Dziędobry się z Państwem dokładnie i wylewnie wszelako, i właściwie wiem, że to, co robię, jest gupie, ale nie poradzę nic, taka, momen momen, karma. Naszła mnie dziś jakaś głupawka i razem z weną przyszpilili mnie, łajdaczki do gleby. Założyłem ja bloga i koniec. Wszyscy mają blogi i piszą, mam i ja. Ma on być kulinarny, ale jak tak dalej pójdzie, to nikt tych głupot nie będzie chciał czytać i stanie się blogiem o polityce. Wtedy nawet ja nie zdzierżę i zacznę oglądać "M jak Mamienie Muflona".
Będę próbował tu majaczyć o tym, co dzieje się w mojej kuchni. No, o tym, że obierki od kartochli do kubełka nie mieszczo się to nie, ale o innych takich, ciekawszych. O tym, że kupiłem kuchenkę gazową, już wiecie, bo w nazwie stoi. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, to stara (ale nie ślubna moja, tylko kuchenka stara, na wyngiel, no ta z powymał... połym... z uszkodzonymi fajerkami, wiecie) stoi popod chałupą i rdzewieje. Bierzta, co chceta, ale nóżki ostawta, bo podperłem koryto dla warchlaków.
Będą tu prezentowane przepisy moje własne, krwią, potem i kacem okupione, ale też wyszperane w sieci i w gazetach (chyba że bumagę zużyję wcześniej do machorki - o ile zacznę kurzyć), a także te z kajetów sąsiadki mojej, Pałąk Haliny.
Pałąk Halina żyje trzy chałupy dalej w stronę wilii sołtysa. Dziecków ma ze trzynaścioro chyba. A nie, dwanaścioro, bo Gienek, najmłodszy jej, latem pod snopowiązałkę wlazł i tyle go widzieli. Poturlał się tylko w tych drucikach i oohohoo, co się stary Pałąk namęczył żeby prowadnice naprostować, to i opowiedzieć się nie da. Do samej Sprośli traktorem pojechać musiał żeb mu łożyska z rdzy oczyścili! Bo to rdzewieje wszystko jak się kto wkręci, heej, rdzewiejee... Łońskiego roku jak Pałąkowa kaczki biła i czerninę warzyła, to durszlak jej ze wszystkim na czarno od tej juchy kaczęcej zaszedł, dziury porobili się takie, że nie szło makaronu cedzić dla dzieciaków do zupy mlecznej na śniadanie, wiecie, takiej ze skwarkami i baranim łojem, co je u nasz na ziemi gliniewickiej na zapusty robią.
O masz, zagajać ja miał, a o Pałąkowej durszlaku prawię. Nu, o łoju było, i o kaczej krwi, i o zapustnej zupie. Niby podchodzi to pod kulinarną tematykę, ale ja nie o tym, panie, ten tego ten. Ta Pałąkowa, to ona kajet gruby z przepisami maminymi ma. Miała dwa, ale jak jej stary zapił na święty Józef i ogień zaprószył, to tego drugiego nie zdążyli wynieść jak się chałupa paliła. Ten, co go Pałąkowa uchowała, to w kuferku z koralami z odpustu trzymała, i jego, tego kuferka znaczy sie, wytargali najsampierw, to się ostał. Kajet niby. A w nim same mądrości ludowe się mieszczą się. W połowie nieczytelne, bo to kartki potłuszczone jak jasna cholera, ale Pałąkowa pamięć dobrą ma i wszystko przepowiada. Z boską pomocą, poradzim.
Wrrrróćć! Miał być wstęp do bloga. Owóż... A co ja tu będę pisał, kto taki długi wstęp przeczyta! Jutro zapodam Wam, jak się robi tołkanicę z omastą na kluszczanicy od pierogów. Da i budzie.
poniedziałek, 11 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:) Bede tu zaglądał
OdpowiedzUsuńHe he he.. no dziń dobry.
OdpowiedzUsuńJak rozumiem, gotowanie na gazie nie oznacza że blog przeznaczonych jest tylko dla tych którzy korzystają z dostaw gazociągu Jamalskiego ;) Ci którzy używają płyt grzejnych tez mogą?
A "gaz" to .. raczej coś innego ;) bo jak wiadomo wtedy się śmietana nie warzy... ;)
Nieee, to aszybka, bo akcja była zbyt szybka. Kiedyś wymyśliłem taką krotochwilę, że lubię gotować na gazie. Przypomniało mi się to teraz jak zakładałem tego bloga, tylko zamiast "gotowanie" wklepałem "kuchnia" i jest kupa. "Gotowanie na gazie" jest zabawniejsze. Właśnie kombinuję, co z tym zrobić.
OdpowiedzUsuńA toć i ja o niczym innym nie myślałem. A tak na marginesie, jakbyś na gazie zakładał stronę.. to i nazwa byłaby prawidłowa .. i śmietana by się nie zwarzyła :)
OdpowiedzUsuńoo to to.. społeczeństwo się domaga!!! ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, strony o gotowaniu na gazie to trzeba zakładać na gazie. A tak, nazwa głupia, śmietana zwarzona... Po obrządku pójde ja bez płot do Gargułki na kielicha, coś obmyślim. Czuł ja wczoraj jak z klubokawiarni wracał, że Gargułka nowe produkcje uskutecznił. A nie, po obrządku muszę jeszcze naciosać kołecków. Palisandę będę ja robił, bo mnie letniki gumno zadeptują.
OdpowiedzUsuńTera to mnie zatrzensło-przepisy własna krwia i kacem okupione-a moje męczarnie to co?asystentu tez jak psu buda należny kawałek tej chwały
OdpowiedzUsuń