcyma po jednej wyszamujemy trzymając za ogonek i zagarniając kawałki szczypiorku i czosnku. No cie nie mogie! Smak krewetek, imbiru, czosnku, a wszystko na słodko-kwaśno-ostro, o maślanym orientalnym posmaku. Jest to bardzo radosne i wesołe danko. Przekąseczka właściwie. Samo rychtyk na jesienną deprechę kiedy nic się nie chce. Butelka fajnego lekkiego winka i cały świat może nam wiecie gdzie skoczyć.
Oprócz szczypiorku można nawrzucać pokrojonego na zapałkę ogórka, posiekanej kolendry, pietruszki, bazylii albo innego zielska i zrobić zielone szaleństwo. Do uwidzenia się z miłym państwem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
alez pysznosci te swinstewka!!!
OdpowiedzUsuńja podobnie mam,robie czesto wg roznych przepisow ,a i tak najbardziej lubie wracac do mojego najprostszego przepisu ,czyli krewetki obsmazyc na masle ,dodac sporo czosnku i pietruszki zielonej,do tego kawalek bagietki i niebo w gebie.....
Pozdrawiam :)
Pyszne te orientalne krewetki! Zapisuję do wypróbowania bez dyskusji :)
OdpowiedzUsuńToż i u mnie jest wielka ucieka jak krewetka gości na stole...może nie jest taka czosnkowa, ale zapewniam ,że też smaczna i idealnie pasująca do wina:)
OdpowiedzUsuńJa tylko u znajomych objadam się krewetkami. Staram się nie mlaskać, tylko oblizuję się ladnie. Sama nigdy nie miałam śmiałości żeby krewetki w domu zrobić. Czas na zmiany. Przepis Antoniego pojdzie w ruch.
OdpowiedzUsuńwww.kucharzytrzech.blogspot.com
Dobre robale nigdy nie są złe, o! A takie na masełku z białym winem... No weźże Antonio - jeść ciemną nocą mi się zachciało!
OdpowiedzUsuńFaaajnie, że się wam podoba. Powodzenia w przyrządzaniu robaków i niech was nie pogryzą ;)
OdpowiedzUsuń